Kocur
zeskoczył mi z kolan, siadając przy swoich miseczkach. Trącił
jedną z nich łapką.
- Zapomniałem
cię nakarmić... Wybacz, Star - powiedziałem półszeptem, drapiąc
kota za uchem. Sięgnąłem do kuchennej szafki po kocią karmę i
wypełniłem nią miseczkę.
I
niby to coś ma sprawić, że będę mniej odczuwał brak jego
obecności w moim domu?
Pokręciłem
głową w geście bezradności. Westchnąłem ciężko. Po chwili
usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Odebrałem niechętnie, widząc,
że dzwoni do mnie wokalista.
- Halo?
- No
cześć! Robimy małą imprezkę. Wpadniesz?
- Nie,
Ruki, dzięki...
- No
co ty! Sam będziesz siedział?
- Nie
chce mi się iść. A po drugie tylko wam humor zepsuję. Po trzecie
mam kota, a po czwarte...
- Dość!
- krzyknął, przerywając mi. - ReeeiReeei!!! Chodź tu! Uruha nie
chce przyjść na imprezę!
- Kouyou,
idioto! Masz tu być. Punkt dwudziesta! - usłyszałem w słuchawce
gniewny ton basisty. Nawet nie wnikałem jak i kiedy znalazł się u Rukiego. Przecież dopiero dziesiąta rano!
- Ale
ja nie chcę! Rozumiecie, że nie mam ochoty na jakieś pojebane
imprezy?! Nie przyjdę! Nara! - cisnąłem telefonem o ziemię.
Wystarczająco mocno, by wypadła z niego bateria i stłukł się
ekranik. Uroki posiadania terakoty...
Zwierzę
nieco wystraszyło się huku, jaki wydał rozbity telefon, lecz nie
zwróciłem na to większej uwagi. A na imprezę nie poszedłem, bo
nie chciałem go dziś widzieć... Ta ciężka atmosfera i docinki ze
strony ,,trójcy'' – Kaia, Rukiego i Reity. Dziękuję, postoję.
Postanowiłem
odpocząć. Wziąłem ze sobą odtwarzacz muzyki, słuchawki i
położyłem się na łóżku w sypialni. Wsadziłem słuchawki w
uszy, włączając cicho spokojną muzykę. Okryłem się szczelnie
kocem, nawet się nie przebierając. Po jakimś czasie zasnąłem.
Obudziło
mnie głośne pukanie... Przepraszam! Walenie w drzwi, które
zakłócało muzykę wpadającą bezpośrednio do moich uszu. Zdjąłem
słuchawki i wygrzebałem się spod koca, kierując się w stronę
drzwi. W duchu modliłem się, by to nie byli moi zacni kumple...
Swoim zwyczajem, nie zaglądając przez wizjer, od razu otworzyłem
drzwi, chwilę później uświadamiając sobie, co zrobiłem i klnąc
w głowie na swoją głupotę.
- CO
WY TU ROBICIE?! - ryknąłem.
- Nie
chciałeś przyjść na imprezę, więc impreza przyszła do ciebie!
- krzyknął entuzjastycznie najmniejszy, unosząc siatki z alkoholem
w górę.
- Kota
mi zbudzisz, ciszej bądź...! - prychnąłem.
- Za
bardzo się wczułeś w rolę opiekuna - skwitował Reita.
- I
tak nie będę imprezował. Bawcie się dobrze - już miałem zamknąć
drzwi, ale Reita z Kaiem byli silniejsi, pchając od drugiej strony.
- Idźcie
gdzie indziej! Chcę mieć choć dzień spokoju!
- Tak
kumpli traktujesz?! Nie mamy zamiaru tłuc się z tym - Ruki wskazał
na reklamówki z trunkami. - z powrotem przez pół miasta - cała
czwórka w momencie mojej nieuwagi wepchnęła się do środka.
Zrezygnowałem. Niech robią co chcą. Ja nie będę w tym
uczestniczył. Już zaczynam cierpieć przez czyjąś obecność...
- Ruki,
pozwól... - zawołałem chłopaka.
- Tak?
- Żadnych
docinek. Żadnych. Rozumiesz?
- N-no...
Jasne...
- Dziękuję.
A teraz przekaż tamtej dwójce - wskazałem palcem na Kaia i Reitę.
*
- Uruha,
twoja... komórka? - Kai podał mi rozwalone urządzenie. Raczej jego
pozostałości.
- Ach
tak, dzięki. To wy sobie nie przeszkadzajcie, a ja będę u siebie.
Tak w razie czego.
- O
nie! Co to, to nie! Ja się nie zgadzam! - Aoi pociągnął mnie za
ramię. No i czemu do cholery TY?
Chłopak
popchnął mnie na kanapę, siadając obok, podczas gdy reszta
rozpakowywała prowiant w kuchni. Więc zostaliśmy sami. Ja z Aoim.
Sam na sam.
Klękajcie
narody...
- Uru,
co się z tobą dzieje...? - zapytał zmartwionym tonem. Nie mogę...
Jego czarne tęczówki wwiercały mi się w duszę.
- Nic...
- No
weź sobie jaj nie rób! Powiedz, co się dzieje? Poza próbami w
ogóle się nie widujemy jako paczka kumpli...
- Mało
śpię ostatnio. Przez to mam dziwny humor... - cudownie kłamiesz,
Uruś. Cudownie...
- Znam
dobre leki na bezsenność. Mogę ci podać nazwę - łyknął
haczyk?
- Dobra,
zapisz mi gdzieś. Tam są kartki - wskazałem na szufladę komody.
Podszedł do mebla, otwierając właściwą szufladę.
- Uruha...?
- jakby... pobladłeś. Ale... Cholera jasna!
- Aoi...
No daj spokój... - zaśmiałem się nerwowo, odciągając gitarzystę od komody. Ten wstał i odwrócił
się twarzą do mnie, znów gapiąc mi się prosto w oczy. Myślałem,
że zje mnie żywcem...
- Pokaż
ręce...
- Ale...
po co? - udałem idiotę i schowałem dłonie za siebie. - Chyba nie
myślisz, że...
- Pokaż
mi je, cholera!
- Nie!
- Co
tu się dzieje, ludzie?! - do salonu wszedł rozeźlony Reita. W
duchu strasznie się ucieszyłem, bo kompletnie nie miałem pojęcia,
co zamierza mi zrobić gitarzysta. Do tego nie miałem pojęcia co mam mu powiedzieć...
- Nic
– odparłem bez zastanowienia, jak gdyby nigdy nic. Aoi nadal na
mnie patrzył, kręcąc głową. Dojrzałem w jego oczach żal.
- No
przecież, kurwa, słyszałem! - basista rozłożył ręce.
- Fałszywy
alarm... - Aoi zaśmiał się.
- To...
ja wracam... - Rei popatrzył na nas jak na idiotów, po czym wrócił
do kuchni.
- A
teraz po prostu wyciągnij łapki przed siebie i podtocz trochę
rękawy...
- Skoro
jesteś pewien, że to zrobiłem, to po co każesz mi to pokazywać?
- Liczę
na trochę szczęścia, że jednak tego nie zrobiłeś... - po tych
słowach spuściłem głowę, a do oczu napłynęły mi łzy.
- Przepraszam...
