czwartek, 28 lutego 2013

Uruha x Aoi ,,Jak narkotyk...'' (oneshot)



Dodaję opki częściej niż zwykle.
Napisałam kilka w ferie, mając duuużo wolnego czasu...
Daję wam przerywnik w postaci Aoihy, a potem znów zasypuję was Reituki ♥ Mam nadzieję, że się nie pogniewacie XD

Zrażę was do Reituki tak, że nie wiem! XD


Życzę miłego czytania, z góry przepraszając za błędy.

_________________________________________________________________




Wchodzisz do sali.
Jak zwykle przed czasem.
Jak zwykle piękny.
Jak zwykle z nią...
Jej piskliwy głos strasznie działa mi na nerwy. Jeżeli musiałbym zdefiniować czym są ultradźwięki, z pewnością jej głos posłużyłby mi jako ,,rekwizyt''.
- Cześć! - witasz się z Takanorim i Yutaką, którzy są tu ze mną, i również – tak jak ty – przyszli przed czasem. Od razu po twoim radosnym powitaniu odpowiadają ci i z uśmiechem pędzą w kierunku twojej dziewczyny, proponując jej kawę i ciastko z bufetu.
Ja nawet ci nie odpowiedziałem. Jak gdyby nigdy nic, nadal stroję swoją gitarę.
,,Niech jej w dupę pójdzie!'' - myślę złośliwie, krzywiąc się pod nosem na godne politowania zachowanie wokalisty i lidera.
Po chwili jednak podchodzisz i do mnie, najwyraźniej zauważając moją obojętność, jaką ciebie obdarzam. Kucasz obok mnie, przypatrując się uważnie ruchom mojego nadgarstka, przekręcającego śrubki gitary.
- Cześć, Shima – czochrasz mnie po włosach. Czuję się jak dziecko, gdy mi tak robisz. Natychmiast odtrącam twoją rękę.
- Cześć – odpowiadam ci w końcu, jednak bez większych emocji. Nie spoglądam na ciebie. Nadal maniakalnie wpatruję się w gitarę.
- Podkręć A. Jest za nisko... - zwracasz mi uwagę. Nienawidzę tego. Traktujesz mnie tak, jakbym po raz pierwszy w życiu trzymał w rękach gitarę!
- Wiem – prycham ze złością, a ty kręcisz bezradnie głową i odchodzisz do tamtej trójki.


Po pewnym czasie do sali wbiega zdyszany Suzuki. Zerkam na zegar. Jest dwadzieścia minut po szesnastej. Akira spóźnił się całe dwadzieścia minut, a Tanabe nic sobie z tego nie zrobił...?
Ach, tak...
O n a  tu jest...
Jeszcze chwilkę obserwuję cię spod grzywki, siedząc na drugim końcu sali, gdy nagle lider nakazuje ,,brać się do roboty''. Wszyscy podchodzą do swoich instrumentów, Matsumoto łapie za mikrofon, a ja podnoszę się z podłogi.
Twoja dziewczyna rozsiada się wygodnie na kanapie, szczerząc się do ciebie. Od samego patrzenia na jej uśmiech dostaję szczękościsku.
- Hanakotoba – po sali roznosi się głos perkusisty, wyrywający mnie z zamyślenia. Zaczynamy grać. Próbuję wczuć się w dźwięki swojej gitary, lecz postać siedząca przede mną nie daje mi się skupić. Jej obecność rozprasza mnie do tego stopnia, że w pewnym momencie mylę chwyty. Yutaka zwraca mi uwagę, ja przepraszam i oświadczam, że już więcej się nie pomylę.

Kiedy skończyliśmy piosenkę, kobieta rzuca ci się na szyję, całując cię i gratulując. Chwali wszystkich, mówiąc, że bardzo się jej podobało.
Gdy całujecie się już któryś raz z kolei, zbiera mi się na torsje.
Mam już dość...
Upuszczam gitarę na ziemię. Gryf łamie się. Nie zwracam na to uwagi, tak samo jak ty nie zwracasz uwagi na to, co się ze mną dzieje... Nie zauważasz tego, że się w tobie zakochałem...
Ze łzami w oczach wybiegam z sali. Słyszę za sobą krzyki i niewyraźnie nawoływanie mojego imienia. Nie zważam na to. Po prostu uciekam.
Jak tchórz...

