- O piętnastej, pod Hachikō - rozbrzmiał niski głos po drugiej stronie telefonu. Nie na tyle niski, by porównywać go z głosem Rukiego, który aktualnie kończył palić papierosa. Nikotynowa używka zmieniła jego barwę nie do poznania.
- Znów chcesz? - sarknął młodszy, przeglądając się krytycznie w lustrze. Rozczochrane włosy i zmęczona twarz z pewnością nie było tym, co chciał ujrzeć. - Przecież wczoraj 'to' robiliśmy - Nie nazywając rzeczy po imieniu stwierdził, że dziś mu się nie chce, że nie ma ochoty, że wygląda źle. Zupełnie nie tak, jakim powinien oglądać go Akira.
- Nie, nie o to chodzi. Przyjedziesz? - niemal błagalny ton rozmówcy sprawił, że Ruki uległ blondynowi. Cóż takiego mogło sprawić, że Akira nie miał ochoty na seks? A raczej szybki numerek gdzieś w miejscu publicznym, czy też - znacznie dłuższy (i znacznie rzadszy) - w jego sypialni.
- Zastanowię się - odrzekł Takanori, od razu się rozłączając. Nie podobało mu się to, że był dla Akiry na każde jego skinienie. Z drugiej strony tak cholernie tego pragnął, że sam paradoksalnie zamieniał się w chūken Hachikō - wiernego pieska. Nie potrafił odmawiać, więc postanowił, że zadzwoni do niego tuż po czternastej, ażeby samemu zdążyć na jakiekolwiek metro, zmierzające w stronę umówionego miejsca.
Ruki już od dawna był zauroczony w Akirze. Uwielbiał, gdy ten pieścił jego drobne ciało - nawet jeśli chodziło jedynie o nic nie znaczący akt w ciasnej kabinie toalety. Wspólnie postanowili, że będą parą niezwykłą, nietypową, bo opierającą się jedynie na seksie. W dodatku takim na zawołanie.
,,Jeden telefon, a gdzieś się spotkamy'' - brzmiało zwyczajowe pożegnanie ze strony Rukiego, który tuż po odejściu w swoją stronę tęsknił za ciepłymi dłońmi kochanka, muskającymi wcześniej jego rozgrzane uda. Trwali w takiej relacji już długi czas, którego Ruki nawet nie liczył i nic nie zapowiadało się na to, by sytuacja miała ulec zmianie.
Kończąc rozprowadzać fluid, Takanori zajął się subtelnym podkreślaniem swoich atutów i kryciem niedoskonałości. Po skończonej robocie obejrzał się w lustrze, sprawdzając, czy czarne, mocno obcisłe rurki odpowiednio opinają się tu i ówdzie. Kiedy stwierdził, że wygląda w miarę dobrze, wyjął z rozsuwanej szafy, znajdującej się w korytarzu, wełniany płaszcz, za którym wypadł karminowy szal. Zeszłoroczny prezent bożonarodzeniowy od Akiry. Zapomniał o nim, a raczej chciał zapomnieć, gdyż uważał, że takie części garderoby - dodatkowo spryskane ładnymi perfumami - są czymś prywatnym. Takie rzeczy w prezencie dostawał kiedyś od kochającej mamy, gdy był małym dzieciakiem.
Nostalgicznie wspomniał swoje niezbyt beztroskie dzieciństwo, wpatrując się w szal o głębokim, bordowym odcieniu. Postanowił, że założy go dziś na spotkanie z blondynem. Po chwili jednak powrócił do wykonania zamierzonej czynności. Chwycił małą, obrotową rolkę z samoprzylepnym papierem i dokładnie oczyścił swój czarny płaszcz. Dochodziła trzynasta, miał jeszcze dużo czasu.
Po jakimś czasie iPhone Rukiego obwieścił wesołą, głośną melodyjką czyjąś chęć połączenia się z właścicielem telefonu. Takanori w zamyśleniu podniósł urządzenie z komody, przestając czyścić płaszcz.
- Moshimo...
- To jak, przyjedziesz? - zniecierpliwiony głos nie dał skończyć blondynkowi formułki grzecznościowej, więc jedynie westchnął.
- Tak, przyjadę. Daj mi się przygotować w spokoju... - rzucił Ruki oschle, głosem niewyrażającym żadnych emocji. Nie chciał pokazywać, że zależy mu na Akirze trochę bardziej, niż na dzieleniu z nim jednego łóżka.
- Ubierz się jakoś... ładnie - dodał Akira w typowy dla siebie sposób - nieskomplikowanie i niezbyt konkretnie.
- Ładnie...? - mruknął pod nosem Takanori, gdyż nie rozumiał definicji tegoż słowa. Miał wyglądać seksownie? Elegancko? A może po prostu kawaii? Postanowił nie zmieniać w swoim wyglądzie niczego.
- No... Ładnie. Słuchaj, muszę kończyć, bo zostawiłem żelazko... Kurwa! - usłyszał Ruki, gdyż Akira nie zakończył rozmowy. Takanori uśmiechnął się tylko pod nosem i pokręcił głową z politowaniem, udając się do kuchni, by zaparzyć sobie zielonej herbaty. Wsłuchiwał się przy tym w ciszę, jaka wypełniała jego puste i niemiłosiernie akustyczne mieszkanie.
Gdy było po czternastej, Ruki zaczął szykować się do wyjścia. Założył czarny, uprzednio dokładnie wyczyszczony płaszcz, na nogi wsunął czarne botki, a szyję oplótł karminowym szalem, skrapiając go delikatnie ulubionym zapachem unisex. Na nos wcisnął jeszcze ciemne okulary, które co jakiś czas musiał nasuwać z powrotem.
Jego tlenione włosy idealnie kontrastowały ze szkarłatem szalika i czernią reszty stroju. Takanori poprawił jeszcze swoje spodnie, które zsunęły mu się nieco z chudych bioder. Chwycił modną, czarną torbę i stwierdził, że jest gotowy na spotkanie z Akirą.
Na pobliską stację Ruki dotarł przed czasem; na właściwe metro czekał dziesięć minut. Jego maniery nie pozwalały mu nawet na najdrobniejsze spóźnienie, szczególnie gdy miał spotkać się z Reitą. Nie pozwalał na siebie długo czekać, gdyż sam też nie lubił czekać na innych.
Takanori przez całą drogę słuchał muzyki na swoim najnowszym modelu iPod'a, co nieco poprawiło jego humor. Zastanawiał się też, co mieliby robić w tej dzielnicy, w Shibuya. Wprawdzie mieszkał trzy stacje stąd, jednak ich spotkania zwykle odbywały się bardziej na miejscu (choć tak naprawdę wcale 'na miejscu' nie były). Ruki nie chciał zbyt wiele o tym rozmyślać, dlatego przez tę niedługą podróż oddał się kojącym właściwościom muzyki, wciskając nos w pachnący szal.
