Bardzo was proszę, abyście to przeczytali.
Chodzi mi o treść niektórych komentarzy:
,,Za krótkie''
,,Drażni mnie długość rozdziałów''
,,Mogłabyś wstawiać dłuższe rozdziały''
Wiem, wiem i wiem. Zdaję sobie sprawę z długości partów. Open Office liczy mi strony.
Już na początku serii zapowiadałam, że rozdziały będą KRÓTKIE. Najbardziej skupiam się na wątku Takanori - Akira i NAJWAŻNIEJSZYCH rzeczach, sprawach i terminach dotyczących tej dwójki. Mówiłam, że opowiadanie będę opisywać DNIAMI, dlatego ROZDZIAŁ = DZIEŃ. Inaczej to nie miałoby sensu, zrozumcie...
Ostatnio trochę cierpiał mój wen i moje chęci, ale mimo to i tak pisałam nowe rozdziały, żeby nie zostawiać was z niczym. Chciałam nawet zawiesić bloga, na poważnie, ale po paru sprzeciwach uznałam, że faktycznie, za dużo blogów zostało ostatnio zawieszonych. Nie będę wydłużać tej listy. Zresztą, obiecałam, że dotrwam jeszcze długo.
SPECJALNIE DLA WAS napisałam dłuższy part. Żebyście mi nie marudzili ♥
Motywujcie mnie swymi komentarzami!
Miłego czytania ♥
________________________________________________________
[DZIEŃ DWUNASTY]
Budząc się, jednocześnie szukałem jakiegokolwiek znaku, że Takanori tu był, chociaż na chwilkę. Parę dni temu pytał, czy może tu przybywać codziennie, a i tak różnie wpada...
Żadnego znaku nie znalazłem. Nabawiłem się tylko nerwów, że może coś mu się stało, że złamał jakieś reguły w swoim świecie, czy coś... Szukałem też w kilkuset innych scenariuszach, które powstały w mojej wyobraźni, jednak większość z nich była bez sensu.
Zmęczony myśleniem, trochę niewyspany i zdołowany kilkoma możliwościami, znanymi pod nazwą ''czarnych scenariuszy'' pomaszerowałem do kuchni, gdzie zrobiłem sobie dużą herbatę. Uwielbiałem herbatę. Lubiłem jej smak, aromat i ciepło, którym zawsze grzałem sobie ręce zimą. Niestety, mamy lato. Herbata latem nie smakuje tak samo, jak zimą. Nie ma tego samego znaczenia. Tak uważam.
Nie zjadłem śniadania. Nie miałem ochoty na jedzenie czegokolwiek. Jedyne, co robiłem, to chodziłem bezczynnie w tę i we w tę po mieszkaniu, próbując znaleźć konstruktywne zajęcie.
W końcu, około godziny czternastej zjadłem pierwszy posiłek, odkrywając, że mogę po sobie pozmywać. Jadłem z nudów, zmywając każdy kolejny talerz, czy szklankę. Nawet posprzątałem i umyłem okna z perfekcyjną dokładnością. Zrobiłem też pranie. Osobno białe, osobno czarne i osobno kolorowe ubrania. Przynajmniej miałem pewność, że nie spędziłem kolejnego dnia, obijając się przed telewizorem, czy grając na konsoli. Miałem też pewność, że Takanori odwiedzi mnie w czystym mieszkaniu. Mam nadzieję, że do tej pory nie pomyślał sobie o mnie, że jestem totalnym fleją... Co prawda odwiedzał mnie w nocy, kiedy było ciemno. Ale był zjawą. Był nie z tego świata. Może miał też jakiś noktowizor w oczach...?
Kiedy leżałem na wygodnym łóżku, rozwijałem fabuły czarnych scenariuszy, wypełniających moją głowę od rana, kiedy to je wymyśliłem. Szybko przegonił je głośny świst wiatru. Świst powstał w wyniku prześlizgnięcia się mocnego podmuchu przez szparkę w oknie. Firanka uniosła się mocno do góry, a już po chwili na parapecie okna pojawił się...
