wtorek, 22 stycznia 2013

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część XV (minipartówka)

Dzień dobry, Skarby :3

Szima wita was nową,
świeżą (w sumie odleżaną przez kilka tygodni... NIEWAŻNE),
piętnastą częścią~!
*fanfary*

Dobra, dobra, nie ma co zacieszać, bo patrzę wszyscy mają hejta na Aosia.
No jak tak możecie? ;_;

I WEŹCIE WY SIĘ Z TĄ REITUHĄ, KURDEŁĘ XD


Miłej lektury~ C:


______________________________________________________________




[Ruki]

        Otworzyłem oczy z samego rana. Wszystko mnie bolało, więc nie dałem rady się ruszyć...
        - Widzę, że się obudziłeś – usłyszałem głos, po którym przeszły mnie ciarki. Wcale nie były miłe...
Mruknąłem tylko coś niezrozumiale, aby stąd odszedł i zostawił mnie w spokoju.
        - Głodny?
        - Nie... - wychrypiałem. Miałem ochotę umrzeć, a nie jeść.
Aoi nadal się nie zjawił. Zerknąłem na stojący nieopodal zegarek – była siódma rano. Obiecał, że przyjedzie wczoraj... Może i jemu coś się stało...?
Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, co nie umknęło uwadze Sakiego.
        - Hej, co jest...? - zapytał, gładząc mnie po ręku. Lekko się szarpnąłem, nie pozwalając mu. - Okej, już nie dotykam... - westchnął.
Serio? Poważnie? Nie będzie mnie obmacywał?
Podniosłem na niego swój zdezorientowany wzrok.
        - Nie zerżniesz mnie...?
        - Może później. Jakoś na razie nie mam ochoty – zaśmiał się wrednie i opuścił sypialnię. Ja znów się popłakałem, dając upust przytłaczającym mnie emocjom.


[Aoi]

        Leniwie przeciągnąłem się, po chwili czując jakiś ciężar na swojej klatce piersiowej.
        - Takanori... - mruknąłem
        - Jeszcze pięć minut... - usłyszałem głos właściciela... zaraz, zaraz. Kiedy Takanori przefarbował się na rudo...?
        - Kouyou...? - zapytałem, czując, jak chłopak mocno obejmuje mnie w pasie. To jakiś żart?!
        - Dzień dobry, kochanie... - mruknął, całując mnie lekko w usta.
        - Co jest grane...? - szepnąłem do siebie, natychmiast podnosząc się do siadu. - I co TY robisz ZE MNĄ w JEDNYM łóżku?!
        - O co ci chodzi...?
        - Czy... Czy my... - jakoś nie przechodziło mi to przez gardło.
        - Nie pamiętasz...? Dobra, trochę się wczoraj spiłeś, ale...
        - Trochę?! Zaciągnąłeś mnie do łóżka! Wykorzystałeś to!
        - Fakt, zaciągnąłem cię. Jednak ty nie miałeś najmniejszej ochoty się stawiać... - warknął zły. Więc chciałem tego...? Jak ja mogłem zdradzić Takanoriego?! Mój największy Skarb...!
        - Boże... Boże, co ja zrobiłem... - już miałem zamiar wstać i iść nie wiadomo gdzie, kiedy poczułem, jak Kouyou chwyta mnie za rękę.
        - Yuu... Zostań... - jęknął błagalnie. Odwróciłem się, patrząc z żalem na jego zmartwioną minę.
        - Przepraszam... - usiadłem z powrotem na łóżku, odwracając się tyłem do chłopaka. Po chwili poczułem, jak lekko przywiera do moich pleców, głaszcząc po ramieniu.
        - Jesteś zły... - bardziej stwierdził.
        - Jestem, kurwa, zły! Ty byś nie był!?  - westchnąłem, pocierając skronie.
        - Może... Skoro mi się poddałeś... To nie było niespecjalnie...?
        - Alkohol może sprowokować wszystko, wiesz? Nawet przespanie się z dobrym kumplem...
        - Wczoraj wyznawałeś mi, że mnie kochałeś...
        - Wyznawałem ci... Ja...?!
        - Czy gdybym Cię nie kochał, mówiłbym ci prawdę?
        - Proszę, Kou...
        - Czemu ty się tak bronisz?! No czemu?!
        - Kocham Takanoriego...
        - Możemy zrobić inaczej... - mruknął, całując mnie ukradkiem w szyję.
        - Co znów wymyśliłeś...? - zerknąłem na niego, odpychając go lekko od siebie.
        - Takanori nie musi o niczym wiedzieć...
        - Czy ciebie do reszty...?!
        - Wiesz, zawsze mogę sprawić, by jakimś cudem Takanori dowiedział się o tym, że przespaliśmy się ze sobą, podczas gdy on...
        - Czekaj, czekaj... Więc to nie był sen?
        - Jaki sen?
        - Takanoriego nie...
        - Która godzina...? - zapytał niepewnie.
        - Kurwa, Kouyou! Zapomnieliśmy o nim!
        - Ja pierdolę! Szybko, ubieraj się i spadamy! - złapał mnie za rękę po tym, jak w pośpiechu narzuciliśmy na siebie ubrania i kurtki. Zbiegliśmy na dół, wskakując na motocykl.

***

        - Szybciej! - ponagliłem chłopaka. Gnaliśmy przez miasto jak szaleńcy. Na szczęście żaden glina nie śmiał przerwać nam akcji.
Przejechaliśmy tę samą drogę, kiedy nagle znalazłem ścieżkę w bok!
        - Kou! Patrz! Droga...! Skręcaj, szybko...!