Kiedy blondynek wysiadł z metra, wyszedł tuż przy Hachikō-guchi. Sprawdził godzinę na swoim iPhonie. Było przed piętnastą, nie spóźnił się. Ruki zaczął rozglądać się wokół, jednak po chwili skierował się pod pomnik uroczego pieska, poprzecieranego głównie na łebku. Stojąc tam, chuchał sobie na zmarznięte dłonie, gdyż nigdy nie nosił rękawic. Zaczynało się ściemniać, tłum wcale nie malał, a mróz - przeciwnie - stawał się większy z każdą kolejną minutą stania w bezruchu.
Takanori co jakiś czas nerwowo zerkał na godzinę w telefonie, który wskazywał kilkanaście minut po piętnastej. Był zły, zmarznięty, a jego czerwone policzki kolorystycznie zaczynały przypominać jego szalik. Kiedy miał zamiar zadzwonić do spóźniającego się Reity, nagle niczym spod ziemi wyrosła przed nim wysoka, szczupła sylwetka. Uniósł wzrok w górę, upewniając się, czy to aby na pewno odpowiednia osoba.
- Dziewiętnaście minut spóźnienia! - krzyknął niższy, podsuwając rozmówcy wyświetlacz telefonu pod sam nos tak, że Akira musiał zezować, by cokolwiek ujrzeć.
- Przepraszam, samochód nie chciał odpalić i musiałem jechać metrem, na które przy okazji się spóźniłem... Ruki, naprawdę nie chciałem, byś tyle czekał! - kiedy Takanori usłyszał te przeprosiny, miał ochotę pogniewać się również za to, że Reita nawet nie zaproponował mu podwózki, podczas gdy sam musiał ciągnąć się zatłoczonym metrem. Mimo wszystko postanowił mu odpuścić.
- Nie szkodzi, rozumiem - westchnął, a Akira w tym momencie zdjął jego przyciemniane okulary. - Co robisz...?
- Bez nich wyglądasz lepiej. Tak przy okazji... Ładny szalik. Nowy? - zapytał wyższy blondyn, czym wzbudził w Rukim niemałą frustrację.
- To przecież... Od ciebie. Nie pamiętasz...?
- Wiem, króliczku. Tylko żartowałem. Rzadko go nosisz - skwitował po chwili. - Do twarzy ci w nim - dodał, przygarniając niższego ramieniem do siebie, całkowicie ignorując otaczający ich zewsząd tłum. Ruki miał ochotę wtulić się w Akirę jeszcze bardziej, lecz jedynie nogi się pod nim ugięły. Nie był w stanie wykonać żadnego ruchu.
Chwilę później przypomniał sobie o celu spotkania. A raczej jego braku.
- Akira, po co mnie tu zaciągnąłeś? Mogliśmy się spotkać gdzieś bliżej.
- Powinniśmy się zbierać - mruknął Akira, zerkając na swój zegarek. - Chodź, to niespodzianka - dodał zdawkowo, co wcale nie zadowoliło Rukiego. Wręcz przeciwnie - tylko zwiększyło jego ciekawość.
Szli ramię w ramię. Nic nie wskazywało na to, że są kochankami. W pewnym momencie Ruki niepewnie chwycił Akirę pod rękę. Niemal niewidocznie, nieśmiało, co do Takanoriego wcale podobne nie było. Miał dość stwarzania pozorów, co do swojego chłodnego wizerunku. Chciał wyznać Reicie, co do niego czuje i dać sobie święty spokój z całym tym udawaniem. Jednak nie mógł. Zostało mu czekać, zadowalając się wspólnymi, upojnymi nocami.
Po chwili Akira skręcił w jedną z uliczek. Potem w kolejną i jeszcze jedną. Shibuya było jednym, wielkim labiryntem, którego Takanori nie znał aż tak dobrze.
- To tutaj - mruknął Akira, uśmiechając się do Rukiego. Blondynek podniósł głowę, odczytując z ładnie podświetlonego szyldu nazwę restauracji, która wyglądała na bardzo drogą.
Po wejściu do środka Takanori rozejrzał się po personach, cicho rozmawiających z partnerami przy swoich schludnie nakrytych stolikach. Kobiety były ubrane elegancko, mężczyźni przeważnie mieli na sobie garnitury lub marynarki. - Stolik na nazwisko Suzuki - rzekł Reita z szarmanckim uśmiechem do jednej z pań z personelu. Od obojgu odebrano okrycia wierzchnie, a Takanori w jednej chwili pożałował, że nie założył na siebie czegoś odpowiedniejszego, niż ćwiekowana ramoneska.
- Nie wiedziałem, że tutaj będzie tak... - zawstydzony blondynek próbował zakryć się kusą kurteczką, patrząc na elegancko ubranego kochanka.
- Nie szkodzi, to moja wina... Mogłem cię jakoś bardziej nakierować. Mimo wszystko wyglądasz cudownie, jak zawsze - starszy szepnął na ucho Takanoriemu, podczas gdy prowadzono ich do zamówionego stolika, umiejscowionego niemal w kącie ogromnej sali.
Kiedy Ruki razem z Akirą zajęli swoje miejsca, podano im karty dań.
- Poproszę łososia. A ty, co wybierasz, Takanori? - blondynek dłuższą chwilę wpatrywał się w obszerne menu.
- To samo.
- I butelkę dobrego wina.
Niezręczna cisza dokuczała Takanoriemu niemal tak samo, jak nieodpowiedni do sytuacji ubiór. Miał ochotę zbesztać Akirę za to, że nie określił celu wyjścia trochę wcześniej, wystawiając go tym samym na pośmiewisko.
- Więc... - zaczął młodszy. - Gdzie chcesz 'to' zrobić? W toalecie? Pod stolikiem...? - nawet ta najdziksza i najbardziej zboczona natura Rukiego kazała mu przystopować ze zbereźnymi pomysłami. Poza tym obrusy były za krótkie. Nie potrafiłby tak przy wszystkich...
Z drugiej strony nie wierzył w żadną kolację-niespodziankę. Był przekonany, że eleganckie spotkanie miało jakiś wyższy, nieznany jemu cel.
- Nie, Takanori... - Suzuki zaśmiał się pod nosem, patrząc na niczym niewzruszoną minę Rukiego. - Mówiłem ci przez telefon, że nie o to mi chodzi. Zaprosiłem cię na kolację. Dziś mija rok, odkąd... - nieokreślony ruch dłońmi w powietrzu oznaczał jedno. To ich ,,rocznica''. Blondynek nieco się speszył.
