Witajcie, pączusie.
Szósta część przed wami! Znów muszę podziękować za piękne, rozbudowane komentarze od wcześniej nie komentujących osób. Przy okazji witam kilku nowych obserwatorów! Bardzo mi miło. Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej i z czasem ujawnicie się ze swoimi opiniami~
Zapraszam do czytania.
_____________________________________________________
Godzina szósta czterdzieści. Późnojesienne słońce zaczyna razić mnie w oczy. To dla mnie jasny znak, że pora podnieść się z łóżka, lecz tego ranka wychodzi mi to niesamowicie opornie. Muszę zebrać wszystkie swoje siły, by usiąść, oprzeć nogi o podłogę, a następnie utrzymać ciało w pozycji pionowej. Udaje mi się to dopiero po piątej z kolei próbie zebrania się w sobie. Ubrany w cienką piżamę trzęsę się z zimna. Łapię się za ramiona, chcąc wytworzyć trochę ciepła, by móc postawić pierwsze kroki w stronę kuchni i zaparzyć kawę.
Krzątam się po pomieszczeniu, nawet nie starając się być cicho. Szyjkę czajnika podstawiam pod kran z głośnym stuknięciem. Nalewam do niego wody, puszczając duży strumień, co też robi niemało hałasu. Stawiam metalowy czajnik na gazie z hukiem, całkowicie zapominając, że w salonie na kanapie nadal ktoś jest. Mam wrażenie, że działo się to tak dawno. Że kochałem się z Yuu kilka miesięcy temu, a nie wczoraj. Że mieszka ze mną od roku albo i lepiej, choć są to tylko trzy nic nieznaczące dni. Niecałe siedemdziesiąt dwie godziny sam na sam z mężczyzną z fotografii. I choć znam Yuu tak krótko, jednocześnie znam go od tak dawna... Czas nie ma znaczenia. Żyję jakby w pewnym poślizgu. Czasem cztery minuty ciągną się tak strasznie, że mam wrażenie, iż minęły cztery miesiące. Zaś innym razem to właśnie te cztery miesiące zlatują niczym cztery minuty.
- Kouyou... Co robisz? - słyszę po chwili zachrypnięty głos. Na kanapie siedzi czarnowłosy, ubrany w czarny t-shirt i bokserki. - Jest bardzo wcześnie – informuje mnie, ale przecież ja o tym wiem.
- Kawy? - pytam wymijająco.
- Kouyou... Znów nie spałeś... - stwierdza, a ja odwracam się w stronę gazu, natarczywie obserwując niebiesko-pomarańczowy płomyczek, tlący się naokoło czajnika. - Potrzebujesz leków. Pigułki nasenne załatwią sprawę – mówi, a ja odczuwam w wypowiedzianych przez niego słowach pewnego rodzaju ulgę. A może jestem zbyt przeczulony? - Kawa z pewnością nie pomoże ci zasnąć. Kofeina daje odwrotny efekt.
- Muszę, Yuu. Muszę ją wypić, bo weźmie mnie cholera, że nie zaczynam dnia tak jak wczoraj, trzy dni temu, czy tak, jak w zeszłym roku!
- Uspokój się – prosi mnie łagodnie, a ja sięgam roztrzęsionymi dłońmi po łyżeczkę i wsypuję kawę do kubka. Jedną łyżeczkę. Dwie. I jeszcze kolejną.
- Przepraszam... To moja wina. Nie chciałem cię zbudzić. Śpij dalej – mówię cicho i nagle ni stąd, ni zowąd upragnione ramiona oplatają moje biodra. - Idź do łóżka – proszę go, bo nagle mam wyrzuty sumienia, że go obudziłem. I już nie chcę tych ramion, tego przytulania. Chcę, by mnie nie zauważał i zajął się swoimi potrzebami. Nie jestem wart jego uwagi aż w takim stopniu.
- Pojadę dziś po recepty do kliniki, wypiszę leki i od razu je wykupię.
- Nie chcę leków... - odtrącam ciemnookiego od siebie. - Nie chcę żadnych leków.
