niedziela, 14 października 2012
,,Pomóż mi... zapomnieć'', część III (minipartówka)
[Aoi]
Siedząc skulony na sofie, nagle z rozmyślań o Kouyou wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Podniosłem się, kierując kroki do korytarza.
Otarłem z policzków ostatnie kropelki łez i zajrzałem przez judasza.
Mógłbym się domyślić, że to on... Tylko jedna osoba nigdy nie używa dzwonka... Ruki...
Otworzyłem drzwi, przez chwilę patrząc na młodszego. Stał ze spuszczoną głową, maniakalnie wgapiając się w czubki swoich butów.
-Aoi... - zaczął. - Przepraszam, że zwalam ci się na głowę, ale...
-Też nie chcę być sam... Wejdź. Opowiesz mi wszystko za chwilę - przerwałem mu ten zbędny monolog.
Wpuściłem wokalistę do środka. Zdjął buty, odwiesił płaszcz i przeszedł do salonu.
Dopiero po jakimś czasie podniósł swój wzrok, by na mnie spojrzeć.
-Aoi... - zbliżył się do mnie. - Ty... Płakałeś... - stwierdził, kładąc swoją lekko drżącą dłoń na moim spuchniętym policzku, po którym przejechał delikatnie kciukiem, ścierając z niego ostatnie mokre stróżki.
-Wiesz... Czasem nawet ktoś taki jak ja ma chwile słabości... - uśmiechnąłem się lekko, ledwo powstrzymując się przed wybuchnięciem płaczem. Ruki patrzył mi prosto w oczy, jakby szukając w nich podpowiedzi, co mogło mi się stać.
Po chwili zabrał swoją dłoń, przytulając się do mnie.
-Powiesz mi, dlaczego ty płakałeś? - zapytałem, choć doskonale znałem już odpowiedź.
-R-Reita... On... On kogoś ma... - wtulił się we mnie jeszcze mocniej. W pewnym momencie aż poczułem, że wbija mi palce w plecy.
-A moich uczuć nie odwzajemnia facet, w którym zakochałem się bez pamięci...
-Uruha jest ślepy i tyle - fuknął, nieco rozluźniając uścisk.
-S-skąd to wiedziałeś...? - spytałem nieco przerażony.
-To widać, Aoi. Widać, że naprawdę bardzo ci na nim zależy...
-Przykro mi z powodu Reity... - tym razem to ja zacieśniłem uścisk. Po chwili jednak poczułem, że tracę równowagę i z góry upadłem na sofę, ciągnąc za sobą Takanoriego. Obecnie leżał na mnie, wtulając się w zagłębienie mojej szyi. Sytuacja ze studia powtórzyła się, lecz teraz... jakoś nie chciałem temu zaprzestawać.
Taka przejechał zimnym nosem po mojej szyi, kolejno po policzku. Wzdrygnąłem się, nie do końca wiedząc, czy robię dobrze... Przecież ja nadal kocham Uruhę...
Jednak... Uruha jest hetero. Mam więc do końca życia tym się przejmować i być samotny?
Potrzeba bliskości była zbyt silna. W dodatku, jakby nie patrzeć, byłem z Rukim naprawdę zżyty... Może warto spróbować...?
-Nie znienawidź mnie, proszę... - szepnął ledwo usłyszalnie, sięgając swoimi ustami moich warg.
Niepewnie wplotłem dłoń w jego miękkie włosy, przyciągając go do siebie znacznie. Pocałowałem go delikatnie, jakby bojąc się, że zrobię mu tym krzywdę...
Ruki rozchylił usta tak, że mogłem zacząć działać. Chwyciłem zębami jego dolną wargę, na co ten mruknął z aprobatą.
Takanori po chwili przejął inicjatywę, wpijając się w moje usta z zachłannością. Jego wargi były takie miękkie i słodkie... Będąc upojony jego zapachem, oddawałem pocałunki rozpaczliwie, starając się zapomnieć o Kouyou, o całym otaczającym mnie świecie...
Nie zważałem na to, że taka sytuacja nigdy nie powinna była mieć miejsca.
Po prostu dwóch, mocno zranionych facetów znalazło się sam-na-sam w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze... Ironia losu. Nie zyskam Uruhy, a stracę najbliższego przyjaciela? Nie pozwolę na to, choćby nie wiem co.
Obecnie wiedziałem jedno - nie żałowałem takiego obrotu spraw. W tej chwili pragnąłem Rukiego.
Ciężko dyszeliśmy, co jakiś czas przerywając na chwilkę pocałunki, by złapać głębszy oddech. Nasze języki co raz to ponownie łączyły się w tańcu pożądania i bezradności.