- Od pierwszego pożycia... - żachnął, próbując się rozluźnić.
- Mógłbyś być czasem mniej dobitny... - stwierdził starszy, po chwili sięgając do swojej aktówki. - Mam coś dla ciebie - mruknął, wyciągając na stolik średnich rozmiarów prostokątne pudełko, przewiązane czerwoną wstążeczką.
- Nie trzeba było... - Ruki, speszony do granic jego osobistych możliwości, poczuł się naprawdę nieswojo, podnosząc wieczko pudełka. W środku znajdowała się para skórzanych rękawic ekskluzywnej marki. Karminowych, idealnie pasujących do szalika.
- Wolałbym usłyszeć coś innego - uśmiechnął się starszy blondyn, patrząc na Takanoriego.
- Dziękuję... Są naprawdę piękne - dodał Ruki, z łagodnym uśmiechem zerkając na kochanka.
- W końcu nie będziesz marzł w dłonie - stwierdził Akira, jednak Takanori w duchu wcale nie cieszył się z prezentu. Wolał być trzymany za rękę przez Reitę. Wolał czuć jego ciepło, niż to sztuczne, wytwarzane przez rękawice.
- Tak... Ale ja nie mam nic dla ciebie. Nie podejrzewałem, że liczysz czas, odkąd... no wiesz... - Ruki nie chciał popełnić błędu, określając ich relacji przedmiotowo. Choć nie wiedział, jak inaczej ma to nazwać. Nie wkładali w tę znajomość jakichś głębszych uczuć. Przynajmniej tak myślał Takanori o Akirze.
- Nie szkodzi. Twój uśmiech mi wystarcza.
Po chwili luźnej rozmowy kelner przyniósł zamówione dania. Ruki czuł się bardzo dobrze w towarzystwie Akiry podczas tego czarującego wieczoru. Z każdą kolejną lampką białego, półsłodkiego wina, blondynek był coraz bardziej rozluźniony. Miał słabą głowę. Kilka kieliszków wystarczyło mu do wkroczenia w stan alkoholowego upojenia.
- Zbierajmy się już - stwierdził Akira, zauważając, że w lokalu zostało niewiele osób, a czas upływał bardzo szybko.
- Masz rację - przyznał Takanori, wstając z krzesełka nieco chwiejnie.
- Wrócimy do mnie, mieszkam bliżej niż ty - fakt, że starszy mieszkał dwie stacje stąd, wcale niczego nie zmieniał. Jednak Ruki zgodnie przystał na tę propozycję. Każda minuta pobycia z Akirą sam na sam wydawała mu się genialnym pomysłem.
Im robiło się później, tym mróz bardziej dawał się we znaki. Takanori szedł z Akirą pod rękę, podziwiając szkarłatne rękawiczki - prezent od swojego partnera.
- Dlaczego akurat ten kolor...? - zapytał ukradkiem, z czystej ciekawości.
- Kojarzy mi się z tobą - stwierdził Akira po chwili namysłu. - Pasuje do ciebie. Poza tym, uwielbiasz szkarłatne róże, nieprawdaż? Ten kolor w zupełności cię odzwierciedla. Seksowny, tajemniczy i po prostu... piękny - dodał, a Takanori nieco się zarumienił, od razu chowając nos w pachnącym jeszcze szalu.
- Dziękuję... - odparł. Resztę drogi odbyli bez słowa, docierając na stację, gdzie wcale nie musieli czekać na metro.
W skromnie urządzonym mieszkaniu Akiry znaleźli się kilkanaście minut później. Reita odwiesił ich płaszcze na wieszak, zapraszając Rukiego do salonu.
- Herbaty? Alkoholu chyba mamy dość - mruknął, rozluźniając krawat.
- Nie, dziękuję. Ale chętnie łyknę coś na ból głowy.
- Źle się czujesz?
- Chyba za dużo wypiłem... - odparł półszeptem, kładąc się na skórzanej sofie. Po chwili połknął dwie pigułki, oczekując upragnionego efektu.
- Może wolisz położyć się w sypialni?
- Z tobą...? Czemu nie - uśmiechnął się zawadiacko młodszy, z małą pomocą kochanka podnosząc się z kanapy. Akira chwycił partnera za biodra, kiedy ten, kusząco nimi poruszając, skierował się do przytulnej sypialni.
Takanori pociągnął Akirę za krawat tak, że starszy wylądował na nim. A właściwie nad nim, gdyż ich twarze dzieliła niewielka odległość. Ruki od razu odchylił głowę na bok, gdyż usta Reity niebezpiecznie zbliżały się do jego.
- Bez całowania... - blondynek zacisnął usta w wąską kreskę. Już na samym początku umawiali się, że seks pozostanie jedynie seksem. Zwykłą cielesną przyjemnością, niczym więcej.
Plany młodszego zostały jednak pokrzyżowane, kiedy to blondyn z powrotem odwrócił jego głowę, delikatnie smakując pełnych warg Takanoriego. Był to ich pierwszy pocałunek. Ruki nie sądził, że w jednej chwili można czuć tyle sprzecznych emocji.
- Dlaczego to zrobiłeś...? - zapytał blondynek, patrząc prosto w oczy kochanka. - Coś do mnie czujesz? - dodał głupio, jakby fakt, że Reita go pocałował, nie był czymś wystarczającym na rozwianie wszelkich wątpliwości.
- Kocham cię, Takanori. Kocham cię nieprzerwanie od bardzo dawna. Zdecydowałem, że dzisiejszy dzień będzie najlepszą okazją do wyznania tego... - Akira nie czekając dłużej, ponownie pocałował Rukiego, a jego dłonie zaczęły błądzić po drobnym ciele. Takanori cieszył się, że to on postawił ten pierwszy krok. Nie podejrzewał, że starszy go kochał...
Blondynek oplótł ramionami szyję ukochanego, pozwalając mu na wszelkie pieszczoty. Był rozentuzjazmowany, dodatkowo wypity alkohol szumiał przyjemnie w głowie, potęgując doznania. Akira zapamiętale całował szyję Rukiego, na co ten mruczał z aprobatą, próbując zdjąć z kochanka zbędną koszulę.
Starszy schodził z pocałunkami coraz niżej, całkowicie pozbawiając Rukiego ubrań. Szarpnął za obcisłe rurki, na dobre się ich pozbywając. Sam również nie chciał wzbudzać w partnerze uczucia dyskomfortu, więc odrzucił swoje wymięte już ciuchy gdzieś na bok.
