Dobry wieczór.
Jeszcze cieplutki - bo świeżo napisany - rozdział.
Wybaczcie mi częstotliwość dodawania postów. W komentarzach często widzę prośby o szybsze ich dodawanie, czy coś w tym guście. W sumie cieszę się (i wy też powinniście), że dodaję post średnio raz na tydzień. Czas na pisanie znajduję jedynie w weekendy, choć i wtedy nie zawsze...
Dziękuję też za cudne komentarze. Ostatnio widzę, że bardzo staracie się z ich treścią i długością. Bardzo mnie to cieszy i satysfakcjonuje! ♥
No, nieważne. Nie rozwlekając się: przepraszam za błędy i zapraszam do czytania.
________________________________________________________
Kiedy otwieram oczy, czuję się jakbym przespał kilkadziesiąt lat. Nie mam ochoty nawet unieść głowy, gdyż wydaje się być zrobiona ze stali. Pozawalam słońcu działać oślepiająco na moje zaspane oczy. Powoli wszystko sobie przypominam. Czarnowłosy za wszelką cenę chciał podać mi tabletki nasenne, więc dodał je do gorącego napoju. Bardzo nieczyste zagranie...
Po jakimś czasie leżenia w jednej pozycji zagląda do mnie ciemnooki, najprawdopodobniej chcąc się upewnić, czy nadal śpię. Jakież jest jego rozczarowanie, kiedy wcale nie śpię, a swój wzrok kieruję na niego.
- Już nie śpisz? - pyta zdziwiony, lecz odpowiedź wydaje się zbędna. - Tabletki powinny działać znacznie dłużej... - mówi ni to do siebie, ni to do mnie. Po chwili wędruję obojętnym wzrokiem za okno, całkowicie ignorując to, że Yuu nadal tu jest. - Zrobiłem obiad – dodaje po chwili.
- Nie chcę – zaprzeczam od razu. Rozpaczliwie próbuję zwrócić na siebie uwagę, w możliwie najskuteczniejszy sposób, lecz chyba nie robi to na nim żadnego wrażenia.
- Rozumiem, że jesteś na mnie zły. Uwierz mi, że mnie też jest ciężko. Nie potrafię do ciebie dotrzeć. Nie potrafię cię rozgryźć, Kouyou... - zaciska pięści, jakby próbując w ten sposób wyładować swoją złość.
- Przepraszam – mówię obojętnym tonem, a oczy powoli zachodzą mgiełką i zbierają się w nich łzy. W jednej chwili zapragnąłem poddać się, odpuścić, nie chcąc mieć z czarnowłosym nic wspólnego. Wiem, że i tak z tego nie wyjdę. Choroba stała się po prostu częścią mnie.
Widzę, jak Yuu toczy walkę ze swoimi sprzecznymi myślami, a po chwili wychodzi z sypialni. Czuję ucisk na klatkę piersiową spowodowany wyrzutami sumienia. Nawet Yuu ma mnie dość.
*
- Kouyou… - słyszę głos dochodzący z progu małej sypialni. Za oknami niebo powoli czernieje. Przeleżałem w jednej pozycji niemal pół dnia. – Kouyou, przepraszam… Czuję się wobec ciebie taki... bezsilny… - podchodzi do łóżka i klęczy tuż obok. Jego twarz znajduje się na wysokości mojego wzroku. – Przez poznanie ciebie i problemów, z jakimi się borykasz, dotarło do mnie to, że nie jestem odpowiednim psychologiem. Nie potrafię ci pomóc, patrząc na to wszystko od zwykłej, ludzkiej strony… - wyznaje mi. Odbieram wypowiedź w taki sposób, jakby zawód psychologa był czymś nieludzkim. Zawodem prosto z kosmosu, który jest przykrywką dla ludzkich uczuć. Natychmiast się podnoszę, patrząc mu w oczy. Chcę znaleźć choć ziarenko kłamstwa w tych czarnych, błyszczących tęczówkach, lecz widzę w nich tylko pewnego rodzaju żal i całkowitą prawdę, która po chwili wypływa z jego oczu, z bliska wyglądając jak maleńki, słony wodospad. Oplatam ramionami jego szczupłą szyję i też zaczynam płakać. Płaczę bezgłośnie, by nie odczuwał, że nie potrafię go w tej chwili wesprzeć. Chcę dać mu jak najwięcej wsparcia. Chcę dać mu powód, by nie rezygnował, tak samo, jak on dał powód mi, bym się nie poddawał. Wdycham jego cudowne perfumy i zamykam oczy, a słone kropelki wydostają się mimo bariery powiek. Nie wiem, co mam zrobić. Nie wiem, jak prosić o pomoc. Nie wiem już, jak żyć.
