czwartek, 27 grudnia 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część XII (minipartówka)



Cześć, Pysiaki.

Przybywam z BARDZO mini rozdziałem. Ale! (kiedy pojawia się 'ale!' - wiedz, że coś za chwilę się stanie) ...Ale! Opowiadanie wydłuży się o dwa rozdzialiki. Tak przewiduję.
I nie bijcie za początek. Dobry trolling nie jest zły, hehe C:

Jak na razie miłego czytania życzę i w ogóle~ ♥

_____________________________________________________________



- Takanori! Taka...!
Złapałem chłopaka za ramię, odwracając go przodem do siebie. Już chciałem go do siebie przytulić, kiedy mój wzrok napotkał przed sobą... kobiecą, a raczej nastoletnią twarz.
Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, a moje myśli wyrażały w tamtym momencie jedno wielkie ,,kurwa mać''.
- Aoi?! Aoi z the GazettE?! Aaa~! - po otaksowaniu nastolatki wzrokiem od-stóp-do-głów, stwierdziłem, że to cosplayerka (dodam, że bardzo udana cosplayerka) Rukiego. Dziewczyna zaczęła piszczeć, kierując całą okoliczną uwagę na siebie, a co gorsza – również na mnie.
- Rany! Jestem waszą fanką! Mogę prosić o autograf?! - doprawdy, nie ma nic bardziej żenującego, niż złożenie podpisu na dekolcie napalonej fanki.
Podpisałem się jej na karteczce, którą znalazłem w kieszeni, uśmiechnąłem się łagodnie i poczochrałem dziewczynę po włosach.
- Dziękuję... - rzekła spokojnie, najwyraźniej nieco speszona swoim zachowaniem i zdziwiona moją postawą wobec niej.
Odszedłem w swoją stronę. Postanowiłem zadzwonić do blondyna. Tylko on mógł mi pomóc...
Po kilku sygnałach łączenia odebrał.
- No, co jest? - usłyszałem po drugiej stronie. - Złapałeś go?
- Nie... Nie ma go... Straciłem wszystko, rozumiesz...?
- Czekaj na mnie, zaraz będę.
Rozłączyłem się, odchodząc w ustronne miejsce, usiadłem na kamiennej ławeczce i bezceremonialnie zacząłem płakać...


[Ruki]

        Byłem w drodze do ,,niewiadomokąd''. Tak nazwałem swój cel, bo tak naprawdę nadal nie miałem zielonego pojęcia, czy idę na północ, czy może na południe. Powłóczyłem nogami, idąc wzdłuż torów. Przy okazji podziwiałem piękne widoki i łudziłem się ( a może była to nadzieja?), że do godziny 24 dokądś dojdę, a miły mieszkaniec przypadkowej dzielnicy uraczy mnie chociażby kubkiem ciepłej herbaty i schronieniem na jedną noc...


[Aoi]

        Spędziłem tak jakieś kilkanaście minut, dopóki nie zauważyłem biegnącego w moją stronę blondyna.
- Ty weź zdejmij tę szmatę... - burknąłem, patrząc na niego ,,spod byka''.
- A co ci przeszkadza, co?
- Ano choćby w akcji poszukiwawczej! Lepiej, aby na ciebie nie napadły jakieś nastoletnie wariatki.
- Masz na myśli fanki?
- Domagające się podpisu lekko poniżej szyi...
- Ou, stary... Dobra, wracamy do domu MOIM samochodem – blondyn położył nacisk na słowo 'moim'. Nie wiem, co chciał przez to powiedzieć. Chciał pochwalić się, że w końcu kupił sobie samochód, czy może martwił się, że nie powinienem siadać za kółkiem w takim stanie?
- Akira, muszę go znaleźć! Rozumiesz? Muszę!
Blondyn podumał chwilkę, tupiąc przy tym w denerwujący sposób nogą.
- Ale z niego spryciarz! - wykrzyknął nagle, a ja aż podskoczyłem.
- O co chodzi...?
- No o Takanoriego! Specjalnie powiedział mi, że jedzie do Nagano, bo wiedział, że ci powiem...!
- Że jak...? - moja półkula mózgowa, odpowiadająca za szybkie docieranie faktów wyłączyła się już przy spotkaniu z cosplayerką. Wzdrygnąłem się na to wspomnienie.
- Aoi, tumanie jeden! Okłamał mnie! Nie pojechał do Nagano!
- Ale... To... Gdzie on teraz jest...?
- Może być wszędzie... - takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- Przeszukamy dworzec. Ty biegniesz tam, a ja tam. Spotykamy się tu za kilka minut. Ach, przeszukuj też toalety i zakamarki.
- Jasne... - wstałem i poszedłem w swoją stronę, co jakiś czas nawołując wokalistę.
Przeszukałem każdy metr kwadratowy dworca.
Nigdzie. NIGDZIE go nie było.
Po kilkunastu minutach wróciłem zrezygnowany w umówione miejsce, gdzie był już blondyn.
- Yuu, nic nie zdziałamy... Wróci, zobaczysz...
- Skąd ta pewność, co?
- Obiecał...
- Nie mogę tak bezczynnie siedzieć!
- Dobra, więc... Jakie pociągi odjechały w ciągu... - basista spojrzał na zegarek. - W ciągu ostatnich dwóch godzin?
- Z tego dworca wiele pociągów nie odjeżdża... Moment... Nagano i Osaka...
- Osaka? Tylko te dwa?
- No, tak jest napisane...
- Więc skoro nie pojechał do Nagano, musiał pojechać...
- Do Osaki... - przerwałem mu. - Reita, geniuszu!
- Biegnij, kupuj bilet, czy co tam!
- Nie wziąłem kasy!
Blondyn zaczął klepać się po kieszeniach spodni, szukając portfela.
- Ja mam! - wyjął kilka banknotów i wręczył mi je.
- Oddam obiecuję!
- Biegnij!
- Dzięki, Akira. Naprawdę...
- Biegnij, mówię! - warknął, a w jego oczach dostrzegłem łzy. Czułem się z tym wszystkim podle, ale... muszę odnaleźć Takanoriego!

Biegłem w kierunku kasy, kiedy nagle doznałem olśnienia.
Po ostatnim zderzeniu pociągów, o którym mówili w telewizji, Taka stwierdził, że nigdy do żadnego nie wsiądzie. Boże...! Mam szansę, by go złapać! Tylko... tylko gdzie go szukać...?
- Akira! Akira...! - zawróciłem, biegnąc w stronę basisty. Ten szybko się odwrócił.
- Co ty wyprawiasz? Kupiłeś bilet?
- Nie! Ruki nie jeździ pociągami! Nieważne... Wiesz, gdzie mogę go znaleźć? Jakieś ulubione miejsca...? Cokolwiek!
- Nie... Nie miał takich...
- Kurwa – przekląłem i pobiegłem do swojego samochodu, by po raz kolejny przeczesać miasto.


________________________________________________________________


Komentarze:


Sanoi:

Nie, to tylko satysfakcja, że potrafię kogoś wzruszyć ;3;

Kira Sakamoto:
Aoś dzielny! Aoś nie odpuści, choćby miał zgi... zagalopowałam się? XD

TsumetaiAoi
Witaj, kochana. Dawno Cię tu u mnie widziałam <3
Njeee gryyyź~! ;3;

Tynka:
Ojeju, co się stało, słońce? :c Nie dołuj się. Czekają kolejne party ,,Pomóż mi'' :3

Midziak:
Rejda bohater <3 XD
*daje chusteczki* Mam ich dużo ;u; Nie płakaj, może się ułoży~ ♥

Ina:
Spokojnie ^^ Och, mam nadzieję, że dobrze Ci idzie, skarbie <3
Może, może, może... Wszystko jest możliwe c:
Ja Cię przytulę! *huuuuuuuuuug* <3

Chizuru:
Ja Cię... Twoje komentarze czasem mnie przerastają... XD
Tak, kochanie, pobiłaś Asu XD
NIE, NIE RÓB ARMAGEDONU, BAKO. JA CHCĘ TROCHĘ POŻYĆ. MAM TYLE POMYSŁÓW NA FANFICKI ;_;
Khehe, a kto powiedział, że chcę się Ciebie pozbywać, co? >D
Twoje komentarze wywołują u mnie salwę nieopanowanego śmiechu XDD
Taaak, miłość skłania do różnych dziwactw... Szczególnie Uruhę ^^
*DAJE DUŻO TĘCZY I SŁOŃCE I KWIATKI I WSZYSTKO CO KOLOROWE*
*wyciąga z grobu, czy czegotam* Nje umjeraaaaj ;-;
Tak, miałam okazję użyć tekstu z tym garażem i z tymi bananami też... XD
HA, TAKIE ROZCZAROWANKO c: Reituki jest nieśmiertelne. To chyba jasne, co? <3
Nie zginiesz od słoików. AOI SUPERHERO I DZIELNY REJTA DETEKTYF CIE OBRONIĄĄĄ~
Jezus. Taki amator jak ja YaoiGenius. TYLE WYGRAĆ *tula Chizu-chan* ;w;
Też się utożsamiam z Ruksem. To nic, Ruks ma stalową dupę (jakkolwiek to brzmi), wszystko zniesie. Mam nadzieję.
Ojtam, nie marudź. Pocałunek był przyjacielski. Ruki wie, co robi.
NIE BIJ. AI KOCHA CHIZU XD
Niczego nie obiecuję, słonko~
Buziaki <3

Asu:
OJ TY. CICHO XD
Ej, ja też go lubię, więc cichaj XDD POSTAWA GODNA REIREIA <3
Jak wcześniej wspominano, Taka oddający Aosia, poświęcający się, czysty, brudny, nieuczesany (...) to Taka SŁODKI XDD
*Reita wypina dumnie cycki (XD) i z zacieszem idzie opić sukces, że ktoś go kocha*
Tak, Rei, idź, idź.
TAK, ASÓ, JESTEŚ ZAJEBISTA. PRZYZNAJĘ <3
ODPISAŁAM DIJFRAGJNKIDSN NARA CI XD
Ai kocha spam Asó ;w;
Mruuuuuuu *łasi się* XD <333

Misha:
Uratowałam Reitę! Uratowałam Reitę! *zaciesz* XD
Ruksa nie zastraszysz. Uparty jest :C
Też jestem rozczarowana Kaiem. Naprawdę ;_;
(nie, ja wcale go nie wykreowałam XD)

Chinatsu Yuuriko:
Ach, nadzieję zawsze można mieć, nu ^^
NIE! NIE DAM! *Chowa się z ReiReiem pod stół, a Kaia wypycha* Tylko nie Reitę :<












sobota, 15 grudnia 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część XI (minipartówka)


Witaaajcie, Pyszczki.
Ciocia Ai z małym dołkiem przybywa z jedenastą częścią~
Nie, ja nic nie powiem. Przeczytacie - dowiecie się o co chodzi. I nie hejtujcie Akisia! Akiś nie spieprzy niczego! Sami zobaczycie, co zrobi ;u;

Chcę baaaaardzo mocno podziękować ASÓ za wsparcie podczas pisania ♥

Miłego czytania! ;w;

__________________________________________________________________



[Ruki]

        Kierowałem się właśnie w stronę starego mieszkania. Trochę się bałem, gdyż... nie wiedziałem, czego mógł ode mnie chcieć Reita i jak zareaguje na moją prośbę...

        Stałem już przed drzwiami mieszkania. Zapukałem. Nie musiałem długo czekać. Blondyn otworzył mi niemal, że od razu. Aż tak bardzo na mnie czekał...?
- Cześć – przywitał się z uśmiechem, wpuszczając mnie do środka.
- Hej... - odwzajemniłem gest, przekraczając próg.
- Czemu ty... Wyprowadziłeś się...? - wskazał dłonią na walizki, które ze sobą przywlokłem.
- To... To długa historia, Akira. Nie mam wiele czasu. Niedługo mam pociąg...
- Pociąg...? Ruki, co zamierzasz...? - zapytał lekko przerażony.
- Kiedy się... Kiedy się rozstaliśmy, jak już wiesz, byłem z... z Aoim... - krępowało mnie to, że mówię o Yuu przy kimś, kogo kiedyś kochałem... - Gdy Uruha przestał pojawiać się na próbach, postanowiłem sprawdzić, co u niego. Ten wyznał mi, że kocha Aoiego... Dziś też u niego byłem... Pokrótce: ćpa, bo zakochał się w Yuu. Dodatkowo zapytał mnie, jak ma go poderwać. A, że Aoi kochał kiedyś Kou, poczułem się... jak intruz, rozumiesz...? Postanowiłem wyjechać. Tylko w ten sposób nie zatruję nikomu życia...
Gdy zakończyłem swój monolog, zerknąłem na Reitę. Miał łzy w oczach!
- Ruki... - zaczął. - Nie... Nie wyjeżdżaj, proszę...
- Muszę... - odwróciłem głowę, spoglądając gdzieś w bok, by nie musieć patrzeć w te zaszklone, czekoladowe tęczówki.
- A zespół...? - zapytał z nutką nadziei w głosie.
- Zawiesiliście działalność, prawda? A ja wrócę... Wrócę, gdy tylko sprawy między Kouyou i Yuu się wyklarują...
- Kiedy to nastąpi...?
- Nie mam pojęcia, Akira... Może za miesiąc... a może za kilkanaście...
- Zamieszkaj tu, Ruki... Ja naprawdę nigdy nie kochałem Kaia... to... To był durny zakład. Przegrałem, a on mnie wykorzystywał... Wiesz, jak się teraz czuję? Po tym wszystkim, kiedy cię straciłem? Jak... Jak jakaś dziwka! Szmata! Jak najgorsza na świecie kur...
- Akira... Dość... - podszedłem do niego, kładąc mu palec na ustach. Objąłem go ramionami w pasie, przytulając się do niego. Reita także mnie objął, opierając się policzkiem o moją głowę.
- Przepraszam, Takanori... Wiem, że to nie wystarczy... Ale... Naprawdę żałuję wszystkiego... - szepnął. Znów się popłakałem.
Po chwili takiego stania oderwałem się od basisty.
- Mam do ciebie prośbę, Akira... - spojrzałem mu w oczy. - Jeśli Aoi będzie mnie szukał i zapyta, czy coś wiesz... Powiedz, ze nie masz pojęcia o niczym. Że mnie nie widziałeś...
- Taka... - łzy spływały mu po policzkach, podczas gdy on ścierał moje.
- I jeszcze jedno... Dopilnuj, by zeszli się z Takashimą – rozryczałem się na dobre, wtulając się w niego.
- Zrobię, co w mojej mocy... - tulił mnie do siebie, głaszcząc mnie po głowie i całując we włosy.
- Dziękuję... - zapłakany pociągnąłem nosem, całując blondyna w policzek, po czym uwiesiłem się na jego szyi. Tak bardzo potrzebowałem teraz jakiegoś wsparcia...
- Taka...
- Hm...? - mruknąłem, ponownie pociągając nosem.
- Nie kłóćmy się już nigdy więcej... Wiem, że zrobiłem coś, czego być może nie jesteś w stanie mi wybaczyć, ale... Zostańmy chociaż przyjaciółmi. Naprawdę, bardzo mi na tobie zależy...
- Zgadzam się na wszystko, Reita... Wybaczam ci to, co zrobiłeś, ale...
- Wiem, Ruki... Wiem... Nie możemy być razem...
- Mam jeden warunek... Zawieź mnie teraz na dworzec...
- Musisz wyjeżdżać...? - zapytał. W odpowiedzi pokiwałem lekko głową.
- Pamiętaj o mojej prośbie...
- Dobrze, Ruki. Wezmę twoje walizki... I pamiętaj. Jeśli postanowisz wrócić, możesz tu...
- Wiem, Aki... Jedźmy już...
Blondyn bez słowa chwycił moje bagaże, po czym opuściliśmy mieszkanie, blok i pojechaliśmy na dworzec. Przed sobą mieliśmy ładne kilkanaście kilometrów drogi. Założyłem nogi na fotel, jak miałem w zwyczaju i bez słowa spędziliśmy całą podróż.


