Cześć~
Dziękuję bardzo za Wasze opinie, dotyczące poprzedniej części! Jestem naprawdę wdzięczna za taką ilość komentarzy. Przy okazji witam także nowych czytelników i komentatorów. Mam nadzieję na dalszą miłą współpracę ☆
Ten rozdział potoczył się... jak się potoczył. Nie oczekujcie cudów.
Akira z depresją, to Akira z depresją.
Miłego czytania!
____________________________________________________
[DZIEŃ SZESNASTY]
Kolejnego dnia nie poszedłem do szkoły, bo zaspałem. Zmęczony ciągłym płaczem zasnąłem dopiero nad ranem, gdy za oknami było już prawie całkowicie jasno. Nie ustawiłem też budzika, który chyba i tak nie zdołałby podnieść mnie chociażby do siadu. Zresztą... Kto w podobnej sytuacji myślałby o ustawieniu budzika na następny dzień? Albo w ogóle o pójściu do szkoły...?
Bo już nie mówię o późniejszym funkcjonowaniu, które śmiało mógłbym porównać do survivalu, bez przymusu użycia jakichkolwiek sarkazmów.
A wszystko przeze mnie. To była moja wina. Przecież Taka mnie ostrzegał! Jak mogłem być taki głupi...?
Mimo to, nie podniosłem się dziś z łóżka. Leżałem jak kłoda, oczekując samoistnego rozwoju wydarzeń, w którym nie miałem ochoty brać najmniejszego udziału. I tak wszystko bym spieprzył. Prędzej, czy później.
Leżałem tak do popołudnia. Jednak ktoś miał wielką ochotę mi przeszkodzić. Nawet nie obchodziło mnie kto konkretnie, lecz domniemałem, że był to albo Yuu, albo Kouyou, albo – jeżeli ten na górze do końca chciał mnie udupić – Yutaka. Zepsucie i tak już zepsutego dnia chyba bardziej nie dobije. Jak bardzo się myliłem...?
- Akira! - drzwi od mojego mieszkania z impetem łupnęły o ścianę, gdyż otwierały się do wewnątrz. Nie miałem ochoty, ani nawet siły, by się odezwać, czy chociażby szepnąć. Nie miałem też nastroju na pogaduchy o moim stanie psychicznym, czy fizycznym. Bo z tym drugim też było nie najlepiej. Spałem godzinę, może dwie i mimo późniejszego obijania się, aż do teraz – nie zasnąłem. - Akira! - znajomy głos dochodzący z salonu stawał się coraz głośniejszy i wwiercał mi się w mózg. - Dlaczego nie odpowiadasz? Akira, co z tobą?! - rudowłosy ukląkł przy moim łóżku, patrząc mi w oczy. Leżałem na brzuchu, a ręka swobodnie zwisała mi z łóżka. Skierowałem swój zmęczony wzrok na spojrzenie Takashimy. Widziałem to przerażenie wymalowane na jego twarzy. By nie musieć na nie dłużej patrzeć, odwróciłem głowę w drugą stronę, nie zmieniając położenia ciała nawet o milimetr. - Akira... Porozmawiaj ze mną. Dlaczego nie było cię dziś w szkole? Przecież to pierwszy dzień, tak nie można...
Nic. Cisza. Nie odzywałem się, bo nawet gdybym miał ochotę o wszystkim mu powiedzieć, czy nie byłoby to pewnego rodzaju autodestrukcją? Nawet nie miałem pomysłu, j a k mu o tym powiedzieć. J a k wyjaśnić, że sprawa jest delikatna. I – co chyba najważniejsze – że nie jestem chory psychicznie. Że nie mam schizofrenii, ani innych tego typu. J a k?
- Naprawdę nie chcesz nikogo widzieć? Powiedz mi, co się dzieje. Wiesz, że cię tak nie zostawię... - pauza. Słychać było tylko tykanie zegara, które mnie na swój sposób uspokajało. - Bo zadzwonię po Yutakę... - fuknął. Dzwoń zdrów! Tylko nadwyrężysz moje zaufanie. Jakby tego mi jeszcze do szczęścia brakowało.
