czwartek, 29 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część IX (minipartówka)



Poprzedni post jest chyba mało ważny...

Soł... Witam Was pierwszą-drugą notką. Ta będzie trochę porządniejsza, gdyż jest to... nic innego, jak kolejna część ,,Pomóż mi zapomnieć''!
Jeny, to już dziewiąta! A planowałam jakieś 5 rozdziałów (^^)

Nieważne...
Miłego czytania~
A komentarze, jak zwykle - mile widziane! ♥


_______________________________________________________________



[Aoi]

        Kiedy się obudziłem, Ruki jeszcze spał, słodko wtulony w swoją poduszkę. Nie mogłem się powstrzymać i ucałowałem go delikatnie w rozchylone usteczka. Szatynek oblizał się, odwracając się na drugi bok. Rozkoszny widok...
Wygramoliłem się z łóżka, nakrywając Rukiego kołdrą po samą szyję. Sam udałem się do kuchni, by zrobić sobie poranną kawę.

        Kiedy ciemnobrązowy proszek zetknął się z gorącą wodą, pomieszczenie otulił cudowny, aromatyczny zapach. Wziąłem kubek ze sobą, wyszedłem na balkon, uprzednio narzucając na siebie jakąś bluzę. Przymknąłem balkonowe drzwi, by chłód nie wdarł się do mieszkania.
Usiadłem w wielkim, wiklinowym fotelu wysłanym poduchą. Popijałem gorącą kawę małymi łyczkami, przyglądając się wschodowi słońca. Uwielbiałem je oglądać. Z pozorów każdy był taki sam, lecz... często czułem co innego, obserwując to zjawisko. W tej chwili była to cisza i spokój...
Oparłem głowę o oparcie fotela, przymykając oczy. Bladożółte słońce delikatnie ogrzewało moją twarz, a rześkie, poranne powietrze sprawiało, że czułem się niesamowicie.
Po dłuższym momencie rozkoszowania się chwilą poczułem drobne dłonie, oplatające moją szyję i ciepłe wargi na swoich. Włosy drugiej osoby lekko łaskotały mnie po twarzy.
- Dzień dobry... - usłyszałem cichy szept tuż przy swoim uchu.
- Dzień dobry, kochanie – odparłem, otwierając oczy i zerkając na rozpromienioną twarzyczkę nade mną.
- Nie zimno ci? - zapytał, obchodząc fotel dookoła, by po chwili stanąć tuż przede mną.
- Może troszeczkę... - nie kłamałem. Bo po co?
W tym momencie Ruki zabrał pusty już kubek z moich rąk, odstawiając go na stolik obok. Wpakował mi się na kolana, przodem do mnie, przytulając się mocno. Objąłem go, by przypadkiem nie spadł.
- Lepiej? - zapytał po kilku minutach.
- O wiele lepiej... - mruknąłem, na co Takanori zareagował, wtulając się we mnie mocniej. Myślałem, że mi żebra połamie, skubaniec. Że też tyle w nim siły!
- Aoi...
- Tak? - odsunąłem go lekko od siebie, bym mógł spojrzeć mu w oczy. Szatynek jednak spuścił wzrok, bawiąc się swoimi palcami.
- Muszę dziś wyjść – zadeklarował.
- Wyjść?
- Załatwić parę ważnych spraw na mieście...
- Nie ma sprawy, podwiozę cię.
- Nie, nie! Dam sobie radę. Nie fatyguj się, zamówię taksówkę.
- Ale, Taka... To może weźmiesz samochód...?
- Aoi, proszę... - uśmiechnął się do mnie. Mimo że w duchu nadal stawiałem opór, język kazał mówić co innego.
- Jak wolisz... - odwzajemniłem uśmiech.
- Jesteś smutny, prawda? - zapytał, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
- Nieee... - pogłaskałem go po głowie.
- Na pewno? - spojrzał mi w oczy.
- Na dwieście procent – cmoknąłem go w usta.
- Cieszę się... Chodź stąd. Tu naprawdę jest zimno... - Takanori wstał z moich kolan, zabrał kubek ze stolika i pociągnął mnie za rękę do mieszkania.
Zamknąłem balkon. Gdy wszedłem do kuchni, Ruki wstawiał właśnie mój kubek do zmywarki.
- Lecę się wybrać – musnął mój policzek ustami.
- To ja zrobię śniadanko. Specjalne zamówienia?
- Kanapki – uśmiechnął się. - Dawno nie jadłem takich... smacznych... - doprawdy, wiele mi to mówiło. Jednak postanowiłem włożyć w posiłek całe swoje serce. Nie dosłownie, oczywiście...
- Zobaczymy, co da się zrobić – zaśmiałem się. - Leć, mój aniele.
- Lecę już, lecę.

        Przyrządziłem śniadanie, do tego zaparzyłem malinowej herbaty, za którą Taka bardzo przepadał. Postawiłem wszystko w jadalni na niskim stole i czekałem, napawając się słodkim zapachem gorącego napoju.

        Po kilkunastu minutach przybył mój anioł. Wyglądał... nieziemsko, jak na anioła przystało. Ślicznie mu było w tym delikatnym makijażu i pofalowanych włosach.
- Piękny... jak zawsze – mruknąłem.
- Ja? Piękny? Oj, Yuu... Musimy pójść z tobą do okulisty. Może wtedy zauważysz, że nie jestem nikim nadzwyczajnym... - uśmiechnął się lekko.
- Nikim nadzwyczajnym? - podszedłem do niego, obejmując w pasie. - Powtórz to, a pożałujesz...
- Nikim nadzwy... - nie dałem mu dokończyć, całując go stanowczo, lecz z nutką czułości.
- Tak to ja mogę żałować częściej... - zaśmiał się, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Żałowanie, całowaniem... To znaczy... Żałowaniem... - poprawiłem się, na co Ruki się zaśmiał. - A herbata stygnie!
- Już, już... - odparł, podchodząc do stołu. - Ładne te kanapeczki... - usiadł na poduszce*, sięgając po jedną z kanapek. Ugryzł ją, mrucząc przeciągle. - Mmm... Rób je częściej, proszę! - młodszy zajadał kanapki jedną po drugiej.
- Co za apetyt... - zachichotałem, nalewając wokaliście herbaty do jego ulubionego kubka z logo zespołu Luna Sea. Już zanim tu mieszkał, upatrzył sobie naczynie za ulubione.
- No co? - zapytał oburzony. - Zgłodniałem! A te kanapki są takie pyszne...
- I bardzo dobrze! Przynajmniej wiem, ze smakowało.
- Bardzo... - odparł, popijając herbatę.
- Cieszę się...
- Będę uciekał. Mam naprawdę sporo spraw... - wstał od stołu. Ja też podniosłem się z ziemi. Młodszy zaczął zbierać talerze.
- Zostaw, posprzątam.
- Naprawdę? Kochany jesteś. Muszę iść, pa! - pomachał mi, chwycił swój plecak i już kierował się w stronę wyjścia, kiedy w porę do niego podbiegłem. Jednym ruchem odwróciłem go przodem do siebie, wpijając się w jego usta. Ruki zarzucił ręce na moją szyję, poddając się słodkiej, namiętnej pieszczocie.
Niechętnie rozłączyliśmy nasze usta.
- Nie pożegnałem się. Przepraszam... - zachichotał, a ja oparłem swoje czoło o jego. Taka musnął jeszcze lekko moje usta.
- Teraz możesz iść.... Do zobaczenia, kochanie – otworzyłem mu drzwi.
- Tak... Do zobaczenia... - na jego twarzy pojawił się pół-uśmiech, pół-grymas.

        Takanori wyszedł z mieszkania, a ja zacząłem zastanawiać się, czy jego mina miała jakiś związek ze mną? Podszedłem do lustra, przeglądając się w nim. Niczego na twarzy nie miałem...
Wróciłem do jadalni, sprzątając ze stołu.
Zaczęła mi doskwierać samotność. Naprawdę uzależniłem się od jego obecności?


[Ruki]

        Poszedłem na postój taksówek. Wsiadłem do jednej z nich, podając adres zamieszkania Kouyou. Tym razem nakazałem jechać kierowcy nieco szybciej. W ten oto sposób dotarłem na miejsce w 15 minut. Jak chcą, to potrafią!
Zapłaciłem odpowiednią kwotę i wysiadłem.
Miałem dziś dobry humor. Oczywiście dzięki Aoiemu...