[Aoi]

        Jeździłem po całej okolicy jak wariat. Wydzwaniałem do chłopaków, ale nic nie wiedzieli. Jedynie Reita nie odbierał. Mógł coś wiedzieć. W końcu kiedyś byli dla siebie z Rukim naprawdę bliscy...
Takanori nadal miał wyłączony telefon.
Co jest grane...?! Gdzie on chce uciec...?


[Ruki]

- Skręć tutaj... - poleciłem blondynowi. Tak też zrobił. Zatrzymał samochód na uboczu, zgasił silnik i wysiadł z auta.
Również wysiadłem. Reita wyjmował walizki z bagażnika. Wziąłem je od niego.
Zauważyłem, że Akira wciąż odwracał wzrok, by na mnie nie patrzeć. Zabolało, ale... Sam sobie na to zasłużyłem.
- Reita... - szturchnąłem chłopaka. Nie reagował. Nadal stał sztywno, patrząc gdzieś przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Reita, spójrz na mnie...
- Co... - po chwili odwrócił głowę, patrząc mi w oczy.
- Gniewasz się...?
- Oczywiście, że nie...! Ruki... Po prostu... Martwię się, rozumiesz...?
- Aki...
- I gdzie ty chcesz wyjeżdżać, co...?
- Do... Do mojej ciotki... do Nagano...
- Daleko...
- Wrócę...
- Przecież wiem. Obiecałeś... Odezwij się czasem...
- Dobrze... Ty też dzwoń i mów, jak się sprawy mają. I... i co u ciebie...
- Okej... - zaśmialiśmy się głupkowato, chcąc rozluźnić atmosferę. Po chwili jednak Reita spuścił głowę, wpatrując się w chodnik.
- Nie smuć się...
- Ruki, ja naprawdę...
- Ćśś... - ująłem jego twarz w lekko roztrzęsione dłonie, patrząc mu głęboko w oczy. Po chwili przymknąłem powieki, całując zdezorientowanego chłopaka czule w usta.
- Tak przyjaciele chyba  nie robią...
- Chciałem się tylko pożegnać, Rei...
- Będę tęsknił, Taka...
- Ja też, uwierz mi... - oczy mi się zeszkliły i zacząłem płakać. Reita mocno mnie do siebie przytulił.
- Nie wyjeżdżaj... Masz jeszcze czas na rozmyślenie się...
- Nie mogę... Naprawdę nie mogę... muszę już iść, Aki...
- Odprowa...
- Nie. Pójdę sam... - uśmiechnąłem się przez łzy, chwytając walizki.
- Do zobaczenia...
- Do zobaczenia, Akira...
Odszedłem w stronę starego, mało zatłoczonego dworca, znajdującego się po drugiej stronie ulicy.
Skłamałem z tą ciotką. I z Nagano. Dobrze wiedziałem, że Reita wygada się Aoiemu... Miałem zamiar po prostu pójść przed siebie. Nigdy w życiu nie wsiądę w pociąg. Za bardzo się boję.
Musiałem ochłonąć. Usiadłem gdzieś na uboczu, na walizkach, rozmyślając o tym, jak idzie Aoiemu i Kou...


[Aoi]

        Po kilkunastu minutach krążenia po mieście, postanowiłem pojechać do Reity. Nie odbierał, ale... może jest u siebie?
Akurat byłem w okolicy, więc postanowiłem wypytać blondyna, czy coś wie...
Zaparkowałem przed blokiem i skierowałem się w stronę budynku.
- Yuu?! - odwróciłem się. Zauważyłem biegnącego w moją stronę Akirę. - Czekaj!
- Co się stało...? - zapytałem zdezorientowany.
- I ty jeszcze pytasz?! Jedź na ten cholerny dworzec i łap najbliższy pociąg do Nagano!
- D-dlaczego to robisz...? - doskonale wiedziałem, że go kochał.
- Kiedyś ktoś ciągle mi powtarzał, że... Że nic nie liczy się bardziej, niż szczęście ukochanej osoby... - w tych słowach rozpoznałem Takanoriego. - Ruki cię kocha. Złap go, póki ci nie uciekł...
- Dziękuję... -odparłem, biegnąc do swojego auta.
Muszę zdążyć. Muszę...

        Dojechałem na dworzec, wysiadłem z auta i przebiegłem się wzdłuż torów. Uważnie się rozglądałem wypatrując dwóch pstrokatych walizek. Nigdzie nie mogłem go dojrzeć!
- Uwaga! Pociąg do Nagano odjeżdża za 3 minuty! - usłyszałem z dworcowej rozgłośni. Puściłem się biegiem w przeciwną stronę, gdzie właśnie zatrzymał się pociąg. Nagle stanąłem. Z odległości 30 metrów dojrzałem dwie turkusowe walizki.
To... To walizki Rukiego!
Podbiegłem bliżej uradowany, że go znalazłem. Kamień spadł mi z serca!
- Takanori! Taka...!


_____________________________________________________________________


Soł... Mniej więcej tak to się prezentuje...
Osobiście ryczałam, pisząc to ;A;


Komentarze:

Asu:
Tak, wszyscy wiedzą, że jesteś ślepa, skarbie <3 I wiesz, to samo mogłabym zapytać Ciebie w odniesieniu do SWI! CO TY ROBISZ BIEDNEMU MALEŃSTWU?!

Reila:
Hm... No... Tak patrząc na całe opko... Tak, porobiło się. I to dużo. D-do przewidzenia...? QnQ Oj...

Sanoi:
Jak czytałam Twój komentarz, to w głowie powstało mi takie: ,,HELL YEAH DOPROWADZIŁAM KOGOŚ DO PŁACZU'' XD Wszystko się wyjaśni... Nie płacz, kotek. Ciocia Ai kocha *hugu* ;^;

Yuriko:
Widzisz, Ruks obiera taktykę: ,,mniej gadać, więcej działać'' XD

Murasaki:
Och, uwierz mi, nawet jeśli chciałam - to nieświadomie D: Nie umjeraj, trafię do więzienia! ;_; Tak, to opko, a przynajmniej rozdział 10, to taki... no, burdel XD Wszyscy wszystko wszędzie jkldhsjkhas. Sama ledwo ogarnęłam o-o' NIE UMIERAAAAAAAAAJ [2] *podnosi z podłogi i trzęsie* No, no, masz kolejny rozdzialik ;-;

Midziak:
Bez wyjścia? Czyżby? Ha! To się okaże! Och, mam jeszcze kilka chusteczek. Chcesz? </3 *podaje*

Tynka:
Było, ale... co dobre, szybko się kończy .-. Dziękuję skarbie <3 Tak, staram się w każde opko wkładać uczucia. ;3;

Chizuru:
...I jej supermegadługie komentarze. Nawet tym razem Asu pobiłaś! @_@
Widocznie... widocznie da się umrzeć kilka razy. Właśnie tego dowiodłaś. Ale nienie, nie przestawaj komentować! ;_;
Onieonie, ja winna, onie ;_;
Huh... Czasem musi być gorzej, żeby potem było lepiej, prawda? Po burzy zawsze wychodzi słońce~ A czy tym razem tak będzie? Nie wiem, nie powiem (mój ulubiony tekst ever XD)
TEKST Z URUHĄ EPICKI, ZAWITAŁ W MOIM ZYCIU NA DOBRE XD
Rei się napatoczył, jes... Ale.. Ale czy to źle? No patrz wyżej... W następnym rozdziale też będzie ReiRei. Ale o tym cicho sza~
NIE UMIERAAAJ! *cuci* Nienienienie, chcesz, żebym miała wyrzuty sumienia do końca życia? ;_;
Ojezu... To... To było TAKIE MIŁE! *^* Genialne... Moje opki są... genialne? ;w;Dziękuję! To dla mnie takie ważne, naprawdę! <3
*WSKRZESZA NOWYM ROZDZIALIKIEM*
Koche! <3

Misha:
Witam serdecznie mocno bardzo i w ogóle (zawsze mi się palce plączą z radości na nowych czytelników >3<) na moim blogu! Mam nadzieję, że moje skromne, niedoskonałe opki przypadły/przypadną do gustu! <3 I ten, masz moje błogosławieństwo! XD
Duch walki Ruksa uciekł razem z nim .3.
Nie hejtuj ReiReia! ReiRei cacy ;-;
Jeszcze raz witam serdecznie <3

Toshi-chan:
Aoś dobry, nie zostawi Ruksa, choćby nie wiem czo! ;3; Mam nadzieję...
No i kolejna! Nie hejtuj ReiReia! ReiRei kochany! :c



KOMENTOWAAAAAAAAĆ.
Borze, nawet nie wiecie, ile radochy mam z Waszych komentarzy! Naprawdę! >w<
Kocham Was! <3





środa, 12 grudnia 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część X (minipartówka)


Dżem dobry~

Nie wiem, co się dzieje z moja psychiką, że nakazałam Takanoriemu zrobić to, co zrobił poniżej, ale...
Ale mam nadzieję, że przebolejecie </3
Oczekujcie kolejnego rozdziału!
I jeszcze jednego, już ostatniego! Chyba... XD

Soł... opko zapowiada się na 12 rozdziałów i aby nie było potem zażaleń, rozczarowań i ,,tak szybko kończysz?'' - informuję teraz C:

MIŁEGO CZYTANIAAA~

Ach, remember, komentować, Pysie <3


_________________________________________________________________


[Ruki]


        Kiedy znalazłem się na podwórku, wyjąłem z kieszeni telefon. Aoi dzwonił kilka razy... Zignorowałem ten fakt, zamawiając taksówkę, która przyjechała po niedługiej chwili.

        Zajechałem pod apartamentowiec od drugiej strony, by Yuu nie zauważył, że wróciłem. Schowałem się nieopodal wejścia do budynku, za średniej wielkości krzakami. W tym momencie dziękowałem za swój wzrost...
Wybrałem numer do Aoiego, w głowie mając pewien plan...


[Aoi]

        Prawie przysypiałem, oglądając kolejny nudny serial, nadawany aktualnie w telewizji. Nagle zadzwonił mój telefon. Zerwałem się z sofy, pobiegłem do przedpokoju, przy okazji zaliczając epicką glebę. Dotarłem do korytarzowej szafeczki, sięgając po telefon. Ruki!
- Tak?
- Cześć... - odezwał się tak dobrze mi znany głos w słuchawce.
- Cześć, kochanie – uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mógłbyś przyjechać do tego parku nieopodal domu Kouyou?
- Ale... po co? Przecież to drugi koniec miasta...
- Przyjedź, proszę...
- No... Dobrze. Gdzie będziesz czekał?
W odpowiedzi usłyszałem drażniący sygnał zakończonego połączenia. Zmartwiłem się.
Szybko zabrałem swoje dokumenty i klucze od samochodu. Narzuciłem na siebie kurtkę, na nogi wsunąłem buty i wybiegłem z domu. Pospiesznie skierowałem się w stronę samochodu.
Ruki był strasznie stanowczy przez telefon. W dodatku nie odbierał moich... Napadli go? Przetrzymują gdzieś? W głowie układałem wszystkie możliwe scenariusze z przewagą tych gorszych.
Próbowałem o tym nie myśleć.
Jeśli uda mi się ominąć korki, dojadę tam w jakieś 15 minut...


[Ruki]

        Obserwowałem uważnie Yuu. Biegł do samochodu. Widocznie się o mnie martwił... Zbyt oschle mówiłem do niego przez telefon... Zaś z drugiej strony musiałem go jakoś przygotować na dalszy ciąg wydarzeń...

        Kiedy czarne auto zniknęło z pola mojego widzenia, wyjąłem z plecaka klucze i szybko wbiegłem do budynku, wjeżdżając windą. Zacząłem nerwowo wciskać guziczek z cyfrą 9 z nadzieją, że winda pojedzie trochę szybciej.
Wysiadłem z tej cholernej puszki, podchodząc do drzwi z kluczami w ręku. Nie mogłem trafić do zamka. Przekląłem siarczyście pod nosem i z nerwów rozpłakałem się.
Gdy udało mi się dostać do mieszkania, w nagłym przypływie paniki, że mogę nie zdążyć przed powrotem czarnowłosego – zacząłem biegać w tę i z powrotem. W pośpiechu zacząłem wrzucać ubrania do walizek, które przytaszczyłem z garderoby.
Po co się w to wszystko wplątałem?
Czy teraz dane mi jest za to cierpieć...?

        Zapiąłem ostatnią walizkę. Idealna połowa szafy znów była pusta.
Teraz będą w niej jego ciuchy. To on będzie spał wtulony w ciebie. Tu, w tej sypialni, w tym łóżku, w pościeli...
Dlaczego...?
Dlaczego tak łatwo odpuściłem...?
Czy nie mogłem zachować się jak egoista i ostatni cham, wygarniając mu, ze jesteś mój? Że jesteś szczęśliwy, bo pomogłem ci... zapomnieć...?
Jestem słaby. I uważam, że narzucałem się swoją miłością... I nie chcę, by ktokolwiek teraz stwierdził, ze obdarzam Yuu fałszywym uczuciem.
Naprawdę go kochałem...
Nie.
Naprawdę go kocham.... I nigdy, przenigdy nie przestanę...

        Znalazłem w szufladce nocnej szafeczki kartkę. Chwyciłem też długopis i poszedłem z wszystkim do salonu. Usiadłem na sofie, powoli zapełniając kawałek papieru swoim pochyłym, dość chaotycznym, jak na mnie, pismem.