Opuszczam budynek PSC, biegnąc przed siebie. Przebiegam kilka ciemniejszych uliczek, a kiedy decyduję, że już raczej nikt nie powinien mnie odnaleźć, zwalniam. Zmieniam tempo na relaksujący marsz, regulując nierówny oddech. Spaceruję chodnikiem, ledwo oświetlonym przez pomarańczowe światło przydrożnych latarni.
Nie mogę znieść swoich myśli. Głowa mi od nich pulsuje, co stopniowo zamienia się w tępy, trudny do zniesienia ból.
Potrzebuję czegoś, co mogłoby...
- Ej, ty! - słyszę. Rozglądam się wokół siebie i widzę zakapturzoną postać, powoli zmierzającą ku mnie. Mimowolnie cofam się. Serce przyspiesza. Bije mocno i szybko, jak gdyby chciało wydostać się z mojej klatki piersiowej.
- Kim jesteś...? - pytam słabo.
- Jesteś gliną? - postać nie odpowiada na moje pytanie, tylko zadaje swoje. Kręcę przecząco głową.
- Kim jesteś? - ponawiam pytanie. Tym razem wymawiam je nieco wyraźniej i pewniej.
- Ja? Ja jestem tu tylko od tego, by ci pomóc... - zachichotał. Nie był to jakiś złośliwy śmiech, zapowiadający coś złego. Był to raczej chichot adekwatny dla  r a d o s n e g o  człowieka. Nieco się rozluźniłem.
- Nie rozumiem... - mruczę.
- Mam dobry towar – przechodzi do sedna. - Może się skusisz?
- Ja nigdy nie pró...
- Czas najwyższy... Jesteś przygnębiony, prawda? - pyta. Kiwam głową, spoglądając w chodnik.
- Po ile...? - pytam po chwili namysłu.

Diler tłumaczy mi co i jak, po dłuższej chwili przekonując mnie całkowicie.
Przecież nie mam nic do stracenia, myślę.

Kupuję kilka działek, plus taką samą liczbę strzykawek. Płacę chłopakowi niepojętą sumę i dziękuję mu. Chowam wszystko do kieszeni, wzrokiem wiodąc za swoją dłonią.
Kiedy podnoszę głowę, mężczyzny już nie ma. Rozglądam się, lecz na ulicy jest pusto.
- Dziwne... - mruczę pod nosem i idę dalej.

Po jakimś czasie zapuszczam się w ciemny zaułek. Siadam tyłkiem na brudnej ziemi, odpakowując wenflon i jedną strzykawkę. Napełniam ją płynem. Wstrzykuję.
Po dłuższym upływie czasu narkotyk zaczyna działać.

Staję się  s z c z ę ś l i w y, zupełnie nie znając powodu mojego  s z c z ę ś c i a.
Śmieję się z minionego drzewa, czy zwykłego kontenera na śmieci. Czuję się taki lekki... Jest mi cholernie dobrze. Spaceruję sobie niecałą godzinę, słaniając się od jednej do drugiej strony chodnika.

Niestety, moje  s z c z ę ś c i e  nie trwa wiecznie. Przynajmniej nie aż tak długo, jak bym tego chciał...

W pewnym momencie czuję, jak ktoś chwyta mnie za ramię i ciągnie w zupełnie inną stroną niż tam, dokąd zmierzałem. Lub miałem zamiar zmierzać...
Zaczynam coś niewyraźnie bełkotać, lecz nieznajomy nie zwraca na mnie uwagi.

Mocno popchnięty, upadam na ziemię. Mężczyzna bierze spory rozmach, najprawdopodobniej chcąc mnie uderzyć, a ja daję radę jedynie osłonić się rękami.
- Zostaw go! - słyszę znajomy głos. Przez palce obserwuję szarpaninę dwóch osób. Po chwili jedna z nich odchodzi, a ja zaczynam się panicznie rozglądać wokół siebie. W końcu rozpoznaję to miejsce.
Dłonią, na ślepo, odnajduję strzykawkę i pojemniczek po narkotyku, który tu wcześniej zostawiłem. Podnoszę pustą ampułkę, czytając jej nazwę.
Dałem się nabrać. Diler wcisnął mi jakiś gówno warty, otumaniający lek...
- Shima... - słyszę znów. Odwracam się, w mroku próbując rozpoznać twarz.
- Yuu...? Co ty tu...?
- Bałem się, że możesz zrobić coś głupiego i... śledziłem cię. Zgubiłem cię po tym, gdy odszedłeś od tamtego typa w kapturze...
- Ja... Niedobrze mi... - mówię, lecz wcale nie mam mdłości. Po prostu kręci mi się w głowie.
''Narkotyk'' nie jest trwały i po chwili przestaje działać.
- Shima... Czemu to wziąłeś...? - z kieszeni mojej bluzy wyciągasz kilka ampułek, spoglądając raz na mnie, raz na zawartość swojej dłoni.
- Chciałem... Chciałem poczuć się  s z c z ę ś l i w y... - tłumaczę się. Ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to sprawienie, byś był smutny, czy rozczarowany moją osobą.
- Bałem się... - szepczesz, tuląc mnie do siebie. Wtulam się w ciebie ufnie. - Powiedz mi, czemu uciekłeś...?
- Bo... Bo cię kocham, Yuu... - odpowiadam bez wahania.
- A ja... - oczywiście wypowiadasz zdanie do końca, lecz tego nie słyszę. Twój głos zamienia się w echo, odbijające mi się w głowie. Jakby ktoś krzyknął, nachylając się nad studnią bez dna. Obraz mi się rozmywa. Za wszelką cenę chciałbym wiedzieć, co mi odpowiedziałeś, lecz nie wiem, co się ze mną dzieje.
Tracę przytomność,
mdleję,
lub po prostu zasypiam...