- Bez nich nie dasz rady funkcjonować. Przepiszę ci je i obiecuję, że poczujesz się o wiele lepiej – zapewnia mnie, ale ja nadal nie mogę lub prędzej – nie chcę w to uwierzyć. Wiem, że chemikalia w żaden sposób mi nie pomogą.
- Yuu, słuchasz mnie? - pytam retorycznie. - Nie chcę żadnych leków.
- Kou-kun... - obraca mnie przodem do siebie. - Leczę cię i chcę, by to wszystko miało jakikolwiek sens – szepcze i całuje mnie w usta.
- Już dawno straciłem sens – odpowiadam, nie reagując na pieszczotę, a Yuu naprędce puszcza mnie, odchodzi i znika gdzieś w sypialni. Jestem głuchy na głośny gwizd czajnika. Jestem głuchy na wszystko i nic do mnie nie dociera. Nawet to, że tak po prostu sobie poszedł.
Po chwili jednak uświadamiam sobie, że woda już dawno zdążyła się zagotować. Wyłączam gaz i zalewam kubek z brązowym proszkiem. Jak zwykle, wychodzę na balkon z kubkiem i papierosem. Z tą różnicą, że dziś nie pada. Znów czuję się z tym nieswojo, bo na niebie nie ma ani jednej deszczowej chmury. Trudno, myślę i piję kawę, paląc jednocześnie używkę. Oglądam się za siebie, upewniając się, że czarnowłosego nie ma w pobliżu. I kiedy papieros jest już mały, przykładam go do skóry nadgarstka. Syczę głośno. Dopijam kawę. Wracam do środka. Zamykam balkon. Jestem cholernie zadowolony z siebie, jednak coś mnie dręczy. Idę spokojnym krokiem do sypialni, gdzie Yuu nakłada spodnie. Wyczuwa moją obecność, więc odwraca się i spogląda w moje oczy.
- Zrobiłeś to.
- Co takiego?
- Pokaż nadgarstek. Znów to zrobiłeś, mam rację? - ma rację. Ma tę pieprzoną rację i już dłużej nie potrafię. Padam na kolana i znów płaczę. Bo ma rację. Na czarnowłosym chyba nie robi to większego wrażenia, bo bezemocjonalnie podchodzi do mnie, łapie za ramiona i próbuje podnieść, co wychodzi mu z ogromną łatwością ze względu na moją chudość.
- Kouyou, uspokój się. Już, dość – mówi bardzo stanowczo, przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej. Nie dam rady się uspokoić. Płaczę. Wciąż płaczę, a łzy wsiąkają w jego koszulkę. I nie mogę przestać. Zdaje mi się, że wylewam hektolitry łez, a Yuu gładzi mnie po plecach i ramionach już kilka godzin, choć jest to zaledwie kilka minut. - Pomogę ci. Obiecuję, że pomogę ci z tego wyjść.
- Ja już nie mogę, Yuu... - mówię przez łzy. - Już nie mogę siebie znieść...
- Wiem. Ale pomogę ci. Jesteś bezpieczny, kiedy przy tobie czuwam.
- Bądź... - płaczę jeszcze rzewniej.
- Jeszcze nie zamierzam odchodzić – odpowiada mi ze stoickim spokojem, jakby tak naprawdę wcale mu nie zależało. W pewnym momencie przestaję płakać przez zapewnienie czarnowłosego. Staje się to niespodziewanie. Jedynie pociągam miarowo nosem. - Kouyou? - słyszę swoje imię i kieruję zapłakane oczy na twarz czarnowłosego. - Już w porządku? - pyta, a ja nie wiem, co odpowiedzieć, by nie skłamać. Wzruszam ramionami, choć wiem, że wcale w porządku się nie czuję. Jestem przybity, nienawidzę siebie, obwiniam się o to, że nadal żyję. Ciągle chce mi się płakać, jem tylko sporadycznie. Palę nałogowo, jestem uzależniony od kofeiny. Boję się spać, bo w nocy nawiedzają mnie koszmary, a podniesienie się z łóżka rano jest trudniejsze, niż było tydzień temu. A może jednak mogę stwierdzić, że jest w porządku?
- Proszę, powiedz mi... Czy wszystko dobrze?
- Nie – odpowiadam cicho, drżącym głosem.
- Połóż się, jesteś wyziębiony. W tym czasie pojadę do kliniki po recepty.