- Takanori! - krzyknąłem uradowany, od razu wstając z łóżka, mało nie potykając się o własne nogi. Przytuliłem się do chłopaka, ciesząc się, że nic mu się nie stało, że był cały, że nadal istniał, że nie zniknął, że tu jest i nadal będzie mnie odwiedzał. Jednak równie entuzjastycznego powitania ze strony szatyna nie doczekałem się. Odsunąłem się lekko od niego, spoglądając w jego smutne oczy.
- Martwisz mnie, Akira... - westchnął, spuszczając lekko głowę. Nie miałem pojęcia, co mogło się stać, lub co takiego ja zrobiłem, że nie chciał się ze mną przywitać.
- Też mnie zmartwiłeś wczorajszym niepojawieniem się – odbiłem piłeczkę. Zjawa nadal milczała, nie patrząc na mnie. Nie wiedziałem co zrobić, dlatego postanowiłem pójść na ustępstwo, nie drążąc tematu jego wczorajszego niepojawienia się. - Nie lubię, gdy tak nie przychodzisz... - mruknąłem, trochę się podlizując.
- Wiem, dlatego czasem właśnie tak robię – burknął.
- Okrutne... - jęknąłem. Zamknąłem okno, firanka w końcu opadła, jedynie w pokoju pozostał nieprzyjemny chłód. Wgramoliłem się pod koc. Po chwili Takanori dał za wygraną, zmieniając oschły ton na delikatnie skropiony emocjami. Konkretniej mógłbym to nazwać odłamem troski? Żalu?
- Aki, przecież wiesz, że nie zniknę...
- Na razie... - mruknąłem pod nosem. Jednak zjawa miała bardzo dobry słuch.
- Daj spokój. Nie mam zamiaru odchodzić przez dłuższy czas – rzekł trochę pretensjonalnie, zaplatając drobne ramiona na piersi.
- To dobrze, bo... - Takanori w końcu uraczył mnie spojrzeniem. - Naprawdę się do ciebie przywiązałem... Mam wrażenie, że już tylko ty mi zostałeś, toteż tylko ty mnie rozumiesz...
- No a... Yuu, o którym wspominałeś? I ten drugi?
- Kouyou? Proszę cię... - prychnąłem. - Oni żyją w innym świecie... Zresztą, to tylko kumple ze szkolnej ławki. Raczej nie zwykłem się im zwierzać, czy coś z tych rzeczy...
- Nic, a nic? Tak kompletnie?
- Taka... Bywa tak, że w życiu człowieka dominuje ilość dni złych, smutnych, szarych, beznadziejnych, wypełnionych pustką, pechem, nieszczęściami... - zacząłem wyliczać, lecz Takanori przerwał mój wywód.
- I ty tak masz... - westchnął.
- Czasami... W takie dni mam ochotę zamknąć się w sobie, nic nie mówić, do nikogo się nie odzywać, nikogo nie spotkać, nie wychodzić z domu... W ogóle, nie chce mi się egzystować...
- Akira...
- Ale... Gdyby nie ty...
- Miałem tak samo, wiesz...? - oznajmił lekko drżącym głosem.
- Naprawdę...? - zapytałem bezsensownie, bo wiedziałem, że musiało mu być w życiu ciężko, skoro popełnił samobójstwo... - Chciałbym... Chciałbym wiedzieć, dlaczego tam trafiłeś. Opowiesz mi...? - zapytałem, mentalnie nastawiając się, że wymiga się od udzielenia mi odpowiedzi. Że zbędzie mnie zwykłym ,,nie chcę o tym gadać''. Jednak nie... Takanori podszedł do łóżka, jakby płynąc w powietrzu.
- Mogę? - wskazał na koc. - Zimno tu trochę...
- Oczywiście – odparłem, odgarniając puchatą narzutę. Takanori usadowił się wygodnie, opierając się plecami o ścianę, tak samo jak ja.
