poniedziałek, 27 sierpnia 2012

,,Konsekwencie obsesji'', część V (END)



Cześć~

Wczoraj miałam urodziny i nie bardzo miałam jak wstawić tę część... Gomen ;_;

Dodam - jest to część piąta i OSTATNIA.
Za sceny seksu nie odpowiadam. Nie wiem, czuję, że znów nawaliłam ;_;

Ogólnie całe opko zajęło mi 39 wordowych stron, czcionką 10.

Dobra, miłego czytania!
Aha, i proszę o komentarze (szczególnie dotyczące TYCH scen XD) ♥


__________________________________________________________-


Pairingi na ,,dziś'':
REITUHAAAAAA~


V
        Następnego dnia, gdy przyjechaliśmy z Akirą do studia i weszliśmy pod salę, usłyszeliśmy czyjąś rozmowę. Drzwi były niedomknięte.
-Patrz… - szepnął Reita. – Przecież to…

-Kai i Aoi? - zdziwiłem się. I gdyby nie fakt, że podsłuchiwaliśmy ich rozmowę, pewnie krzyknąłbym na cały głos.
Kai był dosłownie przyssany do ust Aoiego. Aż mnie zamurowało... Jeszcze przedwczoraj za wszelką cenę chciał ze mną być. No ładnie! W niezłe gówno bym się wpakował, gdybym mu wybaczył...
-Świetnie... - westchnął Akira. Nadal nasłuchiwaliśmy.
-Jeśli jeszcze raz źle potraktujesz Koyou, to ja ci pokażę jak on się wtedy czuł! Rozumiesz?! - Kai złapał czarnowłosego za włosy tak, by ten patrzył na perkusistę. Dość... boleśnie to wyglądało.
-Uruha to dziwka! Jego się normalnie nie traktuje... - zaśmiał się, a mi zeszkliły się oczy. Czyli przez cały ten czas miał mnie za zwykłą zabawkę...? Nigdy go nie zdradziłem... To on cały czas latał po różnych barach i imprezach. Jak on mógł?!
-Nie, mój drogi. To ciebie nie powinno traktować się normalnie. Wieczorem wyjaśnię ci o co chodzi... - puścił jego włosy, odchodząc kawałek w stronę perkusji. Aoi siedział zszokowany. Jednak po chwili wstał z kanapy i podszedł do Kaia, obejmując go w pasie od tyłu.
-Kai, kocham cię... - chłopak odwrócił się przodem do czarnowłosego.
-Póki nie zrozumiesz wszystkiego, nie możemy być razem, rozumiesz?
-Nie kocham Kouyou! Nigdy go nie kochałem... Bądź ze mną. Zmienię się. Dla ciebie...
-No proszę, aż taki uległy jesteś... - zaśmiał się perkusista, obejmując Aoiego za szyję. - Też cię kocham.
Potem całowali się. Długo i namiętnie. Nie mogłem na to patrzeć... Odszedłem kawałek od sali, siadając pod ścianą. Łzy, które wzbierały mi w kącikach oczu, po chwili swobodnie spłynęły mi kaskadą po policzkach. Zacząłem chlipać, co usłyszał blondyn.
-Uru...? Uru, nie płacz... - basista podszedł do mnie i czule mnie przytulił.
-Ja... Ja nie jestem dziwką... - wtuliłem się w blondyna. Prawie na nim leżałem... Ten zaś głaskał mnie po głowie.
-Kou. Nawet tak nie myśl. Jesteś wartościową osobą... Tacy ludzie jak Yuu nie powinni byli się urodzić...
-Akira... - pociągnąłem nosem.
-Nie płacz... Dasz radę być na próbie? Jeśli nie, to spróbuję pogadać z Takanorim...
-Dam radę... Jeśli będziesz blisko... - otarłem łzy, wstając z ziemi. Blondyn również się podniósł.
-Oczywiście, że będę... Wchodzimy?
-Najpierw złap mnie w pasie. O tu - położyłem jego rękę na linii bioder. - Wchodzimy.
Weszliśmy do sali. Kai z Aoim zachowywali się, jakby nic przed chwilą nie zaszło. Patrzyłem na starszego gitarzystę z obrzydzeniem i nienawiścią.
-Cześć – rzuciłem beznamiętnie.
-Cześć – uśmiechnął się Kai.
-Kouyou... - zaczął Aoi. Spojrzałem na niego pytająco. - Mogę z tobą... pogadać? - zapytał.
-Myślisz, że jestem taki głupi...? Jeszcze znów oberwę... - zaśmiałem się nerwowo, a łzy znów zaczęły cisnąć mi się do oczu.
-Chcę tylko pogadać... - nalegał.
-Akira pójdzie ze mną – stwierdziłem. Gitarzysta skinął głową. Wyszedłem za nim z sali, ciągnąc Akirę za łapkę.
-Więc? - ponagliłem.
-Przepraszam za wszystko... Nie liczyłem się z twoim szczęściem... Chcę, by było ci dobrze, a Reita może ci to szczęście zapewnić... Przepraszam...
-Wybaczam – odparłem bezemocjonalnie, przerywając denny słowotok gitarzysty. Odwróciłem się, wchodząc z powrotem do sali.
-Byłeś bardzo dzielny – usłyszałem szept blondynka tuż przy swoim uchu. Ucałował mnie lekko w głowę. Uśmiechnąłem się pod nosem i się do niego przytuliłem. Całe to aktorstwo bardzo nas do siebie zbliżyło..
Czasem nawet zaczynałem rozmyślać: ,,co by było, gdybym był z Akirą?''
Naprawdę się w nim zakochałem... To już z pewnością nie jest zwykła przyjaźń. Tak przyjaźń nie wygląda. W dodatku czułe gesty z prób wnosiliśmy także do domu, wcielając je w życie codzienne. Niewinne buziaki w policzek, oglądanie filmu w objęciach... Niby nic, ale przez to wszystko zacząłem sobie zbyt wiele wyobrażać i robić złudne nadzieje na lepszą przyszłość...
W ramionach Akiry...
Muszę go zapytać, ile tak naprawdę dla niego znaczę... Muszę. To nie daje mi już spokoju.
Poznam prawdę. Poznam ją jeszcze dziś...

***

Wróciliśmy do domu. Próba była strasznie męcząca... Ruki ,,oddał'' swoje stanowisko dla Kaia. Perkusista jest teraz pełnoetatowym liderem. Już dawno nie widziałem tak wesołego Ruksa. Z całej tej radości zażyczył sobie spełnienia dwóch ostatnich próśb, z czego pierwsza była jutrzejszym urlopem, a druga... przedłużeniem próby o parę godzin. To była męczarnia. Palce mnie już bolały. W dodatku Aoi z Kaiem strasznie mnie rozpraszali... Jednak grałem dobrze. Pomyliłem się tylko raz. Robiłem to dla zespołu. Nie chciałem, by wszystko się rozleciało przeze mnie, więc udawałem, że wszystko jest okej. Właściwie... Jakby spojrzeć na to z drugiej strony, to... Jest okej... Gdyby nie Aki – pewnie marnie bym skończył...
Byłem padnięty. Poczłapałem do łazienki, by się umyć i przebrać w coś... wygodnego i w miarę przykuwającego uwagę.
Włosy związałem w wysoką kitkę, wypuszczając luźno przydługą grzywkę. 
Kiedy się umyłem – przebrałem się w luźny, męski t-shirt w kolorze białym z jakimś czarnym nadrukiem i nałożyłem zakolanówki. Czarne z delikatnym wzorkiem. Nie ubrałem dolnej części garderoby, oprócz bokserek. Miało przykuwać uwagę, to będzie ją przykuwało!
Wyszedłem z łazienki, owiany ciepłą mgiełką. Zakolanówki trochę się ze mnie zsuwały, lecz niespecjalnie mi to przeszkadzało. Chciałem powalić Akirę. Tylko to miałem na celu.
Obecnie blondyn krzątał się gdzieś po kuchni. Cicho poszedłem do jego sypialni. Umeblowanie w obu pokojach sypialnianych jest bardzo podobne, więc śmiało mogłem ,,mylić'' pokoje.
Matko, jakie on ma małe łóżko! No cóż... U mnie stoi jednoosobowe. Łóżko Akiry jest trochę większe niż jednoosobowe, lecz wciąż za małe. To nic, nie zawalę całego planu przez jakieś głupie łóżko.
Położyłem się wygodnie, czekając na blondyna, który dość długo się nie zjawiał.
Czekanie znużyło mnie, więc postanowiłem się zdrzemnąć. Zamknąłem oczy, odpływając do krainy Morfeusza.

***

Leniwie otworzyłem oczy.
-Wyspałeś się? - usłyszałem niski, lekko zachrypnięty głos tuż przy swoim uchu.
-Rei...? Co ty tu... - podniosłem się do siadu. Była to część planu. Udawanie, że pomyliłem pomieszczenia... Genialne. Tylko ja mogłem wymyślić coś takiego...
Rozejrzałem się z udawaną dezorientacją po pomieszczeniu, po czym walnąłem się ręką w czoło.
-Pomyliłem pokoje... Ja... przepraszam... Wrócę do siebie... - ze skruszoną miną podniosłem się z łóżka.
-Nie, nie! Leż. Odpoczywaj...
-Już się wyspałem... - przetarłem oczy.
-To dobrze. Więc zostań...
-Długo spałem? 
-Może dwie godzinki...
-Um... Rei... Chciałbym pogadać. Tak na poważnie...
-Brzmi groźnie... - blondyn trochę spoważniał i jakby... zmieszał się? - Zamieniam się w słuch – dodał. Postanowiłem zapytać go prosto z mostu.
-Czy... ty... Kim dla ciebie jestem...? - teraz dodatkowo zaczął unikać mnie wzrokiem. Patrzył na wszystko, tylko nie na mnie. Ująłem jego twarz w trzęsące się łapki i zwróciłem ją do siebie. - Odpowiedz... Tylko szczerze...
-Kou...
-Proszę...
-I co? Mam tak prosto z mostu?
-Tak. Masz ,,tak prosto z mostu''.
-Podobasz mi się już od dawna... Ale kiedy zacząłeś chodzić z tym... Z tym... – szukał odpowiednich słów.
-Ej, ej... Chciałem usłyszeć tylko to pierwsze... - uśmiechnąłem się, gładząc blondyna po lekko zarumienionych policzkach. Zbliżyłem się do niego znacznie, delikatnie łącząc nasze usta.
Basista ku memu zdziwieniu lekko mnie odepchnął.
-Uru... Ja nie chcę być ,,zapychaczem'' po stracie Aoiego... Zbyt poważnie to wszystko traktuję... Za bardzo cię kocham, rozumiesz?
-Przecież wiem... - łzy naszły mi do oczu. Spojrzałem na Akirę, który kciukami ocierał moje policzki. - Już na początku, kiedy u ciebie zamieszkałem, spostrzegłem jak zachowujesz się w moim towarzystwie... I właśnie przez ten krótki okres zacząłem zazdrościć Rukiemu, że... że z tobą jest... A reszta... Całe to zauroczenie przyszło samo. Nie możemy spróbować...?
-Jeśli chcesz wiedzieć, to dla ciebie zerwałem z Takanorim...
-N-naprawdę...? Przecież ja...
-Cicho bądź, głuptasie... - blondyn wpił się w moje usta, przewalając mnie na plecy. Między namiętnymi pocałunkami szeptaliśmy sobie prosto w usta ciche ,,kocham cię''. Teraz już jestem pewien swoich uczuć na dwieście procent.
Kocham go... Kocham Akirę...