[Ruki]

        Nadal leżałem na łóżku. Właśnie chciałem spróbować się zdrzemnąć. Spuchnięte od płaczu policzki niesamowicie piekły. Przymknąłem oczy. Nie na długo. Chwilę później poczułem dłoń na swoim tyłku.
Zaczyna się...
        - Śpisz, mój słodki? Trzeba cię rozbudzić. Życie prześpisz...
        - Saki... - szepnąłem, chcąc poprosić go, by tym razem mi darował. Jednak w tym samym momencie poczułem knebel w ustach. Znów...?
Saki podniósł mnie tak, bym usiadł i zdjął ze mnie koszulkę. Następnie popchnął na łóżko. Znów leżałem na brzuchu. Zamknąłem oczy. Czułem, jak zsuwa ze mnie spodnie, bieliznę, następnie unosi moje biodra i jednym, szybkim ruchem wchodzi we mnie do samego końca. Byłem obolały, darłem się - mimo zatkanych ust – najgłośniej jak potrafiłem, a z oczu leciały mi potoki łez. Posuwał mnie szybko, byleby dojść i spuścić się w moim wnętrzu.
Lecz gdy sądziłem, że to koniec, nie wyszedł ze mnie, a dodatkowo dokładał coś jeszcze. Palce...? Chce mnie rozerwać?!
Zacząłem się szarpać, lecz to tylko pogarszało mój – i tak opłakany – stan. Saki przytrzymał mnie za kark, przyciskając do poduszki, bym przestał się szamotać. Dolne partie ciała rwały mnie niesamowicie. Zacząłem skomleć przez ogromną dawkę bólu, jaką dostarczał mi psychopata. Kiedy poczułem w sobie dodatkowo trzeci palec – zemdlałem, nie mogąc znieść tego wszystkiego.


[Aoi]

Dojechaliśmy w szybkim tempie. Chatka była ładna i bynajmniej nie oznajmiała, że mieszka w niej jakiś pojeb...
Kiedy podszedłem razem z Kou bliżej, usłyszałem odgłosy uderzania kogoś... Jakby ktoś przywalił komuś z liścia. Kilkakrotnie. Co tam się dzieje...?!
Niczym w transie podbiegłem do drzwi, wparowując do środka. Było otwarte!
Od razu pobiegłem w stronę źródła dźwięku... prosto do sypialni.
Na łóżku leżał nagi Takanori z kneblem w ustach i związanymi dłońmi. Okładał go ten... ten psychol!
        - Kou! Pomóż, proszę...! - wydarłem się, na co zwróciłem na siebie uwagę czarnowłosego chłopaka. W oczy od razu rzuciła mi się jego blizna na twarzy.
        - Co wy tu robicie?! Wypierdalać stąd! To mój dom!
        - Ale masz kogoś, kto należy do mnie! - krzyknąłem, a w następnej chwili znalazł się przy mnie Kou. Podszedłem do chłopaka, spychając go z Rukiego. Upadł na ziemię, a Kouyou przyłożył mu solidną gałęzią prosto w twarz.
Podbiegłem do Maleństwa, od razu próbując go ocucić. Narzuciłem na niego swoją kurtkę, by nie wyziębił się do końca. Twarz miał zakrwawioną i poobijaną. Kiedy rozwiązałem jego dłonie – miał tam mocno poobcieraną skórę. Zdjąłem knebel, nakazując rudowłosemu przynieść wody. Nawilżyłem nią usta Taki, potem tuląc bezwładnego chłopaka do siebie.
        - Yuu... Ra... Ratuj... - usłyszałem słaby szept.
        - Jestem tu... Takanori, jestem przy tobie... - przytuliłem go mocniej, głaszcząc po głowie i co jakiś czas składając na spoconym czole drobne buziaki.
Kilka minut później usłyszałem sygnał karetki i przebijający go sygnał policyjnego radiowozu...


___________________________________________________________


Nie żywcie hejta do Aosia. Spił się, naprawdę kocha Takę ;_;
To Uru jest zuem. Jego hejcić trzeba ;_;


Odpowiedzi na komentarze:

Kira Sakamoto:
Dobra, cicho ;_; Staram się jak mogę D:

Aoi Konoe:
JAK TO TAK ;___________;

Misha:
Tak.... NIE NIE. TO URUHA MA WPIERDOL. AOSIA ZOSTAF. ON URATOWAŁ TAKĘ ;_;
Myślałam nad taką kontynuacją, ale nie.. XD

Ruder:
Witaj, kochanie! <3
Wiem, zrobiłam tę aoihę specjalnie ;_;

Ina:
Cześć, Inuś <33
Nienie, fochaj się na Uruszkę. On zuy, Aoś kochany ;_;

Midziak:
EHEHE. MISZYN KOMPLIDED. <3
Właśnie tak miało być! :D

Chinatsu Yuuriko:
Hahaha... Brawo, jestem mistrzem. Wszyscy myślą, że będzie reituki, reituha albo aoiha :D
No feś, tak dopingujesz, żeby aoiha była ;_;
Cicho, załóżmy, ze po prostu nie wiedzą, w którą stronę jechać, by znaleźć drogę ;_;

Chizu:
Nie wiem, jak bardzo mam nasrane we łbie, ale... nie bij ;_________;
Widzisz, Kaczka ma tupet ,_,
TO ALKOHOL. NIE FOCHAJ NA AOSIA ;_; AOŚ NIE CHCIAŁ ;_;
Zresztą... potem się wyjaśni, okej? ;_;
Z Reitą też będą przeboje później, khe >_>
HAHAHA. Doebaaś z tą farbą XDD

Jest. Jest wytłumaczenie. :< Potem będzie ;_;

Ej, saki miał klucz, kurde! XD
Tylko schowany! XD

*AiTulaMocnoMocnoChizu* <3

No i masz nexta, kochanie :3






wtorek, 15 stycznia 2013

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część XIV (minipartówka)



No, witam, Kochani moi ♥
Przybywam z kolejną wieścią! XD
Znów przedłużam opko... Bez komentarza, to jakiś tasiemiec wychodzi! XD
Nieważne. Z każdym kolejnym zdaniem mam pomysł na pisanie dalszego toku wydarzeń...