        Gdy skończyłem, położyłem liścik w widocznym miejscu, jakim był stół w salonie. Po tym chwyciłem dwie walizki z sypialni i  wyszedłem z mieszkania.
Opuściłem budynek, po czym od razu usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu wyświetliło się ''Yuu ❤''. Odebrałem drżącą dłonią.
- Takanori...? - usłyszałem zdyszany głos w słuchawce. - Taka, gdzie jesteś...? Wszędzie cię szukam!
- Ja... Aoi, wracaj do domu. Przygotowałem ci... niespodziankę.... - uśmiechnąłem się pod nosem, a z oczu zaczęły lecieć mi łzy.
Ledwie zdążyłem schować komórkę do kieszeni płaszcza, a ta znów zaczęła grać denerwującą melodię. Byłem pewien, że to Aoi. I już chciałem się rozłączyć, kiedy wyświetlacz wskazał... Akirę.
Akirę...?
Spodziewałbym się każdego, ale... jego? Czego mógł ode mnie chcieć?
Niepewnie odebrałem.
- Takanori... Chciałbym się z tobą zobaczyć... Proszę... - wypalił od razu, nie dając mi powiedzieć nawet głupiego ,,cześć''.
- Ale...
- Zależy mi. I nalegam... Taka, zgódź się.
- No... No dobrze... Niedługo u ciebie będę... - rozłączyłem się, sam nie wierząc w to, co przed chwilą powiedziałem. Nie wiem, czy żałowałem tej decyzji, jednak wiedziałem to, że wpadłem na kolejny świetny pomysł.
Wsiadłem w taksówkę i pojechałem do Reity.


[Aoi]

       Zdziwiłem się, a nawet bardzo się zdziwiłem, słysząc sygnał rozłączenia po raz kolejny dzisiaj. Ruki zachowywał się naprawdę podejrzanie... I o jakiej niespodziance mówił...?
Mam nadzieję, że to coś miłego...


[Ruki]

        Wysiadając z taksówki tuż nieopodal mojego dawnego miejsca zamieszkania uznałem, że już czas. Wyjąłem komórkę z kieszeni płaszcza i wystukałem pospiesznego SMS-a do Kouyou.
,,Działaj, póki możesz...''


[Aoi]

        Nie zwracając uwagi na sygnalizację świetlną, przejechałem miasto w ekspresowym tempie.
Wbiegłem do mieszkania, uprzednio mocując się dłuższą chwilę z zamkiem.
- Takanori?! Taka, co się dzieje...?! - nawoływałem.
Nic. Cisza. Pustka.
Wystraszyłem się.
Nigdzie go nie było, a otwarta w sypialni szafa była pusta! Walizki z garderoby też zniknęły!
Zostawił mnie?!
W histerii zacząłem płakać, rozwalając różne rzeczy, jakie napatoczyły mi się pod rękę, aż dotarłem do salonu. Na stole leżała mała karteczka.
Wziąłem kawałek papieru w dłoń. To na pewno jego pismo...
Usiadłem na sofie, szykując się na sporą dawkę szoku...

Yuu...
Przepraszam, że znów Cię zawiodłem... Zastanawiasz się pewnie, co ja najlepszego wyczyniam i gdzie jestem... Nie martw się, jestem bezpieczny. Nie szukaj mnie. A to wszystko dlatego, bo... chciałem tylko Twojego szczęścia. W ciągu ostatnich dni byłem dwa razy u Kouyou. Nie spieprz tego wszystkiego. Kou Cię kocha. Kiedy mi to powiedział, uświadomiłem sobie, że niepotrzebnie właziłem do twojego życia z butami... Wszystko pozwoliło mi podjąć ostateczną decyzję. Wyjeżdżam.
Chcę, byś był szczęśliwy. Wiem, że nadal go kochasz.
Jednak... Aby nie było niejasności... Zawsze byłeś i będziesz dla mnie najważniejszy.
Życzę wam szczęścia, Yuu.
Takanori.

        Kolejne łzy spływały po moich policzkach. Siedziałem tak, otumaniony treścią liściku.
Kouyou mnie kocha, ale... Czy ja nadal kocham jego? To przecież Takanori jest moją miłością! To jego kocham i z nim chcę być...! Przecież tyle razy mu to mówiłem!
Kouyou już dla mnie nie istnieje. Doceniam jego intencje, ale... nie mogę. Zakochałem się w Rukim na zabój...
Mimo, że próbowałem dodzwonić się do Rukiego kilkanaście razy – ten nie odbierał, a potem wyłączył telefon. Muszę go odnaleźć...! Nie chcę go stracić!
Zgarnąłem ze stołu karteczkę i kiedy już chciałem wybiec z domu, zatrzymał mnie dźwięk dzwonka.
Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to...
Nie, to nie Takanori... On nie używa dzwonka...
Więc kto jest takim idiotą i w takiej chwili mnie nachodzi?
Otworzyłem drzwi, a przed sobą ujrzałem rudowłosego... Na początku uśmiechał się do mnie, lecz gdy zauważył w jakim jestem stanie – uśmiech jak szybko się pojawił, tak też szybko zniknął.
- Aoi...? - zaczął nieśmiało. - Przyszedłem...
- Wiem – przerwałem mu, kiedy zobaczyłem, że w jednej dłoni trzyma butelkę wina, a w drugiej... no nie... Ja po prostu nie wierzę!
- Przyniosłem twoje ulubione sushi, film i wi...
- Wiem! Wiem, cholera! - rozpłakałem się, a młodszy patrzył na mnie tępo.
- Aoi... Co się stało...? - ten podszedł do mnie, przytulając delikatnie. Wyszarpałem się z jego uścisku.
- Zostaw mnie... Proszę, zostaw!
- Yuu, co się z tobą dzieje?! - krzyknął na mnie.
Naprawdę, nie wierzyłem, że Takanori może posunąć się aż do takiego czegoś! Naprawdę musiał mnie kochać...
- Co się ze mną dzieje?! To! To się dzieje! - wcisnąłem mu w dłoń pomiętą, zamoczoną łzami kartkę.
Zostawiłem zdezorientowanego gitarzystę w moim mieszkaniu, sam wybiegając z domu w celu poszukiwań ukochanego...


__________________________________________________________________


Ai ma dziś lenia. Nie odpisuję na komentarze. 
Oprócz megadługiegodwustronowegocuteiwogóle komentarza Asó.

ASÓ:
Paraliż twarzy lowe XD SŁODKI RUKS TO TO, CO LUBIMY NAJBARDZIEJ <3
Wysoki Ruki, dobry żart! XDDD Wiesz, gdyby wiedział, jak fani go widzą, z pewnością gdzieś tam, w Japonii ogłosiliby jego samobójstwo. Może nawet kilkakrotnie XD"
Kaczki przyciągają Ruksów. W Twoim opowiadaniu też XDDD
Uru jest psujem :C Oskubiemy go z piórek i sobie pójdzie... gdzieś. Ekhm >D
,,Takashima Uruha Kouyou, lat 31, brutalnie pogryziony przez psa rasy Chiuaua, należącego do jego dobrego przyjaciela - Takanoriego Rukiego Matsumoto''. Jakoś tego nie widzę XD
Podryw według Yuu - NA KANAPKI! XD
Wszystko na przekór Asó. Ups? .-.
Uruha jest spaczylem. I niczego się nie domyśla. Nigdy. Bo nie umie. Kaczki mają mózg? .3.
Nieeee, Aoi nie chciał, żeby Ruks kogoś mu zastępował. NO TYM BARDZIEJ URUHĘ. Aoś po prostu zakochał się w Ruksie C:
Oks, mogę słuchać Twoich wyżaleń do końca świata, naprawdę <3 Tylko licz się z tym, że i Ty bedziesz słuchała moich na temat SWI XD
kldfhdshadsj TYLE KOMPLEMENTÓW ;w; Jejejeju, ciesze się. Tak straszliwie się cieszę, że podoba się Wam to, co tutaj tworzę >w< *huuuuuuuuuug*
KOCHAM <3


Kocham Was, dzióbki <3
Komentować, komentować~!


czwartek, 29 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część IX (minipartówka)



Poprzedni post jest chyba mało ważny...

Soł... Witam Was pierwszą-drugą notką. Ta będzie trochę porządniejsza, gdyż jest to... nic innego, jak kolejna część ,,Pomóż mi zapomnieć''!
Jeny, to już dziewiąta! A planowałam jakieś 5 rozdziałów (^^)

Nieważne...
Miłego czytania~
A komentarze, jak zwykle - mile widziane! ♥


_______________________________________________________________



[Aoi]

        Kiedy się obudziłem, Ruki jeszcze spał, słodko wtulony w swoją poduszkę. Nie mogłem się powstrzymać i ucałowałem go delikatnie w rozchylone usteczka. Szatynek oblizał się, odwracając się na drugi bok. Rozkoszny widok...
Wygramoliłem się z łóżka, nakrywając Rukiego kołdrą po samą szyję. Sam udałem się do kuchni, by zrobić sobie poranną kawę.

        Kiedy ciemnobrązowy proszek zetknął się z gorącą wodą, pomieszczenie otulił cudowny, aromatyczny zapach. Wziąłem kubek ze sobą, wyszedłem na balkon, uprzednio narzucając na siebie jakąś bluzę. Przymknąłem balkonowe drzwi, by chłód nie wdarł się do mieszkania.
Usiadłem w wielkim, wiklinowym fotelu wysłanym poduchą. Popijałem gorącą kawę małymi łyczkami, przyglądając się wschodowi słońca. Uwielbiałem je oglądać. Z pozorów każdy był taki sam, lecz... często czułem co innego, obserwując to zjawisko. W tej chwili była to cisza i spokój...
Oparłem głowę o oparcie fotela, przymykając oczy. Bladożółte słońce delikatnie ogrzewało moją twarz, a rześkie, poranne powietrze sprawiało, że czułem się niesamowicie.
Po dłuższym momencie rozkoszowania się chwilą poczułem drobne dłonie, oplatające moją szyję i ciepłe wargi na swoich. Włosy drugiej osoby lekko łaskotały mnie po twarzy.
- Dzień dobry... - usłyszałem cichy szept tuż przy swoim uchu.
- Dzień dobry, kochanie – odparłem, otwierając oczy i zerkając na rozpromienioną twarzyczkę nade mną.
- Nie zimno ci? - zapytał, obchodząc fotel dookoła, by po chwili stanąć tuż przede mną.
- Może troszeczkę... - nie kłamałem. Bo po co?
W tym momencie Ruki zabrał pusty już kubek z moich rąk, odstawiając go na stolik obok. Wpakował mi się na kolana, przodem do mnie, przytulając się mocno. Objąłem go, by przypadkiem nie spadł.
- Lepiej? - zapytał po kilku minutach.
- O wiele lepiej... - mruknąłem, na co Takanori zareagował, wtulając się we mnie mocniej. Myślałem, że mi żebra połamie, skubaniec. Że też tyle w nim siły!
- Aoi...
- Tak? - odsunąłem go lekko od siebie, bym mógł spojrzeć mu w oczy. Szatynek jednak spuścił wzrok, bawiąc się swoimi palcami.
- Muszę dziś wyjść – zadeklarował.
- Wyjść?
- Załatwić parę ważnych spraw na mieście...
- Nie ma sprawy, podwiozę cię.
- Nie, nie! Dam sobie radę. Nie fatyguj się, zamówię taksówkę.
- Ale, Taka... To może weźmiesz samochód...?
- Aoi, proszę... - uśmiechnął się do mnie. Mimo że w duchu nadal stawiałem opór, język kazał mówić co innego.
- Jak wolisz... - odwzajemniłem uśmiech.
- Jesteś smutny, prawda? - zapytał, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
- Nieee... - pogłaskałem go po głowie.
- Na pewno? - spojrzał mi w oczy.
- Na dwieście procent – cmoknąłem go w usta.
- Cieszę się... Chodź stąd. Tu naprawdę jest zimno... - Takanori wstał z moich kolan, zabrał kubek ze stolika i pociągnął mnie za rękę do mieszkania.
Zamknąłem balkon. Gdy wszedłem do kuchni, Ruki wstawiał właśnie mój kubek do zmywarki.
- Lecę się wybrać – musnął mój policzek ustami.
- To ja zrobię śniadanko. Specjalne zamówienia?
- Kanapki – uśmiechnął się. - Dawno nie jadłem takich... smacznych... - doprawdy, wiele mi to mówiło. Jednak postanowiłem włożyć w posiłek całe swoje serce. Nie dosłownie, oczywiście...
- Zobaczymy, co da się zrobić – zaśmiałem się. - Leć, mój aniele.
- Lecę już, lecę.

        Przyrządziłem śniadanie, do tego zaparzyłem malinowej herbaty, za którą Taka bardzo przepadał. Postawiłem wszystko w jadalni na niskim stole i czekałem, napawając się słodkim zapachem gorącego napoju.

        Po kilkunastu minutach przybył mój anioł. Wyglądał... nieziemsko, jak na anioła przystało. Ślicznie mu było w tym delikatnym makijażu i pofalowanych włosach.
- Piękny... jak zawsze – mruknąłem.
- Ja? Piękny? Oj, Yuu... Musimy pójść z tobą do okulisty. Może wtedy zauważysz, że nie jestem nikim nadzwyczajnym... - uśmiechnął się lekko.
- Nikim nadzwyczajnym? - podszedłem do niego, obejmując w pasie. - Powtórz to, a pożałujesz...
- Nikim nadzwy... - nie dałem mu dokończyć, całując go stanowczo, lecz z nutką czułości.
- Tak to ja mogę żałować częściej... - zaśmiał się, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Żałowanie, całowaniem... To znaczy... Żałowaniem... - poprawiłem się, na co Ruki się zaśmiał. - A herbata stygnie!
- Już, już... - odparł, podchodząc do stołu. - Ładne te kanapeczki... - usiadł na poduszce*, sięgając po jedną z kanapek. Ugryzł ją, mrucząc przeciągle. - Mmm... Rób je częściej, proszę! - młodszy zajadał kanapki jedną po drugiej.
- Co za apetyt... - zachichotałem, nalewając wokaliście herbaty do jego ulubionego kubka z logo zespołu Luna Sea. Już zanim tu mieszkał, upatrzył sobie naczynie za ulubione.
- No co? - zapytał oburzony. - Zgłodniałem! A te kanapki są takie pyszne...
- I bardzo dobrze! Przynajmniej wiem, ze smakowało.
- Bardzo... - odparł, popijając herbatę.
- Cieszę się...
- Będę uciekał. Mam naprawdę sporo spraw... - wstał od stołu. Ja też podniosłem się z ziemi. Młodszy zaczął zbierać talerze.
- Zostaw, posprzątam.
- Naprawdę? Kochany jesteś. Muszę iść, pa! - pomachał mi, chwycił swój plecak i już kierował się w stronę wyjścia, kiedy w porę do niego podbiegłem. Jednym ruchem odwróciłem go przodem do siebie, wpijając się w jego usta. Ruki zarzucił ręce na moją szyję, poddając się słodkiej, namiętnej pieszczocie.
Niechętnie rozłączyliśmy nasze usta.
- Nie pożegnałem się. Przepraszam... - zachichotał, a ja oparłem swoje czoło o jego. Taka musnął jeszcze lekko moje usta.
- Teraz możesz iść.... Do zobaczenia, kochanie – otworzyłem mu drzwi.
- Tak... Do zobaczenia... - na jego twarzy pojawił się pół-uśmiech, pół-grymas.