        Znów stałem przed obdrapanymi drzwiami. I tylko dobry nastrój dawał mi złudne nadzieje, że to jedynie zwykłe spotkanie z kolegą z zespołu. Pogadamy, pocieszę go i wyjdę. Proste i banalne.
        Odetchnąłem głęboko, pukając trzykrotnie do drzwi. Kou otworzył mi chwilę później. Był bledszy niż wczoraj, oczy miał podkrążone jeszcze mocniej, do tego miał drgawki.
- Kou...?
- W-wejdź... - wpuścił mnie do środka.
- Kouyou, masz gorączkę? Zimno ci?
- N-nie... Raczej n-nie... - odparł. Zdjąłem płaszcz. Nie wydawało mi się, by w domu było zimno...
- Więc co ci jest...?
- T-to chyba tylko.... tylko głód...
- Głód?
- Od k-kilku dni n-nie brałem... Za-araz oszaleję! - wrzasnął, upadając na kolana. Aż się przeraziłem. Kucnąłem obok łkającego chłopaka, tuląc go do siebie. Głaskałem go po głowie.
- Ćśś... Spokojnie... Teraz wstań i się połóż – jak nakazałem, tak też zrobił. Nakryłem starszego kocem.
- M-metadon.** W sza-afce... - przez chwilę zastanawiałem się, o czym mówi. Skierowałem się więc do kuchni, otwierając wszystkie szafki. W jednej z nich znalazłem masę leków. Odnalazłem pastylki o nazwie, którą podał rudowłosy i zaniosłem mu je razem ze szklanką wody. Chłopak wypił wszystko łapczywie, chwilę potem dziękując.
        Po piętnastu minutach drgawki ustąpiły. Przez cały ten czas głaskałem gitarzystę po włosach, odgarniając spocone kosmyki z jego czoła.
- Dziękuję jeszcze raz... - Kou obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.
- Daj spokój... Jesteś w strasznym stanie...
- Dzięki – zaśmiał się, wtulając się w poduszkę.
- Zawsze do usług – uśmiechnąłem się.
- Jesteś dla mnie taki dobry...
- Nie mam w zwyczaju odmawiania pomocy, wiesz?
- Wiem, Taka... Jednak nie po to cię tu dziś ściągałem... Może napijesz się herbaty?
- Nie, dzięki... Więc o czym chciałeś pogadać?
- O... O Aoim...
- Aha... Więc? - zacisnąłem dłonie spoczywające na kolanach w pięści, odreagowując tę idiotyczną presję w swój własny sposób.
- Wiem, że może trochę późno o tym pomyślałem... - Uruha podniósł się do siadu, opatulając kocem. - Ale... Chciałem cię prosić o radę... - speszony opuścił głowę.
- Tak...? - już bałem się tego, o co mnie zapyta...
- Poradź mi, proszę, jak mam do niego zagadać? Co mam zrobić...? Męczy mnie to od tylu miesięcy... Błagam, Ruki... Tylko ty możesz mi pomóc...
Siedziałem z otwartą buzią, nie wierząc w to, co usłyszałem. Że... Że ja miałem powiedzieć mu, jak ma poderwać mojego chłopaka?! Ja?!
- Kouyou... Nie wiem, jak mam ci pomóc... Przepraszam...
- Ruki, o co chodzi...? Dlaczego jesteś zdenerwowany...?
- Spieszy mi się. Przepraszam... - znów spławiłem chłopaka.
- Takanori!
Wstałem, bez słowa zabrałem swój płaszcz i wybiegłem z mieszkania, następnie z budynku. Zaczerpnąłem świeżego powietrza, aż zakręciło mi się w głowie i musiałem się o coś oprzeć.
Zacząłem rozmyślać...
Czy to ja byłem najważniejszy? Czy zawsze wszystko musi kręcić się wokół mnie...?
Aoi pragnął Uruhy już od dawna... Uruha odwzajemnia to uczucie. Czyli... Wychodzi na to, że to ja jestem przeszkodą na drodze do ich wspólnego szczęścia...
Zawróciłem. Musiałem pomóc Kou. Powiem mu, co ma zrobić. Wyjadę z Tokio. Tak, przecież dam sobie radę... Muszę dać.
Po raz kolejny wspiąłem się na czwarte piętro, bez pukania wchodząc do mieszkania młodszego gitarzysty.
- Ruki? - zapytał zaskoczony.
- Słuchaj mnie uważnie, bo drugi raz nie będziesz miał tej okazji. Po prostu do niego jedź i wszystko mu wyznaj. Aoi nie znosi owijania w bawełnę. Potem zrób mu kolację. Najlepiej zamów sushi, jego ulubione. Do tego czerwone wino, dobry film, a potem... - poczułem, jak w moim gardle narasta wielka gula. Z trudem powstrzymywałem łzy. Kou patrzył na mnie z otwartą buzią. - Potem jak najczęściej powtarzaj mu, że kochasz go jak nikogo innego. Zasługuje na to, rozumiesz? Nie ma drugiej takiej osoby jak on. Nie ma!
Wybiegłem z jego mieszkania, pozwalając łzom wypłynąć na moje policzki. Nie zwracałem uwagi na rozmazany makijaż. Na nic...
Zresztą... dlaczego płaczę? Przecież sam chciałem, by Aoi w końcu odzyskał Kouyou... Nic nie liczy się bardziej niż szczęście ukochanej osoby. Prawda...?



* Chodziło mi o taki niski stół, przy którym siedzi się na ziemi. W tym wypadku - na poduszkach ^^
** Metadon, to taki śmieszny lek, który zastępuje heroinę. Ma takie składniki, dzięki którym ,,oduzależnia'' od brania, czy coś takiego ._.


愛子~

___________________________________________________________________


Ja tego czegoś wyżej komentować chyba nie muszę ._.
Za to chętnie poczytam Wasze opinie ( i obiecany, dwustronowy komentarz Asu)



Nał komentarze:

Seiki:
Cieszę się, że Ci się podoba <3

Sanoi:
Woohoo, super, że tło się podoba c: No, części jeszcze kilka będzie... Dwie, trzy? Nie wiem. To zależy, czy będzie wen na jakieś sensowne rozbudowanie wszystkiego. Może wplotę jakąś kolejną intrygę, to części więcej będzie ^^ Też nie wiem, czemu na uruki się uwzięłaś. Rukens hejci Uruhę przecież XD

Yuriko Shiro:
Ojej <3 super, że się nie gniewasz. Jeszcze trochę czasu minie, póki jakiś trójkąt napiszę ^^

Ina:
Mój kotek <3 To nic, każdy ma gorsze i lepsze dni... Nie musisz się mocno wykazywać w komentarzu. Wiem, że to czytasz i właśnie ten fakt się dla mnie liczy ♥
Sądzę, że było w tym troszkę smutku...
Kocham Twoje opowiadania, wiesz? Czytam je cały czas. I te pamiętnikowe wpisy. Kocham je, po prostu.
Super, że tło się podoba <3
Weny i poprawy humorku, kochanie ♥

Midziak:
Mrau, róż, plush XD To nic <3 Ważne, że w ogóle komentujesz. To się dla mnie liczy! :3 Lubię mieszać, jeszcze o tym nie wiesz? ^^ Nie, Uru raczej nic sobie nie zrobi... To znaczy... Okaże się w następnych częściach. Jasne, że możesz dodać. Ja również Cię dodam! *tula*

Asu:
Moooooooje kochane kochanie ♥
Borze, ty znasz ludzkie reakcje .O. ,,nudne = słodkie''. Lubię to XD
W VIII Rei nie wskoczył. W IX też nie... Więc czy w ogóle wyskoczy? :3
Uruha namieszał, jak widać wyżej. Głupia kaczka, c'nie? ._.
No... wiesz... Nie piszę o sobie. Ogólnie krępujące jest pisanie TYCH scen. To tak, jakby ktoś wlazł Ci do mózgu i widział, jak Ty to sobie wyobrażasz D: Pogmatwane, ale o to mi chodziło XD Prościej nie umiem tego opisać. Ojej, wyszło romantycznieeee *jejejejjj~*. O to mi chodziło! Tylko nie wiedziałam, czy mi się uda ;^;
Tak sądzę, że Ruks ma perva zawsze. W końcu to... Ruks, nie?
SCENA W WANNIE. CZEGO TY ODE MNIE OCZEKUJESZ .O. nienie, miało być słodko. I słodko wyszło, amen XD
Ten rozdział w sumie miał nic nie wnosić, a pokazać WAM, DRODZY CZYTELNICY, że Ruks naprawdę kocha Aoiego i odwrotnie. Bo widziałam masę komentarzy typu ,,Ruks chyba nie kocha Aoiego''. własnie nie. Oni naprawdę się kochają. No spójrz, jak Ruks się poświęcił w tym parcie! ;^; Czyż to nie kochane?!
Może i tak... Może każde jest inne na swój sposób, ale... No patrz, jak wiele ludzi gada o Twoim SWI! Na Twitterze, no po prostu WSZĘDZIE. A ja kocham SWI. I czasem jak je czytam, to mam wrażenie, że moje opka są jakieś... niespójne. Wiem, teraz pewnie oberwę *chowa się*. Ale to prawda! Taki syndrom niższości. Mam tak zawsze XD
Mrau, kocham i czekam na Twój wypasiony komentarz! <33

Tynka:
Ojeju c: Nie no, błagam. Uru? Przeszkodzić im? On tam się u siebie w chacie kisi XD
Mru <3

Chizuru:
Wiem, że nie mogę, ale czasem tak wychodzi... .-.Ajno, zapraszam! XD Tylko nie wcześniej, niż przed 5 rano, błagam XD Jak już wspominałam w odpowiedzi dla Asu - taki syndrom niższości. Bywa XD
Lubię, gdy seme jest dzielnym superhero, a uke słodkim, knującym diabełkiem ♥
Ano, czuł się dziwnie... Raczej... Uruha to zuo .-. Pacz, co się wyżej narobiło ;^;
Też  nie miałam ochoty na uruki. Napisałam jedno opo z uruki (które kiedyś i tak pewnie usunę z tego bloga --> poprawię --> zamieszczę ponownie) i jednego oneshota z częściowym uruki (ktore swoja drogą wyszło mi nawet, nawet, jak na kogoś, kto uruki nie lubi XD).
Jestem speszona, bo nie lubię tego pisać. Brr *wzdryga się*. Dlaczego? -> patrz odpowiedź do Asu XD
Dziękuję za opinię na temat wyglądu bloga <3 I cieszę się, że w jakiś sposób wpływam na Twój humor!
Kocham, mru <3





wtorek, 20 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część VIII (minipartówka)


HEJHEJ C:

Bez zbędnych przedłużań, przedstawiam wam część ósmą~
Oh mai... To już ósma?
Ładnie, a miała być minipartówka ;w;
No nic, to chyba dobrze, ne?

Jak podoba się nowy wygląd bloga? Może byyyć~?

Dobra, dobra, więcej nie ględzę, tylko zapraszam do czytania. Miło mnie zaskoczyła taka ilość komentarzy pod poprzednią częścią <3 Mam nadzieję, że pod tą też kilka się znajdzie :3

W tej części niewiele się wydarzy ;^;
No nic, ledwo to przepisałam. Wstydliwy ze mnie człowiek, proszę o wyrozumiałość.
Miłego czytania~ ♥


________________________________________________________________



- Przydałoby się rozpakować walizki, nie sądzisz?
- Ale... Tak jest dobrze...
- Chcę, żebyś... Żebyś naprawdę już tu zamieszkał, rozumiesz?
- Rozumiem.
- To wstawaj. Już dawno zrobiłem ci miejsce w szafie – czarnowłosy uśmiechnął się do mnie i poszedł po walizki. Nie widziałem w tym rozpakowywaniu się głębszego sensu... Jednak tylko ja znałem tego powód...