- Wiesz, ze się zabiłem. Mówiłem ci o tym... Mówiłem też chyba, że wszyscy, którzy odbierają sobie życie, trafiają do mojego świata.
- Wszyscy...? Bez wyjątków?
- Bez wyjątków. Tamten świat jest równie okrutny, jak ten na ziemi. Zdasz sobie z tego sprawę niedługo... Przekonasz się o tym... - szepnął, mnąc w dłoniach krawędź koca. Nie rozumiałem, o co chodzi, ale miałem ogromne przeczucie, że miało to związek z jego misją. Jednak nie miałem zamiaru o to pytać. Przecież mi zabronił...
- Jeżeli nie chcesz o tym...
- Nie, opowiem ci... W sumie... Od zawsze byłem inny. Miałem troszkę inaczej ukształtowaną psychikę. Musiałem szybko dojrzeć i wydorośleć. Też straciłem rodziców dość wcześnie...
- W jaki sposób...?
- Ojca nie znałem. Odszedł ode mnie i od mamy, kiedy się jeszcze nie narodziłem. Zaś mama zmarła, gdy miałem 10 lat. Za późno wykryli raka. Nie miała żadnych szans...Po tym wszystkim trafiłem do wujka, brata mojej mamy. Nie miałem tam lekko... Bił mnie, wyzywał, gdy zrobiłem coś nie po jego myśli. Kazał mi sprzątać, prać... Ogólnie robiłem na dwa etaty. Jednocześnie byłem zwykłym uczniakiem i kurą domową. Choć bardziej musiałem zwracać uwagę na to drugie. Nie zawsze starczało mi czasu na obowiązki szkolne. Czasem też musiałem olać szkołę, by zając się skacowanym, lub pijanym wujkiem. Zależy, czy pił w dzień, czy w nocy... W szkole nikt nie chciał się ze mną zadawać. Byłem kompletnie sam, jak palec. Rówieśnicy mieli mnie za odludka, bo wyróżniałem się trochę swoim charakterem. Nie byłem normalnym jedenastolatkiem. Przed moją szesnastką uciekłem od wujka, pakując do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Od czasu mojej ucieczki tułałem się bez celu po Tokio. Właściciele niektórych sklepów kojarzyli mnie i co jakiś czas podrzucali mi coś do zjedzenia. Żołądek zmniejszył mi się wtedy chyba do mikroskopijnych rozmiarów – zaśmiał się nerwowo.
- Nikt nie zwrócił uwagi na bezdomnego nastolatka...? - zdziwiłem się.
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy ilu bezdomnych kręci się po Tokio i jego obrzeżach... Zresztą... Kto przejąłby się losem jakiegoś smarkacza...? Raz zawędrowałem w nieznane mi uliczki. Budynki, znajdujące się tam uginały się od nadmiaru czerwonych neonów, przedstawiających nagie, lub wyzywająco ubrane kobiety w nienaturalnie wygiętych pozycjach. Ktoś mnie tam zaczepił. Nie pamiętam, ile mężczyzna mógł mieć lat. Nie pamiętam, czy był młody, czy stary... Ale był miły. Robił naprawdę dobre wrażenie... - Takanori mówiąc to, patrzył przed siebie, jakby widział, co działo się podczas spotkania. Jakby widział tamtego mężczyznę i właśnie go opisywał. Ich rozmowę. Patrzyłem na szatyna w skupieniu. - Mężczyzna powiedział mi wtedy, że gdyby zadbać o mój wygląd i wizerunek, idealnie nadawałbym się na call-girl z najwyższej półki. Znając trochę angielskiego, wiedziałem, że 'girl' znaczy 'dziewczyna', więc szybko poprawiłem nieznajomego, że jestem chłopakiem... Nie znałem wtedy ani terminu call-girl, ani później używanego call-boy, ale mężczyzna ten zaproponował mi pracę pod takim właśnie tytułem. Na początku ucieszyłem się. Praca równa się zarobek, czyli miałem szansę na lepsze życie.... - rozpromienił się na chwilę, przypominając najwyraźniej emocje, które mu wtedy towarzyszyły. Nadzieję, wiarę w zmianę losu. Na wynagrodzenie po ciężkiej przeszłości. Jednak chwilę później zjawa zmarkotniała, kontynuując. - Jednak, gdy potem wyznano mi, kim jest... Kim miałem być – poprawił się, by nie musieć wymawiać znienawidzonego terminu. - A potem klienci... Obleśni... Dłonie, błądzące po moim ciele... - po policzkach zaczęły spływać mu łzy. Chciałem odezwać się, by przestał, by zakończył swoją opowieść, bo widziałem, jak się z tym męczy. Jak za wszelką cenę nie chciał tego przypominać... Ale nie mogłem. Takanori wpadł w trans, mówiąc mi wszystko pod wpływem chwili. - I... ten ból... - dokończył. - Nie dawałem już rady. Powiesiłem się... - nadal patrzył przed siebie, mrugając szybko, by pozbyć się łez. Po chwili skrył twarz w dłoniach, płacząc rzewnie.
