piątek, 13 września 2013

Aoi x Uruha ,,Jak pachnie smutek?'', część III


Dobry wieczór.
Mam prawdziwy piątek, trzynastego. Zepsuł mi się stacjonarny komputer, toteż utraciłam wszystkie dane... Na szczęście udało mi się uratować ,,Smutek'', z czego potwornie się cieszę.
Z tejże okazji wstawię dziś trzecią część opowiadania.
Poinformuję, iż rezygnuję ze statusu ''miniatura'', gdyż robię z tego normalną serię. Przewiduję około 10 partów. Cieszcie się i radujcie, kochani.

Za wszelkie błędy przepraszam.
Miłego czytania.
___________________________________________________



- Przepraszam, doktor miał przerwę. Kazał odbierać jego telefony, dopóki nie wróci. Połączę pana z nim. Proszę poczekać.
Kiwam głową sam do siebie. Moje nerwy sięgają zenitu. W telefonie słyszę przyjemną melodyjkę, w której na chwilę się zatracam. Wyrywa mnie z niej niski, męski głos.
- Shiroyama Yuu, słucham?
- Dzień dobry, ja... Chciałbym umówić się na wizytę...
- Ostatnio jeden pacjent odmówił spotkanie, więc myślę, że znajdę dla pana czas. Zaczniemy od konsultacji, by się nawzajem poznać i obadać sprawę. Następnie ustalimy terminy kolejnych spotkań. Najpierw muszę zadać panu parę podstawowych pytań. Proszę się nie obawiać, rozmowa nie jest nagrywana, ani nic z tych rzeczy...  - mówi z prędkością karabinu maszynowego i część informacji zwyczajnie do mnie nie dociera. - Więc z jakim problemem się pan boryka? Chodzi mi o dolegliwość, przez którą pan do mnie zadzwonił.
- Ja... - myślę. Nie wiem, co powiedzieć. Chwila ciszy, jaka zapadła między mną, a mężczyzną z fotografii jest nie do zniesienia. Poniekąd nie wierzę, że z nim rozmawiam. Dotąd wyobrażałem sobie, że jest jedynie na zdjęciu. Na małej, białej wizytówce, gdzie z drugiej strony widnieje brudny odcisk czyjegoś buta. Ciemnooki istniał, lecz do tej pory jedynie w mojej wyobraźni.
- Proszę się nie krępować – jego głos jest aksamitny i bardzo przyjemnie mi się go słucha.
- Czuję, że nic mnie nie cieszy. Nie potrafię cieszyć się z niczego. Wszystko widzę w... w ciemnych barwach i... - nie mam pojęcia jak opisać to, co czuję zupełnie obcej osobie. Choć mam wrażenie, jakbym znał go od bardzo dawna. Jakby jakaś tajemnicza więź łączyła mnie z nim przez ostatnie ponure lata mojego życia. To pozwala mi się rozluźnić. Postanawiam mu zaufać.
- Rozumiem. A rodzina? Ma pan jakąś rodzinę?
- Mam, lecz nie utrzymujemy kontaktów...
- Znajomi? Przyjaciele?
- N-nie...
- Cóż... Liczyłem na jakiś kontakt z pańskimi bliskimi. Zajmuję się schorzeniami, na które cierpi również pan. Za chwilę zerknę do kalendarza... Hmm, wizyta, którą odmówił wcześniejszy pacjent, wypada jutro o czternastej. Mam nadzieję, że panu pasuje.
- Tak – odpowiadam krótko i na temat. Dawno z kimkolwiek rozmawiałem. Nie mam najmniejszej ochoty burzyć tego idealnego stanu dla mężczyzny z fotografii, choć z drugiej strony gotów jestem rozstać się z samotnością właśnie dla niego. Jestem gotów także do innych poświęceń. Dla niego.
- Nie wiem, jak natrafił pan na ten numer, ale na stronie internetowej, jak i na wizytówkach napisane jest, że wizyty można umawiać też w domu pacjenta. Którą opcję pan wybiera?
-  W domu... - odpowiadam bez namysłu.
- Oczywiście. Proszę tylko podać mi imię, nazwisko i pański adres – udzielam mu informacji, o które prosił i dalej słucham jego cudownego głosu, który koi zmysły. - Przypominam też, że koszt prywatnej wizyty wyniesie 5000 jen. Będę jutro o czternastej, proszę zapamiętać – gotów byłem oddać za nasze spotkania wszystko, co mam. Nie tylko 5000 jen.
- Zapamiętam.
- Do zobaczenia – słyszę jeszcze i rozłączam się, nie odpowiadając na pożegnanie. Uznaję to za zbędną czynność.
        Odstawiam telefon od ucha dopiero po jakimś czasie. Nie wierzę w to, co przed chwilą zrobiłem. Ręce nadal mi drżą. W sumie cały się trzęsę. Odrzucam telefon w kąt pokoju, łapiąc się za głowę. Zaczynam płakać, gdyż czuję, że tylko płacz pomoże usprawiedliwić mi moje czyny. Winię się za to, że jestem taki słaby. Że proszę o pomoc. Lecz czy to właśnie o pomoc chodzi...? Wszystko nagle staje się moją winą. To nie do zniesienia. Uciekam do łazienki, napuszczam wody do wanny. Zdejmuję z siebie wszystkie ubrania i zanurzam się niemal we wrzątku, zaciągając zieloną kotarkę. Uciekam od świata. Od wszystkiego, co mnie drażni.
Dlaczego nie mogę uciec od samego siebie?