Wykończeni falą pocałunków, nadal leżeliśmy na łóżku. Aki leżał na łóżku, a ja na jego torsie. Blondyn gładził mnie po plecach, a ja trwałem w bezruchu, mocno się do niego tuląc.
-Zostaniesz u mnie na zawsze, prawda? - zapytał Reita.
-Ale... to będzie fair?
-A czemu ma nie być? - zachichotał.
-Bo... Właściwie nic nie wniosłem do mieszkania... W dodatku nie mam tak dużo kasy... Głupio mi...
-Głuptasie... Tu nie chodzi o kasę... Wystarczy mi, że ty się tu wniosłeś. A teraz zostaniesz tu na zawsze. Będziemy się razem starzeć i takie tam... - zaśmialiśmy się.
-Najwyżej podpiszemy intercyzę – zachichotałem.
-Jeszcze czego!
-Rei... Ty naprawdę mnie kochasz...? - zapytałem, nawet na niego nie patrząc. Po prostu chciałem to usłyszeć jeszcze raz.
-Nie pytaj o to nigdy więcej. To przecież oczywiste... Kocham cię, jak nikogo na świecie...
-Więc kochaj się ze mną – tym razem na niego spojrzałem.
-Teraz...?
-Tak, teraz... - stwierdziłem. Akira podniósł się, kładąc mnie na łóżku. Oparł się rękoma po obu stronach mojej głowy i zawisł nade mną. Trochę się zniżył, by znów złączyć nasze usta.
Podczas gdy blondyn zajmował się pocałunkami, ja zacząłem błądzić dłońmi po jego brzuchu i torsie, zahaczając o jego sutki. Akira wzdychał cicho w moje usta. Podwijałem jego koszulkę coraz wyżej.
W końcu ten się ode mnie oderwał, by całkowicie zdjąć z siebie górną część garderoby. Z moją zrobił to samo.
-Jesteś piękny... - szepnął, zdejmując gumkę z moich włosów. - Ale tak ci ładniej... - uśmiechnął się. W tym czasie ja złapałem za koniec jego szmatki, uwalniając jego nos, który chwilę później ucałowałem.
-A tobie ładniej bez tego – odrzuciłem chustkę gdzieś daleko, po czym z powrotem wróciliśmy do smakowania swoich ust.
Po jakimś czasie Reita zjechał z pocałunkami na moją szyję. Potem przemieszczał się coraz niżej.
Gdy dotarł na klatkę piersiową, zassał jeden z moich sutków, a drugiego uciskał dłonią. Było mi tak cholernie dobrze… Wzdychałem z przyjemności, jakie dawał mi blondyn.
Później ucałował mnie w podbrzusze, a ja zacząłem czuć, że się podniecam. Jednak Aki nie zrobił tego, o czym pomyślałem. Podniósł się na chwilę, by ściągnąć ze mnie zakolanówki. Zdejmując je, całował mnie po udach.
Był taki delikatny… Nie spieszyliśmy się. Obaj chcieliśmy tę chwilę zapamiętać jak najlepiej.
Kiedy jedna zakolanówka znalazła się na lampie, a druga gdzieś w kącie pomieszczenia, Reita zrobił mi sporą malinkę tuż przy kości miednicowej. Kolejno zaczął zdejmować moje bokserki zębami. Oddychałem płytko, napawając się tą chwilą.
Aki odrzucił moją bieliznę na podłogę, biorąc w usta całą moją męskość. Od razu, bez żadnych ceregieli zaczął poruszać głową. Ssał go zapamiętale, nie zważając na nic innego.
-N-nie… Nie tak… Wolniej… - szepnąłem, wplątując dłoń w jego blond czuprynę, tym samym odciągając go od siebie. Za drugim razem zaczął delikatnie. Przejechał wzdłuż niego językiem, zataczając kilka kółeczek wokół główki.
Wziąłem głęboki wdech, kiedy brał mnie ponownie. Teraz nadawał cudowne tępo. Wiłem się pod nim i jęczałem, pokazując, jak jest mi dobrze. Kiedy byłem już bliski szczytu, Reita wysunął go ze swoich ust. Jęknąłem zawiedziony.
Wstał, wychodząc z pokoju bez słowa. Byłem zdezorientowany i lekko wystraszony przebiegiem spraw. Miał zamiar mnie zostawić…? Takiego..? Przełknąłem głośno ślinę, podnosząc się do siadu. Miałem nadzieję, że to jakiś głupi żart. Że Akira nie zrobił tego specjalnie…
Moje obawy minęły, kiedy ujrzałem Reitę, idącego w moją stroję, jak go pan Bóg stworzył. W ręku niósł małą buteleczkę z gęstym płynem. Zawstydziłem się lekko, widząc go w TAKIEJ postaci. Opadłem z powrotem na łóżko, gapiąc się w sufit.
Ukradkiem spojrzałem na blondynka. Rozlał sobie na dłoń trochę żelu, smarując pobieżnie męskość.
-Rei… - westchnąłem rozgorączkowany. Policzki mnie piekły. Patrzyłem na partnera spod półprzymkniętych powiek.
Ten uniósł lekko moje biodra, napierając swoim członkiem na moje wejście. Zacisnąłem pięści na pościeli, chaotycznie czerpiąc powietrze. Nie mogłem znieść tej ,,zabawy’’. Akira drażnił mnie swoją męskością. Postanowiłem przejąć inicjatywę, nabijając się na Reitę. Jęknąłem przeciągle, wgryzając się w swój nadgarstek. Czułem się, jakby był to mój pierwszy raz, choć wcześniej wiele razy robiłem to z Aoim.
Objąłem blondyna nogami, chcąc być z nim jak najbliżej i czuć go jak najmocniej. Po chwili Akira zaczął się we mnie poruszać. Robił to delikatnie, by mnie nie skrzywdzić. Cicho pojękiwał, wchodząc i wychodząc z mojego ciała.
Imponował mi… Coraz bardziej…
-Tak! Mocniej! – krzyknąłem, czując, jak uderza w mój czuły punkt. Po chwili wytrysnąłem między nasze brzuchy, zaciskając mocno powieki. Chwilę później zacisnąłem swoje mięśnie na członku kochanka, po czym ten wytrysnął w moim wnętrzu, opadając na mnie. Wyszedł ze mnie, wracając do poprzedniej pozycji.
-Dziękuję… - szepnąłem, dysząc ciężko. Blondynek mruknął coś pod nosem. Obaj byliśmy wykończeni intensywnym stosunkiem.
-Byłeś wspaniały – odezwał się Aki po odzyskaniu częściowej energii.
-Ty bardziej… - głaskałem go po głowie. Moment później blondyn podniósł się, by sięgnąć moich ust. Czule mnie pocałował.
-I wiesz, uroczo się rumienisz… - zachichotał, na co się uśmiechnąłem.
Po jakimś czasie, gdy emocje zdążyły opaść, dopadł mnie chłód, powodujący gęsią skórkę na mojej skórze. Mimowolnie zadrżałem.
-Zimno ci…? Zaraz przyniosę coś do nakrycia – oznajmił Aki, po chwili wracając z dużym, puchatym kocem. Nakrył mnie po szyję, układając się obok. Choć miejsca było niewiele.
Kiedy leżeliśmy, wpatrując się sobie w oczy, w pewnym momencie mocno przylgnąłem do basisty.
-O czym myślisz…? – zapytałem.
-O konsekwencjach obsesji Aoiego. Niekiedy potrafią być miłe, prawda…? – objął mnie ramieniem, głaszcząc mnie po plecach.
-Bardzo miłe…
-Kocham cię – skwitował, całując mnie we włosy.
-Ja ciebie też... – ułożyłem się tak, że praktycznie leżałem na blondynku.
Mrok w pokoju potęgował uczucie senności. Przytuliłem się mocniej do Reia i zasnąłem.

***

-Rei… Kotek, wstawaj… - próbowałem dobudzić ukochanego. Jednak ten nie reagował i spał w najlepsze. Wstałem, zbierając w pośpiechu porozrzucane części garderoby. – Reita! – nadal nic. Założyłem na siebie bokserki. Postanowiłem obrać inną taktykę.
Wróciłem do łóżka, siadając okrakiem na Reicie. Oparłem się rękoma na jego klatce piersiowej, Przylegając do jego ust swoimi własnymi. Po chwili poczułem, jak język basisty próbuje wtargnąć do mojej jamy ustnej. Rozchyliłem wargi zachęcająco. Aki wplótł rękę w moje włosy, zachłannie całując mnie, badając językiem podniebienie i wewnętrzną część policzków. Oderwałem się od niego, kiedy zabrakło mi tchu.
Akira oblizał się. Rozkoszny widok…
-Coś się stało, kochanie? – zapytał jeszcze na w pół przytomny.
-Próba, wstawaj… - ten popatrzył na mnie, śmiesznie marszcząc brwi. – Mamy niecałą godzinę – wyjaśniłem.
-Kou, przecież Ruki ogłosił dziś wolne… - zaśmiał się. Siedziałem na nim jeszcze chwilę, przypominając sobie wszystko. No prawda! Ostatnie życzenie wokalisty…
-Rei… Ja przepraszam… - zacząłem się tłumaczyć, wspominając historię z Aoim, kiedy uderzył mnie po raz pierwszy. – Nie chciałem cię obudzić… Prze… - blondyn uciszył mnie kolejnym pocałunkiem.
-Nie jestem Aoi, zapamiętaj to… I proszę częściej o takie pobudki. Nie ważne o której godzinie… - uśmiechnął się ciepło. Pokiwałem głową speszony, po czym wtuliłem się w blondyna, leżąc na nim. Ten objął mnie mocno, całując w czoło. – Kocham cię i nic, ani nikt tego nie zmieni… - dodał, a mnie do szczęścia nie brakowało już niczego. Może jedynie większego łóżka…



愛子~


______________________________________________


Przepraszam za przewidywalność ;_;






wtorek, 21 sierpnia 2012

,,Konsekwencje obsesji'', cz. IV

Ohayou.
Wybaczcie, że tak długo nie pojawiała się część 4.
Nie było mnie w domu przez pół tygodnia i nie miałam ja przepisywać...

Dziś nie mam Wam niczego ważnego do przekazania.
Dziękuję za 8 tys. wejść i miłe komentarze. Liczę na więcej takich!

Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania~ ♥


________________________________________________________________


Pairingi na ,,dziś'':
Jednostronna aoiha. Właściwie bardzo zanikająca.




IV

[Uruha]
-Chcę cię o coś poprosić… - zacząłem.
-O co?
-Wiem, może to głupie… Ruki będzie pewnie zły, bo dopiero co się rozstaliście, ale mi chodzi tylko o zemstę na Yuu… Czy… Czy mógłbyś przez najbliższy czas… udawać mojego chłopaka…?

Speszyłem się. Oczekiwałem wyśmiania i oznajmienia, że to najidiotyczniejszy pomysł, o jakim blondyn kiedykolwiek słyszał.
-No dobra – odparł rezolutnie.
-A-ale… To… Zgadzasz się?!
-To źle? – śmiesznie zmarszczył brwi.
-Nie… Po prostu się nie spodziewałem takiej reakcji z twojej strony…
-No daj spokój. Chcę ci pomóc i tyle.
-Dziękuję! Jesteś wielki!
-Nie ma sprawy… - chciał się uśmiechnąć, lecz wyszedł mu z tego lekki grymas.
-Reita, jeśli nie chcesz, to przecież nie nalegam…
-Powtórzę. Chcę ci pomóc, rozumiesz?
-Super… - zaśmiałem się i objąłem basistę za szyję. – To co, zbieramy się?
-Gdybyśmy wyszli z domu za pół godziny, to na luzie byśmy do studia dojechali. Po co tak wcześnie?
-Wiem, wiem, ale kazałem Yutace przyjechać trochę wcześniej.
-Yutace?
-Zapomniałem… Nasz przyszły perkusista nazywa się Yutaka Tanabe. Naprawdę bardzo miły chłopak. Kiedyś miał jakiś tam zespół, ale szybko się rozpadł…
-Z chęcią go poznam. Dobra, jedźmy już.

Przed wyjściem z domu owinąłem się jeszcze ciepłym, czarnym szalikiem, aby nadać całej stylizacji trochę przytulności. Zresztą na podwórku było zimno. W dodatku moje rude włosy ładnie komponowały się z szarością i czernią.
-Modelka gotowa? – zapytał Akira, chichocząc. Prychnąłem tylko, przestając przeglądać się w lusterku.

***

-Dziś jedziemy moim – oznajmiłem.
-Nie, jedziemy moim.
-No weź…
-Nie ma mowy. Moim i koniec.
-W sumie masz rację. W twojej bryce będę się lepiej prezentował – zażartowałem. Oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem.