       Po wyjęciu ostatniej rzeczy z walizki znów legliśmy na łóżku. Tym razem w poprzek. Aoi objął mnie, a ja się do niego przytuliłem. Nadal źle się z tym czułem. Nawet jego bliskość mi teraz nie pomagała...
- Co się dzieje, kotku? - zapytał, przerywając nieznośną ciszę.
- Trochę mnie boli głowa – skłamałem.
- Poczekaj, przyniosę ci coś przeciwbólowego – Aoi szybko się podniósł, jednak w porę złapałem go za rękę.
- Nie! - ten spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Chcę... Chcę się tylko trochę poprzytulać... - tak, miałem nadzieję, że jednak się przełamię. W końcu to on był moim lekiem. Czemu i teraz miałby mi nie pomóc?
- No dobrze, dobrze... - zachichotał, kładąc się z powrotem obok mnie. Usiadłem na niego okrakiem, po chwili całym ciałem przylegając do jego klatki piersiowej. Schowałem twarz w załamaniu jego barku z szyją. Aoi objął mnie mocno ramionami, jakby chowając przed złem całego świata. Głaskał mnie przy tym lekko po głowie.
Delikatnie oderwałem się od niego, spoglądając mu w oczy. Uśmiechał się lekko, a po chwili przyciągnął mnie do siebie bliżej. Złączył nasze usta w czułym pocałunku, za czym tak bardzo zdążyłem się stęsknić. Chwyciłem jego twarz w łapki, pogłębiając pocałunek. Aoi w tym czasie skutecznie rozpraszał mnie, błądząc dłońmi pod moją koszulką, co raz drapiąc po plecach.
Serce waliło mi jak szalone. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś podobnego... To tylko utwierdziło mnie w fakcie, że Yuu jest moim ideałem. Jest jedynym, którego kocham... A w chwili obecnej chciałem dać mu wszystko.
Kiedy łączyliśmy usta po raz kolejny po zaczerpnięciu niezbyt głębokiego wdechu, zacząłem delikatnie podwijać koszulkę Yuu. Kiedy starszy zauważył, do czego zmierzam, przewrócił mnie na plecy.
Aoi patrzył na mnie z góry. Był taki śliczny... Dotknąłem dłonią jego policzka, subtelnie przejeżdżając opuszkami palców aż do szyi.
- Kocham cię – cichy szept mimowolnie wydobył się z moich ust.
- Ja ciebie też, skarbie... - zaśmiał się, na nowo smakując moich ust.
Chciałem, by było tak już zawsze... Lecz jakaś cząstka mnie wręcz krzyczała, że muszę zrobić inaczej. Mimo tego pragnąłem, by ten wieczór był niezwykły. By Yuu zapamiętał, że naprawdę go kocham...
Gdy zostałem pozbawiony spodni i koszulki, Yuu sam zaczął zdejmować z siebie ubrania. Wgapiałem się bezpardonowo w jego zgrabne ciało.
Kiedy skończył, wrócił na łóżko, znów mnie całując. Po chwili zjechał ustami na moją szyję, zostawiając na niej drobne malinki. Następnie składał małe pocałunki na mojej klatce piersiowej i podbrzuszu. Aoi chwycił za gumkę moich bokserek, zsuwając je ze mnie. Całował wewnętrzną stronę moich ud, wciąż omijając to strategiczne miejsce, które już pulsowało z bólu.
- Bawisz się... - szepnąłem cichutko, a czarnowłosy od razu wziął mnie w swoje usta. Jęknąłem dość głośno, czując ten zwinny język na swoim przyrodzeniu. To było niesamowite...
Po dłuższym czasie doszedłem, nie uprzedzając Yuu. Zrobiło mi się jakoś... nieswojo.
- P-przepraszam... - jęknąłem cichutko.
- Ćśś... Nic nie szkodzi – odparł, czule mnie całując.
Starszy sięgnął do szafeczki nocnej po małą buteleczkę z lubrykantem.
- Mam nadzieję, że lubisz wanilię – zachichotał, zdejmując z siebie bieliznę.
- Nie bardziej, niż ciebie... - pociągnąłem go za sobą tak, że nasze wargi znów się złączyły. Kiedy rozkoszowałem się tym pocałunkiem, Aoi dokładnie smarował swoją męskość. Zaplotłem nogi wokół jego zgrabnych bioder, by dać nam więcej przyjemności.
- Bez przygotowania...? - zapytał zaskoczony.
- Bez... - czułem, że moje policzki wręcz płoną.
- Nie będziesz mógł chodzić...
- Aoi, proszę... Chcę cię już po... - nie dokończyłem, gdyż Yuu skutecznie uciszył mnie pocałunkiem.
Poczułem jak męskość Yuu napiera na moje wejście.
Naprawdę, nie rozumiałem, dlaczego tak delikatnie się ze mną obchodził. Przecież nie jestem ze szkła... Nie potłukę się...
Kiedy Aoi wszedł we mnie do końca, zwariowałem. Nadmiar myśli, uczuć, emocji i doznań... Po prostu kręciło mi się w głowie.
I nagle, jakby świat przestał istnieć. Byłem tylko ja, Aoi, i ten tępy ból, gdzieś w środku, stopniowo przeradzający się w całkowitą przyjemność.
- Już... - dałem chłopakowi znak, że może zacząć. Powoli zaczął się poruszać, a ja coraz mocniej zaciskałem nogi na jego biodrach. Z czasem przybierał na sile i szybkości. Jęczałem i wzdychałem, pokazując mu, jaki jest cudowny. Kiedy trafił w ten punkt, wygiąłem się do tyłu, eksponując przy tym swoją szyję, którą Aoi zaczął całować i lizać.
Po chwili jednak Yuu cofnął się i znów wbił pod tym samym kątem, co poprzednio. Ponownie wygiąłem się w łuk, czując, że za chwilę nie wytrzymam.
- Yuu... - szepnąłem rozgorączkowany, obejmując go jedną dłonią za kark. Drugą zaś zasłoniłem sobie oczy, gdyż światło lampy zaczęło mi bardzo dokuczać.
Aoi po krótkiej chwili cofnął się po raz kolejny, lecz prawie niewyczuwalnie, po czym wbił się we mnie z całej siły, uderzając w mój czuły punkt.
Krzyknąłem z zaskoczenia, bólu i przyjemności, dochodząc po raz drugi między nasze brzuchy.
Zacisnąłem mocno mięśnie na członku Aoiego, kiedy ten wykonując ostatnie ruchy wylał się we mnie krótką chwilę później. Yuu wyszedł ze mnie i opadł na moje ciało, całując mnie po szyi.
Regulowaliśmy swoje oddechy, kiedy Yuu uśmiechnął się do mnie.
- Byłeś cudowny, Taka...
- Ty też... - odparłem, układając po swojemu jego włosy. Cmoknąłem go lekko w nos. Ten znów obdarzył mnie pięknym uśmiechem.
Po chwili Yuu podniósł się z łóżka, rzucił ciche 'za chwilę wracam' i zniknął za sypialnią. Nasłuchiwałem, co może robić. Usłyszałem dźwięk nalewanej wody. Ach, poszedł się umyć... Poczekam, potem pójdę ja.
Jednak moje plany szybko rozwiał czarnowłosy, idąc ponownie w moją stronę jak go pan Bóg stworzył.
- Chodź, skarbie – rzekł, chwytając mnie za plecami i pod kolanami. Mam najlepszy środek lokomocji na świecie!
Objąłem starszego mocno za szyję, uprzyjemniając mu drogę do łazienki buziakami, składanymi na jego szyi.
Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, Aoi postawił mnie na ziemi, następnie sprawdzając temperaturę wody. Gdy stwierdził, że jest odpowiednia, pomógł mi wejść do ogromnej wanny, sam wchodząc do niej zaraz za mną.
- Pięknie pachnie.
- Wanilia – zaśmiał się. No tak, skąd mogłem znać ten zapach... Uśmiechnąłem się pod nosem, opierając się plecami o tors ukochanego.
- Umyję cię – stwierdził, chwytając za żel.
- Chwila, moment... - uśmiechnąłem się, zjeżdżając trochę w dół wanny i odchyliłem głowę do tyłu, łącząc nasze usta ,,do góry nogami''.
Tak, na pewno zwariowałem na jego punkcie...
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Aoi wylał trochę zawartości buteleczki na dłoń, namydlając moje ramiona i plecy. Chwilę później przeniósł moje dłonie na moją klatkę piersiową, niby niespecjalnie zahaczając o sutki. Nie chciałem się znów podniecić. Chciałem szybko uniknąć niezręcznej sytuacji, więc szybko odwróciłem się twarzą do chłopaka, wyciągając dłoń w stronę żelu. Złośliwość rzeczy martwych. Nie mogłem jej dosięgnąć! Aoi podał mi ją, chichocząc.
- Teraz moja kolej – stwierdziłem, nie zwracając uwagi na podśmiewanie się z moich krótkich kończyn.
Rozlałem gęstą, pachnącą ciecz na gąbkę.
- Odwrócisz się? Umyję ci plecy.
Czarnowłosy posłusznie spełnił moją prośbę. Zacząłem delikatnie myć jego plecy. Po chwili znów nakazałem mu odwrócić się, po czym namydliłem jego tors i brzuszek.
Później podniosłem speszony wzrok na niego. No... No co? Nawet z Reitą się tak nie kąpałem!
Aoi ujął lekko mój podbródek, muskając moje usta swoimi. Po chwili uchyliłem wargi, a Yuu wtargnął swoim językiem do mojej buzi, zawzięcie badając jej wnętrze. Jeździł językiem po moim podniebieniu i wewnętrznej stronie policzków, co przyjemnie łaskotało.
Zabrakło nam tchu.
Odsunęliśmy od siebie nasze twarze, uśmiechając się do siebie ciepło.
- Cieszę się, że cię mam, Taka... Nie musisz się mnie wstydzić.
- Um... Dobrze, Yuu... Kocham cię... - położyłem głowę na jego namydlonym ramieniu.
- Ja ciebie też, maluszku. Ja ciebie też...
- Maluszku? - zachichotałem.
- No co? Nie podoba się? - dźgnął mnie lekko w bok, na co zareagowałem krótkim i treściwym 'ej!'.
- Podoba – Cmoknąłem go w usta, sięgając po prysznic. Aoi spłukał nas z pachnących mydlin, po czym wyjął z wanny korek, gdyż woda zdążyła mocno wystygnąć.
        Wyszliśmy z wanny, a Yuu wytarł mnie i siebie. Potem pomógł mi się ubrać. Czułem się jak lalka. Taka porcelanowa. Aoi naprawdę o mnie dbał i troszczył się. Za to między innymi go kocham. Za tą cudowną opiekuńczość i poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy opuściliśmy łazienkę, Aoi odniósł moje walizki do garderoby, a ja podczas jego nieobecności chwyciłem za telefon i zamówiłem jego ulubione sushi.
Akurat gdy skończyłem składać zamówienie, do pokoju wszedł Yuu z wielkim kocem.
- Chodź, obejrzymy sobie coś. Wypożyczyłem dziś dobry film. Mam też wino i ciepły kocyk.
Zaśmiałem się. Doprawdy, lepszego faceta nie mogłem sobie wymarzyć.
- Dobrze. Ale wino zostaw na później.
- Jak sobie życzysz – uśmiechnął się, wrzucając film, a chwilę później kładąc się na sofie.
Z racji, że strasznie bolał mnie tyłek, położyłem się na Yuu, zaś ten objął mnie ramionami. Od dłuższego czasu taka pozycja stała się naszą ulubioną. Szczególnie, gdy oglądaliśmy filmy. Na szczęście ważyłem w miarę możliwie, przez co Yuu nie narzekał na mój ciężar. Zresztą, zawsze wmawiał mi, że jestem ,,słodkim ciężarem''. Ja? Ja słodki! To... To nieprawda...

