Kilku ostatnich komentatorów prosiło, bym przedłużyła serię, jeszcze jej nie kończyła i tym podobne...
Otóż podzieliłam ostatni part na dwie nierówne części. Nierówne, bo ta ostatnia będzie dłuższa niż obecna. Jest dość krótko, ale mam nadzieję, że i tym jakoś się zadowolicie. Nic więcej nie mogę zrobić, gdyż rozciąganie fabuły jest tu zupełnie niepotrzebne, a i w końcu stanie się nudne. Wybaczcie! (;*´Д`)ノ
Dziękuję za 12 komentarzy. To miłe, ujrzeć jakąś dwucyfrową ilość komentarzy, czego dość dawno nie było~
Miłego czytania (i komentowania).
_______________________________________________________
Już wieczór. Wszędzie widzę ciemność. Leżę. Nic nie robię, gapiąc się w odległy, niesprecyzowany punkt. Mam ochotę płakać, jednak nie robię tego. Nie daję rady. Nie mam siły płakać. Kanaliki łzowe zatkały się, oczy stały się suche i nic nie widzą. Są ślepe na piękno świata. Mam ochotę zniknąć, umrzeć, rozsypać się. Czuję, jak niewiele mi do tego brakuje, jednak wciąż brak mi jednej, jedynej cechy do osiągnięcia tej urojonej doskonałości - odwagi. Moja głowa, niezdatna do myślenia i użytku, przepalona, jest ogromna. Od natłoku myśli, których na chwilę obecną nie chcę do siebie dopuścić za wszelką cenę.
- Kou-kun? – słyszę ciche nawoływanie swojego imienia. Nie zwracam na nie uwagi, całkowicie skupiając się na patrzeniu w ścianę. – Kouyou, porozmawiajmy… - czarnowłosy siada na brzegu sofy. Unikam kontaktu wzrokowego.
Milczenie jest złotem, nieprawdaż? Och, Yuu. Przecież doskonale wiem, że nie chcesz tu dłużej być. Nie chcesz mnie znać. Czyż nie tak właśnie jest?
- Zjemy razem kolację, dobrze? – całkowicie zmienia temat, a ja głupieję. Jestem zdezorientowany i nie wiem już, czego tak naprawdę chcę ja i czego chce Yuu. Kim dla mnie jest, a kim chciałby być. Co zamierza, a jak postąpi… Nie wiem nic. Opadam na małe poduszki i kulę się, zasłaniając twarz dłońmi. Nie chcę, by na mnie patrzył, by mnie oglądał. Zaczynam nawet żałować, że w ogóle mnie poznał. Że ma ze mną cokolwiek wspólnego… Jednocześnie nie chcę, by odchodził. Chcę mieć go tylko dla siebie, na wyłączność. By był zawsze, kiedy tego potrzebuję. Na wyciągnięcie ręki.
Jednak gdy patrzę przez palce na zatroskaną twarz ciemnookiego, odnoszę wrażenie, że jest nieuchwytny. Bardziej, niż kiedy zastanawiałem się nad tym wcześniej.
Nieuchwytny. Niczym wiatr.
*
Yuu przyrządził kolację. Pijemy razem herbatę i mimo ciszy, która przytłacza jak ciężki kamień – dobrze czuję się w jego towarzystwie. Dopijam herbatę do końca i wpatruję się w pusty kubek.
Po jakimś czasie ogarnia mnie senność. Szybko domyślam się, co jest powodem takiego samopoczucia.
- Nie musiałeś tego robić… - szepczę do ciemnookiego, czując jak umykają ze mnie resztki świadomości. Yuu nic nie mówiąc odbiera kubek z moich dłoni i bierze mnie na ręce. Oplatam go ramionami za szyję najciaśniej jak tylko potrafię. Zamykam oczy. Znów nachodzi mnie ochota dania upustu emocjom. Boję się, że niepostrzeżenie odejdzie. Zostawi mnie w najmniej oczekiwanym momencie.
Moje ciało styka się z chłodną pościelą. Yuu zgarnia włosy z mojego czoła, składając na nim motyli pocałunek. Taki sam czuję na powiece. Jednej i drugiej. Na nosie. Na ustach. Ten ostatni jest długi i bardzo czuły. Nie reaguję jednak na wszystkie, gdyż większa część racjonalnego myślenia zanikła, zasypiając. Po chwili materac ugina się tuż obok, a silne ramiona oplatają mnie ciasno i przyciągają do rozgrzanego ciała. Przed całkowitą utratą świadomości zerkam na Yuu, chcąc jak najlepiej zapamiętać delikatne rysy, czarne, błyszczące w mroku tęczówki i usta, którymi całował moje. Moje oczy oczarowane urodą czarnowłosego, jakby na nowo są w stanie ujrzeć piękno świata. Całego mojego świata, którym jest Yuu. Zamykam je. Tym razem na całą noc.