*
Godzina ósma rano. Po nieprzespanej nocy czuję się, jakby ktoś uderzył mnie cegłą w tył głowy. Przyglądam się uważnie czarnowłosemu od jakiegoś czasu. Pakuje on swoją walizkę. Udaję, że wcale nie jestem zmartwiony, ani że choć trochę się boję. Nie chcę, by mnie zostawiał… Czy on naprawdę ucieka?
- Yuu, co robisz…? – pytam słabo, a mężczyzna odwraca się w ekspresowym tempie, zerkając na mnie i lekko się uśmiecha.
- Pozbierałem swoje rzeczy, bo narobiłem trochę bałaganu… - tłumaczy się.
- Ale tu zawsze był bałagan… - mówię cicho. Sporo faktów mi nie gra. Od myślenia boli mnie głowa. Zamykam oczy, a ciemność kreuje kolorowe wzorki.
- Kouyou, zjedzmy śniadanie – Yuu od razu zmienia temat, ale ja się nie odzywam. Doskonale wie, że muszę rozpocząć dzień od napoju, który zresetuje moje uczucia. Ciemnooki także nie reaguje na moje milczenie. Jedynie podchodzi, chwyta za ręce i zmusza do tego, bym wstał. Stawiam stopy na zimnej podłodze i idę za nim, prosto do łazienki.
-Wykąp się i przebierz. Będę czekał w kuchni – oznajmia, chcąc w jakiś sposób przywrócić mi chęci do najprostszych czynności życiowych. Na pralce zauważam czysty zestaw ubrań. Kiedy Yuu odchodzi, napuszczam do wanny wody, rozbieram się i po jakimś czasie przecinam gładką taflę swoją stopą. Po dłuższej chwili wrzątek wody sprawia, że moje nogi i ręce stają się czerwone. Przerzucam jedną nogę przez brzeg wanny, a krople wody z palców skapują na ręcznik, znajdujący się obok. Mokre włosy robią się zimne i nieprzyjemnie drażnią kark. Brakuje mi czegoś. Składam charakterystycznie palce i przystawiam je do ust, paląc niewidzialnego papierosa. Wdycham samo powietrze, a wraz z nim toksyczną truciznę, znajdującą się w przestrzeni. Czuję, jak mnie przepełnia i dociera do dna płuc. Mam wrażenie, że moje ciało płonie. Kiedy przyglądam się uniesionej dłoni, przed chwilą zanurzonej w gorącej wodzie, spostrzegam jak nad nią unosi się para wodna. Oczyszczam się. Uchodzi ze mnie wszystko, wraz z ostatkami chęci do życia. Czuję, jak bezwładnie osuwam się po wannie, zanurzając się w wodzie po samą szyję. Lustro jest zaparowane. Osiadło na nim to, co mnie opuściło. To smutne, myślę i przymykam oczy. Nie chcę rozmyślać dalej. Wciąż palę niewidzialną używkę, krztusząc się, jakbym faktycznie ją palił, w dodatku po raz pierwszy. Robi mi się bardzo słabo, a w głowie wiruje.
-Yuu… - próbuję zawołać, lecz robię to niemo. Uleciało ze mnie zbyt wiele.
*
Kiedy otwieram oczy, od razu staram się zlokalizować moje położenie. Znajduję się w salonie, na sofie. Jestem przykryty kocem, a obok mnie siedzi zmartwiony Yuu.
- Co się…? – próbuję zapytać, lecz czarnowłosy od razu skupia całą swoją uwagę na mnie i przerywa mi.
- Kouyou! Jesteś strasznie nieodpowiedzialny! – daje mi reprymendę, krzycząc. Czuję się nieswojo, bo nie wiem, co się ze mną działo przez ostatni czas.
- Nie wiem o czym mówisz… - przyznaję zgodnie z prawdą. - Co mi się stało? – pytam, bo nie przypominam sobie, bym posiadał wcześniej jakieś zdolności do przenoszenia się w czasie i przestrzeni.
- Zasłabłeś. Co ci strzeliło do głowy? Wiesz, że mogłeś się utopić, gdybym w porę się nie zorientował…? – mówi już nieco spokojniej i ja też czuję, jak spięte mięśnie powoli się rozluźniają.
- Prze…
- Tylko mnie nie przepraszaj. Po prostu zastanów się czasem, zanim zrobisz coś, co może zagrozić nawet twojemu życiu…
- Nie obiecuję ci tego… - odpowiadam i podnoszę się do siadu, naciągając puchaty koc bardziej na głowę.