Takanori czuł, że za chwilę nie zniesie tego uczucia, jakim było pożądanie, dlatego przewrócił Akirę na materac, zajmując się jego boleśnie nabrzmiałą męskością. Chciał sprawić mu jak największą przyjemność, więc bez zbędnych ceregieli wziął ją do ust i poruszał miarowo głową, próbując odnaleźć ulubione tempo Reity. Postękiwanie kochanka było dla blondynka najbardziej satysfakcjonującą rzeczą. Kiedy kątem oka ujrzał dłonie starszego, kurczowo zaciskające się na pościeli, był już przygotowany. Akira doszedł w ustach Rukiego, jednak ten nie czekał, aż blondyn odpocznie. Niemal od razu sięgnął jego ust, całując łapczywie.
Reita chcąc odwdzięczyć się kochankowi, przewrócił Rukiego tak, że ten po chwili przygniatany był rozgrzanym ciałem ukochanego. Akira wylał na palce trochę lubrykantu, wsuwając je w partnera. Przy trzecim Takanori czuł nieprzyjemny ból, towarzyszący mu przy każdym stosunku. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić.
Kiedy starszy uznał, że blondynek jest wystarczająco rozciągnięty, nasmarował swoją męskość lepkim, bezzapachowym żelem. Nie zwlekając dłużej, Akira wszedł w Takanoriego delikatnie, starając się go nie skrzywdzić. Bardzo zależało mu na tym, by młodszy zapamiętał ten raz jako wyjątkowy, nie jako zwykłe zaspokojenie potrzeby.
- Już, dalej... - napomniał Ruki, niecierpliwie wyczekując tego niesamowitego uczucia. Chwycił przy tym Reitę za szyję, przyciągając go do namiętnego pocałunku.
Takanori łaknął tych ciepłych, miękkich warg, jak nigdy dotąd. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Podczas gdy łączyli języki w szaleńczym tempie, Akira zaczął poruszać biodrami, niemal od razu przyspieszając. Po jakimś czasie zaczął uderzać w czuły punkt Rukiego, na co ten zaczął głośno pojękiwać, będąc już blisko spełnienia. Takanoriemu wirowało w głowie od nadmiaru doznań. Ciepłe dłonie ukochanego wciąż błądziły po jego ciele, a on sam zaciskał swoje panicznie na jego ramionach.
Po kilku uderzeniach w jego prostatę, Ruki wytrysnął obficie między ich brzuchy, a czując członek Akiry nadal penetrujący jego wnętrze – zacisnął na nim swoje mięśnie, doprowadzając kochanka do obłędu. Po chwili Reita doszedł po raz drugi, w ciasnym wnętrzu Takanoriego.
Regulując oddechy, Akira przygarnął do siebie wymęczone ciało, tuląc mocno. Ruki jeszcze na moment zdołał podnieść się lekko, by złożyć na ustach Reity motyli pocałunek.
- Też cię kocham – wyznał z uśmiechem, przymykając powieki, jak do snu.
- Przypomniałem sobie… Bądź nieco odważniejszy. Karmin pasuje jedynie dla osób o zadziornym charakterku – zaśmiał się Akira, chowając nos w zagłębieniu szyi Takanoriego.
poniedziałek, 30 grudnia 2013
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Reita x Ruki ,,Czekolada'' (oneshot)
Kiedy otworzyłem oczy, wydawało mi się, że jest już środek dnia. Dopiero ozdobny zegar wiszący na ścianie wyprowadził mnie z błędu.
Podniosłem się do siadu, przecierając zaspane oczy. Zerknąłem na postać leżącą obok mnie. Zarysowałem palcem kształt lekko umięśnionego ramienia, a po chwili bardzo delikatnie pocałowałem to miejsce. Było jeszcze wcześnie. Nie chciałem go budzić.
Postanowiłem wstać. Nasunąłem na siebie jedynie cienką podomkę i podszedłem do okna, obserwując niebo. Wyglądało tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Jakby wszystko miało umrzeć. Zupełnie jak ja.
Czerwonopomarańczowe sklepienie potęgowało uczucie wewnętrznej pustki, gnębiącej mnie od dłuższego czasu. Miałem nadzieję, że wszystko w końcu ulegnie destrukcji. Nic już nie miało swojego pierwotnego sensu i nie chciałem tego zmieniać. Wiedziałem, że sytuacja nie uległaby jakiejkolwiek zmianie.
Odwróciłem się jeszcze na chwilę, by przelotnie zerknąć na śpiącego blondyna. Na boso opuściłem sypialnię w celu zaparzenia filiżanki gorącej czekolady.
Po dłuższym czasie siedzenia w samotności usłyszałem szmer, wyrywający mnie z natłoku myśli. Podniosłem głowę, popijając letni już, słodki napój. Do kuchni wszedł jeszcze zaspany Akira, szurając nieznośnie swoimi kapciami. Nie odezwał się, tylko wiedziony zapachem kofeinowego napoju, który przyrządziłem specjalnie dla niego, podszedł do kuchennego blatu, nalewając sobie trochę kawy z podgrzewanego ceramicznego dzbanka.
Blondyn usiadł naprzeciwko mnie, przy stole, patrząc w moje oczy. Jego twarz nie wyrażała żadnego uczucia. Jeszcze nie tak dawno bałem się tego braku jakiejkolwiek mimiki. Bałem się, lecz teraz także i ja nauczyłem się taki być. Ta pustka przeszła też na mnie do tego stopnia, że nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, co Akira mógłby w tej chwili czuć, czy myśleć.
- Jak spałeś? - mruknął między kolejnymi łykami kawy. W duchu ucieszyłem się, że przerwał nieznośną ciszę.
- Dobrze, dziękuję - odparłem, siląc się na uśmiech. Dla niego, by też się uśmiechnął. Jednak nie nastąpiła żadna reakcja. Moje kąciki ust natychmiastowo opadły. Mocno się rozczarowałem. - A ty? - zapytałem po chwili.
- Też. Powiedzmy.
I na tym się skończyło.
- Muszę wyjść - usłyszałem głos Akiry dochodzący z korytarza. Chwilę później do moich uszu dobiegł też dźwięk zapinanej kurtki.
- Po co? - zapytałem, przechodząc do przedpokoju.
- Załatwić pewną sprawę. Niedługo wrócę.
- Ubierz się cieplej... - poprosiłem, jako że na zewnątrz było mnóstwo śniegu. Chwyciłem z komody swój czarny, wełniany szalik i zacząłem oplatać nim szyję Akiry. Kiedy skończyłem, pochwyciłem oba końce szalu, przyciągając blondyna do czułego pocałunku. Zaskoczyłem tym samego siebie. Mając go tak blisko, nie miałem go wcale. Zdałem sobie sprawę, że cholernie za nim tęskniłem.
- Niedługo wrócę - powtórzył, kiedy już odsunąłem się od niego. Chwycił tylko futerał ze swoją ulubioną gitarą basową i wyszedł, wciskając nos w mój pachnący szalik.