        Po kilkunastu minutach oglądania dość wciągającego filmu, usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Otworzę. Zatrzymaj film i nalej wina, dobrze? - cmoknąłem go w policzek.
- No... No dobrze... - odparł niepewnie, zatrzymując projekcję.
Poszedłem do drzwi, zapłaciłem dostawcy i odebrałem zamówione jedzenie. Skierowałem się do jadalni, gdzie Yuu nalewał wino do dwóch kielichów. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Kiedy ty...?
- Kiedy odnosiłeś walizki – uśmiechnąłem się chytrze.
- Moje ulubione! Skąd wiedziałeś?
- Wiem o tobie więcej niż myślisz – puściłem do niego oczko. - Zjedzmy, bo potem będzie niesmaczne.
- Jesteś niesamowity... - mruknął, całując mnie w usta, po chwili siadając na miękkiej poduszce. Usiadłem naprzeciwko niego. Zjedliśmy, gadając na różne tematy. Byłem szczęśliwy...
Kiedy skończyliśmy, Aoi postanowił wznieść toast. W tym celu usiadł obok mnie.
- Życzę nam, żebyśmy... kochali się, wspierali i... żeby tak było już zawsze – uśmiechnął się.
- A ja... Życzę nam, żebyśmy byli szczęśliwi. Nieważne, dzięki czemu. Szczęście to podstawa, prawda?
- Tak, skarbie... - odparł, po czym stuknęliśmy się kielichami, upijając po łyku wina. Po tym Aoi znacznie się do mnie przysunął, smakując moich ust. Ująłem jego twarz w dłonie. Yuu położył mnie na ziemi, nadal całując.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Aoi patrzył na mnie z uśmiechem, odgarniając moje włosy. Potem zaczął głaskać mnie po udzie.
- Cieszę się, że tak wyszło...
- Jak...? - zapytałem.
- Że wtedy przyszedłeś akurat do mnie.
- Nie miałem innego wyjścia w sumie... - Takanori, mistrz psucia romantycznych momentów.
- Więc gdybyś miał wybór, poszedłbyś do kogoś innego?
- Hmm... - zrobiłem minę myśliciela, drocząc się z gitarzystą.
- Och, Ty! - warknął i zaczął mnie... łaskotać!
- Aoi! Prze... Prze-estań! Pro... Proszę! - zanosiłem się od śmiechu, turlając się po podłodze. Aoi nie dawał za wygraną, lecz chwilę potem dał mi spokój, co chwilę jedynie dźgając mnie w bok, lub w żebro.
- To jak z tym wyborem? - uśmiechnął się znacząco.
- Byłeś jedyną osobą, która mnie wtedy rozumiała i wspierała. W życiu nie poszedłbym do kogoś innego... - przyciągnąłem go za koszulkę do kolejnego pocałunku.
- To co, kochanie? Idziemy dokończyć film?
- Bardzo chętnie – odparłem. Aoi wstał z ziemi, po czym podał mi rękę, pomagając mi się podnieść.
Z powrotem przeszliśmy na kanapę, zabierając ze sobą wino i kieliszki. Tym razem siedziałem wygodnie wtulony w Aoiego, sącząc trunek.

Po jakiejś godzinie znużyło mnie. Ziewnąłem rozdzierająco, przymykając oczy.
- Ktoś tu jest zmęczony... - szepnął Yuu, całując mnie w skroń. Nie odpowiedziałem nic. Aoi wyłączył telewizor i wyjął z mojej dłoni pusty kielich, odstawiając go na stół. Ja zaś objąłem go za szyję.
- Zanieś mnie... - mruknąłem.
- Oczywiście, moja śpiąca królewno – Yuu wstał i wziął mnie na ręce. Zaplotłem nogi wokół jego bioder, zaś ten zaniósł mnie do sypialni, kładąc na łóżku. Zdjął ze mnie moje dresy. T-shirt zostawił, gdyż była to moja prowizoryczna piżama. Wgramoliłem się pod kołdrę, czekając, aż Aoi też przygotuje się do snu, po czym położył się obok mnie.
Wtuliłem się w jego tors i od razu zasnąłem.
Jutro czeka mnie ciężki dzień...



愛子~


________________________________________________________________

Okok, mam nadzieję, że w miarę to wyszło...
Zmotywujcie mnie, proszę ;_;


Komentarze:

Seiki:
,,W takim momencie, w takim momencie, blablabla''. Gdybym kończyła w innych, to nikt by nie czytał! XD Tez cię kocham, mru ♥ Mam nadzieję, że ta część chwilowo Cię zadowoli, diable XD

Yuriko Shiro:
Nie licz na trójkącik ^^ Gomen, jeszcze nie rozwinęłam się na tyle, by takie rzeczy pisać. Zresztą... Trójkącik to pójście na łatwiznę by było... Chcę pogmatwać fabułę. Tak, jak lubię :D

Asu:
Jak to Ruki nie chce do nikogo? ;^; Ruki kocha Aosia najbardziej na świecie! Aoi przestał kochać Uru, bo pokochał Ruksa, tak dla jasności. Ahaha, dobra logika nie jest zła! Dobra, dobra, na żadne wielokąty mi tu nie liczcie XD
Nieogarnięta kaczka, zuo ;_;
Kocham <3

MAD_Ruder
Nienie, trójkątów nie będzie, nie. XD Nie gniewam się, kotek :3 Wróć do mnie pełna sił i apetytu na nowe yaoi c:

Tynka
Mru, dziękuję. Nono, patrz, co się wyżej narobiło c:

Kaijestboski
Nie lubię Uruki, więc nie licz na to XD Och, tak, Aoś i Ru są słodcy <3 Mru, czytaj dalej, to się dowiesz, co będzie! :D <3

Chizuru
Ach, kochane, długie komentarze <3
Moje opowiadania... nałóg? Na pewno nie tak jak SWI Asu ;^;
Och, postaram się, by deprecha Cię nie dopadła. Ale niczego nie obiecuję ^^
Mam nadzieję, że chwilowo zaspokoiłam Twój głód. buziaki <3

Sanoi:
CO WY WSZYSCY Z TYM URUKI. :C
Kochekoche <3

Ina:
Ojej, cieszę się, że moje opki kogoś wzruszają, czy coś... To dużo dla mnie znaczy.
*hugu* <3

Doku:
No, ja mam nadzieję, że mnie nie opuścisz ^^
Jeżu, dziękuję <3 Nie zawieszaj, głuptasie! Pisz, musisz wejść we wprawę, nu :3
Okej, okej, do napisania <3



poniedziałek, 12 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część VII (minipartówka)




Cześć i czołem.

Część siódma do Was przyszła, więc przywitajcie ją ładnie komentarzami pod rozdziałem.

Ahso, ostatnio miałam małe... ,,podłamanie'', lecz myślę, że mimo wszystko dotrwam z tym blogiem do końca świata. Chciałam rzucić pisanie, lecz... Myśląc o Was, nie umiałabym...

I jeszcze jedno, ważne! ZREZYGNOWAŁAM Z TROLLINGU. Zbędne rozciąganie akcji. Mam nadzieję, że się nie gniewacie.

A teraz zapraszam na mini-część minipartówki, przepraszając za błędy i tak dalej~


______________________________________________________________


Gdy obudziłem się po raz drugi dzisiejszego dnia, zauważyłem, że Aoiego nie ma ze mną. Zegar wskazywał 13:00. Nieźle sobie pospałem...
Podniosłem się do siadu, przecierając dłońmi zaspane oczy. Następnie wstałem z łóżka, zaściełając je dokładnie.
- Aoi...? - zawołałem, lecz odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Przecież obiecał, że będzie obok dopóki się nie obudzę! Rozejrzałem się po całym mieszkaniu i nigdzie go nie znalazłem.
Po chwili sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do gitarzysty. Jednak po krótkim sygnale łączenia usłyszałem dźwięk dzwonka jego komórki, dobiegający z sypialni.
- Super... - westchnąłem, mówiąc sam do siebie i rozłączyłem się. Postanowiłem po prostu poczekać...
Przez ten czas ubrałem się, zjadłem śniadanie i obejrzałem jakiś nudny film.
Dopiero kiedy po jakimś czasie poszedłem do kuchni po raz drugi, zauważyłem karteczkę przyczepioną do lodówki. Zacząłem czytać...

Kochanie...
Spałeś tak słodko, że nie miałem sumienia Cię budzić. Mam nadzieję, że wybaczysz mi niedotrzymanie porannej obietnicy. Menedżer do mnie dzwonił, że mam przyjechać, by uzgodnić parę spraw w związku z zawieszeniem naszej działalności. Nawciskałem mu, że jesteś chory, więc oszczędził cię, byś nie musiał wychodzić z domu. Wrócę około 16:00. Kocham cię~! ♥
Yuu

Czytałem karteczkę z uśmiechem na twarzy. Jaki on kochany! Będę musiał mu podziękować...
Zerknąłem na zegar, wskazujący 14:00. Miałem jeszcze dwie godziny wolnego czasu. Zacząłem się wówczas zastanawiać, co mógłbym porobić...
No tak...! Przecież miałem zrobić coś w sprawie z Uruhą.
Zastanawiałem się jeszcze chwilę, czy to aby na pewno dobry pomysł... Z drugiej strony, jeśli ja nie wziąłbym sprawy w swoje łapki... Nie, nie...! Muszę tam iść i wypytać go o wszystko...
Ułożyłem włosy, lekko się umalowałem i skierowałem się do korytarza. Sprawdziłem jeszcze, czy wszystko jest w należytym porządku, po czym nałożyłem płaszcz, buty, wziąłem trochę pieniędzy na taksówkę i wyszedłem z domu, zamykając go na dwa zamki.