        Takanori wyszedł z mieszkania, a ja zacząłem zastanawiać się, czy jego mina miała jakiś związek ze mną? Podszedłem do lustra, przeglądając się w nim. Niczego na twarzy nie miałem...
Wróciłem do jadalni, sprzątając ze stołu.
Zaczęła mi doskwierać samotność. Naprawdę uzależniłem się od jego obecności?


[Ruki]

        Poszedłem na postój taksówek. Wsiadłem do jednej z nich, podając adres zamieszkania Kouyou. Tym razem nakazałem jechać kierowcy nieco szybciej. W ten oto sposób dotarłem na miejsce w 15 minut. Jak chcą, to potrafią!
Zapłaciłem odpowiednią kwotę i wysiadłem.
Miałem dziś dobry humor. Oczywiście dzięki Aoiemu...

        Znów stałem przed obdrapanymi drzwiami. I tylko dobry nastrój dawał mi złudne nadzieje, że to jedynie zwykłe spotkanie z kolegą z zespołu. Pogadamy, pocieszę go i wyjdę. Proste i banalne.
        Odetchnąłem głęboko, pukając trzykrotnie do drzwi. Kou otworzył mi chwilę później. Był bledszy niż wczoraj, oczy miał podkrążone jeszcze mocniej, do tego miał drgawki.
- Kou...?
- W-wejdź... - wpuścił mnie do środka.
- Kouyou, masz gorączkę? Zimno ci?
- N-nie... Raczej n-nie... - odparł. Zdjąłem płaszcz. Nie wydawało mi się, by w domu było zimno...
- Więc co ci jest...?
- T-to chyba tylko.... tylko głód...
- Głód?
- Od k-kilku dni n-nie brałem... Za-araz oszaleję! - wrzasnął, upadając na kolana. Aż się przeraziłem. Kucnąłem obok łkającego chłopaka, tuląc go do siebie. Głaskałem go po głowie.
- Ćśś... Spokojnie... Teraz wstań i się połóż – jak nakazałem, tak też zrobił. Nakryłem starszego kocem.
- M-metadon.** W sza-afce... - przez chwilę zastanawiałem się, o czym mówi. Skierowałem się więc do kuchni, otwierając wszystkie szafki. W jednej z nich znalazłem masę leków. Odnalazłem pastylki o nazwie, którą podał rudowłosy i zaniosłem mu je razem ze szklanką wody. Chłopak wypił wszystko łapczywie, chwilę potem dziękując.
        Po piętnastu minutach drgawki ustąpiły. Przez cały ten czas głaskałem gitarzystę po włosach, odgarniając spocone kosmyki z jego czoła.
- Dziękuję jeszcze raz... - Kou obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.
- Daj spokój... Jesteś w strasznym stanie...
- Dzięki – zaśmiał się, wtulając się w poduszkę.
- Zawsze do usług – uśmiechnąłem się.
- Jesteś dla mnie taki dobry...
- Nie mam w zwyczaju odmawiania pomocy, wiesz?
- Wiem, Taka... Jednak nie po to cię tu dziś ściągałem... Może napijesz się herbaty?
- Nie, dzięki... Więc o czym chciałeś pogadać?
- O... O Aoim...
- Aha... Więc? - zacisnąłem dłonie spoczywające na kolanach w pięści, odreagowując tę idiotyczną presję w swój własny sposób.
- Wiem, że może trochę późno o tym pomyślałem... - Uruha podniósł się do siadu, opatulając kocem. - Ale... Chciałem cię prosić o radę... - speszony opuścił głowę.
- Tak...? - już bałem się tego, o co mnie zapyta...
- Poradź mi, proszę, jak mam do niego zagadać? Co mam zrobić...? Męczy mnie to od tylu miesięcy... Błagam, Ruki... Tylko ty możesz mi pomóc...
Siedziałem z otwartą buzią, nie wierząc w to, co usłyszałem. Że... Że ja miałem powiedzieć mu, jak ma poderwać mojego chłopaka?! Ja?!
- Kouyou... Nie wiem, jak mam ci pomóc... Przepraszam...
- Ruki, o co chodzi...? Dlaczego jesteś zdenerwowany...?
- Spieszy mi się. Przepraszam... - znów spławiłem chłopaka.
- Takanori!
Wstałem, bez słowa zabrałem swój płaszcz i wybiegłem z mieszkania, następnie z budynku. Zaczerpnąłem świeżego powietrza, aż zakręciło mi się w głowie i musiałem się o coś oprzeć.
Zacząłem rozmyślać...
Czy to ja byłem najważniejszy? Czy zawsze wszystko musi kręcić się wokół mnie...?
Aoi pragnął Uruhy już od dawna... Uruha odwzajemnia to uczucie. Czyli... Wychodzi na to, że to ja jestem przeszkodą na drodze do ich wspólnego szczęścia...
Zawróciłem. Musiałem pomóc Kou. Powiem mu, co ma zrobić. Wyjadę z Tokio. Tak, przecież dam sobie radę... Muszę dać.
Po raz kolejny wspiąłem się na czwarte piętro, bez pukania wchodząc do mieszkania młodszego gitarzysty.
- Ruki? - zapytał zaskoczony.
- Słuchaj mnie uważnie, bo drugi raz nie będziesz miał tej okazji. Po prostu do niego jedź i wszystko mu wyznaj. Aoi nie znosi owijania w bawełnę. Potem zrób mu kolację. Najlepiej zamów sushi, jego ulubione. Do tego czerwone wino, dobry film, a potem... - poczułem, jak w moim gardle narasta wielka gula. Z trudem powstrzymywałem łzy. Kou patrzył na mnie z otwartą buzią. - Potem jak najczęściej powtarzaj mu, że kochasz go jak nikogo innego. Zasługuje na to, rozumiesz? Nie ma drugiej takiej osoby jak on. Nie ma!
Wybiegłem z jego mieszkania, pozwalając łzom wypłynąć na moje policzki. Nie zwracałem uwagi na rozmazany makijaż. Na nic...
Zresztą... dlaczego płaczę? Przecież sam chciałem, by Aoi w końcu odzyskał Kouyou... Nic nie liczy się bardziej niż szczęście ukochanej osoby. Prawda...?



* Chodziło mi o taki niski stół, przy którym siedzi się na ziemi. W tym wypadku - na poduszkach ^^
** Metadon, to taki śmieszny lek, który zastępuje heroinę. Ma takie składniki, dzięki którym ,,oduzależnia'' od brania, czy coś takiego ._.


愛子~

___________________________________________________________________


Ja tego czegoś wyżej komentować chyba nie muszę ._.
Za to chętnie poczytam Wasze opinie ( i obiecany, dwustronowy komentarz Asu)



Nał komentarze:

Seiki:
Cieszę się, że Ci się podoba <3

Sanoi:
Woohoo, super, że tło się podoba c: No, części jeszcze kilka będzie... Dwie, trzy? Nie wiem. To zależy, czy będzie wen na jakieś sensowne rozbudowanie wszystkiego. Może wplotę jakąś kolejną intrygę, to części więcej będzie ^^ Też nie wiem, czemu na uruki się uwzięłaś. Rukens hejci Uruhę przecież XD

Yuriko Shiro:
Ojej <3 super, że się nie gniewasz. Jeszcze trochę czasu minie, póki jakiś trójkąt napiszę ^^

Ina:
Mój kotek <3 To nic, każdy ma gorsze i lepsze dni... Nie musisz się mocno wykazywać w komentarzu. Wiem, że to czytasz i właśnie ten fakt się dla mnie liczy ♥
Sądzę, że było w tym troszkę smutku...
Kocham Twoje opowiadania, wiesz? Czytam je cały czas. I te pamiętnikowe wpisy. Kocham je, po prostu.
Super, że tło się podoba <3
Weny i poprawy humorku, kochanie ♥

Midziak:
Mrau, róż, plush XD To nic <3 Ważne, że w ogóle komentujesz. To się dla mnie liczy! :3 Lubię mieszać, jeszcze o tym nie wiesz? ^^ Nie, Uru raczej nic sobie nie zrobi... To znaczy... Okaże się w następnych częściach. Jasne, że możesz dodać. Ja również Cię dodam! *tula*

Asu:
Moooooooje kochane kochanie ♥
Borze, ty znasz ludzkie reakcje .O. ,,nudne = słodkie''. Lubię to XD
W VIII Rei nie wskoczył. W IX też nie... Więc czy w ogóle wyskoczy? :3
Uruha namieszał, jak widać wyżej. Głupia kaczka, c'nie? ._.
No... wiesz... Nie piszę o sobie. Ogólnie krępujące jest pisanie TYCH scen. To tak, jakby ktoś wlazł Ci do mózgu i widział, jak Ty to sobie wyobrażasz D: Pogmatwane, ale o to mi chodziło XD Prościej nie umiem tego opisać. Ojej, wyszło romantycznieeee *jejejejjj~*. O to mi chodziło! Tylko nie wiedziałam, czy mi się uda ;^;
Tak sądzę, że Ruks ma perva zawsze. W końcu to... Ruks, nie?
SCENA W WANNIE. CZEGO TY ODE MNIE OCZEKUJESZ .O. nienie, miało być słodko. I słodko wyszło, amen XD
Ten rozdział w sumie miał nic nie wnosić, a pokazać WAM, DRODZY CZYTELNICY, że Ruks naprawdę kocha Aoiego i odwrotnie. Bo widziałam masę komentarzy typu ,,Ruks chyba nie kocha Aoiego''. własnie nie. Oni naprawdę się kochają. No spójrz, jak Ruks się poświęcił w tym parcie! ;^; Czyż to nie kochane?!
Może i tak... Może każde jest inne na swój sposób, ale... No patrz, jak wiele ludzi gada o Twoim SWI! Na Twitterze, no po prostu WSZĘDZIE. A ja kocham SWI. I czasem jak je czytam, to mam wrażenie, że moje opka są jakieś... niespójne. Wiem, teraz pewnie oberwę *chowa się*. Ale to prawda! Taki syndrom niższości. Mam tak zawsze XD
Mrau, kocham i czekam na Twój wypasiony komentarz! <33

Tynka:
Ojeju c: Nie no, błagam. Uru? Przeszkodzić im? On tam się u siebie w chacie kisi XD
Mru <3

Chizuru:
Wiem, że nie mogę, ale czasem tak wychodzi... .-.Ajno, zapraszam! XD Tylko nie wcześniej, niż przed 5 rano, błagam XD Jak już wspominałam w odpowiedzi dla Asu - taki syndrom niższości. Bywa XD
Lubię, gdy seme jest dzielnym superhero, a uke słodkim, knującym diabełkiem ♥
Ano, czuł się dziwnie... Raczej... Uruha to zuo .-. Pacz, co się wyżej narobiło ;^;
Też  nie miałam ochoty na uruki. Napisałam jedno opo z uruki (które kiedyś i tak pewnie usunę z tego bloga --> poprawię --> zamieszczę ponownie) i jednego oneshota z częściowym uruki (ktore swoja drogą wyszło mi nawet, nawet, jak na kogoś, kto uruki nie lubi XD).
Jestem speszona, bo nie lubię tego pisać. Brr *wzdryga się*. Dlaczego? -> patrz odpowiedź do Asu XD
Dziękuję za opinię na temat wyglądu bloga <3 I cieszę się, że w jakiś sposób wpływam na Twój humor!
Kocham, mru <3





wtorek, 20 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część VIII (minipartówka)


HEJHEJ C:

Bez zbędnych przedłużań, przedstawiam wam część ósmą~
Oh mai... To już ósma?
Ładnie, a miała być minipartówka ;w;
No nic, to chyba dobrze, ne?

Jak podoba się nowy wygląd bloga? Może byyyć~?

Dobra, dobra, więcej nie ględzę, tylko zapraszam do czytania. Miło mnie zaskoczyła taka ilość komentarzy pod poprzednią częścią <3 Mam nadzieję, że pod tą też kilka się znajdzie :3

W tej części niewiele się wydarzy ;^;
No nic, ledwo to przepisałam. Wstydliwy ze mnie człowiek, proszę o wyrozumiałość.
Miłego czytania~ ♥


________________________________________________________________



- Przydałoby się rozpakować walizki, nie sądzisz?
- Ale... Tak jest dobrze...
- Chcę, żebyś... Żebyś naprawdę już tu zamieszkał, rozumiesz?
- Rozumiem.
- To wstawaj. Już dawno zrobiłem ci miejsce w szafie – czarnowłosy uśmiechnął się do mnie i poszedł po walizki. Nie widziałem w tym rozpakowywaniu się głębszego sensu... Jednak tylko ja znałem tego powód...

