Witam nowym rozdzialikiem!
Troszkę ponarzekam i pomarudzę, bo czemu nie.
Cóż, ilość komentarzy pod ostatnim postem nie jest satysfakcjonująca, ale... no właśnie, nikogo nie zmuszam (a komentatorom bardzo dziękuję!). Choć nie ukrywam, że jest mi trochę przykro, bo wszędzie widzę skargi i krytykę za 'oklepaną fabułę', a jeśli jakieś oryginalne opowiadanie pojawi się - nikt tego nie czyta, nie mówiąc już o komentowaniu...
Pomyślcie o tym zaskarżaniu. Pomyślcie, czy faktycznie nie wolicie typowego pomysłu na tandetne love story z oczywistym rozchwianiem bohaterów i oczywistą sceną stosunku z tradycyjnym ,,oh, nie baw się już!''. Tyle z mojej strony.
Serdecznie zapraszam do czytania~
_____________________________________________________
Oczarowany nowym nabytkiem, szybko odstawiam mokry parasol w kąt. Deszczówka wsiąka w niewielki dywanik, a ja zdejmuję przemoczone buty i skarpetki, by nacieszyć się ciepłym, domowym obuwiem. Choć chyba bardziej niecierpliwię się, by dokładniej zlustrować znalezioną wizytówkę. Wydobywam ją z kieszeni, wpatrując się w małe, prostokątne zdjęcie. Bardzo ładne zdjęcie. Zła energia ulatnia się na te kilkadziesiąt sekund, kiedy wzrokiem badam obcą twarz. Przesuwam po fotografii opuszkami palców, jakbym miał nadzieję na poczucie pod nimi gładkości tej jasnej skóry. Ciemny kolor oczu mężczyzny ze zdjęcia wwierca się w moją duszę. Czuję dziwny ucisk w okolicach mostka. Odkładam wizytówkę na stół, zdjęciem do dołu. Głośno przełykam ślinę, wracając do niewielkiej, zabałaganionej sypialni. Z nóg zdejmuję kapcie, ustawiając je równo obok siebie tuż przy łóżku, po czym kładę głowę na poduszce. Leżę na boku. Kulę się, jak małe dziecko, obejmując nogi ramionami. Tym razem – po raz pierwszy od bardzo dawna - sen przychodzi, zabierając mnie w inny świat, prosto do krainy Morfeusza.
*
Godzina siedemnasta zero pięć. Śniły mi się oczy. Ogromne, ciemne oczy, które zaczęły mnie wciągać, a ja nie mogłem się nijak uwolnić. Jestem na siebie wściekły, za to, że zasnąłem. To był bardzo dziwny i straszny sen. Budzę się zlany potem. W ustach czuję suchość, więc na bosaka przemykam do kuchni po szklankę wody. Ocieram mokre czoło, by za moment zdjąć lepiące się do ciała ubrania. Przechodzę do maleńkiej łazienki i biorę prysznic, pozwalając sobie na chwilę na pozbieranie wszystkich błądzących gdzieś myśli, choć finalnie mi się to nie udaje. Dźwięk spadającej wody pomaga mi się wyciszyć i zrelaksować. Czuję się, jakbym słuchał deszczu. Przyspieszony oddech powoli się reguluje. Zakręcam kran, wycieram ciało miękkim ręcznikiem i przebieram się w luźny podkoszulek i czystą bieliznę.
Nachodzi mnie nagła ochota na zapalenie kolejnego dziś papierosa. Deszcz powoli przestaje padać. Znów wychodzę na balkon. Znów poddaję się październikowemu chłodu. Obserwuję zabarwione na różowo chmury, które zwiastują jutrzejszą pogodę jako zimną. Nostalgicznie wydmuchuję szarawy kłębek dymu i przecieram dłonią zmęczoną twarz. Myślę o ciemnych oczach mężczyzny z fotografii. Czy fakt, że mi się śniły coś oznacza? Odkładam papierosa na barierkę i wracam się na chwilkę do mieszkania po wizytówkę, która leży tak, jak zostawiłem ją wcześniej – zdjęciem do dołu. Kiedy zachodzę na balkon – papierosa nie ma. Szybko wychylam się przez poręcz, widząc, jak zarys białego, długiego patyczka wiruje w powietrzu, spadając z czternastego piętra. Silny podmuch wiatru, który chwilę temu strącił używkę, plącze moje kosmyki włosów. Odpalam kolejnego szluga, zaciągając się dymem do dna płuc. Trzymając kartonik w dwóch palcach, stwierdzam, że mężczyzna ze zdjęcia podoba mi się. Kruczoczarne włosy, sięgające mu do ramion prawie nie różnią się od koloru oczu. Zauroczony typową, japońską urodą, gaszę niedopałek o własny nadgarstek, sycząc przy tym głośno z bólu.