- Nie zostawiaj mnie... - czuję, że znów zbiera mi się na płacz. - Nie zostawiaj, słyszysz...?
- Niedługo wrócę – Yuu łapie mnie za ramiona, popychając delikatnie na łóżko. Kładzie mnie na nim i całuje w czoło. Nie stawiam mu się. Posłusznie daję się przykryć kołdrą po samą szyję. Mimo to, nie chcę, by akurat teraz opuszczał mieszkanie. Nie teraz, kiedy tak go potrzebuję i kiedy moje rozchwianie emocjonalne sięga apogeum. - Yuu... - szepczę. - Nie zostawiaj mnie... - ale ciemnooki już mnie nie słyszy. Idzie do korytarza, gdzie nakłada ciepły płaszcz i buty. - Yuu... - usiłuję krzyknąć, lecz nie daję rady. Słyszę trzask drzwi. Znów płaczę, znów wylewam łzy. Znów boję się być sam. Myśli dopadają mnie, niczym lew swoją ofiarę. Nie potrafię się wybronić. Pożerają mnie całego, nie oszczędzając ani jednej komórki ciała. Jestem za słaby.
*
- Wróciłem! - słyszę z progu, lecz nawet nie zmieniam swojej pozycji. Kołdra zsunęła się gdzieś na ziemię. Jest mi zimno, jednak nie mam siły się ruszyć. Policzki pieką mnie od nadmiaru soli zawartej w łzach. Patrzę tępo przez okno, obserwując niebo, które od poranka zmieniło kolor na szare. Czasem widok ten przecina ptak, przelatujący gdzieś spiesznie, który mimo wszystko nie odwraca mojej uwagi. - Wróciłem... - kolejne oświadczenie. Ponownie nie rozprasza mnie to. - Kouyou... - Yuu kuca tuż obok łóżka, przyglądając mi się bacznie. Odgarnia mi włosy, które opadły na twarz. Nie patrzę na niego. - Mam leki – pokazuje mi ampułkę z tabletkami, którymi po chwili lekko potrząsa. Pastylki uderzają o ścianki szklanego słoiczka, wydając przyjemny dla uszu dźwięk. Czarnowłosy odstawia pudełeczko na parapet i po chwili podkłada mi dłoń pod szyję, by podnieść moje bezwładne ciało do pozycji siedzącej. Jestem marionetką. Yuu mógłby zrobić ze mną co tylko by chciał, a ja i tak bym na to nie zareagował. Moment później tuli mnie do siebie z ogromną czułością. - Kouyou, przepraszam, że cię zostawiłem. To był błąd. Przepraszam... - mówi mi skruszony, choć i na to nie mam ochoty reagować. Mimo wszystko – zostawił mnie. Pomimo moich próśb, błagań, łez. Przecież w tym czasie mógłbym sobie zrobić cokolwiek. Podciąć żyły, rzucić się z balkonu, czy też utopić w wannie. Cokolwiek... - Kouyou, powiedz coś... - mruczy cicho, delikatnie kładąc mnie na poduszce. Nie chcę rozmawiać. Kosztuje mnie to za dużo energii.
Słyszę głośne westchnięcie. Kruczoczarne włosy opadają Yuu na twarz, kiedy opuszcza głowę. Rezygnuje.
- Zrobię ci coś do jedzenia – mówi z nadzieją, że jednak się poruszę. Dam znak, że zależy mi, by żyć. Choć tak naprawdę to ostatnia rzecz, na którą mam ochotę.
*
Po jakimś czasie odgłosy krzątaniny w kuchni ucichają, przez co w mieszkaniu staje się nieznośnie cicho. Moment później w sypialni zjawia się Yuu z tacą, na której leżą dwie kanapki, kolorowe pączki, owoce i parująca, zielona herbata.