Podróż niesamowicie się dłużyła. Czemu on, do cholery, musi mieszkać tak daleko?
Po jakichś 20 minutach jazdy taksówką, samochód się zatrzymał. Zapłaciłem, wysiadłem z pojazdu i  poszedłem w stronę odpowiedniego bloku. Rzadko tu bywałem. Nigdy nie trzymałem się z Kouyou jakoś... blisko.
       Wszedłem do klatki. Kolejno wspiąłem się na 4 piętro, gdyż winda była zepsuta. Następnie stanąłem przed mocno zniszczonymi drzwiami.
Zapukałem dość głośno. Po dłuższej chwili czekania w drzwiach stanął Uruha. Uśmiechnąłem się do niego blado, lecz gdy zlustrowałem go od stóp do głów... lekko się skrzywiłem. Co on z sobą zrobił?! Nigdy nie widziałem go w takim opłakanym stanie...
- Cześć... - przywitałem się – mimo wszystko – w miarę przyjaźnie. W końcu muszę go jakoś zachęcić do rozmowy...
- Cześć – odpowiedział bezemocjonalnie.
- Mogę wejść? - zapytałem.
- Po co? - odparł złośliwie.
- Chcę pogadać...
- Kai cię przysłał – stwierdził.
- Tym razem nie trafiłeś...
Kou jeszcze chwilę na mnie patrzył, po czym namyślił się, by mnie wpuścić. Przeszedłem od razu wgłąb mieszkania, lecz Uruha wyprzedził mnie, odgarniając ubrania, śmieci i resztę rzeczy, leżących na podłodze, tworząc coś w rodzaju ,,drogi głównej''. Czyli 'byleby móc przemieszczać się po mieszkaniu'...
Jak można żyć w takim syfie?!
- Więc o co chodzi? - zapytał po jakimś czasie, wchodząc do kuchni. Podreptałem za nim.
- Zmieniłeś się...
- To znaczy?
- Schudłeś, zmizerniałeś... - przyjrzałem się jego oczom. Miał jakby... nieobecny wzrok... - Co się dzieje...?
- Wszystko jest w porządku... - odwrócił głowę, by nie patrzeć mi w oczy.
- Właśnie widzę.
- Skoro tu jesteś... Może masz pożyczyć trochę kasy? - zapytał, drapiąc się w tył głowy.
- Eh? - zdziwiłem się tą bezpośredniością i nagłą zmianą tematu.
- No... Na czynsz nie mam... Rozumiesz...
- Kouyou, mnie nie oszukasz... Przecież widzę, że coś jest nie tak!
- Takanori... Proszę...
- Nie. Masz mi powiedzieć, co się dzieje. Na czynsz z pewnością ci nie brakuje – skwitowałem.
Kouyou westchnął ciężko, siadając na kuchennym krześle. Schował twarz w dłoniach, po czym ja też usiadłem.
- Nie chcę o tym gadać...
- Kai chce cię wywalić, wiesz? Na razie zawiesiliśmy działalność...
- Niech robi co chce...
- Okej... Jak wolisz. Więc nie przyszedłem tu po to, by wypytywać cię o twój stan zdrowia, skoro nic nie chcesz mi powiedzieć. Sam widzę, co z tobą nie tak...
- Wiedziałem... Więc czegóż możesz ode mnie chcieć? - zapytał sarkastycznie, zerkając na mnie.
- Przyszedłem z małą prośbą.
- Do rzeczy... - ponaglał mnie, co mnie trochę irytowało.
- Chciałem cię prosić... Bo... Chcę, byś zostawił Aoiego w spokoju... Rozumiesz...
- C-co? - spojrzał na mnie, jak na głupka.
- No... Po prostu wiem, jak go wtedy potraktowałeś... Ledwo się chłopak pozbierał...
- Ja mam mu dać... spokój? Ty... Ty wiesz, co ty mówisz...?
- No... A co jest w tym niezrozumiałego...? - palnąłem jak ostatni idiota. Oczywiście, to takie normalne, że prosi się kumpli o zerwanie z kimś kontaktu...
- Co jest niezrozumiałego?! Ruki! Ja... Ja go kocham! Rozumiesz?! To dlatego udawałem jakiegoś pieprzonego hetero! Dlatego nie chodziłem na próby! Bałem się, że mogę coś odpalić, rozumiesz?! Ja... To dlatego zacząłem ćpać. Aby... zapomnieć...
- Zapomnieć... - powtórzyłem cicho. W tym samym momencie zrobiło mi się słabo. Wszystko wokół zawirowało i na chwilę poczerniało... Po chwili odzyskałem zdolność prawidłowego widzenia.
- Ruki...? - Kouyou podszedł do mnie. Zauważyłem łzy w jego oczach. - Płaczesz...? - zapytał. Ja płaczę...? Płaczę... Kurwa! - Takanori, wszystko w porzą... - jednak po chwili uciął swój bezsensowny monolog. - Takanori... - zaczął ponownie, chcąc mnie najwyraźniej sprowokować do wyżalenia się. Co to, to nie.
- Spieszę się... Ja... Wybacz... - otarłem łzy, które nie wiem kiedy zaczęły wypływać z moich oczu.
Uruha... Kocha kogoś, kogo kocham ja... Z kim jestem... Z kim mieszkam... I ten ktoś kocha też Uruhę... Przecież to... To mnie całkowicie... 
Wyklucza...
- Takanori! Proszę, zaufałem ci! Nie mów mu tego... Błagam! - pociągnął mnie za rękaw, gdy wychodziłem z jego mieszkania. Spojrzałem mu prosto w oczy.
-Nie powiem mu... Przepraszam, naprawdę się spieszę... - mówiłem ze stoickim spokojem.
-Dlaczego płaczesz...?
- Nie płaczę...
- Widzę...
- Uruha, proszę, daj mi spokój... - ponownie podjąłem próbę wyjścia z domu.
- Nie...! Czekaj... - znów mnie zatrzymał. - Przyjdziesz do mnie jutro...? Proszę...
- Kouyou, ja...
- Proszę, Takanori... 
- D-dobrze... - pewnie będę tego żałował. Ale czego nie robi się dla przyjaciół...

Gdy opuściłem mieszkanie Uruhy, wyjąłem z kieszeni swój telefon. 23 nieodebrane od... Aoiego. Miałem totalny mętlik w głowie...
Mam powiedzieć Yuu o tym, co wyznał mi Kouyou? Czy może działać dla jego dobra, nic nie mówiąc? Przecież to jego szczęście liczy się dla mnie najbardziej...
Wyszedłem z budynku i zamiast zamawiać taksówkę, postanowiłem przejść się na postój. Znajdował się trochę daleko, jednak spacer był mi w tamtej chwili bardzo potrzebny...

Dotarłem do domu godzinę później.
Kiedy wszedłem do mieszkania, Aoi zerwał się z kanapy i podbiegł do mnie, tuląc do siebie. Czułem się niezręcznie... Trochę jak intruz...
Teraz, kiedy jest już pewne, że Uruha i Yuu kochają się nawzajem, jestem tu... niepotrzebny...?
Usłyszałem tuż przy uchu ciche ,,gdzie się podziewałeś?''. Nie odpowiedziałem nic, tylko wtuliłem się w gitarzystę jeszcze bardziej. Ten jednak odsunął mnie od siebie, spoglądając na moją zapłakaną twarz. Wiedział, że coś jest na rzeczy, lecz zignorował to, zdejmując ze mnie płaszcz, chustę i buty. Wziął mnie na ręce, niosąc do sypialni. Byłem cholernie zmęczony dzisiejszym dniem, mimo że poza domem spędziłem jakieś 4 godziny...
Aoi położył mnie na łóżku, kładąc się obok mnie. Przytulił mnie mocno, co raz całując mnie we włosy.
Bicie jego serca koiło moje nerwy... Był dla mnie, jak lek. Chwilowo znów czułem się spokojny i taki... bezpieczny...


愛子~


______________________________________________________________


No i co, namieszałam troszkę, ne? >D



Komentarze:

Yuriko Shiro: 
Witam cieplutko nową czytelniczkę :3 Klawiaturka nie gryzie, naprawdę! Liczą się chęci <3

サノイ
MASZ WIZJĘ XD
A już, Uruki byś chciała. Tytyty, Ruki jest grzeczny! Trójkąt...? Nieee... Jeszcze nie piszę na takim poziomie, by tworzyć trójkąty XD Blabla, zobaczysz, co się będzie działo. Powyższa część trochę zmąciła Twe wizje ^^

Asu:
Kocie~ Ty normalnie nie wiesz, jak ja kocham Twoje komentarze! <3
No widzisz, Akiś się powstrzymał i wszyscy są happy ^^ Taktak, Yuu obroni naszego Maluszka zawsze i wszędzie! Przecież to Aoisuperherodzielneseme <3
Ciocia Asu za dużo sobie wyobraża! Daj im się hajtnąć, kurde, a nie o dzieciach już myślisz. A skoro o hajtaniu się mowa... Sądzisz, że Ruks nadal będzie z Aoim? Po tej części? Pogłówkuj :>
Buziaki <33

Tynka
Ruks to nie baba, Ruks to uke XD Uke też płaczą, ale znacznie mniej. Tak sądzę... Nienie, Rukiś jest po prostu dzielnym uke :3
Mru <3

Ina
To miało wyjść tak sztucznie, ukazując głupotę Akiry XD Pokazanie braku jego mózgu chyba mi się udało...
Uru... Co będzie z Uru, nie powiem~ Taki surprajsik, ne~
Kocham Twoje shoty <3 Przepraszam za niekomentowanie ich ostatnio, ale transfer mi się zje... No, rozumiesz. Postaram się to jakoś nadrobić, jeśli mi się uda.
Koche <3

Chizuru
Kolejna nowa buźka, tak strasznie się cieszę! <33 I cieszę się, że Ty się cieszysz, bo radość czytelników to podstawa :D Dziękuję za pochwały, wiele to dla mnie znaczy <3
Och, za dużo byś chciała. A do rękoczynu prawie doszło, ne? XD
Ja lubię długie komentarze, więc się nie oszczędzaj, tylko pisz, pisz, pisz i oceniaj! :3
Buziaki :3