Po chwili czuję, jak ulatują ze mnie resztki chęci do życia. Zamykam balkon i wracam do łóżka. Przed ponowną próbą zaśnięcia przypatruję się swemu nadgarstkowi, na którym widnieją liczne blizny od gaszenia na nim papierosów. Próbuję przywołać do siebie wspomnienia. Chcę przypomnieć, kiedy ból stał się ucieczką od zmartwień, lecz nie potrafię. Jestem zbyt zmęczony, by myśleć. Jestem zbyt zmęczony, by funkcjonować. Jestem zbyt zmęczony, by naciągnąć na siebie kołdrę. Jestem zbyt zmęczony koszmarami, by dać radę zasnąć.
*
Przypatruję się wizytówce całą noc, bojąc się zapaść w sen. Imię i nazwisko lekarza wyryło się w mojej pamięci już na stałe. Tak samo jego twarz. Jego lekko zarysowane kości policzkowe, włosy, oczy. Zgrabny nos i pełne usta. Próbuję zapamiętać też numer telefonu do kliniki. Mam chęć podnieść z podłogi swój telefon i wystukać te kilka cyfr na klawiaturze.
Moja odwaga znika jednak bardzo szybko.
*
Zaczyna świtać. Słońce powoli wychodzi zza horyzontu, obwieszczając nowy dzień. Słońce niemrawo przedziera się przez szare, ciężkie, deszczowe chmury, próbując oświetlić widok, który mam z okna. To tylko potęguje ponurość dzisiejszego poranka. Słaba stróżka światła po chwili pada na moją twarz, dając iskierkę nadziei, że coś w moim życiu mogłoby być lepsze. Nie dopuszczam tego do swojej świadomości, idąc przyrządzić sobie kawę. Mocną kawę, którą deszcz niebawem skropi charakterystyczną goryczą.
*
Godzina szósta jedenaście. Stoję na balkonie, przyglądając się kolejnej jesiennej ulewie. Wypijam przestygniętą kawę duszkiem, tym razem nie pozwalając, by kropla deszczu dostała się do środka. Stężenie smutku w mojej krwi i tak zapewne wynosi niemal sto procent. Odpalam papierosa, dochodząc do wniosku, że trucizna ta od dłuższego czasu zastępuje moje posiłki. Kręcę głową z dezaprobatą. Nie podoba mi się to, że nie odczuwam głodu poza tym nikotynowym. Dopalam używkę do końca, wyrzucając filtr za barierkę. Wracam do mieszkania z zamiarem obejrzenia zawartości lodówki. Wewnątrz jedynie słabo pali się jasne światełko. Na dnie środkowej półki leży kartonik z zepsutym już mlekiem, a obok otwarty jogurt, również dawno po utracie ważności. Drapię się po głowie, lecz nie zamierzam niczego jeść, ani robić zakupów. Nie wychodzę z domu, kiedy nie mam żadnej potrzeby.
*
Godzina piętnasta trzydzieści jeden. Leżę na salonowej kanapie, wpatrując się w sufit. Cały dzień myślę o czarnowłosym. Zaprząta on mój umysł przez cały czas. To denerwujące, lecz wcale nie chcę przestawać. Dziwne. Nigdy nikomu nie poświęciłem tyle czasu. W dodatku, kiedy patrzę na zdjęcie, serce bije mi szybciej. Może to przez wspomnienie koszmaru? Strasznych, ciemnych oczu, które mnie wciągały? Jestem dorosłym mężczyzną, zagubionym we własnych uczuciach i myślach. Czy lekarz z fotografii pomógłby mi to wszystko naprawić?
Odwaga po raz kolejny przepływa przez moje ciało niczym elektryczny impuls, pobudzając do podniesienia komórki z ziemi. Niebawem trzymam ją w ręku, wpatrując się w białą tekturkę, na której widnieje numer. Numer do wybawienia, myślę. Numer do wolności. Numer do zaspokojenia swojej ciekawości. Wpisuję pierwsze cztery cyfry i nagle ręce zaczynają drżeć. Próbuję się opanować, co przychodzi mi z niemałym trudem. Dopisuję ostatnie cyferki, naciskając zieloną słuchawkę bez zastanowienia. Inaczej bym się rozmyślił. Głośne pikanie jest nie do zniesienia. Jeden sygnał. Drugi...