       Po wyjęciu ostatniej rzeczy z walizki znów legliśmy na łóżku. Tym razem w poprzek. Aoi objął mnie, a ja się do niego przytuliłem. Nadal źle się z tym czułem. Nawet jego bliskość mi teraz nie pomagała...
- Co się dzieje, kotku? - zapytał, przerywając nieznośną ciszę.
- Trochę mnie boli głowa – skłamałem.
- Poczekaj, przyniosę ci coś przeciwbólowego – Aoi szybko się podniósł, jednak w porę złapałem go za rękę.
- Nie! - ten spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Chcę... Chcę się tylko trochę poprzytulać... - tak, miałem nadzieję, że jednak się przełamię. W końcu to on był moim lekiem. Czemu i teraz miałby mi nie pomóc?
- No dobrze, dobrze... - zachichotał, kładąc się z powrotem obok mnie. Usiadłem na niego okrakiem, po chwili całym ciałem przylegając do jego klatki piersiowej. Schowałem twarz w załamaniu jego barku z szyją. Aoi objął mnie mocno ramionami, jakby chowając przed złem całego świata. Głaskał mnie przy tym lekko po głowie.
Delikatnie oderwałem się od niego, spoglądając mu w oczy. Uśmiechał się lekko, a po chwili przyciągnął mnie do siebie bliżej. Złączył nasze usta w czułym pocałunku, za czym tak bardzo zdążyłem się stęsknić. Chwyciłem jego twarz w łapki, pogłębiając pocałunek. Aoi w tym czasie skutecznie rozpraszał mnie, błądząc dłońmi pod moją koszulką, co raz drapiąc po plecach.
Serce waliło mi jak szalone. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś podobnego... To tylko utwierdziło mnie w fakcie, że Yuu jest moim ideałem. Jest jedynym, którego kocham... A w chwili obecnej chciałem dać mu wszystko.
Kiedy łączyliśmy usta po raz kolejny po zaczerpnięciu niezbyt głębokiego wdechu, zacząłem delikatnie podwijać koszulkę Yuu. Kiedy starszy zauważył, do czego zmierzam, przewrócił mnie na plecy.
Aoi patrzył na mnie z góry. Był taki śliczny... Dotknąłem dłonią jego policzka, subtelnie przejeżdżając opuszkami palców aż do szyi.
- Kocham cię – cichy szept mimowolnie wydobył się z moich ust.
- Ja ciebie też, skarbie... - zaśmiał się, na nowo smakując moich ust.
Chciałem, by było tak już zawsze... Lecz jakaś cząstka mnie wręcz krzyczała, że muszę zrobić inaczej. Mimo tego pragnąłem, by ten wieczór był niezwykły. By Yuu zapamiętał, że naprawdę go kocham...
Gdy zostałem pozbawiony spodni i koszulki, Yuu sam zaczął zdejmować z siebie ubrania. Wgapiałem się bezpardonowo w jego zgrabne ciało.
Kiedy skończył, wrócił na łóżko, znów mnie całując. Po chwili zjechał ustami na moją szyję, zostawiając na niej drobne malinki. Następnie składał małe pocałunki na mojej klatce piersiowej i podbrzuszu. Aoi chwycił za gumkę moich bokserek, zsuwając je ze mnie. Całował wewnętrzną stronę moich ud, wciąż omijając to strategiczne miejsce, które już pulsowało z bólu.
- Bawisz się... - szepnąłem cichutko, a czarnowłosy od razu wziął mnie w swoje usta. Jęknąłem dość głośno, czując ten zwinny język na swoim przyrodzeniu. To było niesamowite...
Po dłuższym czasie doszedłem, nie uprzedzając Yuu. Zrobiło mi się jakoś... nieswojo.
- P-przepraszam... - jęknąłem cichutko.
- Ćśś... Nic nie szkodzi – odparł, czule mnie całując.
Starszy sięgnął do szafeczki nocnej po małą buteleczkę z lubrykantem.
- Mam nadzieję, że lubisz wanilię – zachichotał, zdejmując z siebie bieliznę.
- Nie bardziej, niż ciebie... - pociągnąłem go za sobą tak, że nasze wargi znów się złączyły. Kiedy rozkoszowałem się tym pocałunkiem, Aoi dokładnie smarował swoją męskość. Zaplotłem nogi wokół jego zgrabnych bioder, by dać nam więcej przyjemności.
- Bez przygotowania...? - zapytał zaskoczony.
- Bez... - czułem, że moje policzki wręcz płoną.
- Nie będziesz mógł chodzić...
- Aoi, proszę... Chcę cię już po... - nie dokończyłem, gdyż Yuu skutecznie uciszył mnie pocałunkiem.
Poczułem jak męskość Yuu napiera na moje wejście.
Naprawdę, nie rozumiałem, dlaczego tak delikatnie się ze mną obchodził. Przecież nie jestem ze szkła... Nie potłukę się...
Kiedy Aoi wszedł we mnie do końca, zwariowałem. Nadmiar myśli, uczuć, emocji i doznań... Po prostu kręciło mi się w głowie.
I nagle, jakby świat przestał istnieć. Byłem tylko ja, Aoi, i ten tępy ból, gdzieś w środku, stopniowo przeradzający się w całkowitą przyjemność.
- Już... - dałem chłopakowi znak, że może zacząć. Powoli zaczął się poruszać, a ja coraz mocniej zaciskałem nogi na jego biodrach. Z czasem przybierał na sile i szybkości. Jęczałem i wzdychałem, pokazując mu, jaki jest cudowny. Kiedy trafił w ten punkt, wygiąłem się do tyłu, eksponując przy tym swoją szyję, którą Aoi zaczął całować i lizać.
Po chwili jednak Yuu cofnął się i znów wbił pod tym samym kątem, co poprzednio. Ponownie wygiąłem się w łuk, czując, że za chwilę nie wytrzymam.
- Yuu... - szepnąłem rozgorączkowany, obejmując go jedną dłonią za kark. Drugą zaś zasłoniłem sobie oczy, gdyż światło lampy zaczęło mi bardzo dokuczać.
Aoi po krótkiej chwili cofnął się po raz kolejny, lecz prawie niewyczuwalnie, po czym wbił się we mnie z całej siły, uderzając w mój czuły punkt.
Krzyknąłem z zaskoczenia, bólu i przyjemności, dochodząc po raz drugi między nasze brzuchy.
Zacisnąłem mocno mięśnie na członku Aoiego, kiedy ten wykonując ostatnie ruchy wylał się we mnie krótką chwilę później. Yuu wyszedł ze mnie i opadł na moje ciało, całując mnie po szyi.
Regulowaliśmy swoje oddechy, kiedy Yuu uśmiechnął się do mnie.
- Byłeś cudowny, Taka...
- Ty też... - odparłem, układając po swojemu jego włosy. Cmoknąłem go lekko w nos. Ten znów obdarzył mnie pięknym uśmiechem.
Po chwili Yuu podniósł się z łóżka, rzucił ciche 'za chwilę wracam' i zniknął za sypialnią. Nasłuchiwałem, co może robić. Usłyszałem dźwięk nalewanej wody. Ach, poszedł się umyć... Poczekam, potem pójdę ja.
Jednak moje plany szybko rozwiał czarnowłosy, idąc ponownie w moją stronę jak go pan Bóg stworzył.
- Chodź, skarbie – rzekł, chwytając mnie za plecami i pod kolanami. Mam najlepszy środek lokomocji na świecie!
Objąłem starszego mocno za szyję, uprzyjemniając mu drogę do łazienki buziakami, składanymi na jego szyi.
Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, Aoi postawił mnie na ziemi, następnie sprawdzając temperaturę wody. Gdy stwierdził, że jest odpowiednia, pomógł mi wejść do ogromnej wanny, sam wchodząc do niej zaraz za mną.
- Pięknie pachnie.
- Wanilia – zaśmiał się. No tak, skąd mogłem znać ten zapach... Uśmiechnąłem się pod nosem, opierając się plecami o tors ukochanego.
- Umyję cię – stwierdził, chwytając za żel.
- Chwila, moment... - uśmiechnąłem się, zjeżdżając trochę w dół wanny i odchyliłem głowę do tyłu, łącząc nasze usta ,,do góry nogami''.
Tak, na pewno zwariowałem na jego punkcie...
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Aoi wylał trochę zawartości buteleczki na dłoń, namydlając moje ramiona i plecy. Chwilę później przeniósł moje dłonie na moją klatkę piersiową, niby niespecjalnie zahaczając o sutki. Nie chciałem się znów podniecić. Chciałem szybko uniknąć niezręcznej sytuacji, więc szybko odwróciłem się twarzą do chłopaka, wyciągając dłoń w stronę żelu. Złośliwość rzeczy martwych. Nie mogłem jej dosięgnąć! Aoi podał mi ją, chichocząc.
- Teraz moja kolej – stwierdziłem, nie zwracając uwagi na podśmiewanie się z moich krótkich kończyn.
Rozlałem gęstą, pachnącą ciecz na gąbkę.
- Odwrócisz się? Umyję ci plecy.
Czarnowłosy posłusznie spełnił moją prośbę. Zacząłem delikatnie myć jego plecy. Po chwili znów nakazałem mu odwrócić się, po czym namydliłem jego tors i brzuszek.
Później podniosłem speszony wzrok na niego. No... No co? Nawet z Reitą się tak nie kąpałem!
Aoi ujął lekko mój podbródek, muskając moje usta swoimi. Po chwili uchyliłem wargi, a Yuu wtargnął swoim językiem do mojej buzi, zawzięcie badając jej wnętrze. Jeździł językiem po moim podniebieniu i wewnętrznej stronie policzków, co przyjemnie łaskotało.
Zabrakło nam tchu.
Odsunęliśmy od siebie nasze twarze, uśmiechając się do siebie ciepło.
- Cieszę się, że cię mam, Taka... Nie musisz się mnie wstydzić.
- Um... Dobrze, Yuu... Kocham cię... - położyłem głowę na jego namydlonym ramieniu.
- Ja ciebie też, maluszku. Ja ciebie też...
- Maluszku? - zachichotałem.
- No co? Nie podoba się? - dźgnął mnie lekko w bok, na co zareagowałem krótkim i treściwym 'ej!'.
- Podoba – Cmoknąłem go w usta, sięgając po prysznic. Aoi spłukał nas z pachnących mydlin, po czym wyjął z wanny korek, gdyż woda zdążyła mocno wystygnąć.
        Wyszliśmy z wanny, a Yuu wytarł mnie i siebie. Potem pomógł mi się ubrać. Czułem się jak lalka. Taka porcelanowa. Aoi naprawdę o mnie dbał i troszczył się. Za to między innymi go kocham. Za tą cudowną opiekuńczość i poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy opuściliśmy łazienkę, Aoi odniósł moje walizki do garderoby, a ja podczas jego nieobecności chwyciłem za telefon i zamówiłem jego ulubione sushi.
Akurat gdy skończyłem składać zamówienie, do pokoju wszedł Yuu z wielkim kocem.
- Chodź, obejrzymy sobie coś. Wypożyczyłem dziś dobry film. Mam też wino i ciepły kocyk.
Zaśmiałem się. Doprawdy, lepszego faceta nie mogłem sobie wymarzyć.
- Dobrze. Ale wino zostaw na później.
- Jak sobie życzysz – uśmiechnął się, wrzucając film, a chwilę później kładąc się na sofie.
Z racji, że strasznie bolał mnie tyłek, położyłem się na Yuu, zaś ten objął mnie ramionami. Od dłuższego czasu taka pozycja stała się naszą ulubioną. Szczególnie, gdy oglądaliśmy filmy. Na szczęście ważyłem w miarę możliwie, przez co Yuu nie narzekał na mój ciężar. Zresztą, zawsze wmawiał mi, że jestem ,,słodkim ciężarem''. Ja? Ja słodki! To... To nieprawda...

        Po kilkunastu minutach oglądania dość wciągającego filmu, usłyszałem dzwonek do drzwi.
- Otworzę. Zatrzymaj film i nalej wina, dobrze? - cmoknąłem go w policzek.
- No... No dobrze... - odparł niepewnie, zatrzymując projekcję.
Poszedłem do drzwi, zapłaciłem dostawcy i odebrałem zamówione jedzenie. Skierowałem się do jadalni, gdzie Yuu nalewał wino do dwóch kielichów. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Kiedy ty...?
- Kiedy odnosiłeś walizki – uśmiechnąłem się chytrze.
- Moje ulubione! Skąd wiedziałeś?
- Wiem o tobie więcej niż myślisz – puściłem do niego oczko. - Zjedzmy, bo potem będzie niesmaczne.
- Jesteś niesamowity... - mruknął, całując mnie w usta, po chwili siadając na miękkiej poduszce. Usiadłem naprzeciwko niego. Zjedliśmy, gadając na różne tematy. Byłem szczęśliwy...
Kiedy skończyliśmy, Aoi postanowił wznieść toast. W tym celu usiadł obok mnie.
- Życzę nam, żebyśmy... kochali się, wspierali i... żeby tak było już zawsze – uśmiechnął się.
- A ja... Życzę nam, żebyśmy byli szczęśliwi. Nieważne, dzięki czemu. Szczęście to podstawa, prawda?
- Tak, skarbie... - odparł, po czym stuknęliśmy się kielichami, upijając po łyku wina. Po tym Aoi znacznie się do mnie przysunął, smakując moich ust. Ująłem jego twarz w dłonie. Yuu położył mnie na ziemi, nadal całując.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Aoi patrzył na mnie z uśmiechem, odgarniając moje włosy. Potem zaczął głaskać mnie po udzie.
- Cieszę się, że tak wyszło...
- Jak...? - zapytałem.
- Że wtedy przyszedłeś akurat do mnie.
- Nie miałem innego wyjścia w sumie... - Takanori, mistrz psucia romantycznych momentów.
- Więc gdybyś miał wybór, poszedłbyś do kogoś innego?
- Hmm... - zrobiłem minę myśliciela, drocząc się z gitarzystą.
- Och, Ty! - warknął i zaczął mnie... łaskotać!
- Aoi! Prze... Prze-estań! Pro... Proszę! - zanosiłem się od śmiechu, turlając się po podłodze. Aoi nie dawał za wygraną, lecz chwilę potem dał mi spokój, co chwilę jedynie dźgając mnie w bok, lub w żebro.
- To jak z tym wyborem? - uśmiechnął się znacząco.
- Byłeś jedyną osobą, która mnie wtedy rozumiała i wspierała. W życiu nie poszedłbym do kogoś innego... - przyciągnąłem go za koszulkę do kolejnego pocałunku.
- To co, kochanie? Idziemy dokończyć film?
- Bardzo chętnie – odparłem. Aoi wstał z ziemi, po czym podał mi rękę, pomagając mi się podnieść.
Z powrotem przeszliśmy na kanapę, zabierając ze sobą wino i kieliszki. Tym razem siedziałem wygodnie wtulony w Aoiego, sącząc trunek.

Po jakiejś godzinie znużyło mnie. Ziewnąłem rozdzierająco, przymykając oczy.
- Ktoś tu jest zmęczony... - szepnął Yuu, całując mnie w skroń. Nie odpowiedziałem nic. Aoi wyłączył telewizor i wyjął z mojej dłoni pusty kielich, odstawiając go na stół. Ja zaś objąłem go za szyję.
- Zanieś mnie... - mruknąłem.
- Oczywiście, moja śpiąca królewno – Yuu wstał i wziął mnie na ręce. Zaplotłem nogi wokół jego bioder, zaś ten zaniósł mnie do sypialni, kładąc na łóżku. Zdjął ze mnie moje dresy. T-shirt zostawił, gdyż była to moja prowizoryczna piżama. Wgramoliłem się pod kołdrę, czekając, aż Aoi też przygotuje się do snu, po czym położył się obok mnie.
Wtuliłem się w jego tors i od razu zasnąłem.
Jutro czeka mnie ciężki dzień...



愛子~


________________________________________________________________

Okok, mam nadzieję, że w miarę to wyszło...
Zmotywujcie mnie, proszę ;_;


Komentarze:

Seiki:
,,W takim momencie, w takim momencie, blablabla''. Gdybym kończyła w innych, to nikt by nie czytał! XD Tez cię kocham, mru ♥ Mam nadzieję, że ta część chwilowo Cię zadowoli, diable XD

Yuriko Shiro:
Nie licz na trójkącik ^^ Gomen, jeszcze nie rozwinęłam się na tyle, by takie rzeczy pisać. Zresztą... Trójkącik to pójście na łatwiznę by było... Chcę pogmatwać fabułę. Tak, jak lubię :D

Asu:
Jak to Ruki nie chce do nikogo? ;^; Ruki kocha Aosia najbardziej na świecie! Aoi przestał kochać Uru, bo pokochał Ruksa, tak dla jasności. Ahaha, dobra logika nie jest zła! Dobra, dobra, na żadne wielokąty mi tu nie liczcie XD
Nieogarnięta kaczka, zuo ;_;
Kocham <3

MAD_Ruder
Nienie, trójkątów nie będzie, nie. XD Nie gniewam się, kotek :3 Wróć do mnie pełna sił i apetytu na nowe yaoi c:

Tynka
Mru, dziękuję. Nono, patrz, co się wyżej narobiło c:

Kaijestboski
Nie lubię Uruki, więc nie licz na to XD Och, tak, Aoś i Ru są słodcy <3 Mru, czytaj dalej, to się dowiesz, co będzie! :D <3

Chizuru
Ach, kochane, długie komentarze <3
Moje opowiadania... nałóg? Na pewno nie tak jak SWI Asu ;^;
Och, postaram się, by deprecha Cię nie dopadła. Ale niczego nie obiecuję ^^
Mam nadzieję, że chwilowo zaspokoiłam Twój głód. buziaki <3

Sanoi:
CO WY WSZYSCY Z TYM URUKI. :C
Kochekoche <3

Ina:
Ojej, cieszę się, że moje opki kogoś wzruszają, czy coś... To dużo dla mnie znaczy.
*hugu* <3

Doku:
No, ja mam nadzieję, że mnie nie opuścisz ^^
Jeżu, dziękuję <3 Nie zawieszaj, głuptasie! Pisz, musisz wejść we wprawę, nu :3
Okej, okej, do napisania <3



poniedziałek, 12 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część VII (minipartówka)




Cześć i czołem.