- Zrobiłem je dla ciebie... - szepcze, odstawiając tacę na ziemię. - Kouyou, zjedz coś... Proszę, musisz coś jeść – nieprzerwanie patrzy mi w oczy, co zaczyna mnie drażnić. Zerkam na niego, a Yuu uśmiecha się lekko. - Spójrz, jakie ładne pączki – podnosi jednego na wysokość mojego wzroku. Jest to serduszko z małą dziurką w środku, oblane różowym lukrem, z wielokolorową posypką. Nie mogę patrzeć na jedzenie, choć doskonale wiem, że sprawiłbym przykrość ciemnookiemu. - Kou-kun, usiądź, proszę... - odkłada pączka, przytulając się do mnie mocno. - Przepraszam, Kouyou... - i kiedy mnie tak tuli, moje ręce mimowolnie spoczywają na jego plecach. Yuu podnosi się na moment, spogląda mi w oczy i całuje moje usta. - Zjesz...? - pyta z nadzieją. Kiwam lekko głową, a czarnowłosy od razu pomaga mi podnieść się do pozycji siedzącej. Ustawia tacę na moich udach, karmiąc kolorowym, słodkim pączkiem. Nie potrafię mu odmówić. Taką ma moc. Nie umiem mu się oprzeć, choćby nie wiem, kim był i jaką miał przeszłość.
*
Oblizuję się po wypiciu herbaty. Yuu śmieje się dźwięcznie na ten widok i patrzy na mnie z ulgą wymalowaną na twarzy.
- Teraz weź tabletki. Nie mogłeś wypić ich na czczo – tłumaczy mi, a ja w jednej chwili mam ochotę zwrócić wszystko, co zjadłem. Zrobił to dla tabletek? Zmusił mnie do jedzenia tylko dlatego, że chciał, bym połknął te pieprzone pigułki?! Wstaję i uciekam do łazienki, pochylając się nad muszlą klozetową. Mam potworne mdłości, jednak nie wymiotuję. Pluję samą śliną, jakby chcąc pozbyć się tej goryczy, która gości w moim sercu. - Kouyou! Co się stało? - słyszę jego głos, spoglądam na Yuu i odsuwam się od jego ręki, którą próbuje pogłaskać mnie po policzku.
- Zostaw – odtrącam go, kiedy ponawia próbę dotknięcia mnie. - Zostaw! - krzyczę, płacząc.
- Kouyou, o co ci chodzi? - pyta, próbując zrozumieć moje godne pożałowania zachowanie.
- Zrobiłeś to tylko dlatego, bym połknął tabletki, przez które zasnę. I w końcu się zamknę. I nie będę płakał. O to ci chodzi, tak? Chcesz mieć święty spokój! - łzy kaskadą spływają po moich wyschniętych policzkach. Kulę się przy ścianie, obok ceramicznej umywalki, nie mogąc pojąć niczego. Chaos w mojej głowie wciąż narasta, powoli nakładając się warstwami jedna na drugą, a usunięcie każdej jest prawie niemożliwe.
- Co ci przyszło do głowy...? Chciałem, byś cokolwiek zjadł, bo nie jesz prawie nic. Wyniszczasz swój organizm w tak głupi sposób... - spoglądam na niego. Jego argumenty zaczynają mnie przekonywać. - Tabletki pomogą ci zasnąć. W końcu wypoczniesz... To dla twojego dobra.
- Dla mojego dobra chcesz szprycować mnie jakimiś pigułkami, o których nazwie nawet nie słyszałem?
- To silny lek, który pomoże ci zasnąć. Poczujesz się lepiej...
- Nie chcę... Nie chcę leków...
- W porządku. Spokojnie, nie chcę cię skrzywdzić... - podchodzi do mnie, a ja pozwalam mu się objąć. - Pewnie chętnie napijesz się kawy, prawda? - pyta mnie, a ja kiwam nieśmiało głową. Ciemnooki wstaje z uśmiechem i idzie do kuchni, zostawiając mnie samego na łazienkowej posadzce, z potwornym bałaganem w głowie.
*
- Twoja kawa... - słyszę, lecz nawet nie chce mi się podnieść z łóżka. Czuję, że to nie ma sensu. Nic go nie ma. - Kouyou, usiądź. - czarnowłosy odstawia kubek z parującą cieczą gdzieś na bok, pomagając mi się podnieść. - Wypij, póki ciepła – prosi mnie i przystawia kubek do moich ust. Popijam gorzką kawę powoli, małymi łyczkami, po chwili odbierając kubek z rąk Yuu. Uważnie obserwuje, jak ciecz znika z naczynia, a kiedy kończę, jest wyraźnie zadowolony z siebie. Nie mam pojęcia o co mu chodzi. Przez moment jeszcze rozmawiamy, a po dłuższej chwili robię się bardzo senny. Nie mam nawet okazji wygodnie się ułożyć. Czuję, jak łapią mnie czyjeś ramiona, a moment później mój policzek napotyka zimny materiał poduszki. Podświadomie oddaję się w ramiona innemu światu. Dałem się oszukać.