Podsunąłem się bliżej niego, tuląc Takę do siebie. Zjawa objęła mnie ramionami, zanosząc się płaczem.
Miał gorzej niż ja... Czemu nie znałem go wcześniej...? Dlaczego nie poznałem go, kiedy jeszcze żył? Kiedy być może byłbym w stanie mu pomóc...?
- Ćśś... Takanori, nie płacz... - szepnąłem, kołysząc nim lekko na boki.
- Przepraszam, Aki. Zbyt emocjonalnie na to zareagowałem... Przepraszam... - mruknął, mocniej wtulając się twarzą w mój tors.
- Nie szkodzi... To normalnie, po takich wspomnieniach... - westchnąłem, gładząc szatyna po włosach.
*
- Jesteś samotny, prawda...? - szatyn wypalił nagle, nadal obejmując mnie ciasno.
- Byłem. Już nie jestem. Nie, kiedy pojawiłeś się ty, Taka...
- Dobrze, że to akurat mi ciebie powierzono...
- Jesteś jakby moim Aniołem Stróżem, tak? - zaśmiałem się cicho.
- Do Anioła Stróża troszeczkę mi brakuje. Anioł Stróż ma za zadanie chronić swojego podopiecznego. A ja? Nawet muskulaturą tobie nie dorównuję – westchnął.
- Jesteś mały swoim przezroczystym ciałkiem, ale ogromny tu – dotknąłem palcem jego czoła. - I tu – przyłożyłem dłoń do jego klatki piersiowej, w okolicach serca.
- Tak uważasz...?
- Ja to wiem. Jesteś silny d u c h o w o, Takanori.
- Paradoksalnie to zabrzmiało...
- Cel był zamierzony, duszku.
*
- Mówiłeś, że nie masz wiele wspólnego z Yuu i tym...
- Kouyou – przypomniałem mu.
- No, mniejsza. Mimo to, widziałem, że martwili się wczoraj o ciebie.
- Oni? O mnie? Skąd to niby wiesz? - parsknąłem.
- Jestem zjawą... - burknął, lekko zły.
- Co to ma z tym wspólnego...?
- Ten drugi, którego imienia nie mogę zapamiętać, dzwonił wczoraj do ciebie. Chciał wyciągnąć cię nad rzekę. Nie dałeś się, prawda?
- No...
- Miał chłopak szczere intencje. Uwierz mi...
- No ale...
- Dlatego nie przyszedłem. Taka forma kary, już rozumiesz...?
- Co?! A ja tyle na ciebie czekałem! - krzyknąłem nagle. No chyba sobie żartował!
- Tak... I odmówiłeś kumplowi przenocowanie, brzydko kłamiąc. I wygoniłeś panią Fukudę. Nieładnie...