***

Dojechaliśmy na miejsce. Na parkingu wyznaczonym dla naszego zespołu stał już jakiś samochód. Zgadywałem, że należał do Tanabe.
Weszliśmy na górę, kolejno do sali, w której czekał ciemnowłosy chłopak. Krzątał się przy perkusji, oglądając ją z każdej strony. Ucieszyłem się na jego widok. W końcu tak dawno się widzieliśmy.
-Ej, Yutaka! – wykrzyknąłem, śmiejąc się na widok przestraszonego chłopaka. Podszedłem do niego, obejmując go przyjaźnie.
-Kouyou! Ładnie tak ludzi straszyć?
-Czasem trzeba – zaśmiałem się.
-Matko, jak ty urosłeś.
-Może troszeczkę. Za to ty się nie zmieniłeś. Szczególnie tu – wskazałem palcami jego dołeczki.
-Khm… - chrząknął Akira, zaznaczając swoją obecność.
-Wybacz, Reita… Um, Yutaka, to jest Akira, po ksywce Reita. Basista. Akira, to jest Yutaka, po ksywce… Trzeba wymyślić.
-Nie trzeba. Kai – uśmiechnął się, uściskując rękę blondyna
-Więc… Kai - nasz przyszły perkusista.
-Przyszły perkusista?
-No – wyszczerzyłem się. – Tu masz swój przyszły sprzęt, który jak widziałem zdążyłeś dokładnie obejrzeć.
-Łaa, super!
-A swój talent zaprezentujesz Takanoriemu. Choć raczej Rukiemu – wokaliście, liderowi i motorowi całego Gazetto. Potem dojdzie gitarzysta…
-Yuu, inaczej Aoi – wtrącił Reita.
-Więc wychodzi na to, że jesteś drugim gitarzystą – wskazał na mnie.
-Niestety…
-Musisz świetnie grać.
-Czy ja wiem…
-Och, nie bądź taki skromny. Jesteś w tym naprawdę dobry, skarbie… - dodał Akira. Zaraz, zaraz… Skarbie?!
No tak… Przecież miał udawać mojego chłopaka…
-No, no… Szczęścia – zaśmiał się Kai.
-N-nie przeszkadza ci to…? – speszyłem się.
-Skąd! Sam jestem bi - uśmiechnął się.
-To dobrze… - mruknął basista, obejmując mnie w pasie. Strasznie się wczuł… Ale nie powiem… To było naprawdę bardzo miłe.
Aoi nie okazywał mi uczuć. Jemu zależało tylko na moim tyłku. Zero ironii.
Nagle do sali wszedł Ruki z mnóstwem jakichś dokumentów formatu A4 pod pachą. Gdyby nie ,,ktoś obcy’’, pewnie nawet nie zwróciłby na nas uwagi. Jednak nie tym razem. Jakżeby mógł odpuścić sobie poznanie ,,tego nowego’’ oraz widoku Akiry, obejmującego mnie.
Kątem oka ujrzałem, jak popatrzył na Reitę i się do niego uśmiechnął. Podszedł do Kaia.
-Jestem Ruki. Wokalista i – niestety – lider Gazetto…
-Kai. Miło mi – uśmiechnął się chłopak.
-Poczekajmy na Aoiego. Zaraz powinien być. Potem sprawdzimy twoje umiejętności, a następnie… Wszystko potoczy się samo – Takanori rozłożył kartki na biurku, które okazały się być nie dokumentami, a naszymi nutami i jego tekstami piosenek.
-Nie lubisz liderowania? – zapytał Yutaka.
-Sam nie wiem… To dla mnie nie tyle obowiązek, co normalność… Te wszystkie papierki, formalności, załatwianie koncertów, wywiadów… Niby się na tym znam, bo muszę, ale… Poza tym wszystkim teoretycznie nie mam czasu na odpoczynek. Widocznie taki mój los – zaśmiał się.
-Też byłem liderem mojego pseudo-zespołu i również wszystko załatwiałem. Aczkolwiek nie byliśmy aż tak znani, by umawiać wywiady. W sumie mógłbym ci jakoś pomagać…
-Naprawdę?! Byłoby super! Obowiązki podzielilibyśmy na pół, co ty na to?
-Bardzo chętnie. Pod jednym warunkiem… - ciemnowłosy uśmiechnął się chytrze.
-Pod jakim?
-Jeśli wstąpię do zespołu…
-Ha, to się okaże, mój drogi!

Tak naprawdę wszyscy wiedzieliśmy, że Tanabe zostanie przyjęty. Nie mieliśmy innego wyjścia na chwilę obecną.
Podczas gdy Ruki opowiadał Yutace historię o odejściu Yune, ja leżałem na naszej skórzanej kanapie, przeglądając nuty.
Wtem drzwi otworzyły się. A raczej prawie wyleciały z zawiasów, pod wpływem potężnego kopnięcia. Był to nie kto inny, jak nasza Super Rockstar, Aoi.
-Wstawaj - Akira poklepał mnie po ramieniu.
-Dobra, ludzie, Aoi jest – zaczynamy przesłuchanie – ogłosił wokalista.
-Moment, moment… - przerwał starszy gitarzysta, podchodząc do Kaia.
-Um… Yutaka, ale wolę Kai – chłopak pokazał swoje dołeczki.
-Aoi. No, no… Przyszły perkusista…? – czarnowłosy oblizał się, na co Yutaka strasznie się speszył.
-Yuu, daruj sobie te gierki… - prychnąłem.
Kiedy ten ujrzał, że stoję w objęciach Reity, aż się w nim zagotowało.
-No proszę… Szczęścia, dziwko – zakpił. Ledwo powstrzymywałem się od płaczu. Tyle lat razem, a teraz…? Kiedy wszystko tak diametralnie się zmieniło? Od kiedy zaczęliśmy się nienawidzić? Kiedy straciłem nad wszystkim kontrolę…?
-Nie pozwalaj sobie, bo ci tę twarzyczkę poobijam – warknął Akira.
-A ty co? Prywatny ochroniarz od siedmiu boleści? Wszyscy na pewno drżą na twój widok – gitarzysta zaśmiał się.
-Gówno cię to obchodzi.
-A jednak obchodzi. Nie martw się, Śliczny niedługo znajdzie sobie twojego zastępcę – po tych słowach spuściłem głowę, zasłaniając twarz grzywką. Zacząłem płakać. Było mi tak cholernie przykro… W dodatku Kai z Rukim tego słuchali… Umierać, nie żyć.
-Przypominam, że za chwilę ma się odbyć przesłuchanie, a wy najwyraźniej dążycie do tego, by stracić albo gitarzystę, albo basistę! – przerwał im Ruki. Był już wkurzony takim obrotem spraw.
Yuu podszedł do Reity, i gdyby nie nasza interwencja – pobiliby się. Rozdzieliliśmy ich. Ruki Aoiego, ja Reitę.
-Albo kurwa będzie spokój, albo cię stąd wypierdolę, rozumiesz?! – wrzasnął najniższy do Yuu.
Poziom jego złości podniósł się do maksimum. Jednak zespół był dla niego najważniejszy, więc nic nie mówiąc odwrócił się i zabrał się za strojenie swojego elektryka.
Spojrzał na mnie jeszcze wzrokiem pełnym żalu. Zrobiło mi się go szkoda… Niby zawinił, ale… Chyba nie potrafię zostawić go tak po prostu…

Kiedy Ruki przepytywał Kaia, ile lat gra i tym podobne – ja chciałem pogadać chwilę z Aoim na osobności.
-Reita, zaraz wrócę… - szepnąłem blondynowi na ucho, na co ten kiwnął głową, wypuszczając mnie z objęć.
Podszedłem do Aoiego i dałem mu znak, żebyśmy wyszli z sali. Ten leniwie podniósł się z ziemi, idąc za mną.
-Zaraz wrócimy – oznajmiłem, opuszczając pomieszczenie. Odszedłem trochę dalej, by w razie czego nie było słychać naszej rozmowy.
-Czego chcesz… - warknął, splatając ręce na piersi.
-Aoi… Ja naprawdę nie chcę rozstawać się z tobą w kłótni… Załatwmy wszystko jak faceci… - dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdałem sobie sprawę, jak komicznie musiało to brzmieć.
-Nie oddam cię temu idiocie – skwitował.
-Nie jestem twoją własnością… - odbiłem piłeczkę.
-Może i nie. Jednak ktoś tu twierdził, że Akira jest z Takanorim.
-Widocznie trochę się pozmieniało.
-Beze mnie jesteś nikim – fuknął.
-Właśnie bez ciebie jestem kimś! Ograniczałeś mnie. Zawsze! Nigdzie nie mogłem wyjść sam. Odpowiadałeś za mnie, robiłeś za mnie wszystko, czego nie musiałeś!
-Ale chciałem.
-Chcieć to sobie możesz… - prychnąłem.
-Więc co proponujesz? – spojrzał na mnie.
-Rozstańmy się pokojowo.
-Nie chcę się rozstawać! Kocham cię! Czy ty naprawdę tego nie rozumiesz?!
-Ale ja ciebie przestałem…
-Nie mógłbyś! Nie mógłbyś, rozumiesz?! – popchnął mnie z całej siły na ścianę, zaciskając dłoń w pięść. Zacisnąłem oczy, oczekując ciosu. Chwilę później zamroczyło mnie. Straciłem równowagę, upadając na ziemię.
Poczułem w ustach metaliczny smak krwi. Miałem rozciętą wargę i rozwalony nos. Nie kontaktowałem. Oberwałem tak mocno, że obraz mi się rozmywał.
Przed oczami mignął mi uciekający Aoi i biegnący za nim Reita z Kaiem. No i Ruki, próbujący się ze mną dogadać.
-Kouyou… Kou, wszystko okej?
-Ja… T-tak… Moja głowa… - złapałem się za czoło.
-Dasz radę wstać? Chodź do sali, opatrzę cię… - ledwo wstałem i podpierając się o ścianę, jakoś wszedłem do pomieszczenia, siadając na kanapie.
-Nie wiedziałem, że jest aż tak źle… - zaczął wokalista.
-Troszeczkę…
-Oj, Shima… Naprawdę nie wiedziałem, co przeżywasz…
-To nic takiego… - westchnąłem, kierując się do łazienki, by zmyć przyschniętą krew.
-Nic takiego? – zaśmiał się, szukając apteczki. Przejechałem kciukiem po dolnej wardze. Na palcu została spora ilość krwi. No dlaczego?!
-Nie znam normalności w związku… - też się zaśmiałem, wracając z powrotem na kanapę.
-A Rei?
-Co ,,Rei’’?
-Nie jest normalny? Kiedy byliśmy razem, zachowywał się dobrze…
-Ale… Bo ja z nim nie jestem… - speszyłem się. Taka uniósł jedną brew.
-Przecież widzę – mało co nie parsknął śmiechem.
-On tylko udaje, że ze mną jest… Chciałem się tylko zemścić na Yuu… Widocznie mi nie wyszło.
-Khm… Wiem coś, o czym ty nie wiesz, ale ci tego nie powiem… - żachnął. Próbowałem zrozumieć sens tego zdania, ale mój mózg nie chciał ze mną współpracować.
Ruki wygrzebał z apteczki jakiś płyn, którym kolejno nasączył gazik. Delikatnie przyłożył go do rany. Syknąłem.
-Zaraz przestanie…
-O co chodziło ci wcześniej? – zapytałem.
-Reita wyjaśni ci wtedy, kiedy przyjdzie na to czas – skwitował.
-Strasznie mi przykro, że wam nie wyszło…
-Daj spokój. Nie mamy do siebie żalu – uśmiechnął się.
-Czemu z Aoim nie możemy się tak rozstać…? – westchnąłem ciężko.
-Nie ten typ człowieka. Po prostu się od niego odetnij. Bez żadnych wyjaśnień – kiedy skończył obmywać rankę, nakleił mi w to miejsce mały plasterek. Potem wyjął ze swojej torby fluid i zamaskował mi nim opuchnięte i lekko czerwone miejsce. Na to nałożył puder, dla lepszego efektu.
-No, gotowe – stwierdził.
-Dzięki…
-Nie ma sprawy. Jeśli czegoś potrzebujesz, wal śmiało – puścił do mnie oczko, chowając kosmetyki z powrotem do swojej torby.
-Na pewno skorzystam… - uśmiechnąłem się.
Po paru chwilach do sali wrócił Reita. Spojrzałem na blondyna z uśmiechem. Ten podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Nic ci nie jest…? – zapytał. Urocze…
-Jeszcze trochę boli, ale Ruki mi pomógł…
-Dzięki… - zwrócił się do szatyna.
-Gdzie Kai? I co z Aoim? – zapytałem.
-Z Aoim pogadałem. Więcej się do ciebie nie zbliży… A Kai… Stwierdził, że odwiezie go do domu.
-Aha… A co z przesłuchaniem?
-Może jutro o tej samej godzinie, bez Aoiego? – zaproponował Takanori.
-Dobry pomysł – rzekłem. – Przekażę dla Kaia.