*
Nim zdążam się zorientować, zegar wskazuje godzinę czternastą zero pięć. Wstaję z dotychczasowego legowiska i udaję się do kuchni. Za oknami pada deszcz, z zacięciem uderzając o szyby. Stęskniłem się za tym dźwiękiem, za nastrojem, który mi wtedy towarzyszy. Nie zaprzepaszczam chwili, tylko szybko mijam w korytarzu lekko zdezorientowanego Yuu i kieruję kroki do kuchni. Obecność deszczu wnosi do mojego umysłu spokój, jakiego potrzebowałem od dawna. I uświadamiam sobie, że w ciągu tych kilku dni moje życie uległo znacznym zmianom. Mężczyzna z fotografii, z początku mój terapeuta, a obecnie…? Ktoś, przy kim czuję się nieswojo, lecz jego magnetyzm za chwilę sprawia, że nie mam obaw i lgnę do ciemnookiego jak ćma do jasno żarzącego się światła. Potrząsam niespokojnie głową i przygotowuję ciemnobrązowy napój, by rozbudzić się po kolejnej nieprzespanej nocy i po omdleniu, które zadziałało na funkcje mojego organizmu dość niekorzystnie.
- Nie pij tego. Chciałem, byś…
- Nie wezmę tabletek! Nie truj mnie tym, nie chcę! – krzyczę roz Ads paczliwie, już nie wiedząc, w jaki sposób dotrzeć do Yuu.
- Chciałem tylko, żebyś coś zjadł… - reaguje na mój podniesiony ton jak zwykle – spokojnie, powodując tym samym, że głupio mi za swoje zachowanie. Odwracam się tyłem do mężczyzny, zabierając gotowy już napar i wychodzę na zewnątrz. Wpatruję się w pokaźne krople deszczu, rozbijające się na balkonowej posadzce, barierce, lądujące w kawie i na moim nosie. Po chwili wolną przestrzeń wypełnia ciemnooki, zakładając na moje ramiona granatową bluzę. I wychodzi, zostawiając mnie sam na sam z dźwiękiem deszczu. Z dźwiękiem samotności.
Próbuję być lepszy, jednak nie wychodzi mi to. Nic i nikt nie może zmienić toru, jakim biegną moje myśli. Mam nadzieję, iż Bóg widzi, że próbowałem.
Lecz przecież ja wcale w niego nie wierzę…
*
- Yuu-kun – mówię cicho, podchodząc do łóżka, na którym leży ciemnooki. Odgarniam jego włosy z twarzy swoimi kościstymi palcami, a ten spogląda na mnie zaspanym wzrokiem.
- Co się stało?
- Nic się nie stało. Chciałem tylko… - waham się. Nie wiem, jak zapytać o coś, by niczego nie podejrzewał. W końcu jednak decyduję się zapytać wprost. – Dlaczego dziś rano spakowałeś swoją walizkę? – czekam na odpowiedź, lecz wciąż nie słyszę niczego poza deszczem, który głośno uderza w okienne szyby. – Yuu, odpowiedz mi – proszę go, mentalnie przygotowując się na to, że odpowiedź nie będzie niczym przyjemnym. Ewentualnie zmyli mnie i zamydli oczy, bym nie czuł się źle z decyzją, jaką próbował podjąć.
- Przecież mówiłem, że nabałaganiłem. Chciałem uprzątnąć swoje rzeczy…
- Nie kłam. Zniosę wszystko, tylko nie kłamstwa… - w mojej głowie chaos znów narasta, tworząc nieład w moich wypowiedziach. – Przecież mi obiecywałeś… Powiedziałeś, że pomożesz, że mnie nie zostawisz… Yuu, niczego już nie rozumiem… - zasłaniam twarz dłońmi, nie mogąc patrzeć mu w oczy.
- Kou, nie odtrącaj mnie, słyszysz? Spójrz na mnie… - spoglądam. I nic nie widzę. Mam wrażenie, że Yuu wcale nie słucha mnie i moich próśb. Nie słyszy mojego wołania o pomoc, mimo że bardzo się staram. Jak ma słyszeć, skoro jest jak wiatr…? Jest tu, jednocześnie będąc bardzo daleko. Nieuchwytny. Pojawił się w moim życiu tak nagle, jak też z niego zniknie. Uleci. Niepostrzeżenie. Jak wiatr.
*
Godzina dziewiętnasta jedenaście. Za oknami niebo robi się czarne, a deszcz powoli przestaje padać. Jedynie siąpi lekko, nadając powietrzu charakterystyczną rześkość. Szeroko otwieram okna w sypialni, strącając z parapetu wszystkie porozrzucane na nim rzeczy. Do pomieszczenia wpada ostry chłód, co nie umyka czujnej uwadze Yuu.
- Zamknij okna. Będziesz chory… - podchodzi bliżej, kładąc swoje dłonie na moich – spoczywających na okiennych klamkach. Próbuje zamknąć białe, plastikowe okiennice, lecz staram się powstrzymać jego ruch.