W pewnym momencie Ruki wstał z moich kolan, zdejmując z siebie koszulkę, wraz ze spodniami. Patrzyłem na niego, jak na jakieś bóstwo... Płaski brzuch, delikatnie zarysowane mięśnie i lekko widoczne żebra. Takanori był idealny... W każdym calu.
Schylił się nade mną, po czym zaczął ściągać ze mnie mój t-shirt, oraz rozpinać spodnie. Pomogłem mu, sam je zdejmując.
Moment później Ruki z powrotem usiadł na moich kolanach, wprawiając biodra w opływowy ruch. Ocierał się o mnie, oddychając głośno. Ciche pomruki wyrywały mi się z ust, gdy poczułem, że zaczynam się podniecać. Pragnąc sprawdzić, jak reaguje na to mniejszy, ścisnąłem jego męskość przez bokserki. Taka jęknął mi prosto w usta. Spojrzał mi na chwilę prosto w oczy. Zarumienione policzki, rozgorączkowanie wymalowane na twarzy... Wszystkie bodźce, jakie docierały do mojego mózgu, były odbierane dwa razy silniej...
Ruki zakrył twarz łapkami. Widziałem, że bił się ze swoimi myślami, jednak... zabrałem jego dłonie, zmuszając go do ponownego spojrzenia na mnie.
-Taka... Jeśli nie chcesz... nie nalegam... - rzekłem w miarę spokojnie. Ten tylko przejechał palcem wskazującym po mojej klatce piersiowej, przez brzuch, aż zaczął wsuwać dłoń za gumkę moich bokserek. Zaczął je powoli ściągać. Uniosłem biodra, by ułatwić mu zadanie. Oczywiście nie pozostałem mu dłużny i również ściągnąłem z niego bieliznę.
Kiedy pozbyliśmy się ostatniej części garderoby, Ruki uklęknął na sofie po obu stronach moich bioder. Patrzył na mnie z góry, ujmując moją twarz w swoje dłonie.
-Aoi... - szepnął. - Jesteś... moim ideałem... - całkowicie otumaniony słowami szatyna sięgnąłem jego ust, delektując się nimi, wpychając swój język do jego buzi, po krótkiej chwili ulegając wokaliście całkowicie. Ruki penetrował wnętrze mojej jamy ustnej z perfekcyjną dokładnością.
Nagle poczułem, jak Takanori napiera swoim wejściem na moją męskość. Automatycznie złapałem go za biodra, jeżdżąc po nich dłońmi, w ten sposób nieco przygotowując szatyna. Ruki zaczął się powoli nabijać, obejmując mnie mocno za szyję. Pojękiwał przy tym cicho, dając mi maksimum satysfakcji.
Kiedy szatyn nabił się do końca, dopiero wtedy moim ciałem zawładnęło pożądanie. Przyjemność, jaką dawał mi Ruki była nie do opisania...
Kiedy młodszy przyzwyczaił się do mojej obecności, zaczął unosić się i opadać na moją męskość. Jego jęki - wraz z tempem nabijania się - stawały się coraz głośniejsze.
Zacząłem całować i lizać go po szyi, gdzieniegdzie zdobiąc ją małymi, czerwonymi punkcikami.
Aby sprawić mu więcej przyjemności - zacisnąłem dłoń na jego przyrodzeniu, zaczynając nią miarowo poruszać, co raz to zmieniając siłę zacisku. Dodatkowo zacząłem wychodzić naprzeciw ruchom wokalisty, by wbić się w niego jeszcze bardziej.
Spokojne, delikatne ruchy ustąpiły zwierzęcemu pożądaniu.
-Yuu! Tak... Je-szcze! Właśnie tak...! - krzyczał, dając mi do zrozumienia jak jest mu dobrze.
Po kilku chwilach Ruki doszedł z moim imieniem na ustach, wyginając się w łuk. Wylał się w moją dłoń. Kiedy poczułem mięśnie zaciskające się na moim przyrodzeniu - doszedłem jako drugi z podobnym skutkiem. Mocno zacisnąłem powieki, przez co przed oczami mi poczerniało. Zawładnął nami cudowny orgazm.
Ruki ponownie sięgnął moich ust, wieńcząc nasz pierwszy raz czułym pocałunkiem.
Uniosłem lekko szatyna, bym mógł z niego wyjść, po czym wziąłem na ręce wymęczone ciałko i zaniosłem pod prysznic, kolejno obmywając go dokładnie i wycierając. Ubraliśmy na siebie tylko bokserki.