***


[Reita]

Po powrocie do domu zauważyłem, że Uruha ledwo trzyma się na nogach.
-Połóż się… - zaproponowałem.
-Nie, nie trzeba… - uśmiechnął się blado.
-Widzę, że jesteś niewyspany.
-Nie chce mi się spać. Tylko trochę boli mnie głowa…
-Dobrze, więc nie śpij. Chociaż się połóż…
-No okej… Ale chodź ze mną. Nie chcę siedzieć sam – rudowłosy wziął mnie za rękę i zaciągnął do salonu. Usiadłem na kanapie. Kouyou położył na moich udach poduszkę, na której później sam się położył.
Włączyłem TV, by przestać wpatrywać się w gitarzystę. Głaskałem go lekko po głowie.
Ten po chwili przewrócił się na plecy i wbił we mnie wzrok, uśmiechając się lekko.
-Dziękuję za wszystko… - uniósł rękę i pogładził mnie po policzku.
-Nie powinienem był cię wtedy wypuszczać z sali… - westchnąłem.
-Nic byś nie zrobił… - zabrał dłoń.
-Nie zostałbyś pobity…
-Och, daj spokój.
-Już nigdy nie pozwolę, by coś ci się stało…
-To było bardzo miłe wyznanie…

Strasznie żałowałem, że byłem tylko aktorem…
Kiedyś będę musiał zebrać się na odwagę i wszystko mu wyznać…

***

[Uruha]
Nazajutrz odbyło się długo wyczekiwane przesłuchanie. Kai był jeszcze lepszym perkusistą, niż Yune, dlatego został przyjęty bez żadnego ,,ale’’. Dodatkowo mianowano go ,,pół-liderem’’. Czyli jak na razie pomagał Rukiemu w wypełnianiu formalności i załatwianiu spraw.
Aoi – tak jak przewidywaliśmy – nie zjawił się dziś. Mam nadzieję, że złapią go jako-takie wyrzuty sumienia i przeprosi. Bardzo bym tego chciał…
I mimo tego, że go nie było, a Ruki wiedział, o całym aktorstwie Akiry, to basista nie szczędził w okazywaniu uczuć. Można by powiedzieć, że taki układ stał się normalnością.
Gdy przesłuchanie skończyło się, Kai wybiegł z sali pod pretekstem, że się z kimś umówił.

***

Następnego dnia, gdy przyjechaliśmy z Akirą do studia i weszliśmy pod salę, usłyszeliśmy czyjąś rozmowę. Drzwi były niedomknięte.
-Patrz… - szepnął Reita. – Przecież to…


愛子~

_________________________________________________________


KOMENTOWAĆ <3
I znów przepraszam za przerwanie w takim momencie, Nie mogłam się powstrzymać XD






środa, 15 sierpnia 2012

,,Konsekwencje Obsesji'', część III


Czeeeść~
Autorka ciepło wita, mimo, że za oknem deszcz i w ogóle.
Trzecia część miała pojawić się w ciągu 5-6 dni od ostatniej i... udało się!
Dobra, nie gadam już, tylko wstawiam. :C

Przepraszam za ewentualne niespójności, interpunkcje, błędy językowe, stylistyczne, ortografy (o zgrozo!) i co tam jeszcze się rzuci w oczy oraz zapraszam do czytania~! ♥

Aha, dziękuję za ponad 7 tys. we~jść <333
Mój wen Was kocha c:
Ja też, żeby nie było XD

_________________________________________________________


Pairingi na ,,dziś'':
AoixUruha (nadal niewidoczna i zanikająca, ale jednak...)




III

[Uruha]

        Wracałem do domu z dwoma wielkimi, wypchanymi torbami, zastanawiając się, czy o niczym nie zapomniałem. 
Jednak Akira nie wrócił – pomyślałem.
Cóż, przynajmniej jemu się w życiu układa. Westchnąłem ciężko, wchodząc do apartamentowej windy. Już chciałem zacząć szukać kluczy, kiedy przed drzwiami ujrzałem…

-Aoi?! Co ty tu…?! [wiem, że się domyślaliście... Zepsuliście zabawę!:c przyp. aut.]
-A jednak… Jak tam z Reitą? Wystarczająco sprawny?
-Co?! Co ty w ogóle wygadujesz?! Reita jest z Rukim! Proszę cię, daj mi spokój i stąd idź…
-A co, jeśli nie zechcę stąd pójść? – zaśmiał się.
-Nie nachodź mnie. Proszę cię… Daj mi żyć, do cholery! – oczy zaszły mi łzami. Jednak starałem się nie zwracać na niego uwagi. Wyminąłem go i otworzyłem mieszkanie, kolejno do niego wchodząc. Już odwróciłem się, by zatrzasnąć drzwi, kiedy Aoi zatrzymał je nogą.
-Idź stąd! – trochę się przeraziłem.
-Nie. Wracasz do domu. 
-Nigdzie nie wracam!
-W jakim ty świetle stawiasz mnie przed innymi?!
-A ty?! Myślisz, że wczoraj wyglądałem normalnie ze spuchniętym policzkiem?!
-To… To było niechcący! – wepchnął się do środka, od razu przyszpilając moje ciało do ściany. Przytrzymał moje nadgarstki. Zaczął mnie brutalnie całować, uciskając kolanem moje krocze. Próbowałem się wyrwać, broniłem się, jednak ten był silniejszy. Kiedy chciałem odwrócić głowę, by przerwać pocałunek, ten przygryzł moją dolną wargę. Momentalnie poczułem w ustach metaliczny smak krwi.
-Podoba ci się… - wychrypiał, kiedy wyrwał mi się jęk, spowodowany molestowaniem mojego krocza przez kolano czarnowłosego.
-Zostaw mnie psychopa... ah! Puść mnie! Błagam, zostaw!
-Co tu się dzieje?! – Akira? Akira wrócił…!
-Zabieram mojego chłopaka do domu.
-Ja nigdzie nie idę! Puść mnie! – krzyknąłem. Aoi zabrał swoje kolano. Było mi tak głupio… Nie wiedziałem jak będę teraz wyglądał w oczach Reity. Stałem zapłakany, przytrzymywany przez Aoiego, w dodatku cholernie podniecony, z rozciętą wargą, z której nadal sączyła się krew.
-Zostaw go! – warknął blondyn. – I wypierdalaj stąd! Już! – pociągnął Aoiego za koszulkę i wywalił go z mieszkania. Korzystając z okazji, uciekłem do łazienki, by pozbyć się problemu…

        Kiedy wyszedłem, wróciłem do przedpokoju. Osunąłem się po ścianie, płacząc. Skuliłem się, chowając twarz w ramionach.
-Nic ci nie jest…? Co on z tobą wyprawia… - Reita podbiegł do mnie, klękając tuż obok. Uniósł lekko moją twarz, ocierając przyschniętą krew z podbródka. – Uderzył cię?
-Nie… Nie uderzył. On chciał mnie… On… - łzy znów spłynęły po moich policzkach.
-Ćśś… Wiem. Cholera, mogłem przyjechać wcześniej. Wystraszyłem się… - mocno mnie przytulił, a ja wczepiłem się w niego jak małe dziecko, nadal płacząc.
Reita pachniał mieszanką whisky i pomarańczy. Zaciągnąłem się jego zapachem.
Kiedy się trochę uspokoiłem, odkleiłem się od niego. Chciałem zmienić temat, by blondyn więcej nie rozpamiętywał tej chwili.
-Jak z Rukim…? – zacząłem, pociągając nosem.
-Może być… - zbył mnie niewiele mówiącą odpowiedzią. - Chodź, napijemy się gorącej czekolady. Mam dobrą – uśmiechnął się ciepło, ocierając łzy z moich policzków. 
Czułem, że kłamie. Z Rukim nie jest w porządku… I założę się, że nie został u niego na noc. Takanori nie pozwala mu przeginać z alkoholem, a jego koszula ewidentnie przesiąkła tym charakterystycznym zapachem.
-Okej, chodźmy… - odparłem, nie dając po sobie znać, że coś wyczułem. Poczłapałem do salonu, siadając na kanapie. Uprzednio przebrałem się w jakiś wygodny dres. Po jakimś czasie blondyn przyniósł dwa wielkie kubki z parującą, aromatyczną cieczą. Upiłem łyk słodkiego napoju.
-Pycha… - mruknąłem.
-No. To teraz powiedz mi, jak on się tu znalazł…
-Poszedłem zrobić zakupy i kiedy wracałem, Aoi stał przed drzwiami…
-Więcej nie wróci.
-A teraz ty powiesz mi, gdzie tak naprawdę spędziłeś ostatnią noc.
-Bo… Ja… Um, w hotelu… - zmieszał się.
-W hotelu?!
-Tak, w hotelu. Wcześniej byłem w barze i nie chciałem pokazywać ci się w… niezbyt trzeźwym stanie…
-Idioto, przynajmniej bym się tobą zajął!
-Daj spokój… Lepiej powiedz, czy dzwoniłeś do tego perkusisty.
-Dzięki, że przypomniałeś. Tak, dzwoniłem – uśmiechnąłem się.
-I?
-Zgodził się! – zaśmiałem się.
-Ej, to świetnie!
-Przekażesz Rukiemu, że umówiliśmy się na jutro na dziewiątą rano. I niech on powie Yuu…
-Jasne, zadzwonię do niego – poczochrał moje włosy. I zapadła niezręczna cisza. Chciałem mu powiedzieć, że rozmyślałem nad odejściem. Nad zniknięciem… Ale… Wahałem się. Jednak był moim przyjacielem, więc chyba mogłem z nim o tym pogadać.
-Reita…
-Tak?
-Bo ja… Ja chyba załatwię wam nowego gitarzystę… - wpatrywałem się w ostatki czekolady w kubku.
-Nie załatwisz… Cokolwiek zrobi ci Aoi, zawsze stanę w twojej obronie. Bo o niego tu chodzi, prawda?
-No… Tak jakby…
-Nie zawracaj sobie nim głowy… Naprawdę nie jest tego wart.
-Ale… Ja chciałem się stąd wynieść…
-Co?! Dokąd?!
-Na pewno z tego miasta…
-Nie wyprowadzisz się, rozumiesz? Nie pozwolę ci… - ujrzałem łzy w jego oczach.
-Reita, masz swoje życie. Masz Rukiego…
-Nie chcę! Rozumiesz?! Nie chcę być w Gazetto, skoro ty odejdziesz!
-Reita… Co z Rukim? Nie zamieszkacie razem? I co, może tak we trójkę będziemy tu mieszkać? Jak ty to sobie wyobrażasz…?
-Ciągle tylko Ruki i Ruki! Nie wiem, co z nim! Nie wiem, jak to będzie! Wiem tyko, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! – zamurowało mnie.
-C-co?
-Nieważne… Niedługo wrócę… - westchnął zrezygnowany. – Nikomu nie otwieraj i nie wychodź z domu. Będę za godzinę.
-Dokąd jedziesz…?
-Zaraz będę… - wyszedł. Chyba uświadomił sobie, że nie trafił w sedno, chcąc mi coś przekazać.
Ale…
Czy całe jego poświęcenie naprawdę nic nie znaczy…? Czy Akira naprawdę nic do mnie nie czuje?
A może to ja zaczynam sobie zbyt wiele wyobrażać i zmieniać swój stosunek do niego…?
To musi się w końcu wyjaśnić.