Nadal się nie ruszyłem. Zapragnąłem nawet przestać oddychać. Przestać dawać znaki życia. By stąd poszedł i zostawił mnie samego w pustym mieszkaniu, pozwalając nawet na schlanie się na umór. Byleby nie wmawiał mi, że świat jednak jest piękny. - Nie wierzę, że to nie o niego chodzi. Dobrze, w takim razie zgaduję dalej... - Kouyou usiadł na ziemi, o czym świadczył głuchy trzask jego kości. Gdyby miało chodzić o Tanabe, to raczej powiedziałbym mu to. Skoro dowiedział się o nim tylu rzeczy, to dlaczego miałbym ukrywać coś jeszcze? - Praca. Na pewno chodzi o pracę. Nie spisałeś się, szef cię wylał, nie będziesz miał za co opłacić rachunków, wywalą cię stąd. Zgadłem? Akira, no! Jak mam ci pomóc, skoro nawet nie chcesz powiedzieć mi co się stało? - westchnął, najwyraźniej zrezygnowany.
- A może ja nie chcę pomocy? - szepnąłem, ledwo słyszalnie, przy czym pojedyncza łza spadła mi z oka.
- Powtórz to...
- Idź... - wysiliłem się na nieco głośniejszą wypowiedź. - Idź stąd i nie patrz na mnie... - pociągnąłem nosem, gdyż tym razem łez poleciało więcej.
- Aki... - jęknął, kładąc dłoń na moich plecach. - Nie zostawię cię tak. Nie zostawię, bo jesteś dla mnie ważny. Rozumiesz? - pokręciłem głową przecząco. Nie rozumiem. I chyba nigdy nie pojmę. Jak mogę być dla kogokolwiek ważny? Jestem aktualnie chyba najgorszym przypadkiem wraku człowieka. Moje jestestwo ogranicza się w tej chwili do leżenia plackiem na łóżku, a niebawem utonę we własnych łzach. Albo umrę z bólu, gdyż wyżre mi oczy przez sól w nich zawartą... - Mów do mnie. Cokolwiek, proszę. Nie zamykaj się... - gładził moje plecy w tak przyjemny sposób, że miałem ochotę zasnąć, do czego niewiele mi brakowało. Zamknąłem oczy, oddając się rozgrzewającym właściwościom tego prymitywnego masażu. Każda moja część ciała i duszy zapragnęła wyłączyć się. Po chwili nawet świadomość zaczęła zanikać.
Aż zniknęła.
*
Kiedy świadomość powróciła, leniwie zacząłem unosić powieki, wybudzając się z głębokiego snu. Od razu poczułem zapach świeżo gotowanej potrawy. Było przed siedemnastą. Kouyou nadal tu był?
- Nie jest z nim dobrze... - usłyszałem rozmowę, dochodzącą z kuchni. - Naprawdę długo się do mnie nie odzywał. A potem zbywał mnie pół-zdaniami. Nie mam pojęcia co się dzieje...
- Może jak się obudzi, to coś nam powie... Nie wiem. Naprawdę, nie wiem, co możemy zrobić... Jeśli sam się nie otworzy, to przecież nie będziemy naciskać, bo może być jeszcze gorzej.
- Yuu, martwię się o niego...
- B ę d zi e d o b r z e.
Nie będzie. Nic nie będzie dobrze... Wstałem z łóżka, boso pomykając do kuchni. Skradłem się tam na palcach, zauważając zupę bulgoczącą w dużym garnku. Kouyou siedział u Yuu na kolanach, tuląc się do niego. Wróciłem do siebie. Nie chciałem im przeszkadzać, a po drugie strasznie kręciło mi się w głowie, więc z powrotem ułożyłem się tak, jak wcześniej.
Z biurka zgarnąłem swój telefon, pisząc sms do szefa, że nie pojawię się dziś i jutro w pracy, bo zachorowałem. Najwyżej wykombinuję jakoś zwolnienie lekarskie...
Po jakimś czasie usłyszałem odgłosy krzątaniny. Chwilę później do sypialni wkradł się rudowłosy wraz z Yuu, niosąc w dłoniach miskę zupy. Na widok posiłku od razu zrobiłem się głodny. Było już dość późno, a ja nic dziś nie zjadłem.