Cóż, jak na razie przewiduję... (piszę na chwilę obecną, bo nie wiem, co moja głowa jeszcze wymyśli XD) jakieś 16 - 17 rozdziałów @_@
Nie obiecuję, że do 17 dojdzie. Może zakończyć się na 16, albo pójść dalej. Naprawdę, zobaczymy.
Jak na razie daję wam tu część czternastą <3

Miłego czytania! *ahem*

______________________________________________________________




[Aoi]

        Zbliżał się wieczór. Zaczynało się robić szaro. Czekałem już przed swoim apartamentowcem, kiedy usłyszałem znajomy warkot silnika motocyklu.
        - Wkładaj to i wsiadaj! - przede mną ni stąd ni zowąd znalazł się Kouyou, podając mi kask. Szybko go założyłem i usiadłem za młodszym, łapiąc go za biodra. Ruszyliśmy.
Dobra, to było dziwne, ale zawsze bałem się trzymać tylnego uchwytu. Miałem wrażenie, że za chwilę zlecę. Na całe szczęście rudowłosy nic nie powiedział. Pewniej chwyciłem go w pasie, mając wrażenie, że za kilka zakrętów naprawdę spadnę. Przy takiej prędkości? Zgon na miejscu...
        Prędko ruszyliśmy w stronę starego dworca, gdzie wczoraj szukałem Rukiego razem z Reitą. Kou znał jakąś okrężną drogę, gdzie swobodnie, bez żadnych świateł i oznaczeń można przejechać przez tory.
Rudowłosy jechał jak wariat. Jeśli chciał mnie zabić, albo się odegrać, mógł to zrobić inaczej...!
        - Na pewno wiesz, gdzie jechać? - zapytałem, dość głośno, alby mnie usłyszał.
        - Wiem – zbył mnie krótką odpowiedzią i jechał dalej. Miałem nawet wrażenie, że nieco przyspieszył... Musieliśmy szybko dotrzeć na miejsce. Tak strasznie bałem się o moje Maleństwo...


[Ruki]

        Ocknąłem się. Wokół mnie panowała ciemność. Nie mogłem dostrzec nawet zarysu mebli, czy innych rzeczy będących w pomieszczeniu. Nie wiedziałem, gdzie jestem...
Wiedziałem tylko, że mam zakneblowane usta. Nie mogłem krzyknąć, ani się wyrwać, gdyż miałem związane ręce. Do tyłu. Za każdym razem, kiedy próbowałem się z tego wyszarpać – nadgarstki strasznie piekły. Musiałem mieć je nieźle obszorowane... W dodatku sznur, którym miałem skrępowane ręce, był do czegoś przytwierdzony, przez co nawet nie mogłem wstać. Mogłem jedynie klęczeć, co wcale nie uśmiechało się moim biednym kolanom.
Pod moim prawym okiem widniało wielkie limo, bo pamiętam, jak oberwałem, w sumie nie wiem za co. Moją szyję i klatkę piersiową zdobiła masa malinek, które finalnie chyba wcale malinkami nie były. Zamieniły się w porządne krwiaki, które strasznie bolały...
Obecnie byłem ubrany w jakieś lateksowe spodnie, bez koszulki. Trzęsłem się z zimna.
Byłem wykończony fizycznie. Saki odkąd mnie ,,ukarał'' - zerżnął mnie jeszcze kilka razy, lecz z taką brutalnością, jakiej nie zaznałem nigdy... Za ostatnim razem straciłem przytomność i... obudziłem się tutaj.
Miałem jedynie nadzieję, że Yuu nie jest na mnie wściekły. Że przyjedzie. Że mnie nie zostawi. Że... choć trochę jestem dla niego ważny...

        Nagle drzwi pomieszczenia otworzyły się, przez co wpadło tu trochę światła. Od razu rozejrzałem się i krzyknąłem, co niekoniecznie mi się udało przez knebel. Znajdowałem się w piwnicy, razem ze szczurami i innym obrzydlistwem. Rozpłakałem się, opuszczając głowę, a do mnie podszedł mój oprawca, ujmując mnie za podbródek.
        - Jak się czujesz, mój piękny? - zapytał niby troskliwie. Spróbowałem się szarpnąć, by mnie nie dotykał, ale to jedynie pogarszało stan moich nadgarstków... - Bądź grzeczny, bo znów zrobię ci krzywdę. A tego chyba nie chcesz, prawda...? - przejechał opuszkami palców po moim policzku, zahaczając o limo.
Zacisnąłem oczy, odwracając twarz. Bolało. Jego dotyk mnie bolał...
        - Jesteś głodny, co? Nic dziś nie jadłeś – stwierdził. Pokiwałem tylko głową. Nawet nie wyobrażał sobie, jak bardzo jestem wycieńczony. Mógł mnie rozwiązać... I tak nigdzie bym mu nie uciekł...
Byłem stracony.
I nagle, jakby na moją prośbę, poczułem, jak Saki zdejmuje mi knebel. Poczułem suchość w ustach. Natychmiast zachciało mi się...
        - Pić... - wychrypiałem, ledwo przytomny. Czułem, że za chwilę upadnę, albo ponownie zemdleję.
Poczułem jeszcze obszorowujący moje nadgarstki sznur, powoli je uwalniający.
        - Brzydkie... - szepnął do siebie Saki, biorąc mnie na ręce. Nie miałem siły na nic. Nawet na szarpaninę, by postawił mnie na ziemi. Pewnie i tak nie utrzymałbym się na własnych nogach.
Uważnie obserwowałem drogę z piwnicy do kuchni. Ta część mieszkania była dla mnie dobrze znana.
Zapamiętałem, jak tam dojść.
Zostałem usadzony za wysokim blatem.
        - Mo... Mogę się przebrać...? Zimno mi... - poprosiłem grzecznie, byleby tylko mnie wysłuchał. Gdybym się do niego rzucił, z pewnością bym oberwał. Krzykiem nic nie zdziałam...
        - Faktycznie, jeszcze mi się przeziębisz... Zaraz przyniosę ubrania. Na razie jedz. A tu masz sok – postawił przede mną talerz z kulkami ryżowymi i szklankę wypełnioną pomarańczową cieczą. Dwa dni niejedzenia potrafią zmienić człowieka...
Zabrałem się za konsumowanie, już nie zważając na to, czy mógł mi tam czegoś dosypać, czy nie...
Po chwili wrócił z moimi rzeczami. Obrócił mnie na obrotowym krześle przodem do siebie. Powoli ściągnął mi niewygodne spodnie, przy okazji całując mnie po nodze.
Łzy spływały mi po policzkach. Nie chciałem, żeby mnie dotykał... Ale mogłem jedynie zacisnąć dłonie w pięści i jakoś to przetrwać.
Saki założył na mnie moje zwykłe, szare dresy i bawełniany t-shirt. Kiedy przede mną stanął, skuliłem się, opuszczając głowę. Nie wiedziałem, co mam teraz robić.
Czarnowłosy podniósł dłoń. Automatycznie zasłoniłem się rękoma w geście obronnym, ale ten jedynie mnie pogłaskał...
        - Jedz. Nie zjadłeś wszystkiego... - uśmiechnął się do mnie, a ja kontynuowałem posiłek. Jego uśmiech mnie odpychał. Nie miałem siły i ochoty na niego patrzeć...
Było mi tak cholernie źle. Ile bym dał, by wrócić do mojego Yuu...