Następnie poniosłem go do mojej sypialni. Położyłem młodszego na łóżku. Patrzył na mnie spod półprzymkniętych powiek, lekko się do mnie uśmiechając.
Położyłem się obok niego na plecach, a ten odwrócił się twarzą do mnie, leżąc na boku.
Niezupełnie docierało do nas to, co stało się niedawno. W moich najskrytszych snach nie podejrzewałem, że będę z Rukim aż tak blisko...
W jednej sekundzie mój świat wywrócił sie do góry nogami. Miałem świadomość tego, co zrobiłem. Także w pełni świadomie... chciałem spróbować związku z Rukim. Czułem, że mógł być dla mnie kimś więcej...
-Byłeś niesamowity... - szepnął do mnie po dłuższej chwili.
-Ty też - odparłem, splatając nasze dłonie.
-Aoi...
-Tak? - spojrzałem na niego.
-Co teraz będzie... z nami? - zapytał z rozbrajającą szczerością, podkładając wolną dłoń pod główkę.
-Wiesz... Takanori, chcę cię pokochać... Tylko...
-Tylko...? - przerwał mi.
-Tylko będziesz musiał mi pomóc...
-W czym?
-Pomóż mi... zapomnieć...
-Obiecuję, Yuu... - uniósł łapkę, wyplątując ją z naszego uścisku. Pogładził mnie jej zewnętrzną częścią po policzku. Wtuliłem się w nią, po chwili całując jej wewnętrzną część. Na twarzy wokalisty pojawił się ciepły uśmiech. Za każdym razem, gdy się tak do mnie uśmiechał, ogarniało mnie przyjemne ciepełko. Teraz już wiem dlaczego... Podświadomie byłem w nim zakochany.
[Ruki]
Po dłuższej chwili patrzenia sobie w oczy udałem się z powrotem do salonu, odszukując nasze porozrzucane części garderoby. Wróciłem z powrotem do sypialni, kładąc na stojącym pod ścianą krześle wszystkie ubrania. Z powrotem wróciłem do łóżka. Yuu nakrył nas pachnącą kołdrą, po czym odwróciłem się do niego tyłem. Ten zaś przylgnął do moich pleców, obejmując mnie ramieniem w pasie. Złożył na moim karku delikatny pocałunek.
Po chwili usłyszałem za sobą miarowy oddech. Ten adekwatny dla śpiącego człowieka.
Zacząłem rozmyślać... Kiedy tak naprawdę pokochałem Aoiego? Cóż, zawsze ważniejszy był dla mnie Reita, ale gdy do naszego związku zaczęły wkradać się nieproszone konflikty i kłótnie... Łaknąłem kontaktu z czarnowłosym. Uciekałem do niego, z chęcią wyżalenia się, wypłakania. Wiedziałem, że zawsze mnie pocieszy. Tak, tego właśnie potrzebowałem... Potrzebowałem zrozumienia...
Ale... czy nie zachowałem się zbyt egoistycznie, przychodząc tu? Może on wcale nie chciał, by tak to się potoczyło...? Albo... jest ze mną tylko dlatego, że nie może mieć Uruhy? Przecież ja mu go nie zastąpię!
Ale czego ja oczekiwałem? Że przestanie kochać Kouyou po tym, gdy po prostu wpadnę mu na chatę i wszystko wyznam?
Jestem pieprzonym egoistą... Teraz wszystko będzie mnie dręczyć. Szczególnie to, że postąpiłem tak niedojrzale...
Muszę z nim o tym pogadać. Jutro rano...
czwartek, 4 października 2012
,,Pomóż mi... zapomnieć'', część II (minipartówka)
Fajnie, że pierwsza część spotkała się z tak miłymi komentarzami. Dziękuję.
________________________________________________________________
[Aoi]
Gdy odwiozłem Rukiego pod apartamentowiec, ten wysiadł z mojego auta i oddał moją kurtkę. Podziękował za podwiezienie i udał się w kierunku wejścia do budynku.
Patrzyłem na odchodzącego szatyna jakby... z obawami. Przecież Takanori szedł prosto w ogień! Jeszcze po tej kłótni?
Nie wiem, czego oczekiwał, lecz sądzę, że to, co spotka go po zajściu do domu nie będzie przyjemne...
Kiedy Ruki zniknął w budynku, ja ocknąłem się. Zawróciłem samochód, by w końcu dowiedzieć się, co się dzieje z Uruhą. To z nim powinienem spędzać więcej czasu... A ja? Nawet nie domyśliłem się, żeby do niego pojechać...! Czy tak postępuje przyjaciel...? Nie, nie... Czy tak postępuje osoba, która jest w kimś zakochana po uszy?