- Akira? Śpisz? - zapytał zapobiegawczo Takashima. W pokoju panował półmrok, gdyż rolety były zaciągnięte, toteż Kou nie mógł dojrzeć, czy śpię, czy nie. Nadal nie chcąc się odzywać podniosłem się tylko do siadu, kręcąc przecząco głową.
- Cześć... - przywitał się Shiro, siadając na krześle. Zignorowałem go.
- Zjedz, póki ciepłe. Nie wydaje mi się, że cokolwiek dziś jadłeś – polecił mi Kouyou, stawiając miseczkę na biurku. Odsunąłem od siebie zupę, niemo przekazując, że jeść nie będę. - Aki, masz to zjeść. Nie będziesz się głodził! - warknął na mnie, a ja spojrzałem na niego nieco przerażony. Nigdy na mnie nie krzyczał. Nie, kiedy widział, że jestem w tak opłakanym stanie. - Jedz, ugotowałem specjalnie dla ciebie – wcisnął mi w dłoń łyżkę, którą uparcie odłożyłem.
- Jak z dzieckiem... Powiedz, o co chodzi, to poczujesz się lepiej – wtrącił czarnowłosy. - Jak możemy ci pomóc? Akira... Nie potrafimy niczego zdziałać, skoro nie znamy przyczyny twojego samopoczucia...
To ja mam jakieś samopoczucie? Jestem wyprany z wszelkich emocji i uczuć. Jak o kimś, kto nie reaguje na żadne bodźce można mówić, że ma samopoczucie...?
- Akira, do ciężkiej cholery! - krzyknął Kouyou, wychodząc z pokoju. Patrzyłem tępo w stronę drzwi, siedząc na brzegu łóżka.
- Zjedz. Naprawdę się starał... - westchnął Yuu, idąc za chłopakiem. Powąchałem gorący jeszcze bulion, mimo wszystko całkowicie rezygnując z jedzenia. Owinąłem się kocem, wtulając się w poduszkę. Zamknąłem oczy.
Spać... Zasnąć na zawsze. Nigdy się nie obudzić. Chcę...
*
Nagłe i upierdliwe szturchanie w ramię dało koniec moim dziwnym snom. Odwróciłem się raptownie, spoglądając na osobnika, który śmiał mi przeszkodzić. Chyba jeszcze śnię!
- Słyszałem, że jest z tobą źle, więc przyszedłem. Kochanie...- ciemnowłosy czule pogładził mnie po policzku, a ja natychmiast odtrąciłem jego dłoń. Więc ta gnida jednak po niego zadzwoniła. Udusiłbym go, gdybym miał na to jakiekolwiek siły. - Nie złość się. Zmartwiłem się. Naprawdę... - zrobił smutną minę. Gdyby tylko wiedział, że po części przez niego jestem teraz w takim stanie!
Usiadłem, odsuwając się pod ścianę. Mierzyłem go chwilę wzrokiem, by zaraz podkulić kolana pod brodę i schować w nich twarz.
- Już jesteś? Nie słyszeliśmy, kiedy przyszedłeś – nie chciałem podnosić głowy. W myślach już widziałem triumfalny uśmiech rudowłosego.
- A, tak... Przyszedłem najszybciej, jak mogłem.
-Więc teraz wszystko sobie wyjaśnijcie. Nie chcę słyszeć krzyków, tylko spokojną rozmowę. Inaczej więcej się do niego nie zbliżysz. Zrozumiałeś? - spojrzałem na Takashimę. Jego twarz zdobił nie 'triumfalny uśmiech', jak myślałem wcześniej, a grymas, wyrażający całą wściekłość. Nie wierzyłem. Więc myślał, że to jednak przez niego...
- Nie umiem na niego krzyczeć. Możecie już wyjść – Tanabe zwrócił się do Yuu i Kou.
- Grzecznie, bo wykopię – warknął na odchodne Shiro, po czym razem z Kouyou wyszli z sypialni.
- Teraz powiedz, co się stało. Znalazłem dla ciebie trochę czasu, więc doceń to.
- Idź stąd – szepnąłem.
- Chyba mnie nie wyganiasz...?
- Wyjdź...
- Aki...
- Nie nazywaj mnie tak... Sądzisz, że cokolwiek ci powiem, bo mnie pocałowałeś? Bo niby coś do mnie czujesz...?