*

        Godzina druga dziesięć. Nie śpię już kolejną noc. Czuję nieprzyjemny nacisk na skronie, lecz nawet tabletki już nie pomagają. Leżę na łóżku, przewracając się z jednego boku na drugi. Co chwila sprawdzam zegarek. Ta noc trwa wieczność. Choć nawet to słowo nie jest w stanie odzwierciedlić tego, ile czasu trwa te kilkanaście godzin. Do poranka. Do brzasku słońca. Do odpalenia pierwszego papierosa.
        Niebo po deszczowym dniu jest wyjątkowo czyste. Obserwuję gwiazdy przez okno, leżąc w poprzek łóżka na wznak. Światło księżyca razi mnie w oczy. Czuję się jak śmieć. Jak szmaciana lalka, którą można kopnąć i rzucić gdzieś w kąt. Niepotrzebny. Niechciany. Nie kochany. Jest mi z tego powodu przykro, choć zdążyłem przyzwyczaić się do samotności. Mojej wiernej towarzyszki.

*

        Godzina piąta piętnaście. Zaczynam się nieco denerwować, gdyż przypominam sobie, że do przybycia mężczyzny z fotografii jest coraz mniej czasu. Nagle zaczyna on upływać niekontrolowanie. Minuty umykają mi przez palce, nie mogę ich złapać i należycie wykorzystać.

*

        Przychodzi czas na poranną kawę i papierosa. Przyrządzam życiodajny napój, wychodzę na balkon i odpalam używkę. Patrzę w górę i spostrzegam, że pogoda jest wątpliwa. Niebo jest po prostu otulone szarością, rozciągającą się aż po horyzont. Akurat dziś chciałem, by padało. By choć kropelka deszczu wpadła do mojej filiżanki i zmieniła smak kawy. Chciałem skosztować trochę smutku. Poczuć jego zapach. Rytualnie zgasić na sobie papierosa.
        I nagle, jak na zawołanie pojedyncze kropelki zaczynają spadać z nieba. Wyciągam rękę z naczyniem przed siebie, łapiąc je. Kiedy dwie wpadają do środka, przystawiam filiżankę do ust, upijając łyk niemal czarnego napoju. Ciepło rozgrzewa gardło, które przedtem było jakby ściśnięte, niezdolne do wydawania jakiegokolwiek dźwięku. Dopijam kawę do ostatniej kropelki i wypalam całego papierosa, gasząc go na poranionym nadgarstku. Spełniony wchodzę do domu z zamiarem przyszykowania się do wizyty.

*

        Godzina trzynasta dwadzieścia dwa. Każdy włos odstaje mi w inną stronę. Nie mogę zamaskować sińców pod oczami, które utworzyły się od niespania. Wszystkie ubrania na mnie wiszą, co wygląda karykaturalnie, a w domu nadal panuje straszny bałagan. Nie mam siły, by cokolwiek poprawiać, czy zmieniać, więc stan mojego wyglądu i stan domu pozostanie taki, jaki jest, aż do przybycia gościa. Nie potrafię znaleźć wyjaśnienia na swoje samopoczucie. Głowa boli mnie od myślenia, więc kładę się na podłodze i leżę...