[Reita]

        Że też musiałem palnąć! ,,Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie’’. Super, wyszedłem na popaprańca…
Nie dam rady tłumić w sobie tego wszystkiego… Pogodziłem się z Rukim, ale… Chyba coś wyczuł. Że coś jest nie tak. Nie chciałem, by coś zauważył. Ale nie chcę też, by żył ciągle w takim bezczelnym kłamstwie.
Od kiedy mam Uruhę dosłownie na wyciągnięcie ręki, nie potrafię udawać już, że kocham Takanoriego… Dlatego postanowiłem do niego pojechać i powiedzieć mu całą prawdę…

        Zaparkowałem pod domem wokalisty. On jako jedyny z naszej – teraz już – czwórki mieszka w wolnostojącym domku.
Doszedłem do drzwi i nie wszedłem ,,po prostu’’, jak miałem to w zwyczaju. Tym razem użyłem dzwonka, choć dopiero odrobinę później zorientowałem się, że takie wejście mogłoby wzbudzić podejrzenia. Może to i lepiej?
Po jakimś czasie w drzwiach pojawił się szatyn.
-Cześć… - przywitałem się.
-O, cześć ReiRei – uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta. – Już się stęskniłeś? – zaśmiał się dźwięcznie.
-Ja… Chciałem pogadać… - podrapałem się w tył głowy.
-A, tak, wejdź.
-Etto…
-Więc o czym chciałeś pogadać? – uniósł jedną brew.
-O nas…
-To będzie coś niemiłego, mam rację? – spoważniał.
-Tak sądzę… Ale… Zanim cokolwiek powiem… Uruha załatwił perkusistę. Na jutro na dziewiątą rano. Przekażesz Aoiemu.
-Dobrze, a teraz… Chodźmy do salonu…
-Chcę to załatwić szybko… - ponagliłem chłopaka.
-Rei… Ja wiem, o co chodzi… - po jego policzkach spłynęły pierwsze łzy.
-Ruki…
-Pocałuj mnie… - patrzył mi prosto w oczy. Makijaż mu się rozpływał.
-Ale…
-Po raz ostatni. Proszę… - zbliżyłem się do chłopaka I ująłem jego twarz w dłonie. Musnąłem jego ciepłe, pełne wargi swoimi. Chłopak uwiesił mi się na szyi, po chwili zachłannie wpijając się w moje usta. Od razu wepchnął swój język, przejeżdżając nim po moich zębach. Badaliśmy nawzajem swoje podniebienia I wnętrza policzków, zaczepiając się językami raz za razem. Całowaliśmy się w szaleńczym, wręcz rozpaczliwym tempie. Kiedy poczułem słoną ciecz w swoich ustach, jaką były łzy Rukiego, oderwałem się od chłopaka. Otarłem wierzchem dłoni jego policzki, po których spływały coraz to nowsze kropelki.
-Teraz możesz mówić… - zaczął, dławiąc się łzami.
-Ruki… Ja… Nie chciałem cię krzywdzić… Dlatego zgodziłem się na ten związek… Chciałem cię pokochać, myślałem, że cię pokocham… A tak naprawdę…
-Nigdy mnie nie kochałeś… - dokończył za mnie. – Wiesz… - głos mu się łamał.
-Nie płacz, proszę… - jeszcze chwilę patrzył się w podłogę, aż w końcu zamachnął się i uderzył mnie z otwartej ręki w twarz.
-To za to, że przez ten cały czas mnie okłamywałeś… - moment później się we mnie wtulił. – Ale z drugiej strony… Podziwiam cię… - przytuliłem do siebie mocniej drobne ciałko, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. – Podziwiam cię za to, że byłeś ze mną, bo nie chciałeś mnie ranić… - oderwał się ode mnie, muskając mój lekko czerwony policzek ustami.
-Takanori… Zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym…
-Kocham cię, Aki… Ale nie mogę z tobą być, wiedząc, że ty kochasz Kouyou… Nie pytaj, skąd wiem. Po prostu dobrze cię znam… - uśmiechnął się lekko.
-Zawsze będziesz mógł na mnie liczyć – pogładziłem go po policzku.
-Wiem, ty też… Proszę, nie bądźmy dla siebie wrogami…
-Nie będziemy. Obiecuję… - wokalista uśmiechnął się, ocierając łzy. – Trzymaj się, Ru... – jeszcze raz go objąłem.
-Ty też, Aki… Pa… - pomachał mi, kiedy wychodziłem z salonu do korytarza.
Opuściłem jego mieszkanie z dziwną pustką.
W sercu, umyśle…
Poczekam jeszcze trochę. Nie wyznam Shimie wszystkiego od razu… Jeszcze nie czas… 
***
        Wróciłem do domu. Zrezygnowany, przybity, ale tak dziwnie lekki… W końcu zrzuciłem z siebie ten ciężar. Kouyou, co ty ze mną wyprawiasz…?

        Kiedy wszedłem do mieszkania, zaraz po rozebraniu się wszedłem do salonu. Nie było go. Czyżby znów się w coś wpakował…?
-Kouyou? Jesteś? – nikt nie odpowiadał. Nie było go ani w kuchni, ani w mojej sypialni. Z drugiej strony… dlaczego niby miałby być w moim pokoju?
Jako ostatni został mi jego pokój. Uchyliłem drzwi.
Uruha spał. Miał na sobie jedynie bokserkę i dresy, a w mieszkaniu było chłodno. Znalazłem więc koc i nakryłem nim rudowłosego. Ten jednak się obudził, czując na sobie puchaty materiał.
-Już jesteś… - powiedział zaspany.
-Jestem, jestem… - pogłaskałem go po czuprynce.
-Gdzie byłeś?
-U Rukiego…
-Znów?
-No… Tak… - spuściłem głowę.
-Coś się stało – skwitował. – Opowiadaj.
-Bo my już… Tak jakby ze sobą nie jesteśmy…
-Co?!
-No… Rozstaliśmy się. Ale w zgodzie…
-Właśnie widzę… - dotknął mojego policzka. – Boli?
-Dużo siły to on nie ma…
-Mnie Aoi, ciebie Ruki – zaśmiał się.
-Paradoks…
-Dlaczego z nim zerwałeś?
-Bo… Tak naprawdę nigdy go nie kochałem…
-Jak to…?
-Ruki przyszedł raz do mnie kompletnie pijany. Wtedy zaczął bełkotać, że mnie kocha i tak dalej, ale ja odebrałem to jedynie jako pijackie żarciki. Położyłem go spać u siebie, bo było już późno i w ogóle. Nazajutrz jednak wyznał mi wszystko na trzeźwo. Nie chciałem go zbywać, bo wiedziałem, jak na to zareaguje… Zaraz chodziłby przybity i zły, co skutkowałoby zaraz na jego wenie twórczej i... nas wszystkich. Żyliśmy w takim jednostronnym związku aż do dziś… Myślałem, że go pokocham, ale… cały czas byłem i jestem zakochany w kimś innym.
-W kimś innym?
-No… - nie skapnął się! Żyję!
-Kiedyś na pewno wszystko temu komuś wyznasz… - uśmiechnął się.
-Ta…
-Och, nie łam się. Głodny? – uśmiechnął się.
-No pewnie…
-Zrobię ci coś dobrego na poprawę humoru. Na co masz ochotę?
-Hmm… Na cokolwiek w twoim wykonaniu.
-Okej, zaraz coś wykombinuję – puścił do mnie oczko i zniknął w czeluściach kuchennych szafek, szukając składników do swojej magicznej potrawy, jaką były… słodkie kuleczki Dango. Nie podejrzewałem, że ten skurczybyk umie gotować!
-Matko, jaki zapach… - szepnąłem do siebie, ale rudowłosy chyba usłyszał.
-Zwykłe kulki ryżowe – zaśmiał się. – No, smacznego.
-Smacznego – jedliśmy, gadając o różnych, mało istotnych sprawach, by choć na chwilę zapomnieć o szarej rzeczywistości.


-Możesz gotować częściej – rozmarzyłem się.
-Bardzo chętnie! – zaśmiał się, zbierając nasze talerze.
-Ej, ja pozmywam!
-Siedź.
-Rany, i tak się z tym źle czuję. Posprzątałeś, zrobiłeś zakupy, obiad…
-W domu codziennie tak robiłem. Aoi od wielkiego dzwonu tylko robił zakupy. To tyle…
-Ale ja nie jestem Aoi i nie chcę cię ykorzystywać…
-Wiem. Robię to z własnej woli.
-Jesteś aniołem. Nie wiem, jak Yuu mógł cię tak traktować.
-Przestań… Też mam wady, serio.
-Na przykład?
-Chociażby to, że wpadłem w alkoholizm.
-Właśnie… Ty już skończyłeś te terapie?
-Tak, przecież ci mówiłem. Jestem pełnoprawnym abstynentem – zaśmiał się.
-Tak totalnie…? – jęknąłem
-Nie wiem. Jakoś nie czuję potrzeby picia…
-Co oni z ciebie zrobili… - zaśmialiśmy się obaj.

Resztę dnia spędziliśmy na miłych pogawędkach i oglądaniu wypożyczonych filmów. Niedługo po tym poszliśmy spać. jutro wielki dzień i Sąd Ostateczny – sprawdzenie perkusisty. No, zobaczymy jak spisał się Shima…

***

[Uruha]

-Uru, wstawaj…
-Jeszcze pięć minut…
-Nie ma pięciu minut! Wstajemy~
-Ale ja nie chcę… - nakryłem się kołdrą aż po czubek głowy.
-A próba?
-Jedź tam za mnie…
-Zrobiłem gofry na śniadanie… - od razu zerwałem z siebie kołdrę, uśmiechając się szeroko.
-Wiesz, jak mnie zerwać z łóżka.
-Chodź, jeszcze ciepłe.
-No idę, idę – kiedy blondyn opuścił mój pokój, ja zastanawiałem się, w co mam się ubrać, by wyglądać… zniewalająco. Tak, w Aoim chciałem wzbudzić zazdrość, a Reitę poprosić o przysługę.
Lekko roztrzepałem włosy, zarzucając grzywkę na prawą stronę [miałam na myśli hairstyle Uruhy z pv do The Invisible Wall przyp. aut.]. Potem wykonałem lekki makijaż. Ubrałem się w połyskujące legginsy, czarną bokserkę, na którą nałożyłem wełniany, szary sweter [taki nakładany przez głowę ^^ przyp. aut.], odsłaniający mi lewe ramię. Mogłem pokazać się światu.

Kiedy wszedłem do kuchni, Reita się... zawiesił. Delikatnie mówiąc, oczywiście. Gapił się na mnie, a ja nie wiedziałem, gdzie podziać wzrok. To było trochę dziwne i niezręczne… A może to zerwanie z Rukim miało jakiś związek ze mną…?
Za dużo sobie wyobrażasz, Uru… Za dużo…
Przecież to niemożliwe, by spotkało mnie szczęście w postaci Akiry…
-No, Aki, gdzie masz gofry? - położyłem kres tej dziwnej sytuacji.
-Eee… Tam… To znaczy… Proszę… - jąkał się. Urocze. Podał talerz z jeszcze ciepłymi goframi. Z lodówki wyjął bitą śmietanę i owoce. Nie wiem, skąd on jesienią wytrzasnął truskawki, ale mniejsza z tym…
Pałaszowałem pyszne gofry, a kiedy już zjadłem, mogłem przemówić, w międzyczasie zbierając się na odwagę.
-Dziękuję, było naprawdę pyszne – rzekłem, kończąc jeść.
-Cieszę się, że smakowało – uśmiechnął się.
-Wiesz... Chcę cię o coś poprosić… - zacząłem.
-O co?
-Wiem, może to głupie… Ruki będzie pewnie zły, bo dopiero co się rozstaliście, ale mi chodzi tylko o zemstę na Yuu… Czy… Czy mógłbyś przez najbliższy czas… udawać mojego chłopaka…?


愛子~

________________________________________________________


Komentarze, komentarze, komentarzeee~! :3
(btw. Jeśli ktoś nie wie -> na Wasze komentarze odpowiadam pod komentarzami... Masło maślane @@)

Aha i przepraszam za te (dokładnie) trzy ,,przyp. aut.''. Chciałam w niektórych momentach rozjaśnić sytuację. A w tej pierwszej... NO BO ZEPSULIŚCIE ZABAWĘ ;_; 

Nie bijcie za urwanie w takim momencie! Wszystko jest zamierzone... a-ale nie bijcie! :c
Wiecie przecież, że nikt inny za mnie kolejnej części nie wstawi ;u;
A pobita autorka, to autorka bezużyteczna i niezdolna do pisania!

PS!
ANONIMY, PODPISUJCIE SIĘ W KOMENTARZACH, KUDASAI~ ;u;
DZIĘKUJĘ~


Dziękuję, to już wszystko, sayounara lai lai~*


czwartek, 9 sierpnia 2012

,,Konsekwencje obsesji'', część II

Ohayou minna!