- Poczekaj chwilę… - mówię i odchylam głowę w tył, całując Yuu delikatnie w szyję. Potem odwracam się przodem do niego, a ciemnooki mocno mnie do siebie przytula, łapie za pośladki i sadza na szeroki, pusty parapet. Chwyta mnie za podbródek, robiąc to tak czule, że zamykam oczy i czekam na kolejny ruch. Jego pełne usta spoczywają na moich. Ciemne, długie kosmyki łaskoczą mnie w policzki. Czuję ciepło bijące od jego warg, a po chwili drażniący chłód wieczoru w tym samym miejscu. W kilkanaście sekund zapragnąłem wybaczyć mu podanie proszków, traktowanie mnie i moich dolegliwości z góry, zupełnie niepoważnie. Nawet podniesiony ton, kiedy niechcący zasłabłem. Zapragnąłem wybaczyć mu wszystko, bez względu na to, co faktycznie do mnie czuje…
Bo to na pewno nie jest miłość.
Piękny.
OdpowiedzUsuńPiękny, ale naprawdę nie lubię nieczułego Yuu... ; (
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san
Gh, wściekła jestem, bo jak pisałam komentarz na telefonie, to mi go nie zapisało i nie pamiętam co miałam napisać -.-
OdpowiedzUsuńBu, biedny Uru ;C Nie dość, że Yuu powiedział, że nie daje rady, to jeszcze zaczął pakować rzeczy do walizki... Ja też bym coś podejrzewała na miejscu Kou ;< No i jeszcze Uru zasłabł i jeszcze został skrzyczany przez Yuu za to :c Bu smutno mi :C
Jak czytam to opowiadanie, to jestem pod wielkim wrażeniem. Jest bardzo piękne i smutne.
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie. Właśnie o to mi chodziło. By w pewien sposób urzekało i smuciło.
UsuńKażdy się kiedyś gubi. Zawsze w nieodpowiednim momencie.
OdpowiedzUsuńYuu dobitnie uświadomił Kouyou, jaki jest bezsilny w związku z jego chorobą. Ale wydawało mi się, że była to też prośba o zażywanie lekarstw.
-UWAGA, bo to co teraz piszę i chcę przekazać może być mało logiczne.-
Jakby Shiroyama nie widział już innego rozwiązania. Jakby pogubił się we wszystkich opcjach. Gdy dłużej się nad tym zastanawiam, to odnoszę wrażenie, że Kou jest królikiem doświadczalnym, choć Aoi nie ma wobec niego złych intencji.
Wydaje mi się też, że Yuu jest za mało stanowczy. Nie chodzi mi tu oczywiście, o negatywną stronę tego słowa, tylko o niestabilność w ich "związku". Z jednej strony pomaga Takashimie, a z drugiej szkodzi.
Chce wyleczyć go z depresji, ale wierzy, że uda to się wyłącznie, gdy Uruha będzie miał w tym swój udział, dlatego też nie ulega mu, nie ociera jego łez, co nie zawsze ma zamierzony skutek. Kou ma odczucie braku miłości.
Po tym, jak Śliczny zasłabł w wannie, w wypowiedzi Yuu brakowało mi tego zdania, które zawsze mogło jakoś wpłynąć na chorego, czegoś w rodzaju "Bałem się, że coś Ci się stało, że mnie opuścisz. Zależy mi na Tobie". Widać też, że Aoi nie zapomina w jakim charakterze jest u Kou- hamuje się. Nie krzyczał na niego, za co chwała mu. Ale- bo u mnie zawsze jest jakieś "ale"- odnoszę wtedy wrażenie, że praca psychologa jest jakby z kosmosu, że musi się zawsze powstrzymywać przed powiedzeniem tego, co czuje. A przecież od zawsze wiadomo, że kłótnie są potrzebne, bo wtedy mówimy prawdę.
Irytuje mnie ta cała sytuacja, a mimo to, jestem cholernie ciekawa dalszych losów bohaterów.
Nie będę Cię też nakierowywać, jak pisać opowiadanie, nic z tych rzeczy! Ja się najzwyczajniej nie znam i w życiu nie podjęłabym się pisania czegoś takiego. A nawet jeśli, to moja "terapią" byłoby porno i striptiz 24H w wykonaniu Yuu. XD
Czekam na kolejne części i pozdrawiam.
swietne. ale aoi sam nie wie czego chce, raz jest czuly jak jego partner a raz chlodny i formalny jak psycholog. Kouyou jest potrzebne wsparcie emocjonalne a nie leki.
OdpowiedzUsuńOk, to było świetne, choć smutne.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część.