Budzę się, czując delikatne szturchanie mnie w ramię. Otwieram oczy, widząc przed sobą twoją uśmiechniętą twarz. Również odwzajemniam uśmiech i podnoszę się do siadu, niezbyt ogarniając sytuację...
Jestem w studiu...
- Yuu? Przecież wczoraj... - mówię, chcąc dokończyć, lecz ni stąd ni zowąd pojawia się twoja dziewczyna z kubeczkiem czarnej, aromatycznej kawy w ręku. Podaje mi go, a ja nieśmiało dziękuję.
- Znów zasnąłeś, pracując... - wyjaśnił mi Takanori, opierający się o oparcie sofy, na której półleżałem. - Kiedyś zaharujesz się na śmierć... - wzdycha głośno, przecierając twarz swoją niewielką dłonią.
- To nic... - mruczę, powoli sącząc gorący napój. W głowie mam mętlik.
- Oj, Shima, Shima... - wzdychasz, kręcąc głową. Czochrasz mnie po włosach, a ja strącam twoją rękę.
- Przestań... - śmieję się nerwowo.

Mimo wszystko cieszyłem się, że jesteś z nią. Skoro jest ci dobrze, nie mam zamiaru zakłócać twojego  s z c z ę ś c i a.

Najbardziej nurtuje mnie jedno... Do teraz nie wiem, czy wczorajszy dzień był prawdą, czy tylko ułudą...
Kiedy wstałem, chcąc nastroić gitarę – ujrzałem złamany gryf, zaś sięgając ręką do kieszeni odnalazłem kawałek opakowania po wenflonie.


Po tym wszystkim doszedłem do jednego wniosku.
Jesteś jak narkotyk, wiesz? Gdy cię widzę, jestem  s z c z ę ś l i w y, lecz nigdy nie pozwalasz mi się tym  s z c z ę ś c i e m  do końca nacieszyć...


15 komentarzy:

  1. No dobra pora na skomentowanie ^-^ do Aoihy nie nie mam ten Shot spodobał i się aż za nadto i za bardzo *.* i kurde myślałam że znowu kogoś zabijesz ale się myliłam XD może dlatego że u siebie coś za dużo osób uśmiercałam x3 Podobał mi się i to bardzo gdybym to ja miała takie natchnienie do pisania D:...
    Pozdrawiam i czekam na dalsze twoje wypociny^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się bardzo podobało ^ ^
    Potem reituki? o3o' Aw!

    Zastanawia mnie co on wtedy mu powiedział..

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Uruś :( Taki mi go jest żal, zakochać się bez wzajemności :( Opowiadanie jak zwykle wspaniałe :)

    Ps. U mnie nowa notka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardo fajny pomysł, nieodwzajemnionej miłości nigdy za dużo.

    Aoiha, to pairing do którego średnio mogę się przekonać, chociaż Aoi i Uruha ładnie wyglądają, ale chyba tylko tyle... Bardziej podchodzi mi Reituki, lub ReitaYune... Ale ten tekst mi się spodobał, lubię jak nie jest kolorowo i radośnie, to jest dla mnie nierealne.

    Czekam na coś następnego i zapraszam do siebie.

    Pozdrawiam i weny
    Rena X

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko jakie to jest doskonałe!!
    Masz kobieto łeb do wymyślania.
    Dla mnie twoje opowiadania są jak dla Uru - Aoi.
    Już nie mogę doczekać się kolejnej notki.
    Buziaczki i weny życzę:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez kilka zdań myślałam, że to opowiada Aoi xD Całość jest świetna <3 I ta nieodwzajemniona miłość Uruszki <3 *tuli go do siebie* Czekam na kolejne notki, już nie mogę się doczekać Reituki >.<

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja biedna kaczusia ;-; Chodź ciocia Midd utuli ;_;
    Pisz więcej aoiszek... Co ? Ale może weselsze... Znowu się pobeczałam.. Właściwie nie wiem czemu ale jakoś tak .. wyszło ._.

    Weny! I pisz dalej ... :3 /xMidziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyokazji Midziaczek nominowała cię do TVB :D
      http://midd-no-katari.blogspot.com/2013/03/the-versatile-blogger.html

      Usuń
  8. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger http://thegazetteyaoilovestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger na http://yaoi-fantasies.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger na http://funfuction-j-rock-yaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Aoi albo jest ślepy, albo głupi. Przecież on kocha Uru, ale jeszcze o tym nie wie! Przecież dla takich słodkich Kaczek to zostaje się gejem. po co ci jakaś panienka?!
    Uruś, pało, po co Ci to było?

    Zostałaś nominowana do TVB na ai-sakura-kobashi.blogspot.com!

    OdpowiedzUsuń
  13. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger na http://keep-on-smiling-yaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Ty i te twoje pomysły
    Oryginalne opisy oraz sposób przedstawienia świata.
    och, no...Kocham Cię i twoje opowiadania czy też shoty <3
    Tym razem Aoiha lecz w twoim wykonaniu mi to nie przeszkadza, a wręcz się podoba.
    Tak dalej kochana =***

    OdpowiedzUsuń