Dobranoc, kochany. Wszystko się jakoś ułoży…
*
Budzę się późnym rankiem. Za oknem bladożółte słońce wisi nad horyzontem tak, jakby za chwilę miało spaść. Uśmiecham się nikło, mając nadzieję na miłe rozpoczęcie poranka. Odwracam się w stronę… pustego miejsca? Na miejsce uśmiechu wkracza strach i niepewność. Natychmiast wstaję z łóżka, zrzucając kołdrę na ziemię. Stopy już prawie nie bolą, a mimo to, do oczu napływają łzy. Biegnę do salonu, który okazuje się być pusty. Tak samo jak łazienka, kuchnia, czy balkon. Mieszkanie jest puste, jak ja teraz. W korytarzu zauważam brak butów czarnowłosego. Łapię się rozpaczliwie za głowę, szarpiąc za włosy. Mój oddech staje się szybki, drżący i nierówny, a łzy całkowicie zasłaniają widoczność. Nie wiem, co robić. Od czego zacząć. W głowie rodzi się milion pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć. Odszedł? Na zawsze? Wróci? A może jedynie poszedł do sklepu lub skończył mu się urlop…? Próbuję się jakoś uspokoić, co wychodzi z marnym skutkiem.
Idę do kuchni i otwieram lodówkę, która wypełniona jest różnymi produktami spożywczymi. Nie poszedł do sklepu. W tym fakcie utwierdza mnie również brak walizki w sypialni i brak szczoteczki do zębów w białym, łazienkowym pojemniczku.
Na półeczce pod lusterkiem zauważam mały flakonik perfum, których używał na co dzień. Których zapach tak dobrze znam i kocham. Psikam oleistą substancją na zabliźniony nadgarstek, wmasowując ją delikatnie w skórę. Pomieszczenie otula przyjemny zapach. Zastanawiam się, czy Yuu zostawił perfumy przez zapomnienie, czy ze zwyczajną premedytacją, chcąc, bym o nim pamiętał… Przyciskam małą buteleczkę do siebie, mając nadzieję, że w jakiś magiczny sposób zamieni się w Yuu. Jednak nic takiego nie nastaje. Czuję wewnętrzne rozdarcie i niestabilność. Odstawiam perfumy w sypialni, na parapecie, chcąc mieć na nie jak najlepszy widok. To jedyna rzecz, która nie pozwoli mi zapomnieć o ciemnookim. Przy okazji znajduję telefon komórkowy, który przez długi czas nieużywania rozładował się. Podłączam go szybko do ładowania, czekając, aż maleńki ekranik podświetli się oznajmiając, że telefon jest gotowy do użytku.
Szybko przypominam sobie, że przecież nie mam numeru Yuu, a spis wykonywanych połączeń czyści się automatycznie, w związku z czym nie mam również numeru do kliniki…
Biegnę prędko do salonu, a po drodze, na stole zauważam plik banknotów. Pod spodem leży żółta, samoprzylepna karteczka.
,,Przydadzą ci się’’.
To tylko głupi żart, prawda? Całkowicie zbity z tropu podchodzę do regału, wyjmując z niego dwie szufladki. Zapłakany wyrzucam całą ich zawartość na podłogę, szukając wizytówki z adresem i telefonem do kliniki. Odnajduję maleńki kartonik pośród góry mało ważnych papierzysk. Wpatruję się w małe zdjęcie czarnowłosego, chwilę później drżącymi rękoma wpisując właściwe cyferki. Naciskam zieloną słuchawkę. Słyszę sygnał łączenia… Czuję się tak samo, jak za pierwszym razem, kiedy dzwoniłem do mężczyzny z fotografii. Lecz teraz nie dzwonię do niego. Dziś dzwonię do Yuu.
- Klinika psychologiczno-terapeutyczna, słucham? – po drugiej stronie odzywa się ten sam głos sekretarki, witając mnie tą samą formułką, którą słyszałem za pierwszym razem.
- Jest Yuu? – pytam bezpośrednio.
- Przepraszam?
- Doktor Shiroyama Yuu – szybko poprawiam się, nie chcąc wzbudzić podejrzeń. – Czy dziś przyjmuje w swojej klinice?
- Niestety, pan doktor przedłużył dziś urlop zdrowotny i nie będzie go jeszcze przez najbliższy miesiąc. W tej chwili zastępuje go inny, równie dobry psy…
- Nie, dziękuję. Do widzenia – mówię drżącym głosem i rozłączam się szybko. Nie widzę sensu w dalszych poszukiwaniach.
Odszedł. Zrozum to, Kouyou.
Nie wierzę, że tak to się skończyło. Szczerze mówiąc ucieszyłam się w momencie, kiedy przeczytałam jak Yuu potraktował zasypiającego Kouyou. Jak czule go przytulał, całował... Nawet po dalszej części jakoś nie chce mi się wierzyć, że być może zrobił to tylko po to, by uśpić jego czujność. Nie chce mi się wierzyć, że uciekł. Tak po prostu.