- Była dwudziesta trzecia! Nie znoszę, gdy ktoś przebywa ze mną tyle czasu...!
- Doprawdy? - uniósł jedną brew, oczekując mojej odpowiedzi.
- Oprócz ciebie, Taka. Wiesz to doskonale.
- Wiem to zbyt dobrze. Wiedziałem, że nie idziesz nad rzekę, bo czekasz na mnie. Z tego samego powodu wyprawiłeś biedną, starszą panią z mieszkania. Nie zgodziłeś się również na przenocowanie kumpla, bo jak bym wtedy do ciebie przychodził, prawda?
- No... No masz rację, ale...
- Żadne 'ale', Akira. Jestem tylko zjawą. Masz przyjaciół, z którymi powinieneś spędzać swój czas – mówiąc to, patrzył mi w oczy. - Normalnie aż mi głupio, bo wiem, że to ja jestem powodem twojej izolacji od... od wszystkiego, właściwie.
- Ale... Takanori... To niezupełnie tak, że nie chciałem iść nad tę rzekę...
- A jak?
- Kouyou, kiedy dzwonił, był sam?
- Nie. Był z nim Yuu.
- Wiedziałem, no!
- Nie lubisz go?
- To nie...
- Aaach~ Ty po prostu zazdrosny jesteś! - zaśmiał się, kładąc się na łóżku.
- Nie! - krzyknąłem zbulwersowany. O niego na pewno zazdrosny nie jestem! Zazdrosny mogę być tylko o jedną istotę... - Po prostu wszędzie łażą razem. Nienawidzę tego, gdy niby w dobrych intencjach gdzieś mnie wyciągają, a tak naprawdę później siedzę sam, a oni miziają się gdzieś na boku. I to nazywasz ''szczerymi intencjami''? - zamknąłem ostatnie dwa słowa w cudzysłów narysowany palcami w powietrzu.
- Denerwuje cię to... - Taka już się nie śmiał. Podparł się łokciami, półleżąc.
- Strasznie... - przyznałem szczerze. Ile bym dał, aby Takanori istniał. Żebym mógł przebywać z nim naprawdę, a nie tylko w nocy, w dodatku tylko przez pewien czas.
- Ale tym razem naprawdę chcieli umilić ci dzień.
- Skąd ta pewność...?
- Odczytałem ich myśli.
- Myśli? To ty umiesz czytać w myślach?! - zerwałem się. Przecież mógł odczytać wszystko, co tyczyło się jego!
- Twoich akurat nie potrafię... - podniósł się do siadu. - A szkoda. Chciałbym wiedzieć, co plącze się między twoimi szarymi komórkami – wyznał z uśmiechem.
- Jak to... Jestem jakiś inny, że moich nie możesz odczytać...? - znów zasady jego świata. Gubiłem się w tym wszystkim.
- Twoich nie potrafię, bo jesteś moim podopiecznym.
- Aha... - przytaknąłem, mniej więcej rozumując taktykę.
- A gdybyś mógł...
- Nie śmiałbym – uprzedził moje pytanie.
- Dzięki – mruknąłem.
*
Trochę jeszcze gawędziliśmy, lecz po chwili Takanori przytulił się do mnie. Oplótł mnie ramionami w pasie, jak wcześniej, wtulając twarz w moją koszulkę. Prawie na mnie leżał, więc aby było mu wygodniej, odsunąłem go od siebie na chwilkę i położyłem się na poduszce. Zjawa podsunęła się nieco, wygodnie układając się na mojej klatce piersiowej.
Leżeliśmy tak w zupełnej ciszy, co potęgowało moje uczucie senności. Takanori zauważył, że walczę z powiekami.
- Śpij już. Jesteś potwornie zmęczony. Śpij...
- Ale pójdziesz...
- Dopiero jak zaśniesz. Śpij... Dobranoc, Akira.
- Dobranoc, Takanori... - ziewnąłem.
Muśnięcie w policzek.
Utrata świadomości.
Sen.