Część siódma do Was przyszła, więc przywitajcie ją ładnie komentarzami pod rozdziałem.

Ahso, ostatnio miałam małe... ,,podłamanie'', lecz myślę, że mimo wszystko dotrwam z tym blogiem do końca świata. Chciałam rzucić pisanie, lecz... Myśląc o Was, nie umiałabym...

I jeszcze jedno, ważne! ZREZYGNOWAŁAM Z TROLLINGU. Zbędne rozciąganie akcji. Mam nadzieję, że się nie gniewacie.

A teraz zapraszam na mini-część minipartówki, przepraszając za błędy i tak dalej~


______________________________________________________________


Gdy obudziłem się po raz drugi dzisiejszego dnia, zauważyłem, że Aoiego nie ma ze mną. Zegar wskazywał 13:00. Nieźle sobie pospałem...
Podniosłem się do siadu, przecierając dłońmi zaspane oczy. Następnie wstałem z łóżka, zaściełając je dokładnie.
- Aoi...? - zawołałem, lecz odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Przecież obiecał, że będzie obok dopóki się nie obudzę! Rozejrzałem się po całym mieszkaniu i nigdzie go nie znalazłem.
Po chwili sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do gitarzysty. Jednak po krótkim sygnale łączenia usłyszałem dźwięk dzwonka jego komórki, dobiegający z sypialni.
- Super... - westchnąłem, mówiąc sam do siebie i rozłączyłem się. Postanowiłem po prostu poczekać...
Przez ten czas ubrałem się, zjadłem śniadanie i obejrzałem jakiś nudny film.
Dopiero kiedy po jakimś czasie poszedłem do kuchni po raz drugi, zauważyłem karteczkę przyczepioną do lodówki. Zacząłem czytać...

Kochanie...
Spałeś tak słodko, że nie miałem sumienia Cię budzić. Mam nadzieję, że wybaczysz mi niedotrzymanie porannej obietnicy. Menedżer do mnie dzwonił, że mam przyjechać, by uzgodnić parę spraw w związku z zawieszeniem naszej działalności. Nawciskałem mu, że jesteś chory, więc oszczędził cię, byś nie musiał wychodzić z domu. Wrócę około 16:00. Kocham cię~! ♥
Yuu

Czytałem karteczkę z uśmiechem na twarzy. Jaki on kochany! Będę musiał mu podziękować...
Zerknąłem na zegar, wskazujący 14:00. Miałem jeszcze dwie godziny wolnego czasu. Zacząłem się wówczas zastanawiać, co mógłbym porobić...
No tak...! Przecież miałem zrobić coś w sprawie z Uruhą.
Zastanawiałem się jeszcze chwilę, czy to aby na pewno dobry pomysł... Z drugiej strony, jeśli ja nie wziąłbym sprawy w swoje łapki... Nie, nie...! Muszę tam iść i wypytać go o wszystko...
Ułożyłem włosy, lekko się umalowałem i skierowałem się do korytarza. Sprawdziłem jeszcze, czy wszystko jest w należytym porządku, po czym nałożyłem płaszcz, buty, wziąłem trochę pieniędzy na taksówkę i wyszedłem z domu, zamykając go na dwa zamki.

Podróż niesamowicie się dłużyła. Czemu on, do cholery, musi mieszkać tak daleko?
Po jakichś 20 minutach jazdy taksówką, samochód się zatrzymał. Zapłaciłem, wysiadłem z pojazdu i  poszedłem w stronę odpowiedniego bloku. Rzadko tu bywałem. Nigdy nie trzymałem się z Kouyou jakoś... blisko.
       Wszedłem do klatki. Kolejno wspiąłem się na 4 piętro, gdyż winda była zepsuta. Następnie stanąłem przed mocno zniszczonymi drzwiami.
Zapukałem dość głośno. Po dłuższej chwili czekania w drzwiach stanął Uruha. Uśmiechnąłem się do niego blado, lecz gdy zlustrowałem go od stóp do głów... lekko się skrzywiłem. Co on z sobą zrobił?! Nigdy nie widziałem go w takim opłakanym stanie...
- Cześć... - przywitałem się – mimo wszystko – w miarę przyjaźnie. W końcu muszę go jakoś zachęcić do rozmowy...
- Cześć – odpowiedział bezemocjonalnie.
- Mogę wejść? - zapytałem.
- Po co? - odparł złośliwie.
- Chcę pogadać...
- Kai cię przysłał – stwierdził.
- Tym razem nie trafiłeś...
Kou jeszcze chwilę na mnie patrzył, po czym namyślił się, by mnie wpuścić. Przeszedłem od razu wgłąb mieszkania, lecz Uruha wyprzedził mnie, odgarniając ubrania, śmieci i resztę rzeczy, leżących na podłodze, tworząc coś w rodzaju ,,drogi głównej''. Czyli 'byleby móc przemieszczać się po mieszkaniu'...
Jak można żyć w takim syfie?!
- Więc o co chodzi? - zapytał po jakimś czasie, wchodząc do kuchni. Podreptałem za nim.
- Zmieniłeś się...
- To znaczy?
- Schudłeś, zmizerniałeś... - przyjrzałem się jego oczom. Miał jakby... nieobecny wzrok... - Co się dzieje...?
- Wszystko jest w porządku... - odwrócił głowę, by nie patrzeć mi w oczy.
- Właśnie widzę.
- Skoro tu jesteś... Może masz pożyczyć trochę kasy? - zapytał, drapiąc się w tył głowy.
- Eh? - zdziwiłem się tą bezpośredniością i nagłą zmianą tematu.
- No... Na czynsz nie mam... Rozumiesz...
- Kouyou, mnie nie oszukasz... Przecież widzę, że coś jest nie tak!
- Takanori... Proszę...
- Nie. Masz mi powiedzieć, co się dzieje. Na czynsz z pewnością ci nie brakuje – skwitowałem.
Kouyou westchnął ciężko, siadając na kuchennym krześle. Schował twarz w dłoniach, po czym ja też usiadłem.
- Nie chcę o tym gadać...
- Kai chce cię wywalić, wiesz? Na razie zawiesiliśmy działalność...
- Niech robi co chce...
- Okej... Jak wolisz. Więc nie przyszedłem tu po to, by wypytywać cię o twój stan zdrowia, skoro nic nie chcesz mi powiedzieć. Sam widzę, co z tobą nie tak...
- Wiedziałem... Więc czegóż możesz ode mnie chcieć? - zapytał sarkastycznie, zerkając na mnie.
- Przyszedłem z małą prośbą.
- Do rzeczy... - ponaglał mnie, co mnie trochę irytowało.
- Chciałem cię prosić... Bo... Chcę, byś zostawił Aoiego w spokoju... Rozumiesz...
- C-co? - spojrzał na mnie, jak na głupka.
- No... Po prostu wiem, jak go wtedy potraktowałeś... Ledwo się chłopak pozbierał...
- Ja mam mu dać... spokój? Ty... Ty wiesz, co ty mówisz...?
- No... A co jest w tym niezrozumiałego...? - palnąłem jak ostatni idiota. Oczywiście, to takie normalne, że prosi się kumpli o zerwanie z kimś kontaktu...
- Co jest niezrozumiałego?! Ruki! Ja... Ja go kocham! Rozumiesz?! To dlatego udawałem jakiegoś pieprzonego hetero! Dlatego nie chodziłem na próby! Bałem się, że mogę coś odpalić, rozumiesz?! Ja... To dlatego zacząłem ćpać. Aby... zapomnieć...
- Zapomnieć... - powtórzyłem cicho. W tym samym momencie zrobiło mi się słabo. Wszystko wokół zawirowało i na chwilę poczerniało... Po chwili odzyskałem zdolność prawidłowego widzenia.
- Ruki...? - Kouyou podszedł do mnie. Zauważyłem łzy w jego oczach. - Płaczesz...? - zapytał. Ja płaczę...? Płaczę... Kurwa! - Takanori, wszystko w porzą... - jednak po chwili uciął swój bezsensowny monolog. - Takanori... - zaczął ponownie, chcąc mnie najwyraźniej sprowokować do wyżalenia się. Co to, to nie.
- Spieszę się... Ja... Wybacz... - otarłem łzy, które nie wiem kiedy zaczęły wypływać z moich oczu.
Uruha... Kocha kogoś, kogo kocham ja... Z kim jestem... Z kim mieszkam... I ten ktoś kocha też Uruhę... Przecież to... To mnie całkowicie... 
Wyklucza...
- Takanori! Proszę, zaufałem ci! Nie mów mu tego... Błagam! - pociągnął mnie za rękaw, gdy wychodziłem z jego mieszkania. Spojrzałem mu prosto w oczy.
-Nie powiem mu... Przepraszam, naprawdę się spieszę... - mówiłem ze stoickim spokojem.
-Dlaczego płaczesz...?
- Nie płaczę...
- Widzę...
- Uruha, proszę, daj mi spokój... - ponownie podjąłem próbę wyjścia z domu.
- Nie...! Czekaj... - znów mnie zatrzymał. - Przyjdziesz do mnie jutro...? Proszę...
- Kouyou, ja...
- Proszę, Takanori... 
- D-dobrze... - pewnie będę tego żałował. Ale czego nie robi się dla przyjaciół...

Gdy opuściłem mieszkanie Uruhy, wyjąłem z kieszeni swój telefon. 23 nieodebrane od... Aoiego. Miałem totalny mętlik w głowie...
Mam powiedzieć Yuu o tym, co wyznał mi Kouyou? Czy może działać dla jego dobra, nic nie mówiąc? Przecież to jego szczęście liczy się dla mnie najbardziej...
Wyszedłem z budynku i zamiast zamawiać taksówkę, postanowiłem przejść się na postój. Znajdował się trochę daleko, jednak spacer był mi w tamtej chwili bardzo potrzebny...

Dotarłem do domu godzinę później.
Kiedy wszedłem do mieszkania, Aoi zerwał się z kanapy i podbiegł do mnie, tuląc do siebie. Czułem się niezręcznie... Trochę jak intruz...
Teraz, kiedy jest już pewne, że Uruha i Yuu kochają się nawzajem, jestem tu... niepotrzebny...?
Usłyszałem tuż przy uchu ciche ,,gdzie się podziewałeś?''. Nie odpowiedziałem nic, tylko wtuliłem się w gitarzystę jeszcze bardziej. Ten jednak odsunął mnie od siebie, spoglądając na moją zapłakaną twarz. Wiedział, że coś jest na rzeczy, lecz zignorował to, zdejmując ze mnie płaszcz, chustę i buty. Wziął mnie na ręce, niosąc do sypialni. Byłem cholernie zmęczony dzisiejszym dniem, mimo że poza domem spędziłem jakieś 4 godziny...
Aoi położył mnie na łóżku, kładąc się obok mnie. Przytulił mnie mocno, co raz całując mnie we włosy.
Bicie jego serca koiło moje nerwy... Był dla mnie, jak lek. Chwilowo znów czułem się spokojny i taki... bezpieczny...


愛子~


______________________________________________________________


No i co, namieszałam troszkę, ne? >D



Komentarze:

Yuriko Shiro: 
Witam cieplutko nową czytelniczkę :3 Klawiaturka nie gryzie, naprawdę! Liczą się chęci <3

サノイ
MASZ WIZJĘ XD
A już, Uruki byś chciała. Tytyty, Ruki jest grzeczny! Trójkąt...? Nieee... Jeszcze nie piszę na takim poziomie, by tworzyć trójkąty XD Blabla, zobaczysz, co się będzie działo. Powyższa część trochę zmąciła Twe wizje ^^

Asu:
Kocie~ Ty normalnie nie wiesz, jak ja kocham Twoje komentarze! <3
No widzisz, Akiś się powstrzymał i wszyscy są happy ^^ Taktak, Yuu obroni naszego Maluszka zawsze i wszędzie! Przecież to Aoisuperherodzielneseme <3
Ciocia Asu za dużo sobie wyobraża! Daj im się hajtnąć, kurde, a nie o dzieciach już myślisz. A skoro o hajtaniu się mowa... Sądzisz, że Ruks nadal będzie z Aoim? Po tej części? Pogłówkuj :>
Buziaki <33

Tynka
Ruks to nie baba, Ruks to uke XD Uke też płaczą, ale znacznie mniej. Tak sądzę... Nienie, Rukiś jest po prostu dzielnym uke :3
Mru <3

Ina
To miało wyjść tak sztucznie, ukazując głupotę Akiry XD Pokazanie braku jego mózgu chyba mi się udało...
Uru... Co będzie z Uru, nie powiem~ Taki surprajsik, ne~
Kocham Twoje shoty <3 Przepraszam za niekomentowanie ich ostatnio, ale transfer mi się zje... No, rozumiesz. Postaram się to jakoś nadrobić, jeśli mi się uda.
Koche <3

Chizuru
Kolejna nowa buźka, tak strasznie się cieszę! <33 I cieszę się, że Ty się cieszysz, bo radość czytelników to podstawa :D Dziękuję za pochwały, wiele to dla mnie znaczy <3
Och, za dużo byś chciała. A do rękoczynu prawie doszło, ne? XD
Ja lubię długie komentarze, więc się nie oszczędzaj, tylko pisz, pisz, pisz i oceniaj! :3
Buziaki :3

Doku
JAKI KOMPLEKS NIŻSZOŚCI? ;_; Błagam Cię, to są zwykłe, amatorskie, niezbetowane (!) opowiadania! Ach, ale proszę, nie opuszczaj mnie. Nawet jeśli ten kompleks niższości faktycznie się zrodził ;_;
*hugu* <3



wtorek, 6 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część VI (minipartówka)



[Aoi]