...Aż do usłyszenia dźwięku dzwonka, który nagle wypełnia moje puste mieszkanie, odbijając się echem. Wpadam w panikę. Nie mogę ruszyć się z miejsca. Nie potrafię. Siedzę na podłodze, jak ostatni idiota. Dopiero kolejne zadzwonienie do drzwi powoduje, że wstaję i chwiejnie idę do korytarza. Przekręcam klucz w drzwiach. Łapię za klamkę, przełykając ślinę. Otwieram.
- Dzień dobry. Pan... Takashima Kouyou? Dzwonił pan do mnie wczoraj, nieprawdaż? - szarmancki uśmiech. Pełne usta. Ciemne oczy. Włosy do ramion. Mężczyzna z fotografii.
Moje nogi stają się jeszcze bardziej miękkie, niż były.
- Tak... - odpowiadam słabo i nagle obraz przed oczami mi się rozmazuje. Tracę równowagę, jednak silne ramiona doktora podtrzymują mnie.
- Wszystko w porządku? Słyszy mnie pan? - mężczyzna klepie mnie lekko w policzek, drugą ręką trzymając mnie w pasie. Patrzy mi prosto w oczy. Jego czarne tęczówki hipnotyzują mnie. Nie reaguję na jego pytania, dając prowadzić się do salonu na kanapę. Nie spodziewałem się po sobie takiej reakcji.
        Ciemnooki błąka się po moim mieszkaniu, próbując znaleźć szafkę, w której trzymam kubki. Nalewa do jednego wody i przynosi mi go, pomagając usiąść. Jest tak delikatny i opiekuńczy, że chciałbym go poprosić, by dziś został ze mną, dopóki nie zasnę. By pilnował moich snów. By po prostu był obok, żebym miał poczucie bezpieczeństwa. Przechylam kubek, pijąc wodę łapczywie.
- Dziękuję... - mówię zachrypniętym głosem.
- Może przejdźmy na ,,ty''? Tak będzie wygodniej... - proponuje mi, a ja bez wahania kiwam głową. Tak będzie wygodniej... - Nasza klinika powstała niedawno, więc nie mieliśmy do tej pory zbyt wielu pacjentów. Jestem początkujący w swoim fachu, lecz proszę, zaufaj mi. Zrobię wszystko, by ci pomóc... - tłumaczy mi, a ja słucham go w skupieniu. Chcę mu zaufać. Stwierdziłem to już podczas pierwszej telefonicznej  rozmowy. Tak po prostu. - Kouyou, kiedy ostatni raz coś jadłeś? - pyta mnie, a ja odwracam speszony wzrok. Doktor podwija mi koszulkę. Nie mając pojęcia, o co mu chodzi, usilnie nie dopuszczam do ukazania brzucha i klatki piersiowej. - Spokojnie, chcę tylko sprawdzić, jak bardzo jesteś wychudzony. Ta koszulka jest na ciebie o kilka rozmiarów za duża... - mam ochotę przyznać mu rację, lecz tego nie robię. Boję się odezwać. Wciąż nie dowierzam, że tu jest.
- Yuu... - mruczę nieśmiało. - Nie radzę sobie... - spoglądam błagalnie w jego oczy, szukając w nich nadziei. Widzę jednak tylko swoje odbicie.
- Wiem. Dużo innych osób też sobie nie radzi. Jestem po to, by ci pomóc, wiesz? - odgarnia moje roztrzepane kosmyki za ucho. Znów kiwam głową, gdyż na nic innego mnie nie stać. - Nie bój się mnie. Naprawdę, nic ci nie zrobię – zapewnia mnie, jakbym był małym, wystraszonym zwierzątkiem, które przyszło mu oswoić. - Mogę usiąść? - pyta, wskazując na fotel obok. Potwierdzam kiwnięciem. Czarnowłosy zajmuje miejsce naprzeciw mnie. Mam ochotę odpalić papierosa. Na stole leży jedna paczka. Niestety – pusta. Nerwowo bawię się palcami.
- Mam koszmary – przyznaję się. - Nie mogę spać.
- Widzę... Masz mocno podkrążone oczy. Ale wszystko po kolei... Masz może jakieś zainteresowania? Rysujesz, piszesz, grasz na czymś? - pyta mnie, wyjmując ze swojej teczki notatnik wraz z długopisem. Zastanawiam się dłuższy czas. Uświadamiam sobie, że nie mam żadnego hobby poza patrzeniem na zachmurzone niebo, na deszcz. I na gwiazdy nocą.
- Lubię oglądać deszcz...
- To bardzo ciekawe. Opisz mi, jaki jest – prosi mnie, a ja spoglądam na niego, jak na człowieka niespełna rozumu.
- Nie widziałeś deszczu?