Ostatnio cały wolny czas poświęcałem Takanoriemu... Lecz co miałem zrobić? Ruki wypłakiwał mi się na ramieniu, prawie wpadł w depresję! Pomogłem mu... Bo co innego miałem zrobić? Nie umiem odtrącać ludzi w potrzebie...
Po dziesięciu minutach dojechałem na miejsce.
Wysiadłem z samochodu, uprzednio parkując go na parkingu przed budynkiem.
Kou mieszkał w dziwnej dzielnicy... Trochę strasznej. Wszędzie chodziły jakieś mafie, a ja zakrywałem się tylko, by nie spostrzegli mojego makijażu. Zaraz zostałbym zwyzywany, albo - co gorsza - pobity. A tej sytuacji chciałem uniknąć. Kto opiekowałby się wtedy tymi dziećmi?
Kai? Nie, nie! Nie ma mowy! Nasz lider jest zbyt leniwy i ma zbyt wiele ,,swoich ważnych spraw''.
Co do reszty - wiadome. Reita - nie, ze względu... na względy. A Ruki i Uruha nie ogarnęli by całej sytuacji, zważając na ich charakter i usposobienie.
No tak, Uruha...
Doszedłem do klatki obdrapanego, brzydkiego budynku. Nie zawiadomiłem młodszego, że wchodzę. Domofon był zepsuty, tak samo jak zamek drzwi wejściowych, więc po prostu pociągnąłem je do siebie i wszedłem.
Udałem się na czwarte piętro. Schodami, bo winda w tym wieżowcu również nie działała.
Stanąłem przed... O zgrozo! Podrapanymi drzwiami, naciskając... zepsuty dzwonek. Sanepid tu w ogóle bywa? Przecież taki ,,zepsuty świat'' to istny raj dla złodziei!
Zapukałem do drzwi, nie widząc innego wyjścia z tejże sytuacji.
Zapukałem drugi, trzeci raz, aż w końcu nacisnąłem klamkę. Drzwi puściły... No czy ten facet naprawdę chce, żeby mu się włamali?!
-Kou? - wkroczyłem do mieszkania. W przeciwieństwie do reszty budynku - dom Kouyou był urządzony nowocześnie i ze smakiem. - Kou! - powtórzyłem, martwiąc się faktem, że nikt mi nie odpowiada. Zdjąłem buty, idąc wgłąb mieszkania. Prowadzony instynktem, od razu zajrzałem do sypialni. Był tam. Spał ze słuchawkami na uszach. Strasznie wychudł i stał się jeszcze bledszy niż dawniej... Co jest grane?
Podszedłem do śpiącego chłopaka, okrywając go pledem. Nie dość, że był tak lekko ubrany i miał nieszczelne okna, to jeszcze się nie nakrył. Niech no tylko się obudzi...
Odgarnąłem z jego porcelanowej twarzyczki kilka rudych kosmyków. Kouyou wzdrygnął się i otworzył oczy. Spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja tylko się do niego uśmiechnąłem.
-Aoi! Jak ty tu...?! - od razu na mnie naskoczył, zdejmując słuchawki.
-Następnym razem nauczysz się zamykać drzwi... - westchnąłem. Uruha podniósł się do pozycji siedzącej, spuszczając głowę.
-Po co przyszedłeś...? - wybełkotał. Pachniało od niego alkoholem... Nie podobało mi się to.
Gdzie ta bezinteresowna radość z życia? Gdzie ją zgubiłeś, Kouyou...?
-Przyszedłem do ciebie, żeby sprawdzić, co się z tobą dzieje...
-Nie musiałeś. Świetnie dawałem sobie radę.
-Kouyou, martwiłem się... Nie odbierałeś telefonów...
-Jasne. Fajnie, że dopiero teraz tu przyjeżdżasz. A nie odbierałem, bo miałem swoje powody - burknął.
-Kou... - faktycznie, nie miałem usprawiedliwienia na swoje postępowanie. Ale to, co powiedział... jakoś mnie zabolało.
-Idź już.
-C-co?
-To, co usłyszałeś. Idź...
-Ale Kouyou...!
-Wypierdalaj stąd, mówię! I nie pojawiaj się tu! Dajcie mi wszyscy święty spokój! - wykrzyczał mi to w twarz ze łzami w oczach, które chwilę później powoli spływały po jego policzkach.
-Nie wypierdolę stąd! Martwiłem się i nie po to tu przyjechałem, żeby cię teraz zostawiać!