- Nie wyciągaj pochopnych wniosków.
- Przez ciebie straciłem najważniejszą osobę w moim życiu! Wszystko to twoja wina! Twoja! - wrzasnąłem. Już nie dałem rady dłużej znosić jego obecności i chamskich zagrywek. Wybuchnąłem.
- Akira! - do pokoju wparował Kouyou, podchodząc do mnie, bym przypadkiem nie rzucił się na Yutakę. - Tanabe, idź już.
- Daj mi w końcu święty spokój! Mam cię dość! Żałuję, że cię w ogóle poznałem! - zdzierając gardło, łzy znów zaczęły kreślić mokre dróżki na moich policzkach.
- Akira, ja... Ale jak to 'przeze mnie'...?
- Jesteś zbyt głupi, by to wszystko pojąć! Wypierdalaj i już nigdy się tu nie pokazuj! - krzyknąłem, a Tanabe ze złością wymalowaną na twarzy wyszedł z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami. Yuu i Takashima patrzyli na mnie ze zdziwieniem.
- O... o co tak naprawdę chodzi...? - zapytał Kou. Przytulił mnie lekko, pozwalając się uspokoić.
- Straciłem... kogoś bardzo ważnego... - dałem za wygraną, wygadując się. Ci jednak nie do końca zrozumieli, o co mi chodziło, bo zaraz zaczęli składać kondolencje. - Nie w tym sensie... Straciłem, jako że... Odszedł. Tak po prostu...
- Byliście blisko...? - milczałem. Bo co miałem powiedzieć? Sam już nie rozumiałem... W odpowiedzi jedynie pokiwałem głową. - Czemu od razu nie powiedziałeś...?
- Bo to nie do końca tak... Chyba nigdy nie poznacie całej prawdy. Przepra...
- Nie. Nie masz za co.
Shiro i Kou nie siedzieli u mnie długo. Po tym, gdy zapewniłem ich, że jakoś się trzymam i że na pewno b ę d z i e d o b r z e, poszli sobie. Kiedy byłem już sam, wróciłem do łóżka. Odczytałem wiadomość zwrotną od szefa, mówiącą niewiele, bo zwykłe 'ok'. Zdziwiłem się. Nawet nie zapytał o szczegóły.
Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Chwilę chodziłem bez celu po mieszkaniu, by finalnie i tak zakopać się pod koc.
Dlaczego nadal miałem jakąkolwiek nadzieję na to, że Takanori mnie dziś odwiedzi...?
Szkoda mi Akiry. Zastanawiam się dlaczego Takanori odszedł. Czyżby tylko z powodu tego pocałunku? Nie, nie wydaje mi się, ale to tylko moja opinia ;)
OdpowiedzUsuńYutaka jest zdecydowanie nachalny, dobrze, że Rei w końcu wygarnął mu co o nim myśli XDD
Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie i czekam na kolejne części ;D
Omg, przeżyłam czytanie gorzej niż przypuszczałam. Czytając początek było okej, a potem już się rozkleiłam i czytałam przez łzy. Przeżywam to wszystko jak jasna cholera i to twoja wina. D: Że wszystko opisujesz w taki sposób, że ryczę jak dziecko. ;-; Głupi Kai, musiał przyjść.
OdpowiedzUsuńOBOŻEZNÓWRYCZĘ. ;w; Serio. Piszę ten komentarz już chyba z piętnaście minut. ;A;
Takuś, wracaj no.
Nic więcej nie wycisnę, przepraszam.
''...Bo niby coś do mnie czujesz...?
OdpowiedzUsuń- Nie wyciągaj pochopnych wniosków.'' - Tu. To mnie ciekawi. Faktycznie mógł to zrobić w jakimś celu.. Wyjaśnisz nam potem, nee, Shima-sama~? ;3;
Chyba nie dam rady napisać nic dłuższego :c
Bardzo mi się rozdział spodobał, strasznie smutno mi było, kiedy to czytałam..