Doku
JAKI KOMPLEKS NIŻSZOŚCI? ;_; Błagam Cię, to są zwykłe, amatorskie, niezbetowane (!) opowiadania! Ach, ale proszę, nie opuszczaj mnie. Nawet jeśli ten kompleks niższości faktycznie się zrodził ;_;
*hugu* <3



wtorek, 6 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część VI (minipartówka)



[Aoi]

Po 15 minutach jazdy dotarliśmy do dzielnicy, gdzie znajdowało się – teraz już  - dawne mieszkanie Rukiego. Usłyszałem ciche westchnięcie, po czym spojrzałem na młodszego, który bez większych emocji wpatrywał się w zaokienną przestrzeń. Siedział jak zwykle – z nogami założonymi na fotel. Zawsze wychwytywałem w tym zwyczaju szatyna coś uroczego.
- Ruki...?
- Tak? - zapytał, wyrwany ze swoich rozmyślań. Od razu na mnie spojrzał.
- Jeśli chcesz, to mogę załatwić to sam. Widzę, że ci ciężko...
- Nie, nie...
- Na pewno?
- Tak, Yuu, dam sobie radę... - uśmiechnął się blado.
Wjechałem na parking, wyłączyłem silnik, natomiast Ruki zaczął szukać w swoim podręcznym, wyćwiekowanym plecaczku kluczy od starego mieszkania.
- Boję się... - jęknął, patrząc mi w oczy ze zmartwioną minką. Ja natomiast nachyliłem się lekko nad szatynkiem, całując go czule w usta.
- Lepiej? - zapytałem. Młodszy uśmiechnął się, energicznie potrząsając głową. - Cały czas przy tobie będę – zapewniłem go.
- Dziękuję... - pogładził mnie zewnętrzną częścią dłoni po policzku, po czym wysiedliśmy z auta, kierując kroki w stronę apartamentowca.
Weszliśmy do budynku, wspinając się na drugie piętro, po czym stanęliśmy przed odpowiednimi drzwiami.
Rukiemu tak trzęsły się ręce, że nie mógł trafić kluczem do zamka. Wyręczyłem go w tej czynności, wpuszczając go do środka jako pierwszego. Wszedłem tuż za szatynem.
Jednak Taka stanął, zanim zdążył zrobić kolejny krok. Podniosłem wzrok w celu rozejrzenia się po mieszkaniu, i sam też zaniemówiłem.
Żeby nie usłyszeć tego, że ktoś wchodzi do domu?! Błagam was!
Ruki był wyraźnie zły. Skierował się do sypialni, głośno tupiąc przy tym nogami, by podkreślić tym swoją obecność.
- Cześć, k o c h a n i e – syknął, zwracając tym na siebie uwagę blondyna, który... leżał na dywanie i całował się z Kaiem... Oni chyba naprawdę nie usłyszeli dźwięku przekręcanych kluczy w zamku...
Akira szybko podniósł się z ziemi wraz z Kaiem, będąc wyraźnie zawstydzony i zażenowany zaistniałą sytuacją. Już chciał coś powiedzieć, kiedy najzwyczajniej w świecie mu przerwałem.
- Tylko tym razem się nie tłumacz... - rzekłem z rozbawieniem, podążając za ukochanym do sypialni.
Wkroczyłem do pomieszczenia, gdzie zauważyłem, jak Ruki siłuje się z walizką, próbując wyjąć ją spod łóżka. Podszedłem do niego, by mu pomóc.
Kiedy dwie skrzynie zostały wyciągnięte, wstaliśmy.
- Wszystko w porządku...? - zapytałem po chwili ciszy, jaka zapadła między nami.
- Aoi, kiedy my się tego nauczymy...? - westchnął z uśmiechem. Okej, spodziewałbym się po nim płaczu, złości, rozżalenia... ale... uśmiechu? - Mamy siebie... Mnie osobiście niczego więcej do szczęścia nie potrzeba... - przytulił się do mnie, a ja mocno go objąłem.
- Masz rację, kotku... - ucałowałem go we włosy.
- No dobra, do roboty! Ubrania same się nie popakują, a jest ich sporo... - uśmiechnął się chytrze, odklejając się ode mnie.
- Będziemy musieli zainwestować w większą szafę... Tak czuję... - zaśmiałem się.
- O to się nie martw – odparł, otwierając drzwi – a raczej wrota – szafy. Pomogłem mu pakować ciuchy, kosmetyki i resztę jego rzeczy, których było naprawdę mnóstwo. Uporaliśmy się ze wszystkim nieco w ponad godzinę.
- Możemy już iść? Wszystko masz? - zapytałem.
- Tak. Chodźmy już stąd, proszę...
Opuściliśmy pokój, przechodząc do salonu, gdzie na sofie siedział Akira. O dziwo, Kaia już nie było...
Ruki spojrzał na niego z żalem w oczach, rzucając w blondyna kluczami.
- Taka, to nie miało tak wyjść...! - krzyknął za niższym, kiedy ten odszedł w stronę korytarza, czekając na mnie.
- Daruj sobie... - prychnął Ruki.
- Takanori, poczekaj! Wszystko ci wyjaś...
- Dokąd to? - zatrzymałem Reitę, kiedy ten rwał się, by pójść do młodszego. Zagrodziłem mu drogę swoim ciałem.
- Złaź, bo pożałujesz... - warknął, na co ja odparłem mu stłumionym śmiechem.
- Masz go zostawić i dać mu święty spokój – rzekłem spokojnie. Blondyn tylko się zamachnął, jednak zatrzymałem jego cios.
- Akira! - usłyszałem przerażony głos szatyna.
- Takanori... Ja go nie kocham! Przysięgam!
- Yuu... Chodźmy do domu, proszę... - młodszy jęknął błagalnie, co jakiś czas zerkając z przerażeniem na Reitę.
- Dobrze, skarbie... - odparłem, po czym zostałem nagrodzony zdziwieniem Reity oraz wielkim znakiem zapytania wymalowanym na jego twarzy. Uśmiechnąłem się triumfalnie, po chwili ulegając ciągnącemu mnie za płaszcz Rukiemu.
- To wy... - zaczął blondyn, najwyraźniej nie wiedząc, jak ma to ubrać w słowa.
- Tak, jesteśmy razem – odparł Ruki. - I uwierz mi, że nic ci do tego... - szatyn ponownie odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, ciągnąc mnie za rękę.
Kiedy opuściliśmy mieszkanie, kolejno apartamentowiec, szatynek przylgnął do mnie mocno.
- Dziękuję... - powiedział półszeptem.
- Za co mi dziękujesz? - zapytałem, przygarniając do siebie mocniej drobne ciałko.
- Obroniłeś mnie...
- Zawsze będę cię bronił. Zawsze, kiedy zajdzie taka potrzeba. Choć mam nadzieję, że takich sytuacji będzie jak najmniej... Nie lubię, kiedy grozi ci coś złego...
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę...
- Wracajmy do domu, Taka... Zrobiło się ciemno i zimno.
- Wracajmy, mój superbohaterze... - zaśmiał się, całując mnie w policzek.
Walizki upchnęliśmy w bagażnik samochodu, po czym pojechaliśmy do domu, gdzie w spokoju mogliśmy zacząć nowy etap w życiu.
Z pewnością wszystko będzie tak, jak powinno. Mam dobre przeczucia...


*kilka dni później*

[Ruki]

Obudziłem się z samego rana jako pierwszy. Zerknąłem na zegarek. Była szósta rano. Delikatnie przewróciłem się na drugi bok, by móc wtulić się w tors ukochanego. Przerzuciłem rękę przez jego brzuch, a już po chwili poczułem, jak Aoi przygarnia mnie do siebie, gładząc lekko moje plecy. Bardziej się w niego wtuliłem. Czułem się tak bezpiecznie...
Leżąc tak, patrzyłem się gdzieś przed siebie. Mimo że panowała kompletna cisza, czułem, że Yuu nie śpi. Zerknąłem na jego twarz. Faktycznie, obserwował mnie z pięknym uśmiechem.
- Obudziłem cię? - szepnąłem cichutko.
- Nie... - uśmiechnął się. - Wcześnie wstałeś.
- Jakoś nie mogę spać...
- Postaraj się. Jeśli się nie wyśpisz, nie będziesz mógł później funkcjonować.
- Ale... Będziesz tu?
- Oczywiście, kochanie. Będę tu tak długo, dopóki się nie obudzisz ponownie. Śpij... - pogładził mnie po głowie, a ja posłuchałem go i zamknąłem oczy, czekając na sen.
Kiedy tak leżałem, nagle ni stąd, ni zowąd tknęła mnie myśl... co się dzieje z Kou? Dlaczego nie chce nikogo widzieć? I chyba najważniejsze... Dlaczego tak potraktował Yuu?
Czułem, że muszę wziąć sprawę w swoje ręce. Przecież nikt inny się tym nie zajmie, a skoro tak, to nasze zawieszenie niebawem zamieni się w rozpad... Tego bym nie chciał, choćbym nie wiem jak nienawidził Reity, czy Kaia... Mam Aoiego i dałbym sobie radę.
Poza tym, mimo wszystko, nadal jesteśmy zespołem. Nadal mamy fanów...
Muszę coś z tym zrobić, tylko... jak?
Po kilkunastu minutach rozmyślań zasnąłem wtulony w gitarzystę.
Gdybym potrafił mu pokazać, jak bardzo go pokochałem...


piątek, 2 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część IV & V (minipartówka)



Część IV

[Aoi]