-A co? Może noc tu spędzisz?! - docinał mi. W tym samym momencie łzy poleciały także z moich oczu. Wybiegłem z jego mieszkania prędzej, niż tam przyszedłem.
Co w niego wstąpiło?! Dlaczego tak diametralnie zmienił się przez ten niecały tydzień...?!
Pobiegłem do samochodu i z piskiem opon odjechałem z parkingu. Wróciłem do siebie.
[Ruki]
Stałem tak ładne kilkanaście minut na klatce schodowej, zanim ułożyłem jakiś składny monolog w głowie. Zrobiło mi się zimno, gdyż kurtkę oddałem Aoiemu.
Niepewnie wchodziłem po schodach, zbliżając się do mieszkania. Nie chciałem kłócić się z Akirą... Był dla mnie wszystkim... A teraz? Teraz już nie wiem, kim on jest dla mnie, a kim jestem ja dla niego...
Wyciągnąłem klucze z tylnej kieszeni spodni, wkładając je do zamka. Otworzyłem drzwi, wchodząc do mieszkania.
Akira wpatrywał się we mnie. Jakby... przerażony? Podbiegł do mnie, przytulając mnie mocno.
-Przepraszam, Takanori... Ja naprawdę przepraszam... Kocham cię najbardziej na świecie... Przepraszam... - zdezorientowany nadal stałem, patrząc przed siebie. Nie wiedziałem, jak mam na to zareagować. Przecież jeszcze niedawno powiedział, że mu się znudziłem... A teraz?
Milion sprzecznych myśli chodziło mi po głowie.
Pogłaskałem lekko chłopaka po głowie. Ten jeszcze mocniej mnie przytulił i zaczął... płakać?
Niebywałe, Reita płacze!
-Reita... - odsunąłem chłopaka od siebie. - Dlaczego mi to wtedy powiedziałeś? Że ci się znudziłem... Ty kogoś...
-Nie! Przysięgam...! Mam tylko ciebie...
-Proszę, nie oszukuj mnie... Jeśli się okaże, że kogoś masz... Nie chcę być dla ciebie utrapieniem...
-Ruki... Nie mów tak... Jesteś dla mnie najważniejszy...
Patrzyłem w jego ciemnobrązowe oczy i dostrzegłem w nich kłamstwo. Reita bił się z samym sobą. Byłem pewien, że nie mówi mi prawdy...
-Więc powiedz mi, gdzie znikasz na noc...? I dlaczego dziś pojechałeś sam?
-Ja... Ja nie mogę... Nie, Ruki, nie mogę ci tego powiedzieć...
-Wiedziałem! Boże, jaki ja byłem ślepy i głupi! - zacząłem krzyczeć na cały dom. Odepchnąłem blondyna od siebie, nakładając swój płaszcz wiszący w korytarzu. - Wiedziałem, że kogoś masz! I jeszcze łżesz mi w żywe oczy! Jak śmiesz, kurwa?! Jak śmiesz mnie tak okłamywać?!
-Przepraszam...! Zacznijmy od nowa...!
-Och, zamknij się już! Mam dość tego pojebanego życia i twoich nic nie znaczących przeprosin! Mam już dość, rozumiesz?! - rozpłakałem się, wybiegając z domu.
Zbiegając po schodach, usłyszałem nawoływania Reity, rozchodzące się echem po klatce schodowej. Biegłem co sił w nogach.
Jednak Reita nie dawał za wygraną. Pobiegłem w stronę najbliższego przystanku, wsiadając do stojącego autobusu, który zamknął się przed nosem blondyna.
-Proszę nie otwierać drzwi... - rzekłem do kierowcy, na co ten kiwnął głową i pojechał w dalszą drogę. W międzyczasie kupiłem u niego bilet. Nie wiedziałem, dokąd mam pójść. Nie wiedziałem, co z sobą zrobić.
Jedynym wyjściem w tej chwili wydawał mi się... Aoi.
Zerknąłem na numer autobusu. Miałem farta, ten jechał właśnie w stronę osiedla czarnowłosego.
Zająłem jedno z miejsc siedzących i zakryłem twarz włosami, by nikt niepowołany nie zauważył moich zapłakanych oczu.
Wysiadłem dopiero na przystanku nieopodal apartamentowca Yuu. Przeszedłem kawałek piechotą, docierając do luksusowego budynku.
Wszedłem do windy, wjeżdżając na 9 piętro.
Gdy wyszedłem z dźwigu, skierowałem się przed drzwi prowadzące do mieszkania Aoiego.