Po 15 minutach jazdy dotarliśmy do dzielnicy, gdzie znajdowało się – teraz już  - dawne mieszkanie Rukiego. Usłyszałem ciche westchnięcie, po czym spojrzałem na młodszego, który bez większych emocji wpatrywał się w zaokienną przestrzeń. Siedział jak zwykle – z nogami założonymi na fotel. Zawsze wychwytywałem w tym zwyczaju szatyna coś uroczego.
- Ruki...?
- Tak? - zapytał, wyrwany ze swoich rozmyślań. Od razu na mnie spojrzał.
- Jeśli chcesz, to mogę załatwić to sam. Widzę, że ci ciężko...
- Nie, nie...
- Na pewno?
- Tak, Yuu, dam sobie radę... - uśmiechnął się blado.
Wjechałem na parking, wyłączyłem silnik, natomiast Ruki zaczął szukać w swoim podręcznym, wyćwiekowanym plecaczku kluczy od starego mieszkania.
- Boję się... - jęknął, patrząc mi w oczy ze zmartwioną minką. Ja natomiast nachyliłem się lekko nad szatynkiem, całując go czule w usta.
- Lepiej? - zapytałem. Młodszy uśmiechnął się, energicznie potrząsając głową. - Cały czas przy tobie będę – zapewniłem go.
- Dziękuję... - pogładził mnie zewnętrzną częścią dłoni po policzku, po czym wysiedliśmy z auta, kierując kroki w stronę apartamentowca.
Weszliśmy do budynku, wspinając się na drugie piętro, po czym stanęliśmy przed odpowiednimi drzwiami.
Rukiemu tak trzęsły się ręce, że nie mógł trafić kluczem do zamka. Wyręczyłem go w tej czynności, wpuszczając go do środka jako pierwszego. Wszedłem tuż za szatynem.
Jednak Taka stanął, zanim zdążył zrobić kolejny krok. Podniosłem wzrok w celu rozejrzenia się po mieszkaniu, i sam też zaniemówiłem.
Żeby nie usłyszeć tego, że ktoś wchodzi do domu?! Błagam was!
Ruki był wyraźnie zły. Skierował się do sypialni, głośno tupiąc przy tym nogami, by podkreślić tym swoją obecność.
- Cześć, k o c h a n i e – syknął, zwracając tym na siebie uwagę blondyna, który... leżał na dywanie i całował się z Kaiem... Oni chyba naprawdę nie usłyszeli dźwięku przekręcanych kluczy w zamku...
Akira szybko podniósł się z ziemi wraz z Kaiem, będąc wyraźnie zawstydzony i zażenowany zaistniałą sytuacją. Już chciał coś powiedzieć, kiedy najzwyczajniej w świecie mu przerwałem.
- Tylko tym razem się nie tłumacz... - rzekłem z rozbawieniem, podążając za ukochanym do sypialni.
Wkroczyłem do pomieszczenia, gdzie zauważyłem, jak Ruki siłuje się z walizką, próbując wyjąć ją spod łóżka. Podszedłem do niego, by mu pomóc.
Kiedy dwie skrzynie zostały wyciągnięte, wstaliśmy.
- Wszystko w porządku...? - zapytałem po chwili ciszy, jaka zapadła między nami.
- Aoi, kiedy my się tego nauczymy...? - westchnął z uśmiechem. Okej, spodziewałbym się po nim płaczu, złości, rozżalenia... ale... uśmiechu? - Mamy siebie... Mnie osobiście niczego więcej do szczęścia nie potrzeba... - przytulił się do mnie, a ja mocno go objąłem.
- Masz rację, kotku... - ucałowałem go we włosy.
- No dobra, do roboty! Ubrania same się nie popakują, a jest ich sporo... - uśmiechnął się chytrze, odklejając się ode mnie.
- Będziemy musieli zainwestować w większą szafę... Tak czuję... - zaśmiałem się.
- O to się nie martw – odparł, otwierając drzwi – a raczej wrota – szafy. Pomogłem mu pakować ciuchy, kosmetyki i resztę jego rzeczy, których było naprawdę mnóstwo. Uporaliśmy się ze wszystkim nieco w ponad godzinę.
- Możemy już iść? Wszystko masz? - zapytałem.
- Tak. Chodźmy już stąd, proszę...
Opuściliśmy pokój, przechodząc do salonu, gdzie na sofie siedział Akira. O dziwo, Kaia już nie było...
Ruki spojrzał na niego z żalem w oczach, rzucając w blondyna kluczami.
- Taka, to nie miało tak wyjść...! - krzyknął za niższym, kiedy ten odszedł w stronę korytarza, czekając na mnie.
- Daruj sobie... - prychnął Ruki.
- Takanori, poczekaj! Wszystko ci wyjaś...
- Dokąd to? - zatrzymałem Reitę, kiedy ten rwał się, by pójść do młodszego. Zagrodziłem mu drogę swoim ciałem.
- Złaź, bo pożałujesz... - warknął, na co ja odparłem mu stłumionym śmiechem.
- Masz go zostawić i dać mu święty spokój – rzekłem spokojnie. Blondyn tylko się zamachnął, jednak zatrzymałem jego cios.
- Akira! - usłyszałem przerażony głos szatyna.
- Takanori... Ja go nie kocham! Przysięgam!
- Yuu... Chodźmy do domu, proszę... - młodszy jęknął błagalnie, co jakiś czas zerkając z przerażeniem na Reitę.
- Dobrze, skarbie... - odparłem, po czym zostałem nagrodzony zdziwieniem Reity oraz wielkim znakiem zapytania wymalowanym na jego twarzy. Uśmiechnąłem się triumfalnie, po chwili ulegając ciągnącemu mnie za płaszcz Rukiemu.
- To wy... - zaczął blondyn, najwyraźniej nie wiedząc, jak ma to ubrać w słowa.
- Tak, jesteśmy razem – odparł Ruki. - I uwierz mi, że nic ci do tego... - szatyn ponownie odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania, ciągnąc mnie za rękę.
Kiedy opuściliśmy mieszkanie, kolejno apartamentowiec, szatynek przylgnął do mnie mocno.
- Dziękuję... - powiedział półszeptem.
- Za co mi dziękujesz? - zapytałem, przygarniając do siebie mocniej drobne ciałko.
- Obroniłeś mnie...
- Zawsze będę cię bronił. Zawsze, kiedy zajdzie taka potrzeba. Choć mam nadzieję, że takich sytuacji będzie jak najmniej... Nie lubię, kiedy grozi ci coś złego...
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę...
- Wracajmy do domu, Taka... Zrobiło się ciemno i zimno.
- Wracajmy, mój superbohaterze... - zaśmiał się, całując mnie w policzek.
Walizki upchnęliśmy w bagażnik samochodu, po czym pojechaliśmy do domu, gdzie w spokoju mogliśmy zacząć nowy etap w życiu.
Z pewnością wszystko będzie tak, jak powinno. Mam dobre przeczucia...


*kilka dni później*

[Ruki]

Obudziłem się z samego rana jako pierwszy. Zerknąłem na zegarek. Była szósta rano. Delikatnie przewróciłem się na drugi bok, by móc wtulić się w tors ukochanego. Przerzuciłem rękę przez jego brzuch, a już po chwili poczułem, jak Aoi przygarnia mnie do siebie, gładząc lekko moje plecy. Bardziej się w niego wtuliłem. Czułem się tak bezpiecznie...
Leżąc tak, patrzyłem się gdzieś przed siebie. Mimo że panowała kompletna cisza, czułem, że Yuu nie śpi. Zerknąłem na jego twarz. Faktycznie, obserwował mnie z pięknym uśmiechem.
- Obudziłem cię? - szepnąłem cichutko.
- Nie... - uśmiechnął się. - Wcześnie wstałeś.
- Jakoś nie mogę spać...
- Postaraj się. Jeśli się nie wyśpisz, nie będziesz mógł później funkcjonować.
- Ale... Będziesz tu?
- Oczywiście, kochanie. Będę tu tak długo, dopóki się nie obudzisz ponownie. Śpij... - pogładził mnie po głowie, a ja posłuchałem go i zamknąłem oczy, czekając na sen.
Kiedy tak leżałem, nagle ni stąd, ni zowąd tknęła mnie myśl... co się dzieje z Kou? Dlaczego nie chce nikogo widzieć? I chyba najważniejsze... Dlaczego tak potraktował Yuu?
Czułem, że muszę wziąć sprawę w swoje ręce. Przecież nikt inny się tym nie zajmie, a skoro tak, to nasze zawieszenie niebawem zamieni się w rozpad... Tego bym nie chciał, choćbym nie wiem jak nienawidził Reity, czy Kaia... Mam Aoiego i dałbym sobie radę.
Poza tym, mimo wszystko, nadal jesteśmy zespołem. Nadal mamy fanów...
Muszę coś z tym zrobić, tylko... jak?
Po kilkunastu minutach rozmyślań zasnąłem wtulony w gitarzystę.
Gdybym potrafił mu pokazać, jak bardzo go pokochałem...


piątek, 2 listopada 2012

,,Pomóż mi... zapomnieć'', część IV & V (minipartówka)



Część IV

[Aoi]


       Kiedy obudziłem się rano, zauważyłem, że Rukiego nie ma obok mnie. Czy to możliwe, że wszystko jedynie mi się przyśniło...? Nie, nie! To nie może być prawda...!
Pospiesznie postawiłem stopy na zimnych panelach, przez co całe moje ciało przeszły dreszcze. Następnie raptownie wstałem. Nie zważając na czarne plamki, powstałe przed moimi oczami, ruszyłem przed siebie w poszukiwaniu młodszego.
Wyjrzałem z sypialni, skąd miałem widok na całe mieszkanie, gdyż salon, jadalnie i kuchnię miałem złączone.
Rozejrzałem się, lecz nigdzie nie spostrzegłem wokalisty. Posmutniałem, jednak chwilkę później mnie olśniło... Wysepka w kuchni!
Szybkim krokiem skierowałem się do niewielkiej kuchni. Zajrzałem za szafki. Na podłodze siedział skulony Ruki z kubkiem – sądząc po ciemnej barwie – mocnej kawy w dłoni.
- Taka... - odetchnąłem z ulgą. Ruki aż podskoczył, słysząc mój głos, wylewając przy tym trochę kawy na białą posadzkę.
- Aoi! Wy-wystraszyłem się... Ja zaraz sprzątnę...
- Nie, Ruki, zostaw... Wstań i odstaw kubek – poleciłem. Młodszy spełnił moją prośbę. Podniósł się z podłogi, stawiając naczynie na blat. - Co się stało...? - zapytałem po chwili, tym samym przerywając szatynowi jakże interesującą czynność, którą było wpatrywanie się w plamę na podłodze.
- Nic – odparł lakonicznie.
- Takie kity wciskaj komu innemu. Chodź, zimno ci – stwierdziłem, łapiąc mniejszego za lodowatą dłoń, ciągnąc go za sobą do sypialni. Położyłem go na łóżku, szczelnie nakrywając nagrzaną kołdrą. Sam ległem obok niego, natarczywie wpatrując mu się w oczy. Jego twarz wyrażała stoicki spokój. Jednak w pewnym momencie zrobił zmartwioną minkę. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać...
- Taka, powiedz co cię dręczy... - chwyciłem jego łapkę, delikatnie ją gładząc. Młodszy skierował wzrok na nasze splecione dłonie.
- Bo ja... Aoi, nie wiem co czujesz... - Ruki znów skierował wzrok na mnie. Patrzył mi w oczy, jakby szukał w nich odpowiedzi na jakieś pytanie.
- To znaczy...? - palnąłem z niezrozumieniem.
- To znaczy, że nigdy nie zastąpię ci...
- Dość. Ruki, czy ty sądzisz, że naprawdę chcę, byś zastępował mi Uruhę...? - zapytałem. Co jeszcze kłębiło się w tej roztrzepanej łepetynce?
- Nie wiem... - odparł, a ja rozwarłem ramiona w zapraszającym geście. Młodszy po chwili niepewnie przysunął się do mnie, wtulając się w mój tors.
- Teraz liczysz się tylko ty, rozumiesz...? - powiedziałem półszeptem, całując go we włosy. Ten uniósł się na łokciu, opierając się nim o moją klatkę piersiową. Sięgnął moich ust, co kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Więc... Dzień dobry, kochanie... - Ruki uśmiechnął się.
- Dzień dobry – odwzajemniłem gest.
- To co, śniadanko? - zapytał, jakby rozmowy, która odbyła się przed chwilą nie miała miejsca.
- Bardzo chętnie.
- To idź się ubrać, a ja w tym czasie coś upichcę – rzekł. Przytaknąłem mu skinieniem głowy. Ruki wstał, udając się do kuchni, a ja zasłałem łóżko i zgarnąłem jakieś ciuchy, udając się do łazienki.
Lekko się umalowałem, ułożyłem włosy i opuściłem toaletę.
Kiedy przeszedłem do salonu, zauważyłem, że Ruki krząta się przy kuchence. Nucił pod nosem tylko jemu znaną melodię. Był ubrany w moją koszulkę, w której wyglądał jak w sukience. Uśmiechnąłem się pod nosem, podchodząc do Rukiego. Objąłem go w pasie od tyłu, całując w lekko odkryte ramię.
- O, jesteś. Głodny?
- Pewnie! Mmm... Ślicznie wyglądasz – mruknąłem, po czym oderwałem się od pleców szatyna, siadając na wysokim, barowym krześle.
- Bo ja... pożyczyłem... - wskazał na koszulkę. - Nie gniewasz się?
- Od teraz wszystko, co znajduje się w tym domu należy również do ciebie.
- A właściciel? - podszedł do mnie z chytrym uśmieszkiem na twarzy, opierając się łokciami o moje uda.
- Też pytanie... - prychnąłem. Ten stanął na podnóżek krzesła i ucałował mnie w kącik ust. Pogładziłem go po włosach, będąc jakby zahipnotyzowany jego urokiem.
-Skończę robić śniadanie – rzekł odchodząc ode mnie w stronę kuchenki.
- Pomóc?
- Dam radę – odparł i rozbił kilka jajek na rozgrzaną patelnię. - Idź do jadalni. Zaraz przyniosę – polecił mi, a ja, postanawiając się nie sprzeczać, spełniłem jego prośbę.
Po chwili przyniósł dwa talerze z parującą jajecznicą. Podziękowałem, a gdy szatyn zasiadł do stołu, zaczęliśmy jeść.
- Jakie pyszne! - zachwyciłem się.
- Przecież to zwykła jajecznica... - zachichotał.
- Ale ty ją robiłeś! Zresztą... Ja nawet tego nie umiem.
- Na pewno przesadzasz... Ale cieszę się, że smakuje - uśmiechnął się.
Resztę posiłku zjedliśmy gadając na różnorakie tematy. Od pogody, po melodie, które niedawno skomponowaliśmy.