- To nie tak... - śmieje się. Śmieje się tak pięknie, że mam ochotę nagrać jego śmiech na dyktafon, by co wieczór móc odtwarzać go sobie, kiedy nie mogę zasnąć. Po chwili uświadamiam sobie, że śmieje się być może z mojej głupoty. Myśli jak szalone plączą się po mojej głowie. - Chodzi mi o to, jak ty go widzisz. Jak widzisz deszcz. Czym dla ciebie jest... - uśmiech nie znika z jego twarzy. Z ulgą wzdycham, że to nie ja, ani moja głupota była powodem jego rozbawienia.
- Ludzkim bólem... - spoglądam znacząco w stronę pojemnika z kawą. - Żalem, smutkiem. Trucizną, która co dzień wpada do mojej kawy – mężczyzna z fotografii słucha mnie w skupieniu.
- Wpada ci do kawy?
- Tak. Codziennie, kiedy pada deszcz, stoję na balkonie. Palę papierosa i popijam kawę, do której wpadają krople wody z nieba. Deszcz jest trucizną. Kawa też staje się trucizną. Mam w sobie truciznę. Nie mogę być szczęśliwy... - tłumaczę i spoglądam w szeroko otwarte oczy Yuu. Na żywo są jeszcze piękniejsze. Yuu jest piękny.
- Rozumiem – odpowiada po chwili namysłu. -  Masz może dziewczynę? - doktor zmienia temat. Od razu kręcę głową, by zaprzeczyć. - Chłopaka? - peszę się bardziej, o ile to możliwe i pąsowieję na całej twarzy.
- Nie... Um, nie pociągają mnie dziewczyny... - wyznaję i sam nie wiem, czemu to zrobiłem. Aby był świadomy? Przecież wcale nie musiałem tego mówić.
- Inna orientacja to nic wstydliwego – stwierdza, zapisując bardzo istotny fakt do notatnika. - Powiedz mi więc, o czym są twoje koszmary? Potrafisz mi opowiedzieć?
- Nie wszystkie pamiętam. Tylko ten ostatni...
- Kiedy?
- Dwa dni temu.
- Wtedy ostatnio spałeś? - kiwam głową. - Ile czasu? - wzruszam tylko ramionami. - Dobrze... - notuje coś w swoim małym skoroszycie. - Więc opisz mi ten sen.
- Śniły mi się oczy. Twoje oczy... - mówię. Po chwili dociera do mnie, że mówię zbyt wiele. - To znaczy...
- Moje oczy?
- Na wizytówce jest twoje zdjęcie... - usprawiedliwiam swoją wpadkę. - One mnie wciągały. A ja nie mogłem się uwolnić. To... To było... - oczy zachodzą mi łzami. Wybucham płaczem, kuląc się. Jestem słaby. Nie powinienem istnieć.
- Wszystko w porządku. Jestem tu... - ramiona doktora oplatają mnie ciasno. Wczepiam się w niego, jak małe dziecko. Potrzeba bliskości jest ogromna. Przepełnia mnie całego, aż po koniuszki włosów.
- Przepraszam... - mówię przez łzy.
- Nie czuj się winny. Przecież nic się nie stało – Yuu głaszcze mnie po głowie, a ja powoli się uspokajam. - Jesteś niezwykły, Kouyou – szepcze mi do ucha, aż przechodzą mnie ciarki. - Uwierz mi.
- Nieprawda... - pociągam nosem, wdychając zapach drogich perfum ciemnookiego. Zblazowany zaledwie kilkunastoma minutami rozmowy – mam dość. Mężczyzna jest za blisko. Stanowczo zbyt blisko mnie. Jednak nie chcę, by się odsuwał. Wciąż siedzi obok, na kanapie, tuląc moje chude ciało do siebie. Nie brzydzi się mnie. Nie boi. Nawet twierdzi, że jestem niezwykły. Co jest nie tak z tym człowiekiem...?
- Dlaczego się mną nie brzydzisz...? - wypowiadam na głos to, co chodziło mi po głowie. - Nie boisz się. - stwierdzam, przestając się do niego tulić. Próbuję odważnie spojrzeć mu w oczy, lecz tym razem to on na mnie nie patrzy, tylko nikło się uśmiecha.
- Nie jesteś specjalnie odrażający – stwierdza, a ja nie wiem, czy mam to odebrać jako komplement, czy uwagę. - Wręcz przeciwnie. Jesteś intrygujący. Dlatego chciałbym ci pomagać bez żadnych pieniędzy. Nie wezmę od ciebie niczego – po tej deklaracji robi mi się strasznie głupio i lekko go od siebie odpycham. Czyżby robił to z litości? A może dlatego, że jestem jedną z pierwszych osób, które ma okazję leczyć?
- Czemu to robisz? - pytam z nadzieją, że dostanę racjonalną odpowiedź.
- Nie mam pojęcia. Czuję silną potrzebę, by ci pomóc. Czuję też, że staniesz się dla mnie bardzo ważny.
- Nie mogę być dla nikogo ważny – reasumuję.
- Jesteś w ogromnym błędzie. Ale wróćmy do celu spotkania...