Uniosłem dłoń, by zapukać...
poniedziałek, 1 października 2012
,,Pomóż mi... zapomnieć'', część I (minipartówka)
To już 3,5 tysiąca wejść. Dziękuję!
Przybywam w pokoju z nowym, świeżym, wyżej wspomnianym opkiem.
Części nie będą za długie. Mam jednak nadzieję, że chociaż troszkę przypadnie wam do gustu.
Miłego czytania!
___________________________________________________________
[Aoi]
Chłodny, wiosenny wiatr rozwiewał moje czarne kosmyki na wszystkie strony. Stałem na balkonie, ubrany w za duże dresy, dość obcisłą bokserkę i bluzę, wypalając kolejnego już papierosa. Po raz ostatni zaciągnąłem się dymem aż do dna płuc i wyrzuciłem niedopałek za balkon. Słońce niedawno wzeszło, delikatnie ogrzewając moją twarz. Przymknąłem oczy, rozkoszując się tą chwilą.
Zadrżałem. Mimo słońca - na podwórku nadal było chłodno. Liście na drzewach nie zaczęły jeszcze pączkować.
To dopiero początek wiosny.
Początek czegoś nowego...
Albo początek końca...
Westchnąłem, ogarniając wzrokiem okolicę z wysokości 9 piętra, by po chwili wejść do domu i zacząć szykować się na próbę.
Przebrałem się w coś normalniejszego, zjadłem jakieś śniadanie i wypiłem kubek przygotowanej wcześniej mocnej kawy.
Nagle zacząłem rozmyślać. Pustka w domu jest przyjemna, jednak każdy chyba ma jakieś granice wytrwałości. Zawsze byłem samotnikiem, nie przepadałem za ,,wypadami na piwo'', nie lubiłem zatłoczonych miejsc, choć mając na myśli Tokio, ciężko jest mówić o niezatłoczonych miejscach... Po prostu preferowałem puste mieszkanie... do tej pory.
Cóż, wiosna dobrą porą do zakochania się, nie? Otóż ten tam na górze chciał, bym zakochał się właśnie w naszym młodszym gitarzyście. Z tego, co wiedziałem, Uruha był hetero, chociaż dość często okazywał nadmierne zainteresowanie tą samą płcią...
Po wykonaniu starannego makijażu i lekkiego roztrzepania włosów, rozejrzałem się jeszcze po mieszkaniu, upewniając się, czy pogasiłem światła i czy wszystko jest na swoim miejscu. Po tym nałożyłem na siebie skórzaną kurtkę i wyszedłem z mieszkania, uprzednio zamykając je na dwa zamki.
Tego ranka było chłodno. Temperatura na termometrze oraz oszronione szyby samochodów, które mijałem na parkingu ewidentnie wskazywały na przymrozek. Chuchałem sobie na ręce, by choć raz zwyciężyć z niedokrwistością. Udało mi się jednak dopiero po włączeniu ogrzewania w samochodzie. Jeśli jutro pogoda się nie zmieni - wkładam rękawiczki. Nie ma bata.
Będąc w połowie drogi, wściekłem się, widząc Rukiego, idącego chodnikiem jedynie w samym longsleevie. Otworzyłem szybę, przez którą wdarło się mroźne powietrze.
-Ruki! Czyś ty oszalał?! - wrzasnąłem, wytrącając szatyna z rozmyśleń. Spojrzał w moją stronę.
-N-nie wiem o czym m-mówisz! - krzyknął, nadal idąc przed siebie. Widziałem, jak trzęsie się z zimna. Oplótł ciałko ramionami.
-Chodź tu szybko, zanim wskoczy zielone! - rozkazałem mu. Zatrzymał się, chwilkę postał, po czym po chwili namysłu przebiegł przez ulicę, wsiadając do mojego auta.
-Dzięki... - wyjąkał, pocierając zmarznięte, czerwone ręce. Głośno pociągnął nosem.
-Ciebie do reszty powaliło... Masz termometr w domu? Wiesz, że jest na minusie, a ty się tak lekko ubierasz. To nieodpowiedzialne, zwłaszcza, kiedy mamy dużo prób, a za kilka tygodni koncert.
-Masz rację... Wybacz...
-Przepraszać to ty będziesz Kaia, kiedy zachorujesz – westchnąłem, zdejmując z siebie kurtkę, którą dałem wokaliście.
-Daj spokój, jest zimno. Zmarzniesz...
-Właśnie. Jest zimno. Dlatego masz ją włożyć. Ja już się trochę ogrzałem, a ty się trzęsiesz. No, już. Na co czekasz? - zapytałem, widząc niepewną minę Takanoriego.