Podczas nieobecności Akiry rozrzuciłem na łóżku kilka naszych fotografii sprzed lat, wyciągając kolejne z niewielkiego, tekturowego pudełka. Ze słuchawkami na uszach wpatrywałem się w nie, wspominając czasy, kiedy między nami nie było żadnego dystansu.
Przez głośną muzykę docierającą wprost do moich uszu nawet nie zauważyłem blondyna opierającego się bokiem o białą futrynę. Wyczuwając coś dziwnego uniosłem głowę i nieco się przestraszyłem. Szybko zdjąłem słuchawki. Akira bacznie wpatrywał się w fotografie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zauważyłem jakąkolwiek emocję na jego twarzy. Było to zmieszanie połączone z pewnego rodzaju smutkiem, żalem.
- Nie słyszałem jak wchodzisz... - odezwałem się cicho, na co blondyn zareagował jedynie zerknięciem na mnie. Nie wiedząc co zrobić, zacząłem dłonią zgarniać zdjęcia, chowając je do pudełka. Akira opuścił sypialnię, zostawiając mnie samego. Miałem wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni. Na co liczyłem?
Kiedy nadszedł wieczór, jak zwykle wzięliśmy osobne kąpiele. Na początku naszego związku wciąż powtarzał mi, że mam piękne ciało. Lubił się ze mną kąpać, uprawiać seks. Lubił mnie dotykać, głaskać, przytulać, całować. Lubił mieć mnie blisko siebie. Teraz nie lubi ze mną nawet rozmawiać. Czyżby traktował to jak obowiązek? Może jest ze mną tylko z litości, zdradzając gdzieś na boku?
Próbowałem wysnuć wszystkie możliwe teorie, jednak było ich zbyt wiele. Owinięty ulubionym szlafrokiem udałem się do salonu, gdzie Akira oglądał mecz europejskich drużyn. Popijał przy tym piwo, odstawiając je co chwilę na małą deseczkę, przymocowaną do podłokietnika skórzanej sofy.
- Co za idioci... - skomentował cicho, najprawdopodobniej z powodu straconej pozycji ulubionego teamu.
- Kto wygrywa, Aki? - zapytałem głupio, specjalnie skracając jego imię. Kiedyś lubił, gdy to robiłem. Tylko ja mówiłem na niego w ten sposób. W tym momencie nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Ci w czerwonych - odpowiedział, nie komentując mojej głupoty. Po chwili przystawił zgrabny kufel do ust.
- Ach... - udałem zainteresowanie. Tak naprawdę nigdy nie lubiłem oglądać sportu. - Co z twoim bassem? Zdaje mi się, że wróciłeś bez niego - kontynuowałem rozmowę. Blondyn spojrzał na mnie podejrzliwie. A może tylko mi się wydawało?
- Pękła struna. Oddałem do wymiany - odparł zdawkowo. Pęknięta struna? Albo była zużyta, albo Akira wyładowywał na niej swoją złość w czasie mojej nieobecności. Bynajmniej nie grał na bassie, kiedy przebywałem w domu.
Oglądałem mecz z zawzięciem, chcąc pokazać podzielenie zainteresowań blondyna.
- Tak! - ucieszyłem się, wyrzucając ręce w górę, kiedy piłkarze ulubionej drużyny Akiry strzelili bramkę przeciwnikom. Ten nawet na mnie nie zerknął, ani tym bardziej nie podzielił mojego entuzjazmu. Nie pomyliłem drużyn. To Akira przestał cieszyć się już z czegokolwiek i nawet ja nie potrafiłem tego zmienić.
Gdy nadszedł czas snu, położyłem się do łóżka i postanowiłem poczekać na Akirę. Jednak telewizor w salonie wciąż był włączony, a ja byłem zbyt śpiący, by być w stanie czekać dłużej.
Zasnąłem sam.
Podniosłem się do siadu, przecierając zaspane oczy. Zerknąłem na postać leżącą obok mnie. Zarysowałem palcem kształt lekko umięśnionego ramienia, a po chwili bardzo delikatnie pocałowałem to miejsce. Było jeszcze wcześnie. Nie chciałem go budzić.
Postanowiłem wstać. Nasunąłem na siebie jedynie cienką podomkę i podszedłem do okna, obserwując niebo. Wyglądało tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Jakby wszystko miało umrzeć. Zupełnie jak ja.
Czerwonopomarańczowe sklepienie potęgowało uczucie wewnętrznej pustki, gnębiącej mnie od dłuższego czasu. Miałem nadzieję, że wszystko w końcu ulegnie destrukcji. Nic już nie miało swojego pierwotnego sensu i nie chciałem tego zmieniać. Wiedziałem, że sytuacja nie uległaby jakiejkolwiek zmianie.
Odwróciłem się jeszcze na chwilę, by przelotnie zerknąć na śpiącego blondyna. Na boso opuściłem sypialnię w celu zaparzenia filiżanki gorącej czekolady.
Po dłuższym czasie siedzenia w samotności usłyszałem szmer, wyrywający mnie z natłoku myśli. Podniosłem głowę, popijając letni już, słodki napój. Do kuchni wszedł jeszcze zaspany Akira, szurając nieznośnie swoimi kapciami. Nie odezwał się, tylko wiedziony zapachem kofeinowego napoju, który przyrządziłem specjalnie dla niego, podszedł do kuchennego blatu, nalewając sobie trochę kawy z podgrzewanego ceramicznego dzbanka.
Blondyn usiadł naprzeciwko mnie, przy stole, patrząc w moje oczy. Jego twarz nie wyrażała żadnego uczucia. Jeszcze nie tak dawno bałem się tego braku jakiejkolwiek mimiki. Bałem się, lecz teraz także i ja nauczyłem się taki być. Ta pustka przeszła też na mnie do tego stopnia, że nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, co Akira mógłby w tej chwili czuć, czy myśleć.
- Jak spałeś? - mruknął między kolejnymi łykami kawy. W duchu ucieszyłem się, że przerwał nieznośną ciszę.
- Dobrze, dziękuję - odparłem, siląc się na uśmiech. Dla niego, by też się uśmiechnął. Jednak nie nastąpiła żadna reakcja. Moje kąciki ust natychmiastowo opadły. Mocno się rozczarowałem. - A ty? - zapytałem po chwili.
- Też. Powiedzmy.
I na tym się skończyło.
*
- Muszę wyjść - usłyszałem głos Akiry dochodzący z korytarza. Chwilę później do moich uszu dobiegł też dźwięk zapinanej kurtki.
- Po co? - zapytałem, przechodząc do przedpokoju.