Oh... Akira :/
OdpowiedzUsuńTaka-chan wróć (najlepiej jako człowiek xp do ich klasy i pamiętaj wszystko) ! Przyjdź do niego wieczorem! ;(
Rozdział GENIALNY , pisz następny szybko ^.^
smutne
OdpowiedzUsuńCudowne, cudowne, cudowne! Ja chcę więcej! Więcej takich opowiadań ludzie! Samopoczucie Akisia tak mnnie zdołowało, że sama miałam ochotę ryczeć. Uhh... Akisiu mój biedny. Takanori wróci... Musi wrócić! Weny.
OdpowiedzUsuńDiana.
Cudowne, cudowne, cudowne! Ja chcę więcej! Więcej takich opowiadań ludzie! Samopoczucie Akisia tak mnnie zdołowało, że sama miałam ochotę ryczeć. Uhh... Akisiu mój biedny. Takanori wróci... Musi wrócić! Weny.
OdpowiedzUsuńDiana.
Od połowy rozdziału tekst mi sie rozmazywał. T^T
OdpowiedzUsuńGenialne, a jednocześnie smutne. To jak opisałaś nastrój Akiry... Po prostu tak... Tak... że nie umiem określić tego słowami...
Nie chce cie popędzać, ale... NAPISZ KOLEJNY ROZDZIAŁ SZYBKO PROSZE ( ^ω^ )
Chyba jestem nienormalna,, ale baaaardzo lubię tu Kaia, naprawdę!
OdpowiedzUsuńNo prawie płakałam z Reiciakiem :( Smutne to było, ale całkowicie rozumiem jego zachowanie. W depresji też się podobnie zachowuję.
Kocham Twoje opowiadania, kocham Twój mózg! xD
Pozdrawiam i weny!
ps. chamska reklama: NN na gazette-yaoi. blogspot.com
Biedny Akira, Takanori wracaj natychmiast do niego! Nie ma żadnego znikania! Wracaj i się nim opiekuj!!
OdpowiedzUsuńCzekałam na tą część, i się doczekałam^^.
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że tak to się potoczy, choć podejrzewałam, że po tym pocałunku Taka się wystraszy. Ale chyba nie zniknie na zawsze? Proszę nie! Niech nie zostawia Akirę samego....
Reita, wydaje mi się, że dobrze zrobił wyrzucając Kai'a. Według mnie, trochę wszystko pokomplikował.
Podobało mi się, i czekam na dalszą cześć, bo to się nie może tak skończyć...
Pozdrawiam, i życzę dużo momentów inspiracji=^.^=
Rena X
Wybacz ze nie skomentowałam tych poprzednich drugi raz tak jak obiecałam, ale jak zobaczyłam kolejny rozdział rzuciłam pisanie tamtego i postanowiłam sklecic cos ladnego tu.
OdpowiedzUsuńOtóż smutno mi ;_; Becze ;_; Biedny Aki ;_;
Gdzie się podziewa Taka?
Ale jestem dumna z Akiego. W koncu powiedział tej pasQdzie o ślicznym uśmiechu do słuchu 8D! Dobrze mu tak >_> Cholera jedna.
Opek był pieknie napisany. Tak się cuzłam czytając go jakbym stała obok Akiry, a częsiowo w jego umysle. Dizwne uczucie O.o Ale przez to ejscze bardziej sie popłakałam ;_;
I co najgorsze wyczuwam sad end ;_;
Shimaaaa zrób coś uratuj ich no ;_;
Daje 6
Zycze weny. Duużo wenyyy takiej suuper! Czasu wolnego i checi do pisania.
Buziaki sle i czekam na koleny rozdział ;*
Z reguły nie czytam i nie zbyt lubię yaoi ale w sumie to jest bardzo ciekawe :) czekam na kolejny rozdział a tymczasem zapraszam na moje opowiadanie gazetto.blog.pl mam nadzieję, że wpadniesz. pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCzytając to, odtwarzałam sobie, jak to ze mną było. Popłakałam się, myśląc o tym, jak to Akira musi teraz tęsknić za Takanorim i jednocześnie nienawidzić siebie, za ten pocałunek.
OdpowiedzUsuńKou bawiący się w mamuśkę i gotujący obiadki? No proszę, kto by się czegoś takiego po rudzielcu spodziewał.
A swoją drogą, to moje poszukiwania Kaia ze sztucerem ojca, dalej trwają.
Naprawdę nie wiem, co napisać, przepraszam.