-Dziękuję, Aoi – uśmiechnął się, nakładając kurtkę. Była na niego trochę za duża, lecz się tym nie przejmował. Założył nogi na dość duże siedzenie, podciągając kolana pod brodę.
-Jak tam Reita? - zacząłem.
-Daj spokój... - westchnął.
-Nadal jest... taki? - nie bardzo wiedziałem jak określić jego zachowanie.
-Wraca nad ranem, nie wiem, gdzie się szlaja, a dziś, kiedy się przebudziłem już go nie było...
-Wyszedł z domu bez ciebie? - zdziwiłem się.
-Nie ma o czym mówić... - machnął bezsilnie łapką.
-Jest, Ruki. To jest problem. A problemy trzeba albo rozwiązywać, albo szukać ich źródła...
-Może i masz rację... Ja już nie mogę znieść tego wszystkiego. Mam dość Reity, jego tajemnic, kłamstw, zachowania... Dziś nawet zabrał samochód! Dlatego szedłem na piechotę... - moje oczy przypominały pięciozłotówki. Jak on tak mógł?! - Na początku było cudownie, a teraz... Teraz zachowuje się jak ktoś obcy. Dom traktuje jak hotel, a mnie jak... - przerwał, wzdychając. - Aoi, co ja mam robić...? - spojrzał na mnie zaszklonymi oczami. Wiedziałem, że cierpi. Wiedziałem, że jest mu cholernie ciężko...
Wiem, jak bardzo boli nieodwzajemnianie uczuć...
-Ruki... Nie potrafię ci pomóc... Wiem, że jestem twoim kumplem...
-Przyjacielem. Nie zmieniaj wartości... Chociaż ty...
-Więc wiem, że jestem twoim przyjacielem... Ale naprawdę nie wiem, co mógłbym ci poradzić... Jeżeli chcesz, możesz u mnie pomieszkać.
-Nie wiem... Poobserwuję go jeszcze trochę...
-Rozumiem... Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – uśmiechnąłem się.
-Dzięki... - odparł.
Chwilę później byliśmy już pod studiem. Ruki oddał mi kurtkę, dziękując. Wysiadł z samochodu i zauważając przed wejściem Reitę – od razu pobiegł w jego stronę. Przytulił się do niego, a Akira objął go jakby... od niechcenia. Z trudem powstrzymywałem się od wybuchnięcia gniewem, obserwując tę scenkę. Naprawdę żałowałem Ruksa...
Wokalista był moim najlepszym przyjacielem. Zawsze mogłem liczyć na jego pomoc. Martwiłem się o niego. To dlatego tak zareagowałem na to, gdy zobaczyłem jego ubiór. Nie lubiłem, kiedy lekceważył swoje zdrowie. A był do tego skłonny.
Co do Reity – do głowy przyszła mi tylko jedna przyczyna jego zachowania. Podejrzewałem go o to, że kogoś ma... Jednak jak na razie nie powiedziałem o tym Takanoriemu. Nie chciałem dołować go bardziej.
Po jakimś czasie, gdy Ruki z Reitą zdążyli już wejść do budynku, wysiadłem z auta, sam również kierując kroki do naszej sali. Drzwi były uchylone, a już piętro niżej było słychać kłótnię Taki i Akiry.
-No powiedz mi, do kurwy nędzy, gdzie ty się podziewasz w nocy?! Odpowiedz mi!
-Nie twój zasrany interes!
-Reita, do cholery! Jakby nie było, mieszkamy razem, śpimy razem, jesteśmy razem!
-Wiem, nie musisz mi tego uświadamiać!
-Chyba jednak muszę! Zabrałeś dziś samochód! Co, nie chciało się poczekać, tak?! No jasne! Co tam ja?! Mogę sobie pójść te 5 kilometrów z buta! Wiesz, chociaż Aoi okazuje mi jeszcze trochę współczucia!
-To jak tak ci je okazuje, to sobie do niego idź!
-Reita! Dlaczego mi to kurwa robisz?! No odpowiedz!
-Bo mam cię kurwa dość! Mam cię dość! Znudziłeś mi się! Możesz wypierdalać do naszego gitarzysty!
Z pomieszczenia dało się słyszeć cichy szloch.
Po chwili wyszedł stamtąd Reita, trzaskając za sobą drzwiami. Udałem, że właśnie zmierzałem do sali, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
-Cześć – rzuciłem, jak gdyby nigdy nic.
-Spierdalaj – odparł.
Teraz byłem już naprawdę wkurzony. Wparowałem do sali, gdzie zza dużej sofy dochodziło ciche łkanie.