12 komentarzy:

  1. To jest boskie !! Pisz dalej bo seria wciagnela mnie na dobre :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No of kors xd
    Terapeuci są najlepsi ^.^~ czekam na więcej, a sama strzelam focha, bai!

    //Yuuko-san

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne!
    Wybacz, za brak komentarzy~
    Mh, przez to nigdy nie spojrzę na deszcz tak samo. Akurat pada. Coś czuję, że będzie to noc z cyklu ''myślenie o sensie życia'', w taki nastrój mnie to wprowadza. I bardzo mi to odpowiada. Dawno nie przeczytałam czegoś, co wciągnęło by mnie tak bardzo jak to. Siedziałam z głupim wyrazem twarzy wciągając się w tekst. Kou jest tu niesamowity, cudowny. Nie mogę się doczekać co jeszcze zrobi Yuu. Tzn. jak pomoże Kou.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne :) pisz dalej !! ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. To było cudowne. Bardzo interesujące :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z resztą.
    Czekam na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
  7. Ai, to jest takie...piękne! ;__;
    Tak piękne, że nie wiem, co napisać (/_\) Tak mi potrzeba w jesień i zimę takiego smutnego czegoś. Dziękuję!
    Podoba mi się tu Uru ;u; Taki... słodki to chyba nieodpowiednie słowo, ale aż chce się go przytulić i schować przez paskudym światem 
    Wgl po przeczytaniu II chapteru śniła mi się taka scenka : taki wychudzony Uru tula się do Aoiego i Aoi się go pyta, czy może coś jeszcze dla niego zrobić ,aby był szczęśliwszy a Uru mówi "Poprostu bądź" ;w;
    Lubię sonate księżycową! *u*
    A powyższy rozdział czytałam słuchając Lux Aeterna Clint'a Mansell'a... cudowny efekt, polecam
    Nie jestem raczej osobą elokwentną, ale proszę moje gg 45747183

    Kocham i tulam
    Chizuru

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam to opowiadanie!!! Uwielbiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. swietne. daje do myslenia. kou jest taki intrygujacy, moze yuu mu pomoze odnalezc szczescie ;3

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj Shima, Shima. Dlaczego sprawiasz, że zakochuję się w opowiadaniach?
    Na takie cudeńka nie ma słów. Perełka pośród wielu opowiadań. Już to na pewno pisałam, że czytając Twoje dzieła wczuwam się i to strasznie. Siedziałam i 'URU, NIE MÓW MU O TYM, CO CI SIĘ ŚNIŁO. NO PLS'. Moja twarz przypominała 'XD' w momencie, w którym Yuu podwinął Kou koszulkę. Co za lekarz.
    To jest naprawdę piękne, klimatyczne, cudne. Naprawdę, brak słów.
    Proszę, pisz dalej.
    Pozdrawiam, tulam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy kolejna część ??

    OdpowiedzUsuń