- Załatwić pewną sprawę. Niedługo wrócę.
- Ubierz się cieplej... - poprosiłem, jako że na zewnątrz było mnóstwo śniegu. Chwyciłem z komody swój czarny, wełniany szalik i zacząłem oplatać nim szyję Akiry. Kiedy skończyłem, pochwyciłem oba końce szalu, przyciągając blondyna do czułego pocałunku. Zaskoczyłem tym samego siebie. Mając go tak blisko, nie miałem go wcale. Zdałem sobie sprawę, że cholernie za nim tęskniłem.
- Niedługo wrócę - powtórzył, kiedy już odsunąłem się od niego. Chwycił tylko futerał ze swoją ulubioną gitarą basową i wyszedł, wciskając nos w mój pachnący szalik.
Podczas nieobecności Akiry rozrzuciłem na łóżku kilka naszych fotografii sprzed lat, wyciągając kolejne z niewielkiego, tekturowego pudełka. Ze słuchawkami na uszach wpatrywałem się w nie, wspominając czasy, kiedy między nami nie było żadnego dystansu.
Przez głośną muzykę docierającą wprost do moich uszu nawet nie zauważyłem blondyna opierającego się bokiem o białą futrynę. Wyczuwając coś dziwnego uniosłem głowę i nieco się przestraszyłem. Szybko zdjąłem słuchawki. Akira bacznie wpatrywał się w fotografie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zauważyłem jakąkolwiek emocję na jego twarzy. Było to zmieszanie połączone z pewnego rodzaju smutkiem, żalem.
- Nie słyszałem jak wchodzisz... - odezwałem się cicho, na co blondyn zareagował jedynie zerknięciem na mnie. Nie wiedząc co zrobić, zacząłem dłonią zgarniać zdjęcia, chowając je do pudełka. Akira opuścił sypialnię, zostawiając mnie samego. Miałem wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu spadła o kilka stopni. Na co liczyłem?
Kiedy nadszedł wieczór, jak zwykle wzięliśmy osobne kąpiele. Na początku naszego związku wciąż powtarzał mi, że mam piękne ciało. Lubił się ze mną kąpać, uprawiać seks. Lubił mnie dotykać, głaskać, przytulać, całować. Lubił mieć mnie blisko siebie. Teraz nie lubi ze mną nawet rozmawiać. Czyżby traktował to jak obowiązek? Może jest ze mną tylko z litości, zdradzając gdzieś na boku?
Próbowałem wysnuć wszystkie możliwe teorie, jednak było ich zbyt wiele. Owinięty ulubionym szlafrokiem udałem się do salonu, gdzie Akira oglądał mecz europejskich drużyn. Popijał przy tym piwo, odstawiając je co chwilę na małą deseczkę, przymocowaną do podłokietnika skórzanej sofy.
- Co za idioci... - skomentował cicho, najprawdopodobniej z powodu straconej pozycji ulubionego teamu.
- Kto wygrywa, Aki? - zapytałem głupio, specjalnie skracając jego imię. Kiedyś lubił, gdy to robiłem. Tylko ja mówiłem na niego w ten sposób. W tym momencie nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Ci w czerwonych - odpowiedział, nie komentując mojej głupoty. Po chwili przystawił zgrabny kufel do ust.
- Ach... - udałem zainteresowanie. Tak naprawdę nigdy nie lubiłem oglądać sportu. - Co z twoim bassem? Zdaje mi się, że wróciłeś bez niego - kontynuowałem rozmowę. Blondyn spojrzał na mnie podejrzliwie. A może tylko mi się wydawało?
- Pękła struna. Oddałem do wymiany - odparł zdawkowo. Pęknięta struna? Albo była zużyta, albo Akira wyładowywał na niej swoją złość w czasie mojej nieobecności. Bynajmniej nie grał na bassie, kiedy przebywałem w domu.
Oglądałem mecz z zawzięciem, chcąc pokazać podzielenie zainteresowań blondyna.
- Tak! - ucieszyłem się, wyrzucając ręce w górę, kiedy piłkarze ulubionej drużyny Akiry strzelili bramkę przeciwnikom. Ten nawet na mnie nie zerknął, ani tym bardziej nie podzielił mojego entuzjazmu. Nie pomyliłem drużyn. To Akira przestał cieszyć się już z czegokolwiek i nawet ja nie potrafiłem tego zmienić.
Gdy nadszedł czas snu, położyłem się do łóżka i postanowiłem poczekać na Akirę. Jednak telewizor w salonie wciąż był włączony, a ja byłem zbyt śpiący, by być w stanie czekać dłużej.
Zasnąłem sam.
*
Obudziłem się wczesnym rankiem, kiedy słońce jeszcze nie wzeszło. Przewróciłem się na drugi bok, a mój mózg odnotował brak Akiry. Zaniepokojony wstałem z łóżka i zauważyłem, że blondyn śpi na kanapie w salonie. Podszedłem do niego i szturchnąłem delikatnie w ramię, jednak ten tylko mruknął coś niezrozumiałego i odwrócił się tyłem do mnie. Westchnąłem cicho i udałem się do kuchni wiedząc, że i tak nie uda mi się nic zrobić. Zwyczajowo przyrządziłem sobie czekoladę i dodatkowo kawę, w oddzielnym naczyniu. Odstawiłem dzbanek na podgrzewacz i usiadłem do stołu.
Kiedy filiżanka była już pusta, odstawiłem ją na bok. Świeczki podgrzewacza dogasały, a zegarek elektroniczny wciąż wskazywał zbyt wczesną godzinę, by zacząć jakoś funkcjonować.
Gdy zapalałem nowe tea-light'y, usłyszałem znajome szuranie dobiegające z salonu. Już chwilę później w progu kuchni stanął Akira. Podszedł w moją stronę, zabrał dzbanek, jeden z kubków i bez słowa opuścił pomieszczenie.
Powoli zaczynało brakować mi sił.
Późnym popołudniem postanowiłem wyjść na spacer. Było już ciemno, lecz właśnie taką porę na spacery preferowałem. Kiedy skończyłem zapinać płaszcz, Akira przechodził z salonu do sypialni. Zatrzymał się jednak w połowie drogi, zerkając na mnie i mój kompletny ubiór.
- Gdzieś się wybierasz? - zapytał.
- Idę się przejść - odparłem wymijająco. - Przy okazji może zrobię jakieś zakupy...
- Pójdę z tobą. Pomogę ci wszystko przynieść - rzekł i zaczął nakładać buty.
- Nie! Nie trzeba... - zaprotestowałem desperacko. - Pójdę sam - dodałem.