[Aoi]

        - Jak to, kurwa, zgubiliśmy się?! Kouyou, mówiłeś, że znasz te okolice! Co ja teraz zrobię?!
        - Zamknij się! Ciesz się, że się w ogóle zainteresowałem!
        - Kouyou! Musimy go odnaleźć! Właśnie jest więziony przez jakiegoś psychopatę!
        - Nie musisz mi tego uświadamiać! Przecież myślę, co mam zrobić!
Dreptałem to w tę, to z powrotem, próbując coś wymyślić. Jednak w tej samej chwili dotarło do mnie to, że jestem totalnie zdany na Kouyou...
        - Wymyśliłeś coś...? - zapytałem cicho, nie chcąc się więcej denerwować. I tak byłem kłębkiem nerwów...
        - Możemy jeszcze raz przejechać wzdłuż, wypatrując tej cholernej ścieżki... Chociaż nie wiem, czy coś takiego wypatrzymy. Już noc... - rudowłosy spojrzał w niebo, na którym widniało milion maleńkich jasnych punkcików.
        - Boże... Co ja mam robić...? - usiadłem na trawie i złapałem się za głowę.
        - Yuu... Wszystko będzie dobrze... - kucnął obok mnie. - I wybacz, że zacząłem się na ciebie wydzierać... Też jestem zdenerwowany... - westchnął, po chwili siadając tuż obok mnie. Wepchnął swoje zmarznięte dłonie między swoje uda.
        - Zimno ci? - zapytałem.
        - Trochę. To nic. Zaraz się nagrzeję.
        - Naprawdę nic dziś nie zdziałamy...? - jęknąłem.
        - Jest ciemno. Sam zobacz, żadnej drogi nie odnajdziemy. Tym bardziej jakiejś lichej ścieżynki... A wszędzie lasy. Jak tylko zrobi się widno, wyruszymy. Co ty na to...?
        - Ale.. Jak my się rano zorganizujemy...?
        - Racja...
        - To przenocuj u mnie, co? Jak tylko się rozjaśni, pojedziemy...
        - Ja nie wiem, czy...
        - Matko, Kou... Po prostu cię przenocuję...
        - Mam nadzieję, że nie zamkniesz mnie, jak tamten koleś Takanoriego...? - zachichotał cicho.
        - Możesz spać spokojnie... - uśmiechnąłem się gorzko pod nosem, nie wiedząc, co może się dziać dla mojego Maleństwa...

        Zajechaliśmy pod mój dom, zostawiając motocykl przed apartamentowcem. Weszliśmy zmęczeni na górę, a ja otworzyłem mieszkanie. Byłem padnięty szukaniem...
        - Dobra, leć się odśwież, a ja pościelę łóżko dla ciebie...
        - Zaraz wrócę... - mruknął, zamykając się w łazience.
Przez ten czas posłałem łóżko, gdzie miałem zamiar położyć Kou. Sam mniej-więcej zasłałem kanapę dla siebie.
Po jakichś dziesięciu minutach rudowłosy wyszedł z łazienki. Był jedynie w swoich bokserkach.
        - Um... słuchaj. Masz może pożyczyć jakąś koszulkę...?
        - Ja... Eee... Tak, jasne... zaraz... - jąkałem się. Boże! Jakie on ma nogi! Zaraz, zaraz... Mój Takanori ma o wiele zgrabniejsze... Poszedłem do sypialni i wyciągnąłem jakiś t-shirt, podając go Kou. Podziękował mi uprzejmie.
        - To... Śpię w salonie, oczywiście?
        - Śpisz tutaj. I błagam, bez sprzeciwów... Jestem zmęczony...
Młodszy się już nie odezwał. Wpełzł pod kołdrę, układając się wygodnie do snu.
        - Dobranoc – szepnąłem, gasząc światło. Poszedłem do łazienki, wchodząc do wielkiej wanny wypełnionej ciepłą wodą. Przy okazji zabrałem też butelkę whiskey, by móc zapić wszystkie dzisiejsze niepowodzenia.