Podbiegłem do źródła tego dźwięku, którym był Ruki...
-Taka... - przytuliłem wokalistę do siebie.
-On mnie nienawidzi... Przecież tylko zapytałem, dlaczego wziął samochód... Dlaczego nie wraca do domu na noc... Dlaczego?! Dlaczego to wszystko jest takie pojebane?! Przecież ja tylko...
-Ćśś... Ruki, nic już nie mów... To nie ty zawiniłeś, tylko Reita... Jest idiotą Nie docenia tego, co ma... Rozumiesz? - w odpowiedzi na to Ruki zaczął płakać rzewniej, mocząc łzami moją koszulkę.
-Co tu się dzieje? - do sali wszedł zdezorientowany Kai. Gdy spojrzał na płaczącego, wtulonego we mnie Rukiego, spojrzał na mnie.
-Reita wygarnął Rukiemu... - odparłem, opierając policzek na czubku głowy wokalisty.
-Aha - odrzekł, podchodząc do swojej perkusji.
Aha?! Co to do cholery miało znaczyć?! Zawsze wszystkim się przejmuje, a teraz...? Niczego już nie pojmowałem. Czyżbym tylko ja stał po stronie mniejszego? Czy tylko ja byłem za niego odpowiedzialny? Czy to ja miałem się nim opiekować? A gdzie inni? Gdzie reszta naszych wspaniałych przyjaciół?
Jasne, zawsze są wtedy, kiedy nie trzeba...
-Gdzie Reita i Uruha? - zapytał po jakimś czasie lider. Jednak po napotkaniu się z moim rozeźlonym wzrokiem, szybko się poprawił. - To znaczy... Gdzie jest Uruha...
-Właściwie to... nie wiem - w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że Kouyou nie pojawiał się na próbach już od czwartku zeszłego tygodnia. A dziś jest wtorek.
-Kurwa, znowu...? Aoi, pojedziesz do niego i sprawdzisz, co jest grane.
-Dlaczego ja?! Ty nie możesz?! Czemu wiecznie ja muszę wszystko załatwiać?! - jakoś nie uśmiechała mi się wizja, że miałem być z gitarzystą sam-na-sam...
-Bo cię o to poprosiłem!
-Ruki, wiesz może, co z Uruhą? - zapytałem młodszego.
-Nie... - pociągnął nosem, powoli się uspokajając.
-Zresztą... Skoro i Reita nie zamierza stawić się dziś na próbie, to ją odwołuję - rzekł lider.
-Więc nie muszę... - zacząłem, lecz Kai skutecznie mi przerwał, rzucając mi klucze od sali.
-Zamkniecie drzwi - i wyszedł, nawet nie pytając o szczegóły zachowania Rukiego. Westchnąłem ciężko, czując, że w najbliższym czasie obejmę stanowisko zespołowej niańki...
-Ruki... - pogładziłem wtulającego się we mnie chłopaka po plecach. - Idziemy? - zapytałem.
-Poczekaj... - wtulił się we mnie mocniej, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Przeszły mnie dreszcze, gdy poczułem ciepły oddech młodszego, delikatnie owiewający moją szyję.
-Ruki... - przełknąłem ślinę. - Lepiej już chodźmy... - wstałem z ziemi, a Takanori poszedł w moje ślady. Zamknąłem salę, po czym zeszliśmy na sam dół, oddając klucz recepcjonistce. Dałem swoją kurtkę Rukiemu i wyszliśmy z gmachu wytwórni. Otworzyłem auto, a młodszy się do niego wpakował, siadając w pozycji, w jakiej jechał również do studia.
Po odpaleniu silnika, musiałem zacząć rozmowę.
-Co dalej...? - zapytałem. Takanori jednak odwrócił głowę i uparcie wpatrywał się w zaokienną przestrzeń.
-Nic... Wrócę do domu i udam, że nic się nie stało...
-Chłopie, ty słyszysz sam siebie? Jedziesz do mnie i koniec. Najpierw odwiedzimy Uruhę, by sprawdzić, co jest przyczyną jego niepojawiania się na próbach.
-Nie, Aoi. Odwieź mnie do domu...
-Ruki...!
-Proszę, odwieź mnie... Chcę pogadać z Reitą...
-Martwię się, rozumiesz? Wiesz, jaki jest Reita. Wiesz, że jak nie zapanuje nad sobą, to jest zdolny nawet do wyrządzenia ci krzywdy...!
-Wiem. Po prostu mnie odwieź...
Dłużej nie dyskutując ruszyłem w drogę, kierując się do domu wokalisty...
Subskrybuj:
Posty (Atom)