- Wszystko w porządku? - kolejne pytanie. Tak, Aki, wszystko w porządku! Z tą różnicą, że ostatnio w ogóle nie rozmawiamy, jesteś całkowicie obojętny na wszystko i nie patrzysz na mnie tak samo, jak parę miesięcy temu. Poza tym - wszystko jest okej, doprawdy...
-Trochę źle się czuję. To wszystko... - złapałem się za skronie i nie widząc sensu dalszego trwania w niezręcznej ciszy - nacisnąłem na klamkę drzwi, uprzednio zabierając klucze z zamka. Wyszedłem z domu, wciskając dłonie w kieszenie futrzanego płaszcza. Zapomniałem rękawiczek. Nie chciałem po nie wracać.
Gdy wyszedłem na zewnątrz, mroźne powietrze uderzyło w moje policzki. Był to mój pierwszy spacer odkąd spadł śnieg. Od zawsze kochałem zimę. Czułem się wtedy wolny od wszystkiego. Mogłem godzinami chodzić po mieście, byleby tylko móc poczuć przyjemne pieczenie policzków, spowodowane silnym wiatrem. Chwilę później zaczęło padać. Duże, spokojnie opadające płatki śniegu osiadały na moim płaszczu, czapce i topiły się na rozgrzanych policzkach. Zamknąłem na chwilę oczy i moment później ruszyłem przed siebie, powolnym krokiem udając się do parku.
Gdy byłem na miejscu, odgarnąłem cienką warstwę śniegu z jednej z ławek, zaraz potem na niej siadając. Pobliska latarnia oświetlała szeroką aleję przyjemnym, ciepłym światłem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się naprawdę dobrze. Pozwoliłem umysłowi odpocząć od myślenia. O Akirze. O zmianach. O mojej bezsilności w stosunku do zaistniałej sytuacji.
Kiedy tak siedziałem i siedziałem, straciłem rachubę czasu. Z kieszeni płaszcza wyjąłem komórkę, sprawdzając godzinę. Spędziłem ponad trzy godziny na świeżym powietrzu. Było po dwudziestej pierwszej. Nawet nie zauważyłem kiedy wieczór przeobraził się w noc. Podniosłem się z ławeczki, prostując odrętwiałe nogi, a w oddali dostrzegłem znajomą sylwetkę.
- Takanori, wszędzie cię szukałem! - usłyszałem po upływie krótkiej chwili. Zdziwiłem się. To pierwszy taki instynktowny impuls z jego strony, odkąd przestaliśmy spędzać ze sobą tyle czasu.
- Niepotrzebnie... - odparłem cicho, nawet nie racząc blondyna spojrzeniem. Wcisnąłem ręce do kieszeni.
- A zakupy? - rozejrzał się, próbując dostrzec reklamówki z prowiantem.
- Nie miałem ich w planach. Chciałem pobyć sam - przyznałem się, powoli kierując się w stronę domu. Przez resztę drogi powrotnej nie zamieniliśmy nawet słowa.
Będąc w domu odwiesiłem mokry płaszcz na wieszak i chuchnąłem na ręce w celu minimalnego rozgrzania się. Akira wszedł tuż za mną, zdjął okrycie wierzchnie, odrzucił je gdzieś na szafkę i zniknął w salonie. Ja zaś udałem się do kuchni, by zaparzyć gorącą czekoladę. Uwielbiałem jej kojące i rozgrzewające właściwości. Nie gardziłem też walorami smakowymi.
Kiedy napój był gotowy, jak zwykle usiadłem przy stole, pedantycznie poprawiając niechlujnie zsunięty srebrny bieżnik z motywem płatków śniegu. Zapach czekolady przyprószonej świeżo zmielonym cynamonem sprawiał, że miałem ochotę się uśmiechnąć.
Chwilę później w progu kuchni pojawił się Akira. Upiłem łyk ciepłego napoju.
- Co się z nami dzieje, Takanori? - zapytał, a mnie niemal natychmiast zeszkliły się oczy. Spuściłem głowę, a intensywny zapach czekolady zaczął mnie drażnić.
- Ty mi to powiedz... - podniosłem głowę, patrząc mu hardo w oczy, mimo że w duchu wyłem z bólu, jaki zadawała mi mająca miejsce rozmowa. Wstałem, a śliski obrusik znów nieznacznie się zsunął - Kiedy zaczynam rozmowę, ty nie odpowiadasz, albo jesteś czymś zajęty. Zbywasz mnie, nie okazujesz najmniejszego uczucia. Jesteś obojętny... - wyrzuciłem z siebie wszystko, co siedziało w mojej głowie. Słone łzy spływały mi powoli po policzkach. - Zasypiasz w salonie, ciągle przebywasz sam - wciąż patrzyłem mu w oczy, aż blondyn odwrócił wzrok. - Już nawet nie pamiętam, kiedy przytuliłeś mnie z własnej, nieprzymuszonej woli! - podniosłem głos, a moja frustracja zamiast maleć - wciąż rosła.
- Takanori...
- Czy ty mnie w ogóle kochasz...? - zapytałem, podchodząc do niego. Złapałem go za podbródek, zmuszając do spojrzenia mi w oczy. Oczekiwałem odpowiedzi, ale cisza nas otaczająca nie chciała przestać trwać. Puściłem blondyna, podszedłem do stołu i zsunąłem z niego srebrny obrus. Razem z bieżnikiem runęła porcelanowa filiżanka, tłukąc się w drobny mak.
- Taka!
- Wyjdź stąd, do cholery! Nie chcę cię widzieć! - krzyczałem w obłędzie. Wypchnąłem blondyna z kuchni i usiadłem w kącie na podłodze, w pomieszczeniu, w którym wciąż pachniało czekoladą.
Od naszego rozstania znienawidziłem jej zapach i smak, który przywraca wszystkie wspomnienia tamtego wieczoru. Szerokim łukiem mijam sklepy z czekoladowymi wyrobami, nie patrząc na wesołych ludzi, pijących brązowy napój.
To wszystko bolało za mocno, by móc spokojnie zerkać na szczęście innych.
Żegnaj, Akira. Mam nadzieję, że masz się dobrze.
Kiedy filiżanka była już pusta, odstawiłem ją na bok. Świeczki podgrzewacza dogasały, a zegarek elektroniczny wciąż wskazywał zbyt wczesną godzinę, by zacząć jakoś funkcjonować.
Gdy zapalałem nowe tea-light'y, usłyszałem znajome szuranie dobiegające z salonu. Już chwilę później w progu kuchni stanął Akira. Podszedł w moją stronę, zabrał dzbanek, jeden z kubków i bez słowa opuścił pomieszczenie.
Powoli zaczynało brakować mi sił.
