wtorek, 8 maja 2012

ReitaxRuki, cz.2: ,,Nigdy nie zamieniłbym Cię na kogoś innego''

Gome, przepisywanie idzie mi dość mozolnie. Szczególnie, że nie mam na to zbyt wiele czasu.
Jednakże dzisiejsza część trochę dłuższa. Postanowiłam połączyć dwie części w jedną, aby nie powstała jakaś telenowela ._.
Dzisiejsza część, równie ,,wiele'' mówiąca o przyszłej fabule, dedykowana dla Miu:3
Tak, kocie, Tobie. Jak obiecałam.
Miłego czytania ♥
__________________________________________________________


-Ruki, ty se jaja robisz?! - wrzasnął na mnie Aoi.
-Co?... - zapytałem zdyszany.
-Jajco! Półtorej godziny jesteś spóźniony! - dodał.
-Właśnie! - krzyknął Uruha. Ten to zawsze musi dodać coś od siebie...
-Przepraszam, uciekł mi autobus, a w dodatku...
-Nie tłumacz się! Po prostu jak jeszcze raz się spóźnisz, to będzie źle. A jeśli to twoje olewanie zepołu będzie notoryczne, to po prostu wylecisz, jasne?! - wrzeszczał Kai. W domu krzyki, tu krzyki... Halo?! Ja tu fiksuję! Zabierz mnie ktoś do psychiatry!
-Dajcie mu spokój, do cholery! - wtrącił Reita. - Wy nie widzicie, jak on wygląda?! Leczcie się! - puknął się w czoło, zabrał swój bas i wyszedł z Garażu. Kiedy byliśmy już na podwórku, przystanął.
-Ruki, czy ty zdajesz sobie sprawę, że prawie cię nie poznałem?! - kolejne kazanie? Aki, błagam... - Wyglądasz jak szkielet! Naprawdę zaczynam się niepokoić... - westchnął, pocierając zatoki.
-Przecież nie ma o co... - uśmiechnąłem się blado. Reita popatrzył na mnie jak na nienormalnego.
-Ruks, kurwa, obudź się i spójrz w lustro... Schudłeś, masz straszne wory pod oczami, jesteś blady jak ściana... Co się dzieje...? - położył mi ręce na ramionach i spojrzał prosto w oczy.
-Źle sypiam... ostatnio...
-Ta, schudłeś też przez niesypianie?
-No... Nie.
-Jak się nie poprawisz, a daję ci na to tydzień, to sam się tobą zajmę.
-Co?!
-To, co słyszałeś. A teraz idziemy coś zjeść, anorektyku.
-Ale ja muszę...!
-Żadne 'ale'! Idziemy, bez dyskusji. Bo siłą cię zaniosę...
-No... No dobra. Ale pójdę sam! - Akira zaśmiał się, chyba z mojej miny. Chwilę później kierowaliśmy się w stronę miasta.
Kiedy weszliśmy do jakiejś miłej knajpki, zauważyłem nauczyciela. Siedział przy stoliku pod ścianą, razem z jakimś zakapturzonym kolesiem. Pili piwo, uzgadniając coś, a kiedy profesor mnie zauważył, od razu wstał i podszedł do mnie.
-Witaj, Matsumoto.
-Dzień dobry... - ukłoniłem się lekko.
-Zmiana planów. Przychodź do mnie po te notatki codziennie, nie wcześniej niż o godzinie 16.
-Ale wtedy zamykają placówkę...
-Spokojnie, mam klucz do wejścia dla nauczycieli od tyłu szkoły. Tamtędy wchodź. Nikt nam nie będzie przeszkadzał, kiedy będę ci tłumaczył, rozumiesz?
-Aha... No dobrze.
-Więc uzgodnione. - zatarł ręce. - O, Akira. To ty zadajesz się z tym kimś, Takanori?
-Co proszę? A dostał pan kiedyś? - warknął Rei.
-Akira, przestań... A pan niech go zostawi. To mój przyjaciel - stanąłem przed Reitą w geście obronnym, a profesor zaśmiał się głośno.
-Przyjaciel... Więc powinieneś ich lepiej dobierać.
-Fujimoto... Jeszcze zobaczysz - Aki zagroził mu pięścią. Ledwo wyciągnąłem go z tego lokalu. Skierowaliśmy się do następnego, gdzie Rei spokojnie będzie mógł wepchnąć we mnie porcję jakiegoś fastfoodu...
-Rei...?
-Co... - burknął zły, że nie dałem mu się bić. Dzieciak.
-O co chodziło profesorowi?
-Za bardzo mu podpadałem, gdy byłem w liceum. Ot co...
-Ale wiesz...
-Hm?
-Nigdy nie zamieniłbym ciebie na kogoś innego - na te słowa zaśmiał się, mierzwiąc mi włosy.
-Oj, Ruki, Ruki... Chodź, zjemy coś w końcu - pociągnął mnie, znów za rękę, do środka. Dziwne. Kiedy łapał mnie za rękę, czułem się tak... bezpiecznie. Jakbym dzięki jego uściskowi zapominał o całym świecie. O wszystkim...