Głęboki, przyjemny sen.
Ahh! Bardzo mi się ta część spodobała! Takie to urocze, rodzi się miłość między zjawą a człowiekiem ;-; TAKIE KOCHANE *w* Aikuś, nie przejmuj się negatywnymi komentarzami, bierz pod uwagę te pozytywne, bo TYLKO TE są warte Twoich starań! Życzę weny i czekam na kolejną część<33 /Diga
OdpowiedzUsuń''Zdasz sobie z tego sprawę niedługo... Przekonasz się o tym...'' to mnie niepokoi. Akira jest jego podopiecznym, ale to wiąże się również z tamtym? Czy po prostu niepotrzebnie się martwię?
OdpowiedzUsuńNie, ćśśś, nie mów! ;_;
Ale naprawdę mam jakieś głupie przeczucie, że coś się spieprzy. Końcówka przeurocza! (_´ω`)
Weny, weny i jeszcze raz weny życzę, i czekam na kolejną część~!
Ps. nie przejmuj się tymi narzekaniami na długość rozdziałów. Niech się cieszą, że w ogóle wstawiasz.
Ojeju, dziękujemy za długość <3
OdpowiedzUsuńJeny, ja na prawdę się bałam, że Taka już go nie lubi czy coś... a tu takie tuuuuuluuuuu <3
Się w niektórych momentach uśmiałam XD Akira sprząta XDDD pewnie okno wypadło, jak mył XD I wtedy, dlaczego Taka nie przyszedł xD Akii się stara po całości, a ten mu kary daje~
Doskonałe, aż nie wiem co pisać ;-;
Shima wybacz mi ja muszę troche pomarudzić ._.
OdpowiedzUsuńJa to mam w genach ... ;_;
A ten rodizał był taki słodziaszny <3
Mózg mi się zwacił... Nie mogę sklecić koma ._.
Pseplasam .__.
Ale ja się nie gniewam! Ja i tak dziękuję za komentarze <33
UsuńJa tylko chciałam uświadomić Was, kochani moi, że wiem, że rozdziały są takie krótkie. Takie miały być i takie będą. Nic więcej ♥
Kocham to opowiadanie :) Chcę jeszcze
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że marudzę :( Taki naród XD
OdpowiedzUsuńTo mi się cholernie podoba. Jest takie tajemnicze, puchate iii... no super :D
Trochę mnie Akira denerwuje z tym podejściem do Kou i Yuu. No cóż... Ale teraz nie o tym!
Ciekawi mnie jaką misję ma Taka. Ogólnie, jak już jestem przy nim, to smutno mi się zrobiło, jak opowiadał o sobie. Biedactwo :(
Cała ta postać Ruksa jest owiana tajemnicą. Nie wiadomo o co chodzi z tą jego misją i na dodatek mówi tak... tak... no tajemniczo xD Mam czasami rozkminę, jako jaką postać go odbierać. Chociaż, na pewno nie chce źle dla Akiry, ale myślę, że przyczyni się do czegoś złego, co go dotknie. Albo będzie musiał dopilnować, żeby do tego doszło?
Ta moja logika komentarzy, powalające, prawda? ^^''
Mam nadzieję, że niedługo wrzucisz nowy rozdział :D
Duuużo weny ^^
Nie no kocham twoje opowiadanie! Jest NIEZIEMSKIE!
OdpowiedzUsuńShiiimaa~ ;_; ♥
OdpowiedzUsuńTen początek...czytając go mam wrażenie jakbym właśnie czytała o sobie, ponieważ od niedawna jestem w identycznej sytuacji, to co opisywał Aki..
Awww. Tak mi się bardzo podoba pomysł na fabułę i to ,co zamieszczasz w danych częściach.
Kocham Cię, Shima ♥
To było urocze, że się tak przytulali, takie poważne zwierzenie Ru i to, iż został aż Rei zasnął ;-;
Aż sama bym chciała mieć możliwość przytulić się tak do mojego Słoneczka v.v