Z racji, że faktycznie bardzo długo mnie tu nie było, dodaję drugą część nieco szybciej, niż planowałam.
Od razu zapowiadam, że kolejne części nie będą takie zaskakujące, jak pierwsza, czy też druga (bo w tej także cośtam się wydarzy). Cóż, nie mniej jednak chcę, abyście wiedzieli, że bardzo się starałam! :c

I oczywiście dziękuję za taką ilość komentarzy!
Naprawdę się nie spodziewałam!
(A dałam limit pięciu... ^^)

Oczywiście pod dzisiejszą częścią również oczekuję takiej, a nawet większej ilości komentarzy!
Nawet nie wiecie, jak jest mi miło, czytając wasze opinie i rozkminy pod tytułem ,,co będzie dalej'' :D


Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania!:3

__________________________________________________________________

Pairingi na ,,dziś''
AoixUruha (niewidzialny w części, ale istniejący XD)
ReitaxRuki



II.

-Uruś, wstawaj… - poczułem czyjeś usta na swoich.
-Cooo…? – odparłem zaspany, oblizując się.
-Jakby nie było… Mamy pół godziny…
-Na co…? – ziewnąłem.
-Próba, kochanie.
-O kurwa! – zerwałem się z łóżka w trybie natychmiastowym i pobiegłem do łazienki, po drodze biorąc jakieś ciuchy.
Nie ułożyłem włosów, nie umalowałem się. Zdążyłem jedynie wcisnąć na nos okulary przeciwsłoneczne.

***

-Aoi, chodź no!
-Idę! Widziałeś moje klucze od samochodu?
-Pojedziemy moim, ale chodź już!

***

Dotarliśmy na próbę 15 minut po czasie. Przeklęte korki…
Wbiegliśmy szybko na górę. Szarpnąłem za klamkę. Było zamknięte. Jeszcze przez chwilę łączyłem fakty…
-Aoi… Przecież Yune odszedł…
-Kurwa, mogłeś zapamiętać!
-Co? Ale…
-Zawsze ja mam o wszystkim pamiętać?!
-Ale przecież nic się nie stało!
-Mogliśmy dłużej pospać!
-To ty nas zbudziłeś! I o to się na mnie wyżywasz?!
-Ja?! Wyżywam się?!
-Tak, ty!
-Zamknij się już! – zamachnął się I wymierzył mi siarczystego policzka. Zamroczyło mnie. Aoi wyglądał, jakby nie docierało do niego to, co przed chwilą zrobił. Jeszcze wczoraj mnie przepraszał…
Moje oczy zaszły łzami. Złapałem się za piekący policzek I zacząłem uciekać. Chciałem znaleźć się teraz jak najdalej od tego psychola.
        Wsiadłem szybko do swojego auta, zamykając się w nim, by Yuu nie mógł mnie dopaść. Pojechałem do domu, skąd zabrałem wszystkie swoje rzeczy.
Po tym wszystkim udałem się do centrum, gdzie parkując na pierwszym lepszym parkingu, postanowiłem do kogoś zadzwonić. Ruki… Nie. Yune… Oczywiste. Reita… Warto spróbować.
Wykręciłem jego numer.
-Tak? – usłyszałem.
-R-Rei…
-Kou? Coś się stało?
-Aoi… On… Mogę do ciebie wpaść…?
-No jasne! Gdzie jesteś? Zaraz po ciebie przyjadę.
-Jestem samochodem…
-Więc czekam. Opowiesz mi wszystko u mnie.
Rozłączyłem się. Roztrzęsiony pojechałem prosto do domu blondyna, po drodze zastanawiając się, czemu od razu odrzuciłem opcję zatelefonowania do Rukiego…
Nie przykuwając większej uwagi do kolorystyki sygnalizacji świetlnej, po dość krótkim czasie znalazłem się pod apartamentowcem, w którym mieszkał basista. Miał kasiastych rodziców, co wiązało się z pływaniem Reity w luksusach w dosłownie każdej dziedzinie jego życia. Samochód, dom, żarcie… Kasa, kasa, kasa… Czasem mu zazdrościłem. Musiałem dorabiać na boku, bo pensja z koncertów nie wystarczała mi na utrzymanie mieszkania, samochodu i wyżywienie. Aoi zajmował się tylko swoim czterokołowym złomem i od czasu do czasu zaopatrzał lodówkę w podstawowe składniki… Ja opłacałem czynsz, światło i wszystko, co z tym związane.
Wysiadłem z auta, uprzednio zostawiając je na podziemnym parkingu. Nie biorąc bagaży wsiadłem do windy, w środku wciskając guziczek z cyfrą 12.

***

Stałem pod drzwiami Reity, kiedy w końcu odważyłem się zapukać. Wtem usłyszałem przekręcanie klucza w zamku masywnych, ciemnych, drewnianych drzwi. W progu stał uśmiechnięty blondyn.
-Kou, dobrze, że jes… - pauza. – Twój policzek…
-Nie zostanę długo… - od razu zmieniłem temat. – Daj mi skorzystać ze swojego komputera. Chcę poszukać jakiegoś niedrogiego lokum w hotelu…
-Wejdź… - przekroczyłem próg domu basisty.
-Gdzie masz komputer…?
-Nie. Najpierw zdejmij kurtkę I buty. Chodź do salonu – zrobiłem jak kazał I poczłapałem za basistą. Jakie on miał wielkie mieszkanie…
-Akira, proszę… Chcę tylko poszperać w Internecie.
-Siadaj – ten jakby wcale nie zwracał uwagi na to, co mówię. – Najpierw opowiedz, co się stało. Piwa?
-Nie, dzięki…
-Więc mów…
-Zaczęło się już dawno… Ta chora zazdrość Aoiego. I obsesja na moim punkcie… Wczoraj, kiedy zostawiłeś w naszej sali bas, chciałem ci go przywieźć… Aoi się nie zgodził, a kiedy wyszliśmy z sali dostał jakiegoś ataku… Wy… Wyzwał mnie od dziwek i… że jeśli zależy mi na twoim basie, to… to zależy mi też na tobie… Potem siłą zaciągnął mnie do samochodu, a kiedy wróciliśmy do domu, uciekłem do siebie i… - zacząłem płakać. Nie dałem rady dalej opowiadać.
Reita usiadł bliżej mnie I mocno mnie przytulił.
-Bije cię? – zapytał.
-Nie… To pierwszy raz, kiedy mnie uderzył… - pociągnąłem nosem.
-Powód?
-Zapomniałem, że przecież nie mamy dziś próby, a przyjechaliśmy do studia…
-Co?! Za to cię uderzył?! – nie odpowiedziałem. Pytanie retoryczne. Reita z niedowierzaniem kręcił głową.
-Przepraszam, ze zwaliłem ci się na głowę… Masz swoje życie i w ogóle…
-Kouyou! Proszę cię, daj spokój…
-Mogę w końcu skorzystać z komputera?
-Chodź – pociągnął mnie za rękę. Poszliśmy do jednego z pokojów. – Wystarczająco duży?
-A… Ale… - zaniemówiłem. Przecież to pomieszczenie było większe niż mój salon!
-Mam rozumieć, że tak? Więc zostajesz – powiedział z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Ale ja nie mogę…
-Możesz. Gdzie masz walizki?
-Akira…
-Czy mógłbyś chociaż raz schować swój upór do kieszeni? Pytałem, gdzie są walizki.
-W samochodzie…
-No to idziemy. Pomogę ci.

***

Basista pomógł mi uporać się z dwoma wielkimi walizami. Kiedy wtaszczyliśmy je do pokoju, który blondyn mi przydzielił, została już tylko jedna wątpliwość…
-Akira…
-Tak?
-Nie mów Aoiemu, że u ciebie jestem…
-Musiałbym na głowę upaść – uśmiechnął się lekko.
-Dzięki za wszystko…
-Nie ma sprawy. Od tego ma się przyjaciół. Jak policzek?
-Jeszcze trochę boli…
-Mocno spuchnięty nie jest. Do jutra powinno przejść… A teraz idę coś przygotować. Odśwież się, rozpakujesz się później. Wiesz, gdzie jest łazienka…
-Jasne.
-Czekam.



[Reita]

Od zawsze wiedziałem, jaki jest Aoi. Jednak nie podejrzewałem, że kiedykolwiek skrzywdzi Uruhę! Tak cholernie mi go szkoda…
Chwilę jeszcze podumałem, aż w końcu poszedłem do kuchni, by zrobić coś do zjedzenia. Rudowłosy pewnie znów zapomniał zjeść śniadania… Otworzyłem lodówkę.
Oczywiście, wiało nicością.
Och, jak cudownie to ująłem. Gdybym nie był basistą, z pewnością zostałbym wierszokletą!
No cóż, wracając do stanu lodówki, będziemy musieli zjeść coś na mieście.

-Kou! – krzyknąłem z przekonaniem, że nadal siedzi w wannie.
-Jeszcze nie ogłuchłem – usłyszałem perlisty śmiech, dochodzący zza moich pleców.
-O, wybacz, myślałem, że jesteś w łazience.
-Spoko – Uruha wycierał swoje mokre włosy ręcznikiem frotte. Miał na sobie jedynie za duży, czarny t-shirt. Zawiesiłem wzrok na jego cudnych udach…
A teraz parę wyjaśnień… Fakt, jestem z Rukim, ale tylko dlatego, że znam jego reakcje w pewnych sytuacjach. Wyznał mi miłość, a ja nie potrafiłem go odtrącić… Kocham Kouyou od dawna, lecz… on wybrał drugiego gitarzystę.
Ja nie miałem natomiast nic do stracenia, więc zgodziłem się na propozycję wokalisty.

-Reita? Ziemia do Reityyy~
-Co? A, tak…
-Coś chciałeś…
-Ja…?
-Wołałeś mnie… - chłopak uniósł jedną brew w geście rozbawienia.
-No tak – walnąłem się otwartą dłonią w czoło. – W lodówce pustki, więc zjemy na mieście.
-Nie ma sprawy. To ja się troszkę ogarnę.

Rudowłosy wyszedł z łazienki jakieś 40 minut później. Chciałem go skarcić, gdyż mój żołądek prawie eksplodował z głodu. Jednak, kiedy Kouyou pojawił się w salonie…
-Dłużej się…! – urwałem.
-Wybacz… - dosłownie padłem na jego widok. Wręcz profesjonalnie ułożone włosy, subtelny makijaż, dobrane ciuchy… I cudownie zniknięcie opuchlizny z policzka.
Zawiesiłem się. Nawet nie zauważyłem, że Kouyou macha mi dłonią przed nosem. Chwilę później ocknąłem się.
-Dobra, chodźmy, słyszę, że zgłodniałeś – zaśmiał się.
Aby nie zbłaźnić się bardziej, po prostu wstałem z sofy, zabrałem klucze od samochodu, nałożyłem kurtkę, po czym wyszliśmy z mieszkania.


[Uruha]

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zaniemówiłem. Miałem nadzieję, że jedynie tu zaparkował. Jednak blondyn kierował się w stronę wejścia tej restauracji. Dodam: najdroższej restauracji w mieście!