Późnym popołudniem postanowiłem wyjść na spacer. Było już ciemno, lecz właśnie taką porę na spacery preferowałem. Kiedy skończyłem zapinać płaszcz, Akira przechodził z salonu do sypialni. Zatrzymał się jednak w połowie drogi, zerkając na mnie i mój kompletny ubiór.
- Gdzieś się wybierasz? - zapytał.
- Idę się przejść - odparłem wymijająco. - Przy okazji może zrobię jakieś zakupy...
- Pójdę z tobą. Pomogę ci wszystko przynieść - rzekł i zaczął nakładać buty.
- Nie! Nie trzeba... - zaprotestowałem desperacko. - Pójdę sam - dodałem.
- Wszystko w porządku? - kolejne pytanie. Tak, Aki, wszystko w porządku! Z tą różnicą, że ostatnio w ogóle nie rozmawiamy, jesteś całkowicie obojętny na wszystko i nie patrzysz na mnie tak samo, jak parę miesięcy temu. Poza tym - wszystko jest okej, doprawdy...
-Trochę źle się czuję. To wszystko... - złapałem się za skronie i nie widząc sensu dalszego trwania w niezręcznej ciszy - nacisnąłem na klamkę drzwi, uprzednio zabierając klucze z zamka. Wyszedłem z domu, wciskając dłonie w kieszenie futrzanego płaszcza. Zapomniałem rękawiczek. Nie chciałem po nie wracać.
Gdy wyszedłem na zewnątrz, mroźne powietrze uderzyło w moje policzki. Był to mój pierwszy spacer odkąd spadł śnieg. Od zawsze kochałem zimę. Czułem się wtedy wolny od wszystkiego. Mogłem godzinami chodzić po mieście, byleby tylko móc poczuć przyjemne pieczenie policzków, spowodowane silnym wiatrem. Chwilę później zaczęło padać. Duże, spokojnie opadające płatki śniegu osiadały na moim płaszczu, czapce i topiły się na rozgrzanych policzkach. Zamknąłem na chwilę oczy i moment później ruszyłem przed siebie, powolnym krokiem udając się do parku.
Gdy byłem na miejscu, odgarnąłem cienką warstwę śniegu z jednej z ławek, zaraz potem na niej siadając. Pobliska latarnia oświetlała szeroką aleję przyjemnym, ciepłym światłem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się naprawdę dobrze. Pozwoliłem umysłowi odpocząć od myślenia. O Akirze. O zmianach. O mojej bezsilności w stosunku do zaistniałej sytuacji.
Kiedy tak siedziałem i siedziałem, straciłem rachubę czasu. Z kieszeni płaszcza wyjąłem komórkę, sprawdzając godzinę. Spędziłem ponad trzy godziny na świeżym powietrzu. Było po dwudziestej pierwszej. Nawet nie zauważyłem kiedy wieczór przeobraził się w noc. Podniosłem się z ławeczki, prostując odrętwiałe nogi, a w oddali dostrzegłem znajomą sylwetkę.
- Takanori, wszędzie cię szukałem! - usłyszałem po upływie krótkiej chwili. Zdziwiłem się. To pierwszy taki instynktowny impuls z jego strony, odkąd przestaliśmy spędzać ze sobą tyle czasu.
- Niepotrzebnie... - odparłem cicho, nawet nie racząc blondyna spojrzeniem. Wcisnąłem ręce do kieszeni.
- A zakupy? - rozejrzał się, próbując dostrzec reklamówki z prowiantem.
- Nie miałem ich w planach. Chciałem pobyć sam - przyznałem się, powoli kierując się w stronę domu. Przez resztę drogi powrotnej nie zamieniliśmy nawet słowa.
Będąc w domu odwiesiłem mokry płaszcz na wieszak i chuchnąłem na ręce w celu minimalnego rozgrzania się. Akira wszedł tuż za mną, zdjął okrycie wierzchnie, odrzucił je gdzieś na szafkę i zniknął w salonie. Ja zaś udałem się do kuchni, by zaparzyć gorącą czekoladę. Uwielbiałem jej kojące i rozgrzewające właściwości. Nie gardziłem też walorami smakowymi.
Kiedy napój był gotowy, jak zwykle usiadłem przy stole, pedantycznie poprawiając niechlujnie zsunięty srebrny bieżnik z motywem płatków śniegu. Zapach czekolady przyprószonej świeżo zmielonym cynamonem sprawiał, że miałem ochotę się uśmiechnąć.
Chwilę później w progu kuchni pojawił się Akira. Upiłem łyk ciepłego napoju.
- Co się z nami dzieje, Takanori? - zapytał, a mnie niemal natychmiast zeszkliły się oczy. Spuściłem głowę, a intensywny zapach czekolady zaczął mnie drażnić.
- Ty mi to powiedz... - podniosłem głowę, patrząc mu hardo w oczy, mimo że w duchu wyłem z bólu, jaki zadawała mi mająca miejsce rozmowa. Wstałem, a śliski obrusik znów nieznacznie się zsunął - Kiedy zaczynam rozmowę, ty nie odpowiadasz, albo jesteś czymś zajęty. Zbywasz mnie, nie okazujesz najmniejszego uczucia. Jesteś obojętny... - wyrzuciłem z siebie wszystko, co siedziało w mojej głowie. Słone łzy spływały mi powoli po policzkach. - Zasypiasz w salonie, ciągle przebywasz sam - wciąż patrzyłem mu w oczy, aż blondyn odwrócił wzrok. - Już nawet nie pamiętam, kiedy przytuliłeś mnie z własnej, nieprzymuszonej woli! - podniosłem głos, a moja frustracja zamiast maleć - wciąż rosła.
- Takanori...
- Czy ty mnie w ogóle kochasz...? - zapytałem, podchodząc do niego. Złapałem go za podbródek, zmuszając do spojrzenia mi w oczy. Oczekiwałem odpowiedzi, ale cisza nas otaczająca nie chciała przestać trwać. Puściłem blondyna, podszedłem do stołu i zsunąłem z niego srebrny obrus. Razem z bieżnikiem runęła porcelanowa filiżanka, tłukąc się w drobny mak.
- Taka!
- Wyjdź stąd, do cholery! Nie chcę cię widzieć! - krzyczałem w obłędzie. Wypchnąłem blondyna z kuchni i usiadłem w kącie na podłodze, w pomieszczeniu, w którym wciąż pachniało czekoladą.
Od naszego rozstania znienawidziłem jej zapach i smak, który przywraca wszystkie wspomnienia tamtego wieczoru. Szerokim łukiem mijam sklepy z czekoladowymi wyrobami, nie patrząc na wesołych ludzi, pijących brązowy napój.
To wszystko bolało za mocno, by móc spokojnie zerkać na szczęście innych.
Żegnaj, Akira. Mam nadzieję, że masz się dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)