        Po wzięciu kojącej kąpieli wszystkie moje spięte mięśnie natychmiast się rozluźniły. Po omacku poszedłem do salonu, siadając na łóżku.
Jednak to, na co usiadłem, wcale nie było miękką sofą. Po drugie raczej nie ,,na co'', a ,,na kogo''...
        - Ała... - jęknął Kouyou.
        - Boże, Kou! Nic ci nie jest?! I co ty tu, do diaska, robisz? - chłopak podniósł się do siadu, łapiąc się za bolący bok.
        - Miałem się nie wykłócać, więc po prostu tu przeszedłem...
        - No już, zmiataj do sypialni.
        - A jeśli powiem, że nie? - w ciemnościach widziałem tylko jego błyszczące oczy, wpatrujące się we mnie.
        - To cię zaniosę?
        - Spróbuj – żachnął, jakby nie wierzył, że dam radę. Narąbany Aoi, to Aoi lubiący wyzwania. Uniosłem go z lekkim trudem, na chwiejnych nogach przenosząc go do sypialni. Kiedy chciałem go położyć, ten pociągnął mnie za sobą, łącząc nasze usta w mocnym pocałunku. Nie mogłem utrzymać się w pionie. Chyba za dużo wypiłem...
Mimo alkoholowego upojenia, byłem w totalnym szoku. Przecież doskonale wiedział, że jestem z Rukim! Że to jego kocham! Bezczelnie to wykorzystał...! Odepchnąłem go od siebie.
        - Co to miało być?! - wrzasnąłem, lekko pijackim tonem.
        - Pocałunek – spojrzał na mnie figlarnie.
        - Doskonale wiesz, że jestem z Rukim... Jak możesz...?
        - Yuu, kocham cię. Kocham cię, a wiesz, że uczuć nie da się zmienić...
        - Ja też cię kochałem. Jednak po tym, gdy wywaliłeś mnie ze swojego mieszkania, zwyczajnie zrezygnowałem i związałem się z Taką. Jestem szczęśliwy.
        - Dlaczego to robisz...? - zapytał.
        - Niby co takiego?
        - Dlaczego się oszukujesz? Oszukujesz też mnie i Takanoriego. Kłamstwa bolą bardziej, wiesz?
        - O co ci, do cholery, chodzi?!
        - Skoro mnie kochałeś... Uczuć nie da się tak szybko wymazać z serca.
        - Do czego zmierzasz? - zapytałem, lekko odurzony alkoholem krążącym gdzieś w żyłach i obecnością dawnej miłości tutaj. Fakt, kochałem go...
        - Wszystko się ułoży... - szepnął, sięgając moich ust ponownie. Nie sprzeciwiłem się. Nie tym razem. Wręcz przeciwnie – zasmakowałem tych pełnych ust, których zasmakować pragnąłem od bardzo, bardzo dawna...
Kiedy Kouyou wpełzł dłonią pod moją koszulkę – całkowicie straciłem zdolność trzeźwego myślenia. Wszystko toczyło się samo. Oddałem się chwili słabości, spowodowanej dawnym, nie do końca wygasłym uczuciem.

________________________________________________________________

SZIMA MISZCZ TROLLINGU. HA-HA-HA~! *złowieszczy śmiech*
Kocham Was. Nie bijcie za mocno XD <3


Odpowiedzi na komentarze:

Mira-chan:
Fankę gwałtów widzę @_@"
No co wyście się tak tej reituhy uczepiliście!? XD

Sei:
Długa i upojna, mówisz...? >D Ty niewyżyty... człowieku.

Yuuri:
Ta... Do Uru. Yhm. Jasne.
Weźcie wy się z tą reituhą. XD
Ja. Zgwałciłam. Takę. QnQ MOJE ŻYCIE NIE MA SENSU.

Misha:
Kolejna z gwałtami. Nawww ;_;
To je Ruki, tego nie przekonasz XD

Sanoi:
U-ulubiona? QuQ Tyle wygrac ;w;

Ina:
Sądzę, że Saki bardzo lubi zabawy. Pomożesz mi, prawdaaa? Liczę na Ciebie, Inuś C:
Kou i Yuu pomagają. Jak widać... bardzo skutecznie. >>

Aoi Konoe:
Ja też jestem ciekawa, jak to się skończy... >w>

Mrs. Cassis:
Tak, wiedziałam, że ten gwałt będzie przewidywalny ;___;
W każdym bądź razie staram się bardzo, aby jak najmniej sytuacji wyszło przewidywalnych~ (nie wiem, czy mi się udaje QnQ)

Tynka:
Baaaardzo się cieszę, że w ogóle to czytasz :3 I cieszę się, że lubisz moje opowiadania! \(^0^)/

Chizu:
Literówki zawsze spoko XD
REJDA I JEZIORO ŁABEDZIE. O JEZU, DEDŁAM HARDO XDDDDDDDDD
Jasne, że go dotykałam. A Ty byś nie dotknęła...? QnQ
No kluczem otwiera drzwi, ale teraz zabrał klucz! Jezu, ludzie... XD Od razu Harry Potter. A idź Ty XDD
HAHAHA OŚLEPIAJĄC URODĄ. EPIC <3
mrmrmr <3




poniedziałek, 7 stycznia 2013

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część XIII (minipartówka)



Cześć, Pączuszki <33

Nie zabijajcie mnie za to niżej, ja Was błagam...
Kochajcie mnie. Tak. Potrzebuję dużo miłości ostatnio ;_;

Przepraszam za takie opóźnienie ze wstawieniem, ale...
1) Leń
2) Wen sobie emigrował
3) Transfer

(mam nadzieję, że) 
MIŁEGO CZYTANIA

_____________________________________________________________________


[Ruki]

  Szedłem dalej, gdy w pewnym momencie od drogi wzdłuż torów odchodziła ścieżka w bok. Nie wiem, dokąd prowadziła, jednak prawdę mówiąc byłem strasznie zmęczony i zmachany kilkugodzinnym chodzeniem i taszczeniem ze sobą walizek. Postanowiłem tam skręcić. Wyjeżdżone były dwa niezbyt szerokie pasy, więc zapewne ktoś dojeżdża tu samochodem...
Było ciemno, zimno i tak... samotnie?
Brakowało mi Yuu. Ale... nie mogę. No nie mogę. Przecież na pewno jest z Uruhą...
Muszę przestać o nim myśleć. Właśnie chcę stąd uciec. Wynajmę gdzieś mieszkanie, zniknę na jakiś czas i będzie wspaniale. Przez ten okres zapomnę, wszystko wróci do normy i wrócę.
Chciałbym, by tak było. Naprawdę...