-Reita… Chodźmy gdzieś indziej…
-Przecież tu jest dobrze – wzruszył ramionami, po czym ktoś z obsługi odebrał od nas kurtki i wskazał stolik.
-Drogo tu… - westchnąłem, przeglądając menu.
-Wybieraj, na co masz ochotę.
-Ale…
-Nie ma ‘ale’. Dostosuj się, proszę… - uśmiechnął się.
Wybraliśmy danie. Chwilę później kelnerka przyjęła nasze zamówienie.
-Wina? – zaproponował basista.
-Nie, dziękuję…
-Normalnie cię nie poznaję. Piwa nie, wina nie… Przecież lubisz wino.
-Ty prowadzisz i nie pijesz, to… ja nie chcę pić sam! – wymyśliłem pierwszą lepszą wymówkę.
-A tak na serio? – zmieszałem się. Akira ciągle się we mnie wpatrywał… Nie powiem mu, choćby nie wiem co!
-Czy to wszystko? – wtrąciła kelnerka.
-A, tak, dziękujemy – odpowiedziałem za nas obu.
-Kou, widzę, że kłamiesz… - powiedział blondyn ze stoickim spokojem. Kto, jak kto, ale Akira wiedział, kiedy go oszukuję. Niestety. Nawet Aoi mnie tak dobrze nie znał!
-Wcale, że nie!
-Do rzeczy…
-Byłem na terapii… - spuściłem głowę tak, że grzywka zasłoniła mi twarz.
-Co?!
-Terapia. Chodziłem w takie miejsce, gdzie uświadamiali mi, ile straciłem przez picie. To się nazywało… psychoterapia… Chyba…
-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś…? Pomógłbym ci…
-A już myślałem, że wyzwiesz mnie od pijaków, jak inni… - zaśmiałem się gorzko.
-Shima, jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nigdy bym tak na ciebie nie powiedział – pogładził moją rękę, którą trzymałem na stoliku. Szybko ją jednak zabrałem.
-Oto pańskie zamówienie – oznajmiła kelnerka, przychodząc w idealnym momencie. Przyniosła nam parujące dania i postawiła je przed nami. Zjedliśmy w ciszy.

Gdy skończyliśmy, odebraliśmy swoje okrycia wierzchnie, a Reita zapłacił za nas obu. Powiedziałem mu, że oddam mu przy okazji, ale ten strasznie się stawiał.
Wróciliśmy z powrotem do domu.

***

[Reita]

-Matko, zapomniałem!
-O czym? – zapytał rudowłosy.
-O spotkaniu z Rukim. Byłem z nim umówiony na 15!
-Już po 16…
-Zabije mnie… Miałem mu pomóc wybrać kanapę do jego mieszkania…
-Zadzwoń do niego i powiedz mu, że… - Uruha popukał się palcem po dolnej wardze. - … że samochód ci nawalił i że już go naprawiłeś, czy… czy coś.
-Aż się dziwię, że nie dzwonił… - wyjąłem telefon z kieszeni. – I już wiem dlaczego… Bateria mi padła. To teraz umrę śmiercią tragiczną…!
-Oj daj spokój… Masz, dzwoń z mojego. Stary, to stary, ale bateria trzyma bardzo długo.
-Teraz mogę śmiało powiedzieć, że ratujesz mi życie. I to bez żadnej ironii!
Wybrałem numer Takanoriego, a Kouyou w tym czasie poszedł się przebrać.
-Ru…? Tu Akira. Telefon mi padł i…
-Wiesz, która godzina?
-Po 16…
-A o której miałeś po mnie przyjechać?
-Taka, samochód mi nawalił! Zaraz się trochę oporządzę i po ciebie jadę.
-Kouyou pomagał ci w naprawie?
-Co?!
-Widziałem twój samochód przed tą drogą restauracją, a tylko ty jeździsz tą wypasioną beemką, więc mnie nie okłamuj, okej?
-Co ma do tego Kouyou? - udawałem głupka.
-Widziałem, jak wchodzicie do restauracji. Mnie nigdy tam nie zabrałeś! – fuknął.
-Wiesz, jak Aoi go potraktował?!
-Nie mieszaj w to Aoiego! Nie obchodzą mnie ich relacje! To tylko i wyłącznie ich sprawa!
-Kouyou jest naszym przyjacielem! Przyjaciele sobie pomagają!
-Tak, oczywiście! Leć, zbawiaj cały świat! Przekaż Kouyou, że długo na perkusistę nie będę czekał. A kanapę kupiłem sam. Dziękuję! I... I w ogóle fajnie, że dzwonisz od Uruhy! Udanej nocy! - żachnął ironicznie i rozłączył się, nie dając mi dojść do słowa.

-Żeż kurwa mać! - już chciałem rzucić telefonem o ścianę, lecz w porę się obejrzałem, że należy on do Uruhy.
Po chwili rudowłosy wyszedł z pokoju.
-Ja... Nie powinienem był tu zostawać... To moja wina... Ja...
-Nie, to nie jest twoja wina! Przestań się ciągle obwiniać! Nic nie jest twoją winą, rozumiesz? Uwierz w siebie... - westchnąłem. Ten tylko popatrzył na mnie spod grzywki, podszedł do mnie i bez słowa się przytulił, kładąc głowę na moim ramieniu.
Staliśmy tak chwilę. Objąłem go. Czułem się tak dobrze... Chciałbym mieć Kou już zawsze dla siebie...
Niestety... Aoi. Ruki.
Właśnie, Ruki!
-Kouyou... - szepnąłem, na co chłopak oderwał się ode mnie. - Muszę pojechać i jakoś udobruchać Takanoriego... Nie pogniewasz się, jeśli wrócę za parę godzin, albo... jutro rano?
-No jasne. Ratuj siebie i związek – zaśmiał się.
-Korzystaj z czego chcesz i czuj się jak u siebie.
-Dobrze. Idź już, idź. Poradzę sobie.
-Aha, zadzwoń do tego perkusisty. Ruki nie ma zbyt wiele cierpliwości...
-Okej.
-Dzięki. To pa – jakoś odruchowo cmoknąłem go w policzek. Uruha speszył się lekko.
Wyszedłem z domu, kierując się w stronę samochodu.


[Uruha]

Zostałem sam. Zazdrościłem Rukiemu... mimo że nieźle się pokłócili, Reita rzucił wszystko i pojechał go przepraszać... Aoi nigdy by tak nie zrobił. Nawet teraz, kiedy mnie uderzył... Nie zadzwonił, nie przeprosił...
To zrobiło się chore. Aoi stał się nieobliczalny. Dobrze, że się wyniosłem...
Przez ten cały czas strasznie się nudziłem. Postanowiłem zatelefonować do Yutaki. Mam nadzieję, że nie zmienił numeru i się zgodzi...
Po kilku sygnałach odebrał. W duchu bardzo się ucieszyłem.
-Tanabe Yutaka? - zapytałem niepewnie.
-Hai. Kouyou?
-Hai. Kopę lat! - zaśmiałem się.
-Cześć, stary! Jak tam?
-Troszkę się pozmieniało... Słuchaj, dzwonię do ciebie z propozycją. A raczej z błaganiem...
-Proszę, proszę! O co chodzi?
-Nadal grasz na perkusji?
-No pewnie.
-Masz jakiś zespół?
-Marzenie...
-To świetnie! Przyjedź tu, gdzie kiedyś była ta stara fabryka. Obecnie mamy tam małe studio naszego zespołu...
-Wiem gdzie. Cel?
-Zobaczysz. Aha, i masz się zgodzić, jeśli złożą ci propozycję.
-Domyślam się o co chodzi... - mruknął.
-Liczę na ciebie.
-I się nie zawiedziesz! Kiedy i o której?
-Pojutrze o dziewiątej rano. Pasuje?
-Tak.
-Możesz być trochę wcześniej. Pokażę ci co i jak i powiem o co chodzi.
-Okej, będę na pewno.
-Super.
-Dzięki za telefon, do zobaczenia!
-Bai! - rozłączyłem się.

Byłem z siebie dumny. Przyjedzie! Teraz muszę zadzwonić do Rukiego. Albo nie, zrobię to jutro, jak Reita wróci. Takanori przekaże wszystko Aoiemu. Uh, nie chcę się z nim widzieć... Znów będzie miły i słodki, a potem...
Lepiej się czymś zajmę. Myślenie tylko pogarsza sytuację.
Usiadłem w salonie, włączając telewizję. Obejrzałem jakiś film i poczułem, jak ogarnia mnie zmęczenie. Ułożyłem się wygodnie na kanapie i zasnąłem...

***

Kiedy się obudziłem, za oknami było już jasno. I nie wyłączyłem pudła... Świetnie.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę szóstą trzydzieści dwa. Rany, spałem prawie 13 godzin...
Podniosłem się z kanapy, wyłączając telewizor i skierowałem się do pokoju po czyste ciuchy. Wziąłem ze sobą świeżą, ciemnoczerwoną bokserkę, czarne, dość obcisłe spodnie i bieliznę. Udałem się do łazienki, by wziąć prysznic i się ogarnąć.
Kiedy wyszedłem spod prysznica, ubrałem się, a włosy lekko ułożyłem. Do tego wykonałem makijaż, plus fluidową maseczkę na policzek.
Przydałoby się tu trochę posprzątać. Ciemne meble dosłownie zarosły kurzem... Zresztą nie będę tu siedział, nic nie robiąc...
Zacząłem szukać specyfików do sprzątania. Znalazłem! Środek do ścierania kurzu, szmatki, płyn do podłóg...
Akira dawno tu sprzątał. A z jego stanem majątkowym powinien mieć tu ze dwie gospodynie!

Po jakiejś godzinie mieszkanie lśniło, a mój żołądek zaczął domagać się czegoś innego niż powietrze...
Lodówka była pusta, więc musiałem zrobić jakieś zakupy. Sporządziłem listę, sprawdziłem, czego brakuje, zabrałem ze sobą portfel i wyszedłem, zamykając mieszkanie na dwa zamki.

Wracałem do domu z dwoma wielkimi, wypchanymi torbami, zastanawiając się, czy o niczym nie zapomniałem.
Jednak Akira nie wrócił – pomyślałem.
Cóż, przynajmniej jemu się w życiu układa. Westchnąłem ciężko, wchodząc do apartamentowej windy. Już chciałem zacząć szukać kluczy, kiedy przed drzwiami mieszkania Reity ujrzałem...





愛子~


____________________________________________________________


Tum tudum, wiem, niedosyt! Zrobiłam to specjalnie ♥

Komentujcie!:3




wtorek, 7 sierpnia 2012

,,Konsekwencje obsesji'', część I



Cześć, stęskniłam się za Wami ;_;

Ta wielopartówka zryje mózgi większości czytających, więc od razu mówię, że nie odpowiadam za wszelkie ślady na psychice~
Pairingi nie będą stałe, będą jednak troszkę pogmatwane i w ogóle, ale mam nadzieję, że zbytnio to nie przeszkodzi.
Od razu zapowiadam, iż przewiduję od pięciu do sześciu rozdziałów.
W zeszycie wyszło mi 66 stron na chwilę obecną... Jeszcze nie skończyłam pisać, więc punkt kulminacyjny (właściwie punkt kulminacyjny numer 2) mam przed sobą i dziś postaram się za niego zabrać.
Oczywiście przepisywanie idzie ospale, ale czego nie robi się dla Was...
Aha, o pairingach ,,na dany rozdział'' będę informowała ,,pod kreską''.
Zobaczycie o co chodzi...

Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania oraz komentowania~

HA. BĘDĘ WREDNA.
Kolejna część po (przynajmniej) 5 komentarzach! :3
(miało być po 7, ale się zlitowałam XD)

___________________________________________________

Pairingi na ,,dziś'':
AoixUruha
ReitaxRuki



I.

[Uruha]

        Ostatnio koncertowanie szło nam coraz lepiej. Dawaliśmy koncerty za większe, pokaźniejsze sumki. Jednak konflikt z naszym obecnym perkusistą niezbyt umożliwiał nam wszystkim dojście do porozumienia. Kiedy wszyscy znaleźli dobre wyjście z jakiejś sytuacji, Yune jak zawsze miał na ten temat odmienne zdanie. Potem były kłótnie. Raz mało co nie doszło między nim, a Rukim do bójki, jednak w porę ich z Yuu rozdzieliliśmy.