       Kiedy obudziłem się rano, zauważyłem, że Rukiego nie ma obok mnie. Czy to możliwe, że wszystko jedynie mi się przyśniło...? Nie, nie! To nie może być prawda...!
Pospiesznie postawiłem stopy na zimnych panelach, przez co całe moje ciało przeszły dreszcze. Następnie raptownie wstałem. Nie zważając na czarne plamki, powstałe przed moimi oczami, ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu młodszego.
Wyjrzałem z sypialni, skąd miałem widok na całe mieszkanie, gdyż salon, jadalnie i kuchnię miałem złączone.
Rozejrzałem się, lecz nigdzie nie spostrzegłem wokalisty. Posmutniałem, jednak chwilkę później mnie olśniło... Wysepka w kuchni!
Szybkim krokiem skierowałem się do niewielkiej kuchni. Zajrzałem za szafki. Na podłodze siedział skulony Ruki z kubkiem – sądząc po ciemnej barwie – mocnej kawy w dłoni.
- Taka... - odetchnąłem z ulgą. Ruki aż podskoczył, słysząc mój głos, wylewając przy tym trochę kawy na białą posadzkę.
- Aoi! Wy-wystraszyłem się... Ja zaraz sprzątnę...
- Nie, Ruki, zostaw... Wstań i odstaw kubek – poleciłem. Młodszy spełnił moją prośbę. Podniósł się z podłogi, stawiając naczynie na blat. - Co się stało...? - zapytałem po chwili, tym samym przerywając szatynowi jakże interesującą czynność, którą było wpatrywanie się w plamę na podłodze.
- Nic – odparł lakonicznie.
- Takie kity wciskaj komu innemu. Chodź, zimno ci – stwierdziłem, łapiąc mniejszego za lodowatą dłoń, ciągnąc go za sobą do sypialni. Położyłem go na łóżku, szczelnie nakrywając nagrzaną kołdrą. Sam ległem obok niego, natarczywie wpatrując mu się w oczy. Jego twarz wyrażała stoicki spokój. Jednak w pewnym momencie zrobił zmartwioną minkę. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać...
- Taka, powiedz co cię dręczy... - chwyciłem jego łapkę, delikatnie ją gładząc. Młodszy skierował wzrok na nasze splecione dłonie.
- Bo ja... Aoi, nie wiem co czujesz... - Ruki znów skierował wzrok na mnie. Patrzył mi w oczy, jakby szukał w nich odpowiedzi na jakieś pytanie.
- To znaczy...? - palnąłem z niezrozumieniem.
- To znaczy, że nigdy nie zastąpię ci...
- Dość. Ruki, czy ty sądzisz, że naprawdę chcę, byś zastępował mi Uruhę...? - zapytałem. Co jeszcze kłębiło się w tej roztrzepanej łepetynce?
- Nie wiem... - odparł, a ja rozwarłem ramiona w zapraszającym geście. Młodszy po chwili niepewnie przysunął się do mnie, wtulając się w mój tors.
- Teraz liczysz się tylko ty, rozumiesz...? - powiedziałem półszeptem, całując go we włosy. Ten uniósł się na łokciu, opierając się nim o moją klatkę piersiową. Sięgnął moich ust, co kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Więc... Dzień dobry, kochanie... - Ruki uśmiechnął się.
- Dzień dobry – odwzajemniłem gest.
- To co, śniadanko? - zapytał, jakby rozmowy, która odbyła się przed chwilą nie miała miejsca.
- Bardzo chętnie.
- To idź się ubrać, a ja w tym czasie coś upichcę – rzekł. Przytaknąłem mu skinieniem głowy. Ruki wstał, udając się do kuchni, a ja zasłałem łóżko i zgarnąłem jakieś ciuchy, udając się do łazienki.
Lekko się umalowałem, ułożyłem włosy i opuściłem toaletę.
Kiedy przeszedłem do salonu, zauważyłem, że Ruki krząta się przy kuchence. Nucił pod nosem tylko jemu znaną melodię. Był ubrany w moją koszulkę, w której wyglądał jak w sukience. Uśmiechnąłem się pod nosem, podchodząc do Rukiego. Objąłem go w pasie od tyłu, całując w lekko odkryte ramię.
- O, jesteś. Głodny?
- Pewnie! Mmm... Ślicznie wyglądasz – mruknąłem, po czym oderwałem się od pleców szatyna, siadając na wysokim, barowym krześle.
- Bo ja... pożyczyłem... - wskazał na koszulkę. - Nie gniewasz się?
- Od teraz wszystko, co znajduje się w tym domu należy również do ciebie.
- A właściciel? - podszedł do mnie z chytrym uśmieszkiem na twarzy, opierając się łokciami o moje uda.
- Też pytanie... - prychnąłem. Ten stanął na podnóżek krzesła i ucałował mnie w kącik ust. Pogładziłem go po włosach, będąc jakby zahipnotyzowany jego urokiem.
-Skończę robić śniadanie – rzekł odchodząc ode mnie w stronę kuchenki.
- Pomóc?
- Dam radę – odparł i rozbił kilka jajek na rozgrzaną patelnię. - Idź do jadalni. Zaraz przyniosę – polecił mi, a ja, postanawiając się nie sprzeczać, spełniłem jego prośbę.
Po chwili przyniósł dwa talerze z parującą jajecznicą. Podziękowałem, a gdy szatyn zasiadł do stołu, zaczęliśmy jeść.
- Jakie pyszne! - zachwyciłem się.
- Przecież to zwykła jajecznica... - zachichotał.
- Ale ty ją robiłeś! Zresztą... Ja nawet tego nie umiem.
- Na pewno przesadzasz... Ale cieszę się, że smakuje - uśmiechnął się.
Resztę posiłku zjedliśmy gadając na różnorakie tematy. Od pogody, po melodie, które niedawno skomponowaliśmy.

       Kiedy skończyliśmy jeść, sprzątnęliśmy ze stołu i mając jeszcze mnóstwo czasu do próby – wzięliśmy duży koc i przeszliśmy do salonu w celu obejrzenia jakiegoś filmu. Długo szukaliśmy jakiejś wygodnej pozycji. W efekcie położyłem się na sofie, a Ruki położył się na mnie, wtulając się we mnie, po czym nakryłem nas puchatym pledem. Gładziłem młodszego po plecach, co raz to zjeżdżając na jego pośladki, na co Ruki reagował chichotem i cichym ,,przestań!'', jakby z zażenowania. Nic na to nie poradzę. Lubiłem się z nim droczyć, a kiedy się denerwował, tak słodko wyglądał...
- Yuu... - zaczął po dłuższej chwili gapienia się w pudło. - Nie wiem, jak mam się przy tobie zachowywać... - spojrzał na mnie, opierając brodę na dłoniach, które z kolei spoczywały na mojej klatce piersiowej.
Taka zszedł ze mnie, siadając obok, na sofie. Także podniosłem się do siadu, przez co koc spadł na ziemię.
- Ruki... - westchnąłem. Nie lubiłem takich rozmów. Myślałem, że już wszystko jest jasne... - Po prostu... Bądź ze mną... -  powoli zbliżałem swoją twarz do jego. - Kochaj mnie... - ciągnąłem, gdy młodszy patrząc na moje usta, oblizał się, jakby tracąc kontrolę nad sobą. - I okazuj mi uczucia... - zetknąłem swoje wargi z jego miękkimi, słodkimi.
Przecież on zaczął działać na mnie jak narkotyk! Kiedy rano nie zastałem go w łóżku, poczułem się jakoś nieswojo... Czułem... pustkę. Tak, to chyba najlepsze określenie.
Jak tak dalej pójdzie, Taka stanie się całym moim światem. Bez niego nie będę mógł funkcjonować...
Nie, ja już nie mogę bez niego żyć.
Chyba się zakochałem...
Całowaliśmy się czule, powoli. Nie spieszyliśmy się. Napawaliśmy się sobą, tą chwilą...
Jednak w pewnym momencie Ruki postanowił przełamać granicę. Odrywając się od moich ust, zsunął się na ziemię, klęcząc przede mną.
- Taka... Co ty...?
- Och, zamknij się. Właśnie chcę ci okazać trochę uczuć – młodszy sięgnął za gumkę moich dresów i ściągnął je razem z bokserkami, zanim zdążyłem się zaprzeć. Przecież ja nie chcę go wykorzystywać! Nie to miałem na myśli!
- Ale nie chodziło mi o takie... Ach!
W tym momencie Ruki ukrył moją męskość w swoich ustach. Od razu zaczął miarowo poruszać głową.
Odchodziłem od zmysłów. Wzdychałem, pokazując młodszemu, że jest mi dobrze. Taka nadawał idealne tempo.
Po chwili czułem, że koniec jest bliski. Wylałem się prosto w usta szatyna, zaciskając dłonie na materacu sofy. Ledwo przytomny zerknąłem na Rukiego, który właśnie podnosił się z ziemi. Naciągnąłem na siebie bieliznę i spodnie, po czym szatynek wpakował mi się na kolana. Pocałowałem go namiętnie, wyczuwając w jego ustach resztki swojego nasienia. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Ruki objął mnie mocno za szyję.
- Dziękuję... - szepnąłem, na co młodszy zachichotał, wtulając się we mnie mocniej. - Jednak chcę, byś wiedział, że...
- Wiem, Aoi, wiem. Ale... nie podobało ci się? - Ruki odkleił się ode mnie, robiąc smutną minkę. Zaśmiałem się.
- Było cudownie... - cmoknąłem go w nos. - Diable – zaśmialiśmy się obaj, po czym Taka znów kazał mi się położyć, sam kładąc się na mnie. Tak, jak poprzednio. Ponownie przykryłem nas kocem, uprzednio podnosząc go z ziemi.
Tak spędziliśmy kolejne dwie godziny. Spojrzałem na zegar. Była jedenasta. Za godzinę próba.
Kiedy chciałem się podnieść, zauważyłem, że Ruki zasnął. Jakież to urocze...
- Taaaka... Hej, Takanori, wstawaj... - szturchnąłem lekko bezwładne ciałko, lecz chłopak nadal nie reagował. - Kochanie, musimy jechać... - pogładziłem go po pleckach.
Ten powoli podniósł głowę, spoglądając na mnie półprzytomnym wzrokiem. Ziewnął rozdzierająco, kolejno uśmiechając się do mnie.
- Co powiedziałeś...? - spojrzał na mnie, przecierając oczy.
- Że zaraz pró...
- Nie, nie. Nie to... - uśmiech nie znikał mu z twarzy. Nakazałem więc mojemu mózgowi zacząć pracować. I wtedy mnie olśniło.
Ja każę Rukiemu okazywać mi uczucia, a sam...? Przecież dopiero pierwszy raz odważyłem się powiedzieć do niego jakoś... pieszczotliwie!
Tak, wiem, jestem idiotą. Weź mnie ktoś walnij!
- Kochanie... - powiedziałem półszeptem ni to do siebie, ni to do niego. - Kotku, misiu, skarbie... Niedługo próba – powiedziałem na jednym wdechu.
- Dobrze, książę. Zacznijmy się wybierać – odparł uradowany, całując mnie przelotnie w usta.
Po chwili szatyn zgramolił się ze mnie i poszedł w stronę łazienki.
Po pół godzinie byliśmy gotowi do wyjścia.
- Taka, wyjedziemy trochę wcześniej. Trzeba zrobić zakupy.
- Dobrze, dobrze.