         Kiedy szedłem wyjeżdżoną dróżką, niecałe 10 minut drogi później ujrzałem zarys domku. Ucieszyłem się, przyspieszając kroku. Musiałem gdzieś odpocząć... Miałem jedynie nadzieję, że nie trafię na fankę, czy coś...

  Uradowany stanąłem przed drzwiami niewielkiej, drewnianej, jednoparterowej chatynki. Zapukałem kilkakrotnie, a po chwili dało się słyszeć raźne kroki, dobiegające z korytarza.
Drzwi otworzyły się, a w nich stał chłopak, niewiele starszy ode mnie, tak sądzę. Miał czarne włosy do ramion, czekoladowe oczy i jeden mankament – niewielką bliznę, przecinającą usta z prawej strony, która była swoistym upiększeniem. Uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Dobry wieczór, ja...
- Co cię tu sprowadza, hę? Na takie zadupie? - zaśmiał się perliście.
- Mógłbym prosić o jedno przenocowanie? To dość ważna sprawa... - zawstydziłem się, że ja, gwiazda sceny muzycznej, proszę kogoś o pomoc. Zwykłego chłopaka z prowincji, mógłbym rzec.
- Taki ktoś, jak ty? Tutaj? Jesteś tego pewien? - uniósł jedną brew w górę, w geście rozbawienia.
- To... Wiesz kim jestem...? - po prostu świetnie. Lepiej trafić nie mogłem.
- Raczej... - prychnął.
- Więc jak z tym noclegiem?
- Za niewielką opłatą... - mruknął, zamyślając się.
- Dobra, dam ci ile chcesz, tylko proszę... Na jedną noc.
- Ile chcę...? Dobra, wchodź. Zapraszam – uśmiechnął się dziwnie, albo... po prostu mi się wydawało.
Wszedłem w głąb mieszkania, rozglądając się. Ładnie tu... Miał chłopak gust.
- Sam urządzałeś?
- Samiuteńki.
- Ładnie...
- Uhm. Chodź, pokażę ci pokój.
Poszedłem za chłopakiem, który poprowadził mnie do sypialni.
- Tutaj?
- Rozgość się.
- Dzięki za miłe potraktowanie...
- Jasne, jasne... Łazienka jest na prawo od sypialni. Jeśli chcesz, to możesz skorzystać... - chłopak odchrząknął, wychodząc z pomieszczenia, zapewne do salonu. Ja wziąłem z walizki jakieś ciuchy i powędrowałem do łazienki, by odświeżyć się po długim, wyczerpującym marszu.
Łazienka była dość duża, urządzona w przyjemnych, miodowych odcieniach. W rogu stała duża wanna, z której chętnie skorzystałem, napuszczając do niej wody.
Kiedy wygodnie się rozsiadłem, usłyszałem, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Szarpnąłem się w wannie tak, że część wody wylała się z niej. Natychmiastowo się zakryłem.
- M-mógłbyś wyjść...? - poprosiłem uprzejmie. To nie mój dom i w gruncie rzeczy mógł robić w nim co i kiedy chce. Ale... Bez przesady! Istnieją jakieś granice!
- Dlaczego miałbym to robić? - zapytał bez wahania.
- Bo... Bo się myję... - skuliłem się bardziej.
- Nie przeszkadzaj sobie – przysiadł na brzegu wanny, wpatrując się we mnie z cwanym uśmiechem.
- Daj mi pięć minut, okej? Proszę... - westchnąłem. I tak miał ze mnie już niezły ubaw, począwszy od tego, że przylazłem na to zadupie, desperacko prosząc o nocleg.
- Jaka cnotka... - zarechotał, wychodząc, muskając przy okazji opuszkami szorstkich palców moje nagie ramię. Wzdrygnąłem się. Mam się bać?

  Kiedy wyszedłem z łazienki, czysty, pachnący i przebrany w świeże ciuchy, poszedłem do sypialni, gdzie w łóżku zastałem... tego... No właśnie. Jak ma na imię? Nawet się nie przedstawił...
- Um... Przepraszam...?
- Co jest? - burknął, nawet się nie odwracając. Nadal leżał tyłem do mnie.
- Bo... Jest problem...
- Jeśli chodzi o to - śpisz ze mną. Nie mam kanapy, a łóżko jest jedno. Materaców też nie mam.
- A-ale...
- Coś nie tak? - odwrócił się, spoglądając na mnie, mrożąc przy tym swoim zimnym, pustym spojrzeniem.
- Nie, tylko... Może ja na fotelu...
- Chodź - odgarnął kołdrę, siadając.
- Jak masz na imię...? - zapytałem dość niepewnie i wgramoliłem się pod kołdrę, rezygnując z pomysłu spania w pozycji siedzącej.
- Saki. Idź już spać.
- Takanori... - wyciągnąłem do niego dłoń, jednak on tylko popatrzył na nią z dziwną kpiną.
- Jakbym nie wiedział... - żachnął. - Więc, Takanori, co cię tu sprowadza?
- To długa i... dość prywatna historia... Chcę znaleźć jakieś lokum z dala od Tokio, ale na tę noc chciałem się gdzieś zatrzymać...
- I akurat u mnie, tak?
- Tak wyszło...
- Może... to nie był przypadek?
- Hę?
- To, że tu przyszedłeś.
- A-ale... Przepraszam, nie rozumiem...? - bardziej zapytałem, denerwując się.
- Pomóc?
- E-eh? - teraz byłem całkowicie skołowany, dodając fakt, że odległość między mną, a Sakim zmniejszała się z sekundy na sekundę.
Chłopak usiadł naprzeciwko mnie, wbijając się brutalnie w moje wargi.
- P-przestań! Co ty robisz?! - odepchnąłem go dość mocno, nawet jak na mnie.
- Chciałem zapłaty...
- Mam gotów...!
- Nie, mój drogi... Nawet to, że jesteś jakąś tam gwiazdą mi nie przeszkodzi. Podobasz mi się. Bardzo... - szepnął mi na ucho, przygryzając jego płatek, a ja spanikowałem. Zacząłem wierzgać nogami. Robiłem wszystko, by mnie zostawił...
Jednak ten nie rezygnował. Pomimo tego, że co raz uderzałem go, sprawnie obrócił mnie tyłem do siebie i zsunął ze mnie luźne spodenki, potem robiąc to samo z bokserkami. Wszedł we mnie powoli, lecz zupełnie bez przygotowania, przez co krzyknąłem głośno.
- A-ah! Proszę, zosta-aw mnie...!
- Zamknij się już. Jak się nie będziesz szarpał, będzie ci przyjemnie.
- Zo-staw... Zostaw... - zacząłem płakać, ściszając ton głosu, podczas gdy ten śmiał się co jakiś czas, brutalnie penetrując moje wnętrze. Bolało mnie wszystko, jednak najbardziej serce. Co mnie tu ściągnęło? Czy to Bóg chciał mnie ukarać za to, że źle wybrałem? W jednym momencie pożałowałem decyzji ucieczki. Pożałowałem tego, jak cholera...
Darłem się w niebogłosy, podczas gdy chłopak wchodził we mnie niemalże do końca i ciągle głębiej, głębiej... Myślałem, że zaraz mnie rozerwie. Jednak finalnie wybuchnął we mnie, wychodząc z mojego wnętrza. Po moich udach spływało ciepłe nasienie, zmieszane z lepką krwią.
Brzydziłem się jego, siebie. Brzydziłem się swojej decyzji... W głowie mi huczało. Nie miałem nawet siły się podnieść.
Może wszystko to tylko zły sen, a rano obudzę się tuż przy Aoim, w jego objęciach i pościeli, przesiąkniętej jego perfumami...?
Upokorzony i wycieńczony zasnąłem, nie mając już siły na nic...