        Jednakże pewnego dnia, kiedy wszystko wydawało się być takie, jakie być powinno, pewna wiadomość zniszczyła nasze marzenia o sławie i bogactwie. Przyczyną był jedyny w swoim rodzaju…
-Yune! Nie możesz odejść!
-Mogę. I właśnie to robię. Powodzenia – prychnął i po prostu wyszedł z sali. Ruki upadł na kolana i gdyby nie powstrzymujący go Reita, zacząłby sobie wyrywać włosy z głowy. Dosłownie.
-Zaoszczędź sobie nerwów. Jak ci styliści potem fryzurę zrobią? - blondwłosy kucnął koło mniejszego.
-Reita! Zrób coś no!
-Ruki, nic nie zrobię. On po prostu odszedł… Musimy poradzić sobie bez niego… - odparł basista, po czym wokalista oparł się głową o jego klatkę piersiową.
-Tak, ale nie obejmę posady perkusisty i wokalisty naraz! To niemożliwe, nie dałbym rady grać i śpiewać jednocześnie – westchnął.
-Um… Bo ja… - w trybie natychmiastowym wszystkie zrezygnowane spojrzenia wbiły się we mnie. Obecnie rodziły się w nich iskierki nadziei. – …Bo ja znam jednego perkusistę… I może mógłbym go…
-Kou, tyłki nam ratujesz! Błagam, jesteś jedyną nadzieją! – najmłodszy podszedł do mnie i przylgnął do mojej klatki piersiowej, obejmując mnie w pasie. Dobrze wiedziałem, jak zareaguje na to Aoi… Spojrzałem na niego, a ten wgapiał się we mnie wzrokiem pełnym nienawiści. No i za co?! 
Wywróciłem oczami, wzdychając, by pokazać, że nie zależy mi na Rukim. Tak, starszy gitarzysta był o mnie piekielnie zazdrosny. Wydawało mu się, że każdy przyjacielski gest ze strony któregoś z chłopaków jest przepełniony uczuciem. Ba! Uważał, że nawet kichają z premedytacją!
O tak, oczywiście! Zdradzam go na każdym kroku, a pieprzę się z kimś poprzez uściśnięcie ręki! Litości…
-Okej, zobaczę, co da się zrobić.
-Wielbię cię. Postawię ci skrzynkę… Nie! Dwie skrzynki piwa! – skrzywiłem się na tę propozycję. Młodszy odkleił się ode mnie.
-Dzięki, nie trzeba…
-No to… zrobię co zechcesz! Tyko bez przesady… - zachichotałem nerwowo. Już miałem wizję ,,rozmowy’’ z Aoim, kiedy wrócimy do domu… Ech.
-Nie ma sprawy. Zadzwonię do niego, o ile nie zmienił numeru telefonu.
-Jeszcze raz wielkie dzięki. Dobra, skoro tak, koniec na dziś. A Ty, Ururu, postaraj się skontaktować się z nim jak najszybciej, okej? – dźgnął mnie palcem w żebro.
-Na pewno dam ci znać – zaśmiałem się na gest Rukiego, łapiąc się za bok. 
Lubiłem uszczęśliwiać innych. Tylko, że Aoi odbierał moje intencje nieco… inaczej niż bym tego chciał…
-To ja spadam. Mam parę spraw do załatwienia. Ruki, przyjedź do mnie o tej, o której się umawialiśmy – basista puścił oczko do wokalisty, na co ten się zarumienił. Jakież to było urocze, doprawdy. Szkoda, że Aoi jest taki przewrażliwiony, że za każdym razem muszę go uspokajać prawie stałym już tekstem ,,przecież mnie nie zgwałcił, tylko przytulił!’’.
Blondyn opuścił salę. Zabrałem się do pakowania gitary. Aoi zrobił to samo.
-Idziesz, Ruki? – zapytałem, oczywiście będąc pod czujną obserwacją starszego gitarzysty. Spojrzałem na niego. A jak! 
-Nie, muszę zająć się formalnościami. Trochę uzbierało się tych papierów… Mam już dość… Ale wy idźcie, ja sobie poradzę.
-No dobra, jak chcesz – już miałem wychodzić, kiedy zauważyłem czarno-biały bas, stojący za sofą. – Reita zostawił swój bas. Może powinniśmy…
-Już iść – dokończył Aoi, przerywając mi. Westchnąłem ciężko.
-A, tak, dziś do niego idę, więc zaniosę mu bas. Spokojnie – zaśmiał się Ruki.
-Więc cześć! – rzekłem entuzjastycznie, zakładając na ramię futerał i wychodząc z sali.

***

-Kouyou… Dlaczego znów…
-Przecież mnie nie zgwałcił, tylko przytulił!
-O bas! O bas mi chodzi!
-No i co, że bas?!
-To, że jak bas, to i Reita!
-Co?!
-To!
-Mógłbyś się wysilić i wyjaśnić mi, o co do kurwy nędzy ci chodzi?!
-O to, że strasznie przejąłeś się basem naszego blondynka – fuknął. Pauza. – Może i nim się tak zaopiekujesz, co?!
-Yuu, o co ci do cholery chodzi?! Gdybyś to ty zostawił gitarę, też wziąłbym ją ze sobą, czy coś…!
-Jakby nie było, mieszkamy razem i wracamy do domu razem.
-Więc gdybym zauważył brak instrumentu, wspomniałbym ci!
-Z twoją złośliwością? Błagam…
-Jaką złośliwością?! – patrzyłem na niego jak na idiotę, szukając wytłumaczenia jego chorej zazdrości o… no właśnie. O co?! O bas?!
-Nie ważne…
-Widzisz, już ci argumentów zabrakło – skwitowałem.
-Kouyou, ja po prostu… Ja widzę, jak on na ciebie patrzy! Rozumiesz?!
-Co?! Przecież Reita jest z Rukim…!
-Co nie zmienia faktu, że równie dobrze mógłbyś mu wpaść w oko!
-Mu?! Ty słyszysz siebie?! Ty jesteś zazdrosny o każdego, kto powie mi ‘cześć’ i od razu osądzasz mnie o to, że cię zdradzam, albo, że komuś się podobam!
-Wcale, że nie!
-Wiesz co?! Mam dość! Mam dość ciebie, twojej zazdrości i twojego pojebanego zachowania! Wrócę sam!
-Ale Uru…!
-Odwal się… - westchnąłem ze zrezygnowaniem i szybkim krokiem skierowałem się do wyjścia z budynku. Jednak Aoi złapał mnie za ramię i jednym sprawnym ruchem odwrócił mnie przodem do siebie. Mocno mnie pociągnął, przez co syknąłem z bólu.
-Jakie ,,odwal się’’?
-Normalne. Możesz mnie puścić? To boli – zachowałem jako-taki spokój.
-Nie, nie mogę. Jesteś mój, rozumiesz?
-W każdej chwili mogę przestać. Puść mnie!
-Nie! Nie pozwolę ci! 
-Aoi! – łzy wezbrały mi do oczu, kiedy czarnowłosy ścisnął mnie mocniej. Bałem się go. Sam w to nie wierzyłem, ale… bałem się jego reakcji. Jego źrenice automatycznie się powiększyły. Dostał jakiejś białej gorączki. Ewidentnie nad sobą nie panował. Brał coś? Nie… To do niego niepodobne.
-Zamknij się, dziwko! Nie będziesz się puszczał na prawo i lewo, rozumiesz?!
-Kiedy ja wcale się nie puszczam! Idioto, puść! – zacząłem płakać. Starszy ciągnął mnie w stronę drzwi. Nie zwracał uwagi na moją gitarę, którą zahaczyłem o dach samochodu, kiedy mnie do niego wpychał. Skuliłem się, podkurczając kolana pod brodę. Czarnowłosy odpalił samochód i łamiąc przepisy, dojechał do domu.
-Wysiadaj. Na co czekasz? – warknął oschle. Nie odzywałem się. Wiedziałem, że w ten sposób tylko pogorszę i tak już napiętą sytuację. Posłusznie wysiadłem i trzęsącymi się rękoma zacząłem szukać kluczy w kieszeniach spodni. Znalazłem, otworzyłem drzwi i szybko pobiegłem do sypialni, zamykając się na klucz.
-Uru, otwórz!
-Nie! Nie otworzę! Zostaw mnie! – krzyczałem przez łzy. Objąłem futerał z gitarą i skuliłem się w kącie pomieszczenia. Chciałem przeczekać jego napad agresji. Dlaczego się tak zachowywał? Przecież dobrze wiedział, że nie kocham nikogo oprócz niego… Chociaż teraz mam ochotę zakończyć to zdanie na ,,nie kocham nikogo’’.
-Otwórz...
-Nie!
-Proszę... - zza drzwi usłyszałem cichy szloch. Z nim jest coś nie tak…
-Nie! Zostaw mnie! - mocniej przycisnąłem do siebie futerał. Zamknąłem spuchnięte oczy, zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją. Może naprawdę powinienem poważnie zastanowić się nad naszym ,,związkiem''?
Straciłem kontrolę nad tym, kiedy Aoi stał się taki... zaborczy.
Kocham go, ale teraz nie jest tą samą osobą... Nie wiem, co tak nagle w niego wstąpiło...
Zmęczony kłótnią zasnąłem.

***

        Obudziłem się mokry od potu. Męczyły mnie koszmary.
Było po drugiej. Podniosłem się z ziemi, rozprostowując odrętwiałe części ciała. Po omacku odnalazłem włącznik lampki nocnej, która tłumiła swoje jaskrawe światło ciemnobordowym abażurem.
Podszedłem do drzwi, przekręcając powoli klucz. Wyszedłem z sypialni, kierując się do salonu, gdzie na kanapie spał Yuu.
Na moje nieszczęście potknąłem się o puszkę po piwie. Wyrżnąłem się, z hukiem padając tuż przed sofą. Czarnowłosy zerwał się do siadu, zapalając lampkę.
-Uru! - krzyknął, padając przy mnie na kolana, tuląc mnie do siebie. A właściwie dusząc. Jak psychopata swój obiekt tortur. Chociaż… Czy psychopata przytulałby swoją ofiarę?
Chyba raczej tak, w końcu… jest psychopatą…
-A-Aoi...
-Tak strasznie cię przepraszam!
-Zostaw! Zostaw mnie...! Nie chcę! - płakałem, próbując wyrwać się z jego uścisku. Kiedy mi się udało, odszedłem od niego jak najdalej, w drugi kąt pokoju.
Ten z niedowierzaniem pokręcił głową. Jakby bił się z własnymi myślami.
-Co ja najlepszego wyprawiam…? – pauza. – Uruha, przepraszam… Ja… Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło… Przysięgam! – żywo gestykulował rękoma.
-Nie… Yuu, wiesz. Ty dobrze wiesz…
-Ale…
-Od dłuższego czasu masz jakąś obsesję! Wiesz, że takie coś się leczy u psychiatry? 
-Jaką obsesję? O czym ty w ogóle gadasz…?
-Ty naprawdę nie widzisz siebie?! Wciąż wytykasz mi, ze ktoś się na mnie gapi, a kiedy ktoś po prostu się ze mną wita, ty twierdzisz, że patrzył na mnie, jakby chciał mnie zgwałcić. To jest normalne?!
Nie odpowiedział nic. Usiadł z powrotem na brzeg kanapy i zaczął płakać…
Żal mi się go zrobiło. Może naprawdę żałuje?
Podszedłem niepewnie do chłopaka.
-Yuu, daj spokój… - zabawny, doprawdy, obrazek dwóch, rozmazanych facetów. Jeden z obsesją, drugi pokrzywdzony.
-Kurwa, kocham cię, rozumiesz?! – wydarł mi się prosto w twarz, podnosząc z ziemi za ramiona. Mocno mnie do siebie przytulił.
-D-dusisz mnie…
-Kocham… Kocham cię… - powtarzał jak mantrę. Czułem się jak szmaciana lalka. Robił ze mną, co chciał, a ja byłem bezbronny. Ślepo mu się oddawałem.
Nic już nie mówiłem, by nie pogorszyć sytuacji. Jedynie objąłem czarnowłosego za szyję, głaszcząc go jedną dłonią po głowie.
-No już, Yuu… Puść mnie.
-Nie…
-Chcę na ciebie spojrzeć…
Chłopak odsunął się ode mnie, patrząc na mnie zapłakanymi oczami.
-Wiesz, co zrobiłeś źle?
-Ja… Przepraszam za wyzwiska i za to, że cię kontroluję… Przepraszam…
-Miłość polega na zaufaniu, wiesz? A u nas tego elementu niestety brakuje. Zresztą… Przecież ja cię nie zdradzam! I nigdy bym tego nie zrobił, bo… za bardzo cię kocham…
-Po dzisiejszych ekscesach powinieneś był gdzieś pojechać i zostawić mnie samego…
-Ale tego nie zrobiłem… - pogłaskałem go po policzku.
-Jesteś aniołem… Znosisz mój charakter… I w ogóle…
-Kocham cię, idioto…
-Ja ciebie też…


愛子~


____________________________________________________________


Gomen, że tak krótko. Nie wyobrażałam sobie zakończenia partu w innym momencie.
Drugi rozdział będzie nieco dłuższy. Przynajmniej się postaram.
Dziękuję, że jesteście tacy wytrwali ♥