- Klinika psychologiczno - psychoterapeutyczna, słucham? - odzywa się kobiecy głos po drugiej stronie. Przerażony nie umiem nic powiedzieć. Czyżby mężczyzna z fotografii tak naprawdę był kobietą? Przecież to niemożliwe.
- Yuu? Shiroyama Yuu? - pytam niepewnie. Głos mi drży. Ręce też. To, co wydobywa się z mojego gardła mnie przeraża. Nie odzywałem się od tak dawna. Do nikogo.
Krok do zbawienia. Krok do wolności. Może wszystko będzie dobrze...
*.* No jasne, że nie kobieta! ...Chyba xD
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!
Gdzie tam kobieta, to facet.
OdpowiedzUsuńBardziej możliwym jest to, że któraś z pracownic odebrała ten telefon.
Przepraszam, że się tak długo nie odzywałam, ale jeszcze wciąż do yaoi nie pałam się taką samą miłością co kiedyś.
O.O Ciekawie.... ja chcę dalej czytać... *.*
OdpowiedzUsuńswietny rozdzial, wciaga, pisz dalej. Nie kobieta to musi byc 100% facet XD
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite!!!Pięknie napisane!!!Jestem ciekawa co się dalej wydarzy!!!Opo jest wspaniałe!!!
OdpowiedzUsuńSuper :) Pisz dalej :)
OdpowiedzUsuńMiło jest coś przeczytać coś odmiennego od typowego love story, ale, jak sobie tak myślę, to ,,Zjawisko" nie było takim zwyczajnym opowiadaniem. Szczerzę, że ktoś nie komentuje, nie znaczy, że tego nie przeczytał, bo przeczytał, ale może nie wiedział, co napisać.
OdpowiedzUsuńBynajmniej dobrze, że się nie tnie, bo to już jest zbyt pospolite i zbyt modne. Mdli mnie, jak czytam takie opowiadania, chyba, że są jakoś niezwykle napisane, to wtedy nie mam tak. Podoba mi się ten pomysł z gaszeniem papierosów na nadgarstku, to jest coś nowego. Nie tylko dlatego mi się to podoba, że jest to nowe, ale też dlatego, że to tak pasuje do bohatera tego opowiadanie, że to w ogóle tu pasuje.
Nie podoba mi się za to, że ma pustą lodówką. Takie coś jest chyba w każdym ficku na każdym blogu. Chyba bym się zdziwiła, jakby ktoś napisał, że ma pełną lodówką. Mogłoby też być, że zajrzał do lodówko, choć była pełna, on jednak poczuł wstręt do jedzenia i na powrót ją zamknął. Takie coś, byłoby jeszcze bardziej czymś nowym.
Mówię też tutaj o statystykach, nie o komentarzach... Widzę, że mocno spadły. Z około 300 wejść na części innych opowiadań, tak tutaj nie ma nawet 100...
UsuńCzłowiek będący w depresji chyba nie ma najmniejszej ochoty wychodzić do sklepu w celu zaopatrzenia lodówki. A gdyby była pełna, to co? Oczywiście, jedzenie w środku byłoby zepsute.
Oryginalność, a oryginalność. Już nie mówię, że chcę wykreować opowiadanie w stylu ''czegoś takiego nie było!'' i nagle panoszyć się z tym nie wiadomo jak. Nie, bo to nie o to tu chodzi... Czy oryginalna fabuła nie może zawierać pustej lodówki...? Cóż, mam nadzieję, że przekonasz się do opowiadania jeszcze bardziej, kiedy wstawię kolejne rozdziały ♥
Nie powiedziałam, że mi się nie podoba to opowiadanie, bo podoba. Jak dla mnie jest świetne napisane, ale uznałam, że chcesz zrobić w nim coś, na co nikt nie wpadł.
UsuńTo prawda człowiek w depresji nie ma ochoty wychodzić, chce być zamknięty, ale też musi jeść, żeby żyć. Nawet, jak nie chce wychodzić to musi, żeby mieć co jeść. Nie musi być tego dużo, że pełna lodówka, ale trochę jedzenia. Człowiek w depresji mniej je, ale też je.