        Po zrobieniu ogromnych zakupów, ruszyliśmy w stronę studia.
- Aoi?
- Tak?
- Ja wiem, że może dla ciebie wydaje się to... głupie. Pewnie się wkurzysz... - pokręciłem głową w geście bezradności.
- Nie umiem się na ciebie gniewać... Mów o co chodzi.
- Nie mówmy chłopakom o... o nas... Boję się reakcji Reity... - z jednej strony rozumiałem go. Ale z drugiej... Czyżby nie wierzył, że zapewnię mu bezpieczeństwo? Kocham go, będę go bronił przed wszystkim i wszystkimi. Nawet przed Reitą.
- Dobrze, nie mówmy im nic. Powiemy, gdy będziesz gotowy.
- Dziękuję... - odpiął pas i cmoknął mnie w policzek. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zauważyłem, że właśnie dotarliśmy pod wytwórnię.
Zaparkowałem, wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku. Chciałem złapać młodszego za rękę, jednak w porę sobie przypomniałem jego prośbę. Będzie ciężko, ale uszanuję jego decyzję...





Część V

[Ruki]

       Kiedy szliśmy w stronę głównego wejścia, kątem oka zauważyłem, jak Aoi chce złapać mnie za rękę, jednak szybko ją zabrał. Zrobiło mi się go szkoda. Bardzo się starał, a ja mu z takim czymś wyjechałem...
Jakoś mu to wynagrodzę. Postaram się.
Weszliśmy do windy znajdującej się w budynku i wjechaliśmy na drugie piętro. Kiedy szliśmy korytarzem, usłyszeliśmy, że ktoś jest już w naszej sali.
Tymi ktosiami okazali się Kai i Reita. Gadali o czymś bardzo cicho. Nie słyszałem o czym rozmawiali...
Jednak kiedy weszliśmy do pomieszczenia, zaczęli rozmawiać głośno, na jakiś temat kompletnie wyrwany z kontekstu. Coś mi nie grało...
- Pamiętasz? Matko, to było niezłe!
- No, pamiętam! – Kai zaśmiał się głośno.
Popatrzyliśmy na siebie z Aoim, jak na idiotów.
- O, cześć – przywitał się Kai.
- Cześć – odrzekł tylko Aoi, gdyż ja nie miałem na to siły... Poszedłem w stronę sofy i usiadłem na ziemi, opierając się plecami o mebel. Chwyciłem leżące nieopodal kartki z moimi tekstami i nutami Aoiego. Czarnowłosy przyszedł do mnie po chwili, siadając naprzeciwko mnie, po turecku. W dłoni trzymał gitarę klasyczną, którą zaczął stroić. Podałem mu jego nuty, za które podziękował mi pięknym uśmiechem.
- Aoi – zacząłem szeptem. - Sądzisz, że oni... - kiwnąłem głową w ich kierunku. Yuu tylko przytaknął. Westchnąłem ciężko.
Nie, Reita już się dla mnie nie liczył. Zastanawiałem się tylko... ile czasu żyłem w kłamstwie? I dlaczego Akira nie powiedział mi tego wszystkiego na początku?
Aoi widząc, co się ze mną dzieje, potarł mnie po ramieniu, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłem gest. Normalnie oczekiwałbym innej formy pocieszenia. Ale że nie byliśmy sami...

        Chwilę później czarnowłosy zaczął grać piękną melodię. Naprawdę, bardzo mi się spodobała.
- Jej... śliczne – zachwyciłem się.
- To? A... Skomponowałem pewnego wieczora...
- Rezerwuję to tylko dla siebie – zaśmiałem się.
- Oczywiście, skarbie... - szepnął. Uważał, by tamta dwójka niczego nie usłyszała.
Aoi nadal grał, a ja pozwoliłem moim myślom wypaść z głowy. Przeglądałem swoje teksty piosenek, czasem zerkając na zegar.
Właśnie. Było już grubo po 12. A kogoś nadal brakowało...
Kai nagle zerwał się z miejsca i zaczął krzyczeć. Niesamowite, przecież przed chwilą był taki spokojny.
-Wiecie co z Uruhą? No ile jeszcze czasu będzie bawił się w te pojebane gierki?! Czeka nas koncert, a on nawet dupy nie chce ruszyć, by zrobić próbę! Aoi! - czarnowłosy podniósł wzrok na lidera, przestając grać. - Byłeś u niego. Co z nim?
- No... byłem... - mruknął nieco zakłopotany. - Nie ma się najlepiej...
- To znaczy? Co mówił? Konkrety!
- Mówił, że... - Aoi zaciął się i w jednej chwili zmarkotniał. Przecież nie mogłem go tak zostawić! Musiałem mu pomóc. Najwyżej stracę głowę...
Wstałem z ziemi.
- Uruha powiedział, że nie chce nas widzieć. Że ma dość, że nikt się nim nie interesuje. Tyle ci wystarczy? - odparłem kąśliwie. Nie będzie się na Yuu wydzierał! Nic mu nie zrobił.
        Zerknąłem na gitarzystę. Patrzył na mnie w osłupieniu. Nie wiedziałem, co myśli. Nie wiedziałem, jakie konsekwencje poniosę za takie oskarżenie Uruhy. Trudno, działałem w sprawie obrony ukochanego...
- Jemu nie zależy?! Słyszałeś, Reita? Jemu nie zależy! To komu ma zależeć?! Mi?! Może jeszcze mam błagać księżniczkę, by się na próbie zjawiła?! Jak on to sobie wyobraża?! Mam dość! Pierdolę to, tak jak on pierdoli nas. Zawieszamy działalność. Żegnam! - wrzasnął, wychodząc z sali. Reita pobiegł od razu za nim.
Zerknąłem na Aoiego. Nadal siedział przybity.
Wróciłem do niego, siadając tak, jak wcześniej.
- Aoi... - szepnąłem, gładząc gitarzystę po udzie. Próbowałem jakoś spojrzeć mu w oczy, co skutecznie uniemożliwiała jego przydługa grzywka.
- Przepraszam... - przytulił mnie.
- Przecież nie masz za co. To ja powinienem przeprosić... Wykorzystałem sytuację...
- Nie, Taka. On właśnie tak powiedział...
- Ktoco? - palnąłem z niezrozumieniem.
- Uruha. Powiedział, żebyśmy dali mu święty spokój i nie przyjeżdżali do niego...
- N-naprawdę...?
- Wczoraj, gdy do mnie przyszedłeś... Płakałem właśnie przez niego. Przez jego słowa, rozumiesz?
- Czemu mi nie powiedziałeś...? - objąłem ukochanego.
- Nie wiem... Po co roztrząsać nieważne sprawy, kiedy mam kogoś, kogo kocham nad życie?
- To tak się da? W jeden dzień? - zachichotałem.
- Czasem dokonuję niemożliwego, Taka – zaśmiał się dźwięcznie. - Jednak myślę, że po prostu musiałem kochać cię już wcześniej. A ty tylko utwierdziłeś mnie w tym przekonaniu...
- To miłe... - zerknąłem za siebie, patrząc, czy aby nikogo nie ma w pobliżu. Z powrotem spojrzałem na Aoiego. Przywołałem go gestem dłoni, po czym ten wpił się w moje usta z zachłannością. Całowaliśmy się pospiesznie, gdyż obawialiśmy się, że nagle ktoś może tu wejść.
        Oderwaliśmy się od siebie. Położyłem głowę na jego ramieniu. Aoi chwycił moją dłoń, przykładając ją sobie w okolicach serca. Poczułem mocne, szybkie bicie... Nie, wyraźnie czułem, jak jego serce nawala w zwariowanym tempie.
- Widzisz, co ze mną robisz? - zaśmiał się, a ja szeroko się uśmiechnąłem.
- Kocham cię... - szepnąłem.
- Ja ciebie też... - puścił moją dłoń i ucałował we włosy.
- Aoi, zagraj mi coś.
- Jak sobie życzysz... - czarnowłosy chwycił swoją gitarę i zaczął na niej grać. Znów ta piękna melodia...
- Jesteś najznakomitszym gitarzystą, jakiego znam.
- Ty też nieźle sobie radzisz!
- Nie mam takiego stażu jak ty. I nie kłóć się, wiem lepiej – wytknąłem mu język.
- Jedźmy do domu, co? - czarnowłosy nagle zmienił temat.
- Uhm... - mruknąłem. Przecież ja aktualnie nie mam domu! I co, zwalę się Yuu na głowę? Jesteśmy razem, ale... Nie chcę, by wszystko toczyło się wbrew woli Aoiego...
- Ruki, pojedziemy do mnie, jeśli o to ci chodzi...
- Tak, tak... Chodźmy – złapałem Yuu za rękę, chcąc wyjść z sali. Jednak poczułem lekkie szarpnięcie. Odwróciłem się. - Coś się stało? - zapytałem.
- Zanim to... Pojedziemy do twojego starego mieszkania.
- P-po co...?
- Po twoje rzeczy.
- Ale ja nie mam gdzie...
- Ruki... - Aoi wcisnął dłoń w tylną kieszeń spodni, po chwili wciskając mi w dłoń jakiś brzęczący przedmiot. Tym czymś okazały się... klucze! Spojrzałem na niego z niezrozumieniem. - Zamieszkasz ze... ze mną? - zapytał nieporadnie. Miałem ochotę rozpłakać się ze szczęścia!
Rzuciłem się ukochanemu na szyję, mocno się do niego tuląc.
- Oczywiście, Yuu! Zamieszkam z tobą...
- Tak się cieszę... - przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Ale... Ty naprawdę... Chcesz?
- Taka... Czy gdybym nie chciał, proponowałbym ci...?
- N-no raczej nie...
- Głuptasie... - cmoknął mnie w usta. - Kocham cię... A teraz zbierajmy się. Pakowanie zajmie nam trochę czasu.
- Mhm, chodźmy – odrzekłem, wychodząc z Aoim z sali. Ten zamknął salkę, po czym opuściliśmy budynek wytwórni, idąc - tym razem - za rękę...