OdpowiedzUsuńNo cóż pozostaje tylko nadzieja, że w tej dłuższej, ostatniej części wydarzy się coś dobrego. Och błagam, byle tylko nie skończyło się śmiercią biednego Shimy, bo tego chyba nie zdzierżę - zżyłam się z nim i z jego psychiką, zachowaniami, charakterem.
Świetnie piszesz. Naprawdę, uwielbiam Twoje opowiadania. Życzę dużo weny i do następnego razu!
/Kasumi.
No nie.. myślałam, że będzie więcej części. ;c Szkoda... to opowiadanie wciągnęło mnie jak żadne inne, jest świetne. Można powiedzieć, że czytając wczułam się w sytuację Uru, jakbym była w jego skórze. Z niecierpliwością czekam na kolejny part, czy Kou znajdzie Yuu, albo, że ten wróci do niego. Mam nadzieję, że ta historia zakończy się szczęśliwie. ;)
OdpowiedzUsuńPozostaje mi jedynie życzyć Ci dużo weny i pomysłów na kolejne opowiadania. ^-^
Nie, nie, nie, nie, nie! NIE! Wszystko, tylko nie to!
OdpowiedzUsuńYuu, ty tchórzu! Jak można zrobić coś tak okrutnego Kouyou? I zostawić po sobie tylko flakonik perfum i pieniądze? On poczuje się jak dziwka, którą można wykorzystać, okłamać i zostawić, gdy tylko się znudzi. A przecież Shima jest wartościową osobą!
I znowu te leki nasenne! Nawet nie dał mu się pożegnać! Odejście bez pożegnania jest najgorszym i najgłupszym rozwiązaniem jakie istnieje!
Wiem, że chciał mu pomóc, ale to nie zmienia faktu, że pozostawienie po sobie pieniędzy, to przegięcie.
Wydawało mi się, że Aoi poczuł coś do Uruhy. Że łączyła ich jakaś więź.
Może się myliłam?
Czekam na ostatnie rozdziały i pozdrawiam.
...
A może nie?
Aoi? Taki zimny, oschły drań miałby poczuć coś do Kou?
UsuńOstatni rozdział napisany. Teraz grzecznie czekamy kilka dni, opublikuję część ostatnią i... Ach, przygotujcie się~
Biedny Uru mam nadzieje ze to jednak skonczy sie dobrze
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie, nie, NIE! Yuu, wracaj natychmiast!!! Przecież to nie może się tak skończyć! ;-;
OdpowiedzUsuńCo co co co co?!
OdpowiedzUsuńNie.
Wracaj Yuu. ;_;
Ty nam nie kaz czekać tylko pisz ! ;) ja tu uschne chyba czekajac na ciag dalszy
OdpowiedzUsuńCudne jak zawsze :)
OdpowiedzUsuń;-; Smutne... Dlaczego Yuu? Czy to wszystko było kłamstwem?
OdpowiedzUsuńOdpowiedź na Twoje pytanie znajduje się w ostatniej części. Cierpliwości~
UsuńYuu, ty idioto! Przecież Uruś tak się dla ciebie zmienił...
OdpowiedzUsuńProszę, niech to się skończy dobrze, bo jak nie to odkupujesz mi chusteczki!!! T_________T
Yuu, ty zimny draniu! Jeśli Kou popełni przez niego samobójstwo to znajdę cię i... coś się wymyśli T__T
OdpowiedzUsuńYuu, szmato, wracaj do Kou, bo ci zrobie 4 lata bólu i się pogniewamy.
OdpowiedzUsuńOd pięciu minut próbuje sklecić jakieś zdanie, a nie moge. Zatkało mnie. Dałaś mi taką nadzieję, że on jednak zostanie, że się jakoś ułoży wszystko. Ale nie! Musiał sobie pójść. To mnie jeszcze bardziej utwierdza w tym, że niezwykle piszesz i według mnie jesteś najlepsza. Aż mi się ręce trzęsą D:
Dobra, szykuję się na najgorsze. W pogotowiu będę mieć wszelkie środki uspakajające ( folia bąbelkowa ). Jak będę mieć zawał, to z winy Yuu.
Pozdrawiam i życzę weny ^^
To przecież nieludzkie zostawiać kogoś samego w tak ciężkiej sytuacji! Boję się, że Uruś zrobi sobie wielką krzywdę.
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam ;-;
A tak poza tym, to chcę Ci przekazać, iż na tego bloga trafiłam niedawno. Przeczytałam wszystkie opowiadania jakie są tutaj zamieszczone i strasznie mi się podobały ^^. Postanowiłam nie komentować każdej przeczytanej przeze mnie notki, ponieważ byłby to dość niepotrzebny spam. Postaram się od teraz komentować wszystkie opowiadania :3
Serdecznie Cię pozdrawiam i czekam na więcej (:
Nowa czytelniczka! Witaj, moja droga ♥
UsuńStrasznie się cieszę, że (nawet wcześniejsze) opowiadania przypadły Ci do gustu. Miłego pobytu tutaj~
jak mogl go tak zostawic QnQ
OdpowiedzUsuń