Ze zjedzeniem miałem mały problem. Ledwo wcisnąłem w siebie małą porcję frytek, a Reita dokarmiał mnie czymś jeszcze. Fuj...
-Reeeeeii... Ja już nie mooogę...
-Nie ściemniaj, zjadłeś tylko frytki.
-No nie dziw mi się! Mam taki żołądek! - ścisnąłem rękę w pięść i mu ją pokazałem.
-Taki kościsty?
-Rei!
-No co? - zaśmiał się. - Widzisz, musisz jeść, żeby twój żołądek wyglądał tak - pokazał swoją pięść. - I żeby wszystko było w normie.
-Ale ja już nie dam raaadyyyy... - łkałem, zsuwając się bezwładnie z krzesła.
-No dobra, ty uparty człowieku. Ale obiecaj, że będziesz jeść normalnie.
-Obiecuję, obiecuję - nie kłamałem. Miałem zamiar się za siebie wziąć. - Rei, mogę o coś zapytać?
-No jasne.
-Kai serio chce mnie wywalić...?
-Ru... Po prostu staraj się wpadać na próby w miarę punktualnie, okej? A ja z nim pogadam i spróbuję go jakoś udobruchać, hm?
-Dzięki - posłałem mu ciepły uśmiech.
-Nie ma za co. To co, spadamy?
-No, tylko zapłacę... - wyjąłem z torby portfel z oszczędnościami i zacząłem wygrzebywać z niego jakieś drobniaki.
-Daj spokój, ja zapłacę. Ty poczekaj. - Akira poszedł do kasy, a ja zastanawiałem się, co wstąpiło w Fujimoto. Czemu czepiał się Rei'a? I w ogóle kim był ten gość w kapturze...? Zbyt wiele pytań, za mało wskazówek...
A najgorsze dopiero przede mną...

Rei odprowadził mnie do domu. W międzyczasie opowiedziałem mu o propozycji profesora. Powiedział, bym na niego uważał, bo Fujimoto jest naprawdę dziwny. Ja tak nie uważam. To dobry człowiek... Mało który nauczyciel angażuje się w problemy uczniów. W dodatku daje tydzień wolnego. Taki jakby urlop, z tym, że na innych zasadach.
-Muszę iść do lekarza. Fujimoto mi kazał...
-A ten co, twój stary, czy jak?
-Ja nie mam starych...
-Uuu, kłótnia?
-Aki, jaka kłótnia?! Ja mam tam w chacie jakiś... burdel! Oni wszyscy są nienormalni. Ciągle wszystko robię źle. Wszystkiemu jestem winien ja... Dla nich jestem nikim... śmieciem, rozumiesz? - łzy napłynęły mi do oczu. - Ja niedługo nie wytrzymam...
-Taka, czemu mi nic nie powiedziałeś...? - przytulił mnie.
-A co ci miałem powiedzieć? Cześć, Rei, starzy źle mnie traktują, cały czas się na mnie drą i leją jak jakiegoś psa...?
-Co...? Biją cię...?
-Huh? - kurde, po co ja to wygadalem?! - A, nie...  przesłyszałeś się.
-Ruki, nie kłam już! Przecież wiesz, że niczego nikomu nie powiem! Biją cię...? - w odpowiedzi pokiwałem głową. - Kurde, Ru... Gdybym wiedział... Czemu nic mi... nam nie mówisz?
-Chyba tylko tobie bym powiedział... Kai, Aoi i Uru traktują mnie z góry...
-Nie chcesz wracać do domu, prawda? - zamiast odpowiedzieć, znów wykonałem gest w postaci pokręcenia głową. - Może chodźmy nad rzekę? Jest ciepło. Motylki, kwiatki i te sprawy...
-Dobry pomysł - zaśmiałem się w duchu na myśl o motylkach i kwiatkach.