  Następnego dnia, gdy otworzyłem oczy, nadal leżałem nagi, w domu mojego oprawcy, którego nie zastałem obok mnie. Więc to nie sen...
Szybko zerwałem się z łóżka, aż przed oczami mi poczerniało. Zacząłem wciągać na siebie ubrania, ignorując ból w dolnych partiach ciała. Chciałem tylko jak najszybciej stąd uciec. Zabrałem ze sobą jedynie komórkę i trochę pieniędzy na wszelki wypadek, wyjmując je z małej kieszonki walizki, po czym cicho, na palcach wymsknąłem się z sypialni, kierując powoli do drzwi wyjściowych.
Najpierw rozejrzałem się uważnie, lecz kiedy nigdzie go nie dostrzegłem, podbiegłem do drzwi, ciągnąc za klamkę.
Nie chciała puścić, a nigdzie nie znalazłem łucznika, czy klucza, by je otworzyć!
Zacząłem za nią rozpaczliwie szarpać, a łzy mimowolnie spływały mi po policzkach.
Nagle usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się przerażony, opierając plecami o drzwi. W moją stronę szedł Saki, wycierając mokrą głowę ręcznikiem.
- No, księżniczko, tak szybko się ode mnie nie uwolnisz... - uśmiechnął się tak, jakby już szykował nowe atrakcje na dzisiejszą noc. Albo nawet dzień... Wiedziałem jedno. To psychopata i musiałem się stąd wydostać...!
- Dlaczego mi to robisz...? Przecież nic ci nie zrobiłem... - osunąłem się po drzwiach, kuląc się i płacząc.
- Nie maż się. Przywykniesz – usłyszałem śmiech, przez który zebrało mi się na torsje. Szybko pobiegłem do toalety, zwracając... no właśnie, powietrze? Nic wczoraj nie jadłem...
Zmordowany opuściłem toaletę, wracając do sypialni, gdzie uruchomiłem swój wyłączony telefon...


[Aoi]

  Byłem totalnie zmęczony. Kiedy wróciłem do domu nad ranem, Kouyou już nie było, a drzwi do mojego mieszkania były otwarte. Całe szczęście, że nikt się nie włamał...
Nie przespałem całej nocy, która zleciała mi na szukaniu Takanoriego... Co mu do łba strzeliło? Jak ja go teraz znajdę...? Przecież jestem bezsilny...
Zawiadomiłem policję, lecz to nic nie dało. Zaczną szukać dopiero jutro po południu, bo takie są procedury... Do tej pory muszę polegać sam na sobie...
Nagle do moich uszu dotarł dźwięk SMS-a. Pewnie kolejna wiadomość o wygranej...
Mimo wszystko otworzyłem wiadomość, a na wyświetlaczu ukazało się  ,,Numer XXXXXXXXX jest już dostępny. Możesz zadzwonić ponownie.'' 
Otrząsając się z szoku, pospiesznie zacząłem szukać numeru Taki na liście kontaktów.
Ku memu kolejnemu zdziwieniu – nie musiałem. Zadzwonił do mnie sam! Tak się cieszyłem!
Prędko odebrałem, wpadając w słowotok.
- Takanori...! Taka! Gdzie jesteś! Błagam cię, wróć do domu...! Tak się mar...
- Aoi... - szepnął. Był wyraźnie w strasznym stanie, co tylko uwydatniał chrypiący głos. - Ja... Przyjedź... Ratuj, błagam... - zaczął płakać. Byłem przerażony! - *szmer* Jestem w domku... wzdłuż torów... *szmer* ścieżka... *szmer* Błagam, Aoi... - automatycznie do moich oczu napłynęły łzy. Nie zrozumiałem wszystkiego, jednak było to dla mnie wystarczające. Ktoś go porwał...
- Taka... Trzymaj się... Przyjadę po ciebie...! - trzęsącymi się dłońmi rozłączyłem połączenie.
Co mam robić?! Iść na piechotę? Samochodem? Poprosić o pomoc Reitę, czy go nie mieszać? A może...
Przecież Kouyou orientuje się, co znajduje się w okolicach Tokio...!
Wybrałem do niego numer. Dość szybko odebrał.
- Słucham...? - rzekł, najwyraźniej wyrwany z niezbyt głębokiego snu.
- Kouyou...
- Czego chcesz...? - warknął. Aoi, mistrz psucia humoru od samego rana.
- Pomocy...
- Teraz to w łaskę idziesz, tak? A wysłuchać mnie to już nie mogłeś...? Jesteś żałosny! Ża-łos-ny! - krzyknął.
- Kou, wiem! Ale naprawdę... Pomóż mi! Porwali Takanoriego...!
- C-co...? Kurwa, czemu od razu nie powiedziałeś?! Wiesz, gdzie jest?!
- Z rana zadzwonił do mnie, ledwo dał radę mówić. Wspomniał o jakichś torach, ścieżce i domku...
- Tam?! - wrzasnął. - Co mu do łba strzeliło?! Po co tam lazł?!
- To... To coś poważnego...?
- Przecież gdzieś w okolicach torów mieszka ten kryminalista, co tak głośno o nim było! Zamykał u siebie ludzi i znęcał się nad nimi...! Yuu, sądzę, że Taka ma ogromne problemy i jeśli zaraz nie zaczniemy działać, to może być gorzej niż tylko źle... Przyjadę po ciebie. Szybko się wybierz. Za pięć minut będę czekał pod twoim blokiem. Bądź już na dole – rozłączył się.


[Ruki]

Byłem szczęśliwy, że zachowałem te 5% baterii. Jednak moje szczęście przeminęło szybko, kiedy poczułem, że ktoś wysuwa mi telefon z ręki. Oczywiście, nie kto inny, jak Saki.
- Niegrzeczny chłopiec. - mruknął. - Próbuje się kontaktować? Trzeba go ukarać...
- Nie, Saki... - szepnąłem błagalnym tonem.
- Dla ciebie Pan Saki, mój słodki... - przejechał ustami po mojej szyi, zawisając nade mną. Uległem, bo wiedziałem, że nic oprócz płaczu nie uda mi się zdziałać...

Po kolejnym brutalnym razie, leżałem wyczerpany w zabrudzonej krwią pościeli,  znów nagi i upokorzony.
Gdzie popełniłem błąd...?
Co zrobiłem nie tak...?
Czy to źle, że chciałem zniknąć, chcąc szczęścia ukochanego...?
Naprawdę mam za to cierpieć...?


*Saki to wymyślona postać. Nie kojarzcie z nikim </3

_______________________________________________________________


Kijowe zakończenie 13 części, przepraszam ;3;
Komentujcie </3


Komentarze:

Kira Sakamoto:
Kończenie w TAKICH momentach to moja specjalność, do usług *kłania się nisko* <3

Reila:
Mhm, starałam się wykreować takiego Reitę, żebyście go nie hejcili, tylko zobaczyli, że ReiRei chce dobrze dla Maleństwa ;3; I tak, zupełnie zgadzam się z Twoim stwierdzeniem...

Sanoi:
MÓJ VIPIE KOCHANY <3 Jaja to Ruki w 3 parcie na patelni robił :C
Ahah, czyli trolling wyszedł? XDD

Chinatsu Yuuriko:
REIOWI NIC NIE BĘDZIE. Powinien był myśleć wcześniej *okrutna Ai*
Wszystko się jakoś ułoży. Mam nadzieję.. </3

Midziak:
Ojej, szantaże lecą D: MASZ TU CZĘŚĆ WYŻEJ I NIE BIJ ;_____;

Ina:
Cześć, kochanie <33 Ojej, wybacz, ze żyjesz w takiej presji przeze mnie o3o  Wszystkiego o wszystkich dowiesz się w swoim czasie~ :3
Powód telefonu Aijiego? Sądzę, że każdy mógł sobie wykreować inny powód, dlatego właśnie w taki sposób napisałam tamtego shota... :)

Aoi Konoe:
Witam nową czytelniczkę <333 Biedny Uru sobie poradzi. Konkretnie wszystko powinno się wyjaśnić w ostatniej części~ :3

Anonimowy:
Kocham anonki, ale... moglibyście się podpisywać... XD
ar, wszystko powinno być tak, jak należy. A jak faktycznie będzie? Okaże się~

Chizuru:
RAWR TWOJE KOMENTARZE XD
Tak, calusieńkie 2 rozdzialiki! Wiesz, nie dziwię Ci się XDDD I zamiast 'panicza' przeczytałam 'penisa' TO TWOJA WINA D:
A te krzaki to mogłaś zaoszczędzić XD Wgl, wyobrażasz sobie Reitę w legginsach? XDDDD
REITA SZERLOK WIELKI PAN DETEKTYW. Bo ktoś musi myśleć za zdesperowanego Aoiego, prawda? A że padło na Reitę... Ja nie maczałam w tym palców XD
Podrasowałam tyłek Aoiego, żeby szybciej biegał! CO, ZAZDROŚCISZ, ŻE MIAŁAM OKAZJĘ POPATRZEĆ NA JEGO TYŁEK? XDD
Dorzucam się do tego grzebienia. Biedny Ruki... XD Zostać brutalnie wyczesanym przez wielki grzebiań Aoiego ;_; Tyle bulu dla jego misternie układanych włosuf ;_;
Patrz, bo cię posłucha. Ruki uparty jest. Tego charakteru nie zmienisz. Tylko Aoi potrafi. Albo doświadczenia. Adekwatnie do powyższego chapteru~
MRRRU *łasi się*
Czekam na kolejne komentarze >3<

Misha:
Ej, nie pomyślałam o tych walizkach XD Faktycznie XDD
Wspominałam w opowiadaniu, że to nie jest nowoczesna stacja, a zwykły peron, gdzie jeździ kilka takich starych pociągów na krzyż~
Z Urusiem wszystko w porządku. Da radę~ ^^
<3

Anonimowy2:
Mała rada: proszę o podpisywanie się. Będzie mi łatwiej, serio DDD:
TAK, AOIKI <33