Fajnie piszesz, ale przez taką lekką wrednosc Yuu... Mi smutno xD
OdpowiedzUsuń//Yuuko-san
Hm, myślałam, że całe opowiadanie jest utrzymane w smutnym charakterze. Ale skoro smuci Cię tylko wredność Yuu...
UsuńZ jakiegoś powodu mam wrażenie, że Kouyou zacznie brać te leki, uzależni się, a w końcu weźmie ich tyle, że umrze. Serio, myślę, że na końcu popełni samobójstwo ( powiedz, że nie D: ).
OdpowiedzUsuńI Yuu... no cóż, jakoś mam mieszane uczucia, co do jego osoby. To lekarz, troszczy się o swojego pacjenta, do którego czuje też coś więcej. Stara się traktować Kou jak zwykłego człowieka, co ten odbiera trochę na opak. To przykre.
Shiroyama, ty szczwana bestio, dosypywać prochów do kawy...
Ej, bo mam takie pytanie. Skoro kawa pobudza, to jeśli dosypie się do niej środków nasennych, to powinno być jakieś działanie tej mieszaniny? Naprawdę, nie wiem ^^' Bo Kou tutaj od razu walnął w kimono i trochę mnie to jednak zaskoczyło.
Opisy~ Jak one mnie poruszają, są cudne *^*
Weny życzę :3
Od razu nie zasnął. Może to wyglądało tak, jakby działo się to bardzo szybko, ale napisałam, że jeszcze rozmawiali i dopiero po dłuższym czasie zasnął...
UsuńFakt, może to trochę dziwne, ale przyznam się, nie pomyślałam. Mój błąd. Kawa równie dobrze mogła być bardzo słaba. Sądzę, że Kou w takim stanie nawet nie wyczułby jej mocy. Tak właśnie załóżmy :c
weny ! by notki szybciej się pojawiały < błaga na kolanach > :D
OdpowiedzUsuńKolejna część Smutku, aw.To chyba moje ulubione Twoje opowiadane. Chociaż często narzekasz, że nie masz weny lu chęci na pisanie, nie widać tego po rozdziałach. Są idealne
OdpowiedzUsuńNie lubię opowiadań pisanych w takiej formie, lecz tu zupełnie nie zwracam na to uwagi. Dziwne.
Huh. Po raz kolejny po przeczytaniu nowego wpisu mam łzy w oczach. W pewnym sensie zaczynam Cię rozumieć. Po części wiem, co sama czujesz, przeżywasz wewnętrznie. Tutaj Uruha jest częścią Ciebie. Dziękuję za to, iż poprzez opowiadanie mogę poznawać Cię bardziej.
Wrrr.... Aoi jako mogłeś! Tak oszukać biednego Uruhe! Dlaczego?! No dlaczego?! ;-; A może ty go jednak nie kochasz! Ja wiedziałam... nie ważne kto.. jeśli jest lekarzem nie wolno mu ufać!
OdpowiedzUsuńOk, a teraz po moim ataku.. kiedy dale? Bo to takie fajne~!
To mnie zdziwko chapnęło ;_; XDDD
OdpowiedzUsuńYuuuuuu Ty bezmózgu jak mogłeś?! o_____O
Boże, to opowiadanie z odpowiednim podkładem muzycznym wycisnęło mi z oczu łzy ;C Skoro popłakałam sobie czytając Twoje opowiadanie, to wiedz że jesteś moją mistrzynią, ponieważ to mi się praktycznie nigdy nie zdarza...