Dotarliśmy na miejsce w ciszy. Czasami Akira pytał mnie o coś. Miło, że się interesował. Właściwie tylko on traktował mnie jak człowieka. Dzięki niemu jeszcze nie wszystko stracilo kolory. Jak dobrze mieć przyjaciół...
-Woda jest ciepła. Idziemy popływać? - Rei zrzucił z siebie koszulę i podkoszulek, odkładając je na trawę. No, no. Niezły miał brzuszek. Pewnie dużo ćwiczy.
-Um, nie... Ja posiedzę - kilkudniowe rany na plecach od pasa ojca nieprzyjemnie rwały. Nie chciałem ich pokazywać. Oberwałem, bo niechcący zbiłem jakiś wazon... Niby pamiątkę skądśtam...
-Czekaj, pobrudzisz się - posłał na trawie swoją flanelową koszulę w czarno-czerwoną kratę.  - Siadaj.
-Dzięki - zrzuciłem z ramienia torbę, a sam położyłem się na koszuli Akiry. Ładnie pachniała...
Ten to ma życie. Wyprowadził się od rodziców, tamci przysyłają mu kasę... Żyć, nie umierać. Zazdroszczę Akirze.
Kiedy Reita poszedł popływać, ja wpatrywałem się w niebo, przygryzając trawkę. Świeże powietrze bardzo mi służyło, bo zasnąłem. A torba służyła mi jako prowizoryczna poduszka.

-Ruuuki... Ej, wstawaj - szturchnął mnie Rei. Ziewnąłem przeciągle. Kiedy otworzyłem oczy, zorientowałem się, że już wieczór, a od jakiegoś czasu wgapia się we mnie pewien uroczy facet. Popatrzyłem na niego półprzytomnie.
-Która godzina...? - zapytałem.
-Osiemnasta, jakoś tak.
-Kurde, musze lecieć! Szlaban będzie jak nic... - rozbudziłem się natychmiast.
-Ej, spokojnie. Dzwonił do ciebie ojciec, a że tak słodko... Khm, spałeś...
-Co, co, co? Możesz powtórzyć, bo nie dosłyszałem? - rzuciłem się na niego tak, że leżał na plecach, a ja okładałem go pięściami po torsie. Oczywiście - delikatnie.
-Hej, przestań...! - zaśmiał się, przytrzymując moje ręce. - Nie chcąc cię budzić, odebrałem i powiedziałem, że jesteś u mnie i wrócisz wieczorem.
-Jak to...?
-Tak to! - wytknął mi język, cały czas leżąc pode mną.
-Dziękuję! - rzuciłem mu się na szyję. Zaczął gładzić mnie po plecach.
-Ała... - syknąłem. Mimo, że robił to delikatnie, czułem nieprzyjemny ból.
-Co jest?
-Plecy mnie bolą...
-Pewnie źle leżałeś.
-Nie... Uh, nie będę ukrywał, bo znów będzie, że kłamię. - odwróciłem się tyłem i uniosłem lekko koszulkę, ukazując czerwone pręgi.
-O Boże, Ru...
-To ojciec... Wszystko przez niego... - opuściłem koszulkę i spuściłem głowę, odwracając się przodem do Reity.
-Mogę coś zrobić...? Jakoś pomóc?
-A co ty mi pomożesz?
-Jeśli jakoś mogę, to wal śmiało. I pamiętaj, że możesz wpadać i dzwonić kiedy chcesz.
-Mhm...
-Zbierajmy się - w tym momencie mój mały światek kręcił się tylko wokół tego diabelsko kochanego blondyna. Zebraliśmy rzeczy i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
-Dziękuję ci... za wszystko.
-Daj spokój. To ja dziękuję za miły dzień - przytuliłem się do niego. Być może czułem do niego coś więcej niż przyjaźń...
Nie ma z czym się kryć. Kochałem Akirę. Był dla mnie wyjątkowy...
-Trzymaj się tam - rzucił na odchodne.
-Jakoś muszę...
-To cześć
-Pa - pomachałem mu, gdy zaczął kierować się do siebie. Poznał dziś wiele moich tajemnic. Ale czy nie za wiele...?

愛子~

_____________________________________________________________________

Część kolejna za niedługo. ^^
Taki oficjalny rozwój fabuły.
Dziękuję za uwagę.

5 komentarzy:

  1. arigatou za dedykację ~*

    "w tym momencie mój mały światek kręcił się tylko wokół tego diabelsko kochanego blondyna" - jakie to kawaii ^ ___ ^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo ^-^
      Ano, mówię, że to trochę przesłodzone... Nie mniej jednak mam nadzieję, że kolejne części wieeeele wyjaśnią:3

      Usuń
  2. jak ja lubię puchate opowiadania (๑•́ 3 •̀๑)
    pięknie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo <3
      Nawet nie wiesz, jak miło mi, że ktoś wykazuje zainteresowanie tymi opkami ^^

      Usuń
  3. W końcu postanowiłam zabrać się w sobie i przeczytać twojego bloga. Biedny Ruki, ma takiego ojca. Dobrze, że jest Reita, który stara się o niego dbać.

    OdpowiedzUsuń