       Kiedy skończyliśmy jeść, sprzątnęliśmy ze stołu i mając jeszcze mnóstwo czasu do próby – wzięliśmy duży koc i przeszliśmy do salonu w celu obejrzenia jakiegoś filmu. Długo szukaliśmy jakiejś wygodnej pozycji. W efekcie położyłem się na sofie, a Ruki położył się na mnie, wtulając się we mnie, po czym nakryłem nas puchatym pledem. Gładziłem młodszego po plecach, co raz to zjeżdżając na jego pośladki, na co Ruki reagował chichotem i cichym ,,przestań!'', jakby z zażenowania. Nic na to nie poradzę. Lubiłem się z nim droczyć, a kiedy się denerwował, tak słodko wyglądał...
- Yuu... - zaczął po dłuższej chwili gapienia się w pudło. - Nie wiem, jak mam się przy tobie zachowywać... - spojrzał na mnie, opierając brodę na dłoniach, które z kolei spoczywały na mojej klatce piersiowej.
Taka zszedł ze mnie, siadając obok, na sofie. Także podniosłem się do siadu, przez co koc spadł na ziemię.
- Ruki... - westchnąłem. Nie lubiłem takich rozmów. Myślałem, że już wszystko jest jasne... - Po prostu... Bądź ze mną... -  powoli zbliżałem swoją twarz do jego. - Kochaj mnie... - ciągnąłem, gdy młodszy patrząc na moje usta, oblizał się, jakby tracąc kontrolę nad sobą. - I okazuj mi uczucia... - zetknąłem swoje wargi z jego miękkimi, słodkimi.
Przecież on zaczął działać na mnie jak narkotyk! Kiedy rano nie zastałem go w łóżku, poczułem się jakoś nieswojo... Czułem... pustkę. Tak, to chyba najlepsze określenie.
Jak tak dalej pójdzie, Taka stanie się całym moim światem. Bez niego nie będę mógł funkcjonować...
Nie, ja już nie mogę bez niego żyć.
Chyba się zakochałem...
Całowaliśmy się czule, powoli. Nie spieszyliśmy się. Napawaliśmy się sobą, tą chwilą...
Jednak w pewnym momencie Ruki postanowił przełamać granicę. Odrywając się od moich ust, zsunął się na ziemię, klęcząc przede mną.
- Taka... Co ty...?
- Och, zamknij się. Właśnie chcę ci okazać trochę uczuć – młodszy sięgnął za gumkę moich dresów i ściągnął je razem z bokserkami, zanim zdążyłem się zaprzeć. Przecież ja nie chcę go wykorzystywać! Nie to miałem na myśli!
- Ale nie chodziło mi o takie... Ach!
W tym momencie Ruki ukrył moją męskość w swoich ustach. Od razu zaczął miarowo poruszać głową.
Odchodziłem od zmysłów. Wzdychałem, pokazując młodszemu, że jest mi dobrze. Taka nadawał idealne tempo.
Po chwili czułem, że koniec jest bliski. Wylałem się prosto w usta szatyna, zaciskając dłonie na materacu sofy. Ledwo przytomny zerknąłem na Rukiego, który właśnie podnosił się z ziemi. Naciągnąłem na siebie bieliznę i spodnie, po czym szatynek wpakował mi się na kolana. Pocałowałem go namiętnie, wyczuwając w jego ustach resztki swojego nasienia. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, Ruki objął mnie mocno za szyję.
- Dziękuję... - szepnąłem, na co młodszy zachichotał, wtulając się we mnie mocniej. - Jednak chcę, byś wiedział, że...
- Wiem, Aoi, wiem. Ale... nie podobało ci się? - Ruki odkleił się ode mnie, robiąc smutną minkę. Zaśmiałem się.
- Było cudownie... - cmoknąłem go w nos. - Diable – zaśmialiśmy się obaj, po czym Taka znów kazał mi się położyć, sam kładąc się na mnie. Tak, jak poprzednio. Ponownie przykryłem nas kocem, uprzednio podnosząc go z ziemi.
Tak spędziliśmy kolejne dwie godziny. Spojrzałem na zegar. Była jedenasta. Za godzinę próba.
Kiedy chciałem się podnieść, zauważyłem, że Ruki zasnął. Jakież to urocze...
- Taaaka... Hej, Takanori, wstawaj... - szturchnąłem lekko bezwładne ciałko, lecz chłopak nadal nie reagował. - Kochanie, musimy jechać... - pogładziłem go po pleckach.
Ten powoli podniósł głowę, spoglądając na mnie półprzytomnym wzrokiem. Ziewnął rozdzierająco, kolejno uśmiechając się do mnie.
- Co powiedziałeś...? - spojrzał na mnie, przecierając oczy.
- Że zaraz pró...
- Nie, nie. Nie to... - uśmiech nie znikał mu z twarzy. Nakazałem więc mojemu mózgowi zacząć pracować. I wtedy mnie olśniło.
Ja każę Rukiemu okazywać mi uczucia, a sam...? Przecież dopiero pierwszy raz odważyłem się powiedzieć do niego jakoś... pieszczotliwie!
Tak, wiem, jestem idiotą. Weź mnie ktoś walnij!
- Kochanie... - powiedziałem półszeptem ni to do siebie, ni to do niego. - Kotku, misiu, skarbie... Niedługo próba – powiedziałem na jednym wdechu.
- Dobrze, książę. Zacznijmy się wybierać – odparł uradowany, całując mnie przelotnie w usta.
Po chwili szatyn zgramolił się ze mnie i poszedł w stronę łazienki.
Po pół godzinie byliśmy gotowi do wyjścia.
- Taka, wyjedziemy trochę wcześniej. Trzeba zrobić zakupy.
- Dobrze, dobrze.

        Po zrobieniu ogromnych zakupów, ruszyliśmy w stronę studia.
- Aoi?
- Tak?
- Ja wiem, że może dla ciebie wydaje się to... głupie. Pewnie się wkurzysz... - pokręciłem głową w geście bezradności.
- Nie umiem się na ciebie gniewać... Mów o co chodzi.
- Nie mówmy chłopakom o... o nas... Boję się reakcji Reity... - z jednej strony rozumiałem go. Ale z drugiej... Czyżby nie wierzył, że zapewnię mu bezpieczeństwo? Kocham go, będę go bronił przed wszystkim i wszystkimi. Nawet przed Reitą.
- Dobrze, nie mówmy im nic. Powiemy, gdy będziesz gotowy.
- Dziękuję... - odpiął pas i cmoknął mnie w policzek. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zauważyłem, że właśnie dotarliśmy pod wytwórnię.
Zaparkowałem, wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku. Chciałem złapać młodszego za rękę, jednak w porę sobie przypomniałem jego prośbę. Będzie ciężko, ale uszanuję jego decyzję...





Część V

[Ruki]

       Kiedy szliśmy w stronę głównego wejścia, kątem oka zauważyłem, jak Aoi chce złapać mnie za rękę, jednak szybko ją zabrał. Zrobiło mi się go szkoda. Bardzo się starał, a ja mu z takim czymś wyjechałem...
Jakoś mu to wynagrodzę. Postaram się.
Weszliśmy do windy znajdującej się w budynku i wjechaliśmy na drugie piętro. Kiedy szliśmy korytarzem, usłyszeliśmy, że ktoś jest już w naszej sali.
Tymi ktosiami okazali się Kai i Reita. Gadali o czymś bardzo cicho. Nie słyszałem o czym rozmawiali...
Jednak kiedy weszliśmy do pomieszczenia, zaczęli rozmawiać głośno, na jakiś temat kompletnie wyrwany z kontekstu. Coś mi nie grało...
- Pamiętasz? Matko, to było niezłe!
- No, pamiętam! – Kai zaśmiał się głośno.
Popatrzyliśmy na siebie z Aoim, jak na idiotów.
- O, cześć – przywitał się Kai.
- Cześć – odrzekł tylko Aoi, gdyż ja nie miałem na to siły... Poszedłem w stronę sofy i usiadłem na ziemi, opierając się plecami o mebel. Chwyciłem leżące nieopodal kartki z moimi tekstami i nutami Aoiego. Czarnowłosy przyszedł do mnie po chwili, siadając naprzeciwko mnie, po turecku. W dłoni trzymał gitarę klasyczną, którą zaczął stroić. Podałem mu jego nuty, za które podziękował mi pięknym uśmiechem.
- Aoi – zacząłem szeptem. - Sądzisz, że oni... - kiwnąłem głową w ich kierunku. Yuu tylko przytaknął. Westchnąłem ciężko.
Nie, Reita już się dla mnie nie liczył. Zastanawiałem się tylko... ile czasu żyłem w kłamstwie? I dlaczego Akira nie powiedział mi tego wszystkiego na początku?
Aoi widząc, co się ze mną dzieje, potarł mnie po ramieniu, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłem gest. Normalnie oczekiwałbym innej formy pocieszenia. Ale że nie byliśmy sami...

        Chwilę później czarnowłosy zaczął grać piękną melodię. Naprawdę, bardzo mi się spodobała.
- Jej... śliczne – zachwyciłem się.
- To? A... Skomponowałem pewnego wieczora...
- Rezerwuję to tylko dla siebie – zaśmiałem się.
- Oczywiście, skarbie... - szepnął. Uważał, by tamta dwójka niczego nie usłyszała.
Aoi nadal grał, a ja pozwoliłem moim myślom wypaść z głowy. Przeglądałem swoje teksty piosenek, czasem zerkając na zegar.
Właśnie. Było już grubo po 12. A kogoś nadal brakowało...
Kai nagle zerwał się z miejsca i zaczął krzyczeć. Niesamowite, przecież przed chwilą był taki spokojny.
-Wiecie co z Uruhą? No ile jeszcze czasu będzie bawił się w te pojebane gierki?! Czeka nas koncert, a on nawet dupy nie chce ruszyć, by zrobić próbę! Aoi! - czarnowłosy podniósł wzrok na lidera, przestając grać. - Byłeś u niego. Co z nim?
- No... byłem... - mruknął nieco zakłopotany. - Nie ma się najlepiej...
- To znaczy? Co mówił? Konkrety!
- Mówił, że... - Aoi zaciął się i w jednej chwili zmarkotniał. Przecież nie mogłem go tak zostawić! Musiałem mu pomóc. Najwyżej stracę głowę...
Wstałem z ziemi.
- Uruha powiedział, że nie chce nas widzieć. Że ma dość, że nikt się nim nie interesuje. Tyle ci wystarczy? - odparłem kąśliwie. Nie będzie się na Yuu wydzierał! Nic mu nie zrobił.
        Zerknąłem na gitarzystę. Patrzył na mnie w osłupieniu. Nie wiedziałem, co myśli. Nie wiedziałem, jakie konsekwencje poniosę za takie oskarżenie Uruhy. Trudno, działałem w sprawie obrony ukochanego...
- Jemu nie zależy?! Słyszałeś, Reita? Jemu nie zależy! To komu ma zależeć?! Mi?! Może jeszcze mam błagać księżniczkę, by się na próbie zjawiła?! Jak on to sobie wyobraża?! Mam dość! Pierdolę to, tak jak on pierdoli nas. Zawieszamy działalność. Żegnam! - wrzasnął, wychodząc z sali. Reita pobiegł od razu za nim.
Zerknąłem na Aoiego. Nadal siedział przybity.
Wróciłem do niego, siadając tak, jak wcześniej.
- Aoi... - szepnąłem, gładząc gitarzystę po udzie. Próbowałem jakoś spojrzeć mu w oczy, co skutecznie uniemożliwiała jego przydługa grzywka.
- Przepraszam... - przytulił mnie.
- Przecież nie masz za co. To ja powinienem przeprosić... Wykorzystałem sytuację...
- Nie, Taka. On właśnie tak powiedział...
- Ktoco? - palnąłem z niezrozumieniem.
- Uruha. Powiedział, żebyśmy dali mu święty spokój i nie przyjeżdżali do niego...
- N-naprawdę...?
- Wczoraj, gdy do mnie przyszedłeś... Płakałem właśnie przez niego. Przez jego słowa, rozumiesz?
- Czemu mi nie powiedziałeś...? - objąłem ukochanego.
- Nie wiem... Po co roztrząsać nieważne sprawy, kiedy mam kogoś, kogo kocham nad życie?
- To tak się da? W jeden dzień? - zachichotałem.
- Czasem dokonuję niemożliwego, Taka – zaśmiał się dźwięcznie. - Jednak myślę, że po prostu musiałem kochać cię już wcześniej. A ty tylko utwierdziłeś mnie w tym przekonaniu...
- To miłe... - zerknąłem za siebie, patrząc, czy aby nikogo nie ma w pobliżu. Z powrotem spojrzałem na Aoiego. Przywołałem go gestem dłoni, po czym ten wpił się w moje usta z zachłannością. Całowaliśmy się pospiesznie, gdyż obawialiśmy się, że nagle ktoś może tu wejść.
        Oderwaliśmy się od siebie. Położyłem głowę na jego ramieniu. Aoi chwycił moją dłoń, przykładając ją sobie w okolicach serca. Poczułem mocne, szybkie bicie... Nie, wyraźnie czułem, jak jego serce nawala w zwariowanym tempie.
- Widzisz, co ze mną robisz? - zaśmiał się, a ja szeroko się uśmiechnąłem.
- Kocham cię... - szepnąłem.
- Ja ciebie też... - puścił moją dłoń i ucałował we włosy.
- Aoi, zagraj mi coś.
- Jak sobie życzysz... - czarnowłosy chwycił swoją gitarę i zaczął na niej grać. Znów ta piękna melodia...
- Jesteś najznakomitszym gitarzystą, jakiego znam.
- Ty też nieźle sobie radzisz!
- Nie mam takiego stażu jak ty. I nie kłóć się, wiem lepiej – wytknąłem mu język.
- Jedźmy do domu, co? - czarnowłosy nagle zmienił temat.
- Uhm... - mruknąłem. Przecież ja aktualnie nie mam domu! I co, zwalę się Yuu na głowę? Jesteśmy razem, ale... Nie chcę, by wszystko toczyło się wbrew woli Aoiego...
- Ruki, pojedziemy do mnie, jeśli o to ci chodzi...
- Tak, tak... Chodźmy – złapałem Yuu za rękę, chcąc wyjść z sali. Jednak poczułem lekkie szarpnięcie. Odwróciłem się. - Coś się stało? - zapytałem.
- Zanim to... Pojedziemy do twojego starego mieszkania.
- P-po co...?
- Po twoje rzeczy.
- Ale ja nie mam gdzie...
- Ruki... - Aoi wcisnął dłoń w tylną kieszeń spodni, po chwili wciskając mi w dłoń jakiś brzęczący przedmiot. Tym czymś okazały się... klucze! Spojrzałem na niego z niezrozumieniem. - Zamieszkasz ze... ze mną? - zapytał nieporadnie. Miałem ochotę rozpłakać się ze szczęścia!
Rzuciłem się ukochanemu na szyję, mocno się do niego tuląc.
- Oczywiście, Yuu! Zamieszkam z tobą...
- Tak się cieszę... - przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Ale... Ty naprawdę... Chcesz?
- Taka... Czy gdybym nie chciał, proponowałbym ci...?
- N-no raczej nie...
- Głuptasie... - cmoknął mnie w usta. - Kocham cię... A teraz zbierajmy się. Pakowanie zajmie nam trochę czasu.
- Mhm, chodźmy – odrzekłem, wychodząc z Aoim z sali. Ten zamknął salkę, po czym opuściliśmy budynek wytwórni, idąc - tym razem - za rękę...