Podobają mi się te długie opisy. Lubię poczytać to, co siedzi bohaterom w głowie. To jest na swój sposób ciekawe, jak Autor utożsamia się z bohaterem. Po prostu to lubię^^.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie wzbudza we mnie stany depresyjne, które miewam dosyć często, ale to już nic nowego^^... Bardzo mi się podoba. Można się wczuć, w to co myśli Uruha, i co przeżywa.
Sam pomysł też mi się podoba, opowiadanie zapowiada się chyba na 'cięższą' fabułę, ale nigdy nie lubiłam cukierkowatości. Azali czekam na rozdział kolejny, bo podoba mi się, i to bardzo^^.
Pozdrawiam, i życzę dużo momentów inspiracji=^.^=
Rena X
Oi, Shima-chan~! (/*u*)/
OdpowiedzUsuńWiem, że minął szmat czasu odkąt naskrobałam tu komcia (nie licząc tego pod ostatnią częścią "Zjawiskowo"<3), ale nie mogę się przestawić z Ai-chaan na Shima-chan, rly. Najpierw napisałam "Oi, Ai-chaan~!" O.o
Jednak przywyczajenie jest drugą naturą człowieka C;
NASTRÓJ OPKA BARDZO, BAARDZO PRZYPADŁ MI DO GUSTU! Luubię smutać *u*
Wisisz mi huga za tę melancholię, która mie wczoraj ogarnęła do tego stopnia, że nie mogłam napisać żadnego komcia!
No a komcio Ci się należy za-jak Ty to zgrabnie ujęłaś- orgialne opowiadanie
"Oh, nie baw się już!" tak mnie niebosko wkurza (/_\)
Komcie będę pisać pewnie w weekendy, bo "na tygodniu" kiedy wracam ok. 20 ze szkoły napisanie czegoś spójnego jest niewykonalne...w moim przypadku bynajmniej. To tak gwoli ścisłości. Nie przeszkadza Ci to, ne?
Tak bez smutaśnego podkładu muzycznego wizja Uru podnoszącego jakby nie było śmieć z brudnej podłogi w obuwniczym, wydła mi się jakaś taka zabawna...a potem włączyłam Nakigaharę ;__;
Przez to opko będę miała jakieś zachwiania w psychice xD
Uwierz bądź nie, ale gdy byłam mała, dostałam od cioci takie naciągane na nogi, puszyste ciapki. Ciapki-kaczuszki ^w^
I tak kwakały jak się w nich skakało *u*
.
.
.
MIAŁAM URUHOWE CIAPKI XDD
Aoi kobietą xD
Nosi spudnice, maluje się STILL MANLY XDD
Niech Aoś mu pomoże ;__; I kupi mu pluszowego misia do snu (oczywiście Yuu go potem sam zastąpi) i zrobi dobrą kawusie .3.
Aoi barista Cx
Chyba więcej z siebie nie wykrzesam...a miałam Ci strzelić takiegi dłuugiego koma i wszystko mi z głowy uleciało, iiii głupi psujący się fon padł mi, gdy miałam ponad połowe napisanego koma! Widzisz ten mój bulwers? XD
...no nic. Jak mi się coś jeszcze przypomni to doskrobię
Weny~
Wiedz, że Cię kocham, tulam i gorąco pozdrawiam <3
Chizuru
~Funkcjonuję również jako 'Ai', więc spokojnie~
Usuń~Cóż, są to wyłącznie moje przemyślenia, przekonania, odzwierciedlenie mojego nastroju i tak dalej. O tym rozpisywać się nie będę.
~*oddaje huga* Mam nadzieję, że taki przez kabelek wystarczy~
~Skąd, pisz komentarze, kiedy masz czas. Jak wspomniałam wyżej - nikogo nie zmuszam, nawet jeśli.
~Hm, polecam do czytania Sonatę Księżycową, czy jakiś podkład Adrian'a von Ziegler'a ( chociażby ,,Midnight Dancers''. Może być też Placebo - My Sweet Prince. Zachęcam!
~Też mam obecnie kapcie-kaczki. Są przeurocze, uwielbiam je. Jednak nie kwaczą, kiedy się chodzi. Zwykłe, puchate pluszaczki z wielkimi dziobami.
~'cos Aoi's not gaaaaaaaaay~ ♫
~Aoi pomoże mu w nieco inny sposób. Ale o tym w części kolejnej! Nie będę spoilerować.
~Nah, chciałabym zdobyć z tobą jakiś kontakt, chociażby przez zwykłe GG, więc byłabym wdzięczna, gdybyś zechciała mi podać swój numer ♥
Do kolejnej części!