OdpowiedzUsuńHistoria boska. Na początku nie chciałam się za nią zabierać, bo nie lubię zwykle smutnych opowiadań, ale z powodu braku zajęć wreszcie je przeczytałam. I pożałowałam że dopiero teraz to zrobiłam >.<
Mistrzyni ty moja, pisz jak najszybciej następne części *.*
Biedny Uru. Yuu, jak mogłeś? A ja ci ufałam ;_;
OdpowiedzUsuń~Yuuki
Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńZachowanie Yuu robi się już irytujące! Momentami wydaje mi się, że nie wie jak połączyć pracę psychologa z... No właśnie, z czym? Kim dla niego jest Kouyou? Z pewnością nie jest tylko zwykłym pacjentem, ale skoro zdecydował być dla niego kimś więcej, to niech nie przestaje!
Kiedy kochał się z Uruhą, myślałam, że to za wcześnie. Dopiero teraz widzę jak bardzo tego potrzebował. Dopiero teraz w pełni zrozumiałam w jakim on jest stanie. Kouyou potrzebuje przy sobie osoby nieprzewidywalnej. Takiej, która nie będzie tylko mężczyzną z fotografii, a kimś znacznie więcej. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Aoi, no! Skoro posunął się do czegoś takiego, to dlaczego ogranicza się teraz do przytulanek! To pogarsza stan Uruhy! Utwierdza go- i mnie- to w przekonaniu, że Yuu zależało tylko na jego ciele. Oj nie ładnie, Shiro, nie ładnie.
Z tymi lekami dość skomplikowana sprawa. Z jednej strony widać, że Aoi chce dla Kou jak najlepiej i to było powodem dosypania środków nasennych do kawy. Z drugiej- zaczyna się robić wobec Uruhy szorstki, jakby dążył tylko do tego, by się zamknął i wyzdrowiał. I jakby nie było, Kouyou traci przez to zaufanie do Yuu. Obawiam się, że działanie owych leków będzie miało odwrotny skutek- stan chorego się pogorszy, nie poprawi.
Mam obawy, podobnie jak Tsukkomi. Czy mieszanie środków nasennych z kofeiną nie jest niebezpieczne, a przynajmniej niewskazane?
Czekam na kolejne rozdziały. Życzę weny i pozdrawiam.
Kiedy kochał się z Uruhą, myślałam, że to za wcześnie. Dopiero teraz widzę jak bardzo tego potrzebował. Dopiero teraz w pełni zrozumiałam w jakim on jest stanie.- Od razu sprostuję. Chodzi tutaj o Uruhę i jego potrzebę poczucia miłości, która- jak na razie- jest niestabilna.
UsuńHm, co do tych proszków nasennych i kawy - macie rację. W sumie o tym nie pomyślałam. Załóżmy, że kawa nie była mocna ;n;
UsuńWybaczamy. (◕‿◕✿)
UsuńNajlepsi czytelnicy na świecie~ ♥
UsuńZachowanie Uruhy idealnie odzwierciedla osobę z depresją. Te stany są dziwne, ale prawdziwe. To trochę, jakby było się niezrównoważonym psychicznie. Raz chce mieć się kogoś blisko, a raz chce się od wszystkiego uciec.
OdpowiedzUsuńNie zdziwiłam się, jak zareagował Uruha na to, jak Aoi powiedział mu, że leki nie można wziąć na czczo. Spodobało mi się zachowanie Uruhy w tej scenie, było idealnie do odzwierciedlania, co taka osoba z depresją może czuć w takiej chwili. Scena była naprawdę realistyczna.
Kiedy Aoi zaproponował mu kawę, tak myślałam, że wsypie tam leki. Chyba nawet się nie zdziwiłam, że Uruha się dał nabrać na to. Aoi zachowuje się tak, żeby mieć jego zaufanie. Widać, po zachowaniu Uru, że on nikomu nie ufa i nie chce się wyżalać, nie chce nic tłumaczyć, woli mówić ogólnikami. Mi się tak wydaje, że tak jest z osobowością Uruhy.
Super :) Yuu robi bardzo dobrze, czasami trzeba kogoś oszukać dla jego własnego dobra :) Oby Uru wyszedł z tej depresji
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to jak piszesz :D Tak bardzo chcę już następną część, ale jednocześnie nie chcę żeby to się skończyło... I błagam, błagam, błagam żeby nie skończyło się źle ;-;
OdpowiedzUsuń