Hejho.
Część może być bez ładu i składu, bo... Ciężko pisze się punkty kulminacyjne ficków. Proszę o wyrozumiałość, bo uważam, że to najgorsza część ze wszystkich...
Huh, wyraźcie swoje opinie na ten temat.
Za ewentualne błędy przepraszam i... życzę miłego czytania.
___________________________________________________
[DZIEŃ PIĘTNASTY]
Rano obudziłem się w pozycji, w jakiej zasnąłem poprzedniego wieczora.
To już t e n dzień...
Zerknąłem na zegarek. Obudziłem się idealnie o ósmej rano. Niezadowolony z powodu końca wolnego wstałem, przygotowując naprędce śniadanie, a potem ułożyłem przydługie już włosy. Po około trzydziestu minutach usłyszałem pukanie do drzwi.
- Kto tam?
- Yuu i Kouyou, otwórz – wpuściłem chłopaków do środka. Yuu był ubrany zwyczajnie. W czarny t-shirt z nadrukiem i czarne rurki. Za to Kou miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie i mundurek – ciemnogranatową kamizelkę z herbem i nazwą naszej szkoły. Do tego nosiliśmy jeszcze małe krawaciki.
- Francja-elegancja – zaśmiałem się, zerkając na rudowłosego.
- Patrz na siebie – burknął, przytulając się do Yuu.
- Gdzie twój mundurek? - zapytał czarnowłosy, widząc mój niekompletny ubiór. Objął nieco przygnębionego Takashimę ramieniem.
- Zaraz nałożę – odparłem, wracając do sypialni po kamizelkę zawieszoną na oparciu krzesła. Ubrałem się do końca, na nogi zakładając ładnie buty. Zabrałem ze sobą jeszcze niewielką torbę, do której schowałem notes i coś do pisania. Tak na wszelki wypadek.
- Gotowi? - zapytał Yuu, lecz bardziej Kouyou, niż mnie. Rudowłosy kiwnął głową, odrywając się od chłopaka. Zachowywał się co najmniej dziwnie.
Wyszliśmy z domu. Byliśmy już w drodze do szkoły. Czekało nas niecałe piętnaście minut marszu.
- Kouyou? Czemu się nie odzywasz? - zagadałem do chłopaka, który wydawał się być głuchy na wszystko, co go otacza. - Kouyou! - powtórzyłem, a ten w końcu się ocknął, spoglądając na mnie zamglonym wzrokiem. W ogóle mnie nie słuchał!
- Zamyśliłem się...
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nigdy się w ten sposób nie zachowywałeś! - przystanąłem, jednak Kou nie zamierzał się zatrzymywać. Szedł dalej, trzymając Yuu za rękę. Westchnąłem, wyrównując krok.
- Nie wyspałem się – znalazł kolejną wymówkę. Chociaż... Fakt, tych sińców pod oczami nawet najlepszym fluidem nie ukryje.
- Jasne... - uśmiechnąłem się pod nosem. - A ty, Yuu? Czemu idziesz z nami?
- Po zakończeniu uroczystości zabieram ukochanego na obiad. Poczekam gdzieś przy wyjściu ze szkoły – mówiąc to przygarnął Kou ramieniem do siebie, całując go w głowę. - Może pójdziesz z nami? - zapytał, po czym Takashima podniósł na niego zdziwiony wzrok. Zauważyłem to niezadowolenie, wymalowane na jego wypudrowanej twarzy.
- Nie będę psuł wam planów. Zresztą, muszę się dziś stawić u szefa. Nie dostałem dożywotniego urlopu...
- Godzisz pracę ze szkołą? - zapytał.
- A mam inne wyjście...? - westchnąłem. - Pracuję na dach nad głową i jako-takie życie. Nie mogę narzekać...
- Podziwiam cię – powiedział, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie ma za co mnie podziwiać. Z upływem czasu stało się to normalne. Jak wiele innych rzeczy... - spojrzałem na niebo. W powietrzu czuć było nadchodzącą jesień. Miejsce niemającego granic optymizmu powoli zajmował smutek i samotność. Można było wyczuć zapach gasnącego lata...
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Kouyou pożegnał się z Yuu, po czym razem poszliśmy pod przydzieloną salę.
- Kou, powiedz mi, co cię dręczy. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- Mam co do tego wątpliwości... - fuknął, nawet na mnie nie patrząc.
- O co ci...?
- O twoją wczorajszą rozmowę z Yutaką. Wszystko mi powiedział...
- Co takiego niby? - ledwo powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem.
- Że lubisz być sam. Że nie potrzebujesz ani mnie, ani Yuu, ani naszej pomocy. O to chodzi... - odparł ze łzami w oczach. Jednak nie rozpłakał się. W szkole była obecna chmara uczniów.
- Kou... Źle to odebrałeś. Doceniam waszą pomoc i lubię, gdy mnie odwiedzasz razem z Yuu. Naprawdę. Nigdy nie słuchaj Yutaki... Proszę cię... - spojrzałem mu w oczy.
- Nie rozumiem...
- On wczoraj... - nagle przerwałem, spoglądając przed siebie.
- Co wczoraj...? - zapytał zaciekawiony rudowłosy. Prawie wcisnęło mnie w ścianę, o którą się opierałem, gdy na horyzoncie zauważyłem Yutakę.
- Cześć, chłopaki. Wy też do dwieście trzy? – przywitał się entuzjastycznie, ale odpowiedział, a raczej odburknął mu tylko Kouyou. Ja milczałem. Po wczorajszym incydencie nie chciałem go znać, a nagle okazuje się, że będziemy chodzić do tej samej klasy! To chyba jakaś kpina! - A ty? Nie przywitasz się? - prychnął ciemnowłosy, ujmując mój podbródek, jak do pocałunku.
- Nie – odparłem i wyrwałem się mu, odchodząc od niego jak najdalej. Na moje szczęście nauczyciele zaczęli zwoływać młodzież do sal. Razem z trzydziestką pozostałych uczniów wszedłem do swojej i zająłem miejsce na końcu klasy, gdzie siedziałem rok temu. Obok mnie usiadł Kou. Wzrokiem zacząłem szukać Yutaki. Przytrzymał go profesor. No tak, w końcu jest nowy i musi się przedstawić...
- Usiądźcie wszyscy – nakazał wychowawca. - Do naszej klasy dołączył nowy kolega. Proszę, przedstaw się.
- Yutaka Tanabe. Przepraszam, ale nie lubię o sobie mówić – powiedział speszony. Szkoda, że taki nieśmiały jest jedynie w większej grupie osób.
- Co on do ciebie ma...? - szepnął Kouyou, nie zwracając na siebie większej uwagi.
- Nieważne... - mruknąłem. Nie chciałem go w to wszystko mieszać.
- Akira, do cholery...
- Powiem potem – zbyłem go, widząc, jak Tanabe zajmuje miejsce gdzieś w drugiej ławce. Z dala ode mnie.
Profesor podyktował nam plan lekcji, który zanotowałem do zeszytu. Nie zapowiadało się lekko. O tyle dobrze, że codziennie kończyliśmy około czternastej. Spokojnie wyrobię się ze wszystkimi obowiązkami przed pracą.
Po skończonej uroczystości wyszedłem razem z Kou ze szkoły. Na jakiś czas udało mi się zapomnieć o obecności Yutaki, kiedy znów go ujrzałem. Niestety podszedł do mnie i na oczach Yuu i Kouyou pocałował mnie w policzek.
- To do jutra – uśmiechnął się, a krew we mnie zawrzała. Kou patrzył na mnie zdziwiony.
- Kurwa mać, Tanabe! Skończ te cholerne gierki, bo za siebie nie ręczę! - ciemnowłosy chyba nie przewidywał, że powiem coś takiego przy wszystkich. Pokręcił głową i prostu poszedł dalej w swoją stronę.
- Akira...? To wy jesteście...
- Nie! Nie jesteśmy! Właśnie to chciałem ci powiedzieć! Nieważne... Spieszę się. Cześć – wypaliłem od razu, odchodząc w swoim kierunku. Już nawet nie słuchałem nawoływań za mną. Byłem wściekły i lepiej by było, gdyby nikt, ani nic nie wchodziło mi dziś w drogę.
Nawet się nie przebierając, udałem się do pracy, by ustalić z szefem moje godziny w tygodniu. Dzwoneczek miło zabrzęczał, gdy otworzyłem sklepowe drzwi.
- Dzień dobry – przywitałem się. Szef siedział na niskim stołku, czytając jakieś pismo motoryzacyjne.
- Witaj, Akira. Jak po rozpoczęciu? - zerknął na mnie znad okularów.
- Nie najgorzej... - skłamałem. - Mam już ustalony plan lekcji. Proszę wyznaczyć moje godziny pracy.
- Ach, tak. Pokaż... - podałem mu notes z rozkładem zajęć i długopis. - Codziennie kończysz tak samo. Ile potrzebujesz na naukę i tak dalej?
- Nie wiem... Dwie, trzy godziny. To zależy...
- Na siedemnastą od poniedziałku do piątku? Koniec standardowo, o dwudziestej pierwszej. Jeśli miałbyś mniej nauki, przychodziłbyś około szesnastej. Pasuje?
- Oczywiście. A weekendy?
- Wtedy masz wolne. Chyba, że będzie nagła potrzeba, to poinformuję cię dzień lub dwa wcześniej.
- Genialnie. Dziękuję bardzo - ukłoniłem się lekko.
- Dziś też nie musisz przychodzić. Zaczynasz od jutra - szef zanotował godziny pracy w moim zeszycie, po czym zabrałem go, podziękowałem – z grzeczności - raz jeszcze i poszedłem do domu.
*
Zdjąłem z siebie niewygodne galowe ubrania i w samych bokserkach ległem na łóżku. Było mi tak źle, że miałem wrażenie, iż tylko płacz mi pomoże. Jak Yutaka mógł nagadać Kou coś takiego? Chciał się zemścić? To, że wolałem przebywanie w samotności nie znaczyło, że nie darzę rudowłosego sympatią. To samo tyczyło się Shiro. Następnym razem chyba coś mu zrobię! Padalec!
Postanowiłem o nim nie myśleć. Wyciszyłem się, rozmyślając o Takanorim. Moim kolejnym problemie. Może nie problemie, jako on sam. Nurtowało mnie jego wczorajsze zachowanie... Mogłem się tylko domyślać, dlaczego płakał, choć w sumie nie było to racjonalne wyjaśnienie. Stawiam też, że sam nie będzie chciał o tym mówić...
W mieszkaniu było tak cicho, że aż dzwoniło mi w uszach...
Cisza przed burzą, pomyślałem. Choć wolałbym nie. Przeżyłem już dość burz w swoim życiu.
Miłym spokojem nie dane mi było cieszyć się długo. Już po chwili zadzwonił telefon. Odebrałem, widząc, że to Kouyou.
- Akira, o co chodziło z Yutaką? Proszę, opowiedz mi, bo ciągle o tym myślę...- wypalił od razu, bez formułkowego 'cześć', zanim o czymkolwiek powiedział.
- To nie jest rozmowa na telefon... - odparłem tylko.
- Więc zaraz u ciebie będę.
- Z Shiro?
- Sam. Yuu stwierdził, że tylko będzie przeszkadzał i nie chciał przyjść ze mną.
- Jak woli...
- Do zobaczenia – odpowiedział, a ja rozłączyłem się. Cóż, przed przybyciem zjawy czeka mnie jeszcze rozmowa z Kouyou. Może przeżyję...
Szybko nałożyłem na siebie jakieś ciuchy i z powrotem położyłem się na łóżko, gapiąc się przed siebie. Wszystkie problemy skumulowały się tak nagle, nie dając mi spokoju. Wszystko to sprawiło, że nie dawałem sobie ze wszystkim rady... Szkoła, kumple, Yutaka, praca, wspomnienie o śmierci rodziców, babci, do tego Takanori... To nie na moje siły.
Po upływie kilkunastu minut usłyszałem pukanie. Byłem pewny, że to Kou.
- Wejdź! - krzyknąłem, nie chcąc podnosić się z łóżka.
- Akira?
- W sypialni... - mruknąłem, bardziej wtulając się w poduszkę.
- Wyjaśnij mi to wszystko... - powiedział zdyszany, z czego wywnioskowałem, że jeszcze przed chwilą biegł. Nawet nie zdjął butów, ani nie usiadł.
- Siadaj – poleciłem mu, samemu również podnosząc się do siadu. Zajął krzesło, wpatrując się we mnie. - Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko – streścił to mało konkretnie.
- Zaczęło się wczoraj, kiedy dałeś mu mój adres. Przyszedł, popytał o parę rzeczy, zaczynając temat samotności. Głupio wyszło, bo zaczął wypytywać o ciebie i Yuu. Powiedziałem, że po prostu lubię być sam. Naprawdę to takie trudne do pojęcia...? - zapytałem rudowłosego.
- No... No nie... - odparł mało zdecydowanie.
- Nie, Kouyou. Uprzedzę cię i powiem, że to wcale nie jest jednoznaczne z tym, że was - czytaj: ciebie i Yuu - nie lubię. Jest przeciwnie. Gdyby nie wy, to bym chyba zwariował...
- A... A ten pocałunek? Dziś, po szkole...
- Może to głupio zabrzmi, ale Yutaka wczoraj na odchodne tak po prostu pocałował mnie, mówiąc, że będę tego wszystkiego żałował i że będę musiał polubić przebywanie z kimś. On jest nienormalny... - westchnąłem, łapiąc się za głowę.
- A-ale... Jak to cię pocałował? Tak... W usta?
- A jak inaczej? - prychnąłem bliski załamania nerwowego.
- Skąd on w ogóle wiedział, że jesteś homo?
- Może ty mi to wyjaśnisz? - zapytałem, podejrzliwie na niego zerkając.
- Nic mu nie mówiłem. Kurwa, Akira, taki nie jestem! - zdenerwował się.
- Dobra, dobra... Nieważne...
- Ta... W dodatku wylądował z nami w jednej klasie. Cholera... - milczałem, nie wiedząc co powiedzieć. -Naprawdę, nie wiem, co zrobiłbym na twoim miejscu.
- Też jeszcze nie wiem. Może mu przejdzie. Znalazł sobie ofiarę i tyle.
- Ofiary z siebie nie rób. Jesteś silniejszy niż to chuchro. Zapewniam cię.
- Jasne – zaśmiałem się.
- Będę leciał. Obiecałem Yuu, że potem do niego wpadnę. Mogę mu o tym powiedzieć...?
- Przecież to żadna tajemnica...
- To ja lecę. Wybacz, że tak szybko...
- Nie ma sprawy.
- Do jutra – pożegnał się i wyszedł. Zostałem sam.
Do czasu przybycia Taki trochę poczytałem, obejrzałem film, wykąpałem się. Czas minął bardzo szybko...
I nastał wieczór.
Siedziałem na swoim łóżku, w pełnym skupieniu wyczekując Takanoriego. Nagle przed oczami mi pociemniało. Poczułem czyjeś dłonie na swoich oczach.
- Takanori!
- Miałeś nie zgadnąć! - prychnął, niby urażony.
- Tęskniłem... - przyznałem, przytulając go do siebie.
- Ja też... - uśmiechnął się.
- A teraz wyjaśnij mi to wszystko, co działo się wczoraj. Bez żadnych wykrętów.
- Nie wiem, o czym mówisz... - unikał mnie wzrokiem. Skutecznie, bo doprowadzał mnie tym do szału.
- Takanori...
- Wiedziałem o tym, że przyjdzie do ciebie Yutaka. Widziałem, jak się całowaliście... Ja... - zamilkł.
- Myślałem, że... że przychodzisz tylko w nocy... - mruknąłem, nie dowierzając. - Taka, to... to wszystko jego wina. Zmusił mnie, rozumiesz? Jest nienormalny...
- Akira, proszę...
- Udowodnić ci to? Udowodnić, że go nie kocham? - desperacko przysunąłem się do niego, nachyliłem się i odszukałem ustami jego usta. Smakowałem jego wargi, jak najkosztowniejszą na świecie słodycz. Po chwili Takanori pozwolił sobie na ten pocałunek, odwzajemniając go łapczywie i nieco agresywniej, niż ja. Byłem uradowany, miałem ochotę tańczyć i skakać. Całe moje uczucie, jakim darzyłem zjawę, przelałem w pocałunku. Całowaliśmy się, dopóki nie poczułem słonych łez na swoich ustach. Oderwałem się od niego, spoglądając w jego zapłakane oczy, lecz moją uwagę bardziej przykuła poświata, okalająca całe jego drobne ciało, która z sekundy na sekundę jaśniała coraz mocniejszym światłem.
Zacząłem rozumieć, że zjawa wcale nie jest ucieszona obrotem spraw. T a k i m obrotem...
- Aki... - szepnął tylko, rzewniej płacząc. Po chwili poświata zaczęła mnie oślepiać, a Takanori zaczął unosić się w górę. Ostatnim bezgłośnym słowem, jakie wychwyciłem z ruchu warg Taki było 'przepraszam'. Byłem przerażony! Próbowałem go jakoś chwycić, lecz moja dłoń gładko prześliznęła się przez jego niemalże przeźroczyste już ciało.
- Takanori! - wydarłem się, ale duch zaczął znikać. Ułamek sekundy później całkowicie rozpłynął się w powietrzu...
Zerknąłem na kartkę z imieniem, znajdującą się nad moim łóżkiem. Napis zniknął...
Co, jeżeli to już ten moment...?
Zacząłem zanosić się płaczem, krztusząc się swoimi łzami. Spanikowałem.
Co jeśli zniknął... na zawsze?
Rozbiłem wazon, stojący na biurku. Rozżalenie zamieniło się w złość. Rozdarłem kartkę, na której wcześniej znajdowało się jego imię.
A co jeśli... on nigdy nie istniał...?
Poczułem się, jak chory umysłowo. Moje usta wypełniła gorycz. Dopiero teraz wszystko zaczęło do mnie docierać. Czyżby drugą opcją... Drugą okolicznością, w jakiej mógł zniknąć... było nasze zbliżenie...?
Tej nocy już nie zasnąłem. Wciąż nie mogłem wybaczyć sobie tego, że byłem tak głupi i dopuściłem do utraty najważniejszej osoby w moim życiu...
Już nie pierwszy raz.
Aikuś, ja nie widze tu błędów *chodź sama mam tróje z polskiego, więc moje zdanie może być mniej ważne XDD*, a co do samego ficka- jak pozostałe, bardzo mi się podobał! Piszesz w taki sposób, że aż po prostu chce się to czytać! Widac Twoje starania. Naprawdę! Czekam na kolejny♥ /Diga.
OdpowiedzUsuńOj! Wiedziałam, że to przez tą chamówę Taka płakał!
OdpowiedzUsuńKai powinien dostać ostry wpierdol od całej trójki! Tak się nie robi!
A ja myślę, że Kai jest kimś wyższym. Cały czas mam wrażenie, jakby wiedział o Tace i o tym, że oboje się kochają, i chciał temu zapobiec m.in przez ten pocałunek, żeby Mały się obraził i już go nie kochał, bądź całować go z nadzieją, że mu się spodoba i Taka nie będzie już ważny. Teraz to Taka pewnie zginie.. Biedny Mały, biedny Akira.. Ale nadal nie znamy powodu wizyty Taki. Nic się nie stało, więc może przyślą mu nowego? A ten mu powie, co się działo z Taką, albo będzie zazdrosny, że Taka, nawet nie istniejąc zyskał miłość od żywego człowieka i też będzie starał się go uwieść? Harem xD Jestem ciekawa, jak z tą sytuacją poradzi sobie Akira.. gdyby powiedział Kou dlaczego nie wychodził i, że jest zakochany w zjawie, to pewnie, nawet pomimo przyjaźni by mu nie uwierzył i wysłał a jakieś leczenie.. Dlaczego Kai taki jest? Psycho miłość od pierwszego wejrzenia, czy faktycznie ma jakiś cel? Napewno. Skąd by tyle o nim wiedział? Np. to, że jest homo? Ale teraz ma fizycznie ciało, więc można mu zrobić ''wpierdol albo wpierdol''.
Scena pocałunku była słodka. Wyszło, że się kochają.. niestety tak pięknie nie jest.. Za co przepraszał? Za to, że odchodzi? To Akira go powinien przepraszać. Praktycznie wymusił ten pocałunek.. Taka mógł go uprzedzić, ale to było nagle. a sam by się nie przyznał, więc nie miał jak go powiadomić. Gdyby nie Akira, Taka mógłby nadal cieszyć się przynajmniej ciepłem w jego ramionach. Aki, ja wiem, że go kochasz, ale nie działaj tak pochopnie! Zobacz, co zrobiłeś!
To teraz możemy iść pobić Kaia c:
Rozdział śliczny. Było mi bardzo przykro, kiedy Mały odchodził. Prawie pomoczyłam twarz.
Dziękuję za rozdział.
Weny <3
To.. było świetne!
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać następnej części!
Weny weny weny weny weny <3
Smutne ;__; będę płakusiać. Nie przepadam za Reituki, ale to jest cudowne. CUDOWNE. Taka, nie umieraj... znowu...
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba, ciekawi mnie dalsza część. Reita, tylko nie samobójczyj ;__;
Umarłam. Nie żyję. (✖▂✖) Nawet nie wiem, co mam napisać, więc komentarz będzie nadzwyczajnie krótki, wybacz. D:
OdpowiedzUsuńTakanori odszedł? Powiedz, że nie! Powiedz, że wróci! (╥﹏╥) Naprawdę miałam szklanki w oczach czytając końcówkę.
O jaaacie.
OdpowiedzUsuńAle się porobiło.
Dlaczego twoje notki są takie zajebiste?
Buziaczki i weny życzę:*
Wiem, że to tak nie ładnie zostawiać komentarz pod komentarzem ale mam pytanie. Jak zrobiłaś te takie fajne menu z tytułami notek? chce to wprowadzić na swoim blogu ale nie wiem jak:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Chodzi Ci o te poprzedzielane kreskami, tak? Jak już wejdziesz w ''projekt'', to tam jest taka zakładka ''strony''. Później tylko nadajesz tytuł każdej stronie i linkujesz części opowiadań~♥
UsuńChyba nie jestem jedyna, której w oczkach łzy się pojawiły. To było coś niesamowitego! Mam nadzieję, że to nie jest ostatni rozdział ani nic, że wszystko się jeszcze wyjaśni. Życzę Akirze, żeby wszystko się ułożyło i mam nadzieję, że Takanori powróci. Czekam na kolejne rozdziały <3
OdpowiedzUsuńNie mów tak. To nie jest najgorsza część. Na prawdę, nieźle się porobiło! Jestem ciekawa jak to wszystko dalej rozegrasz. Część niesamowicie mnie pochłonęła, miałam wrażenie, że przeczytałam ją w zaledwie kilka sekund! Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak wyczekiwanie na kolejną cześć. ;3 Pozdrawiam~
OdpowiedzUsuńTaakaaaaaa!!!! ;_;
OdpowiedzUsuńNie odchoodz ;_;!!!NIEEEEE ja sie kurde niezgadzaam !!!!
(sry ze krotko pisze z fona i to z deka niewygodne .___.)
Taka ! Bosz, ale on wróci?? Niech będzie z powrotem (a najlepiej człowiekiem)!! To takie smutne! Pisz kolejną część byle szybko ! :!
OdpowiedzUsuńPiekne, chce mi się płakać, bo Ruki zniknął. Ale można powiedzieć, że mieli czułe pożegnanie.
OdpowiedzUsuńIdę się pociąć łyżką.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się i to strasznie. 'Taka, nie, nie odchodź!' - cały czas gadałam do siebie.
Rei znowu został sam. Stworzyłaś postać, z którą mogę się w pewien sposób utożsamić. Opuszczony, przez bliskie osoby, sam...
Dobra, bez takich, bo wpadam w melancholię i zaraz zacznę pisać jakieś bzdury ( zresztą, jak zawsze... ).
Idę po sztucer od ojca, a potem na poszukiwania Kaia z zamiarem odstrzelenia mu łba i powieszenia go nad kominkiem, którego zresztą nie mam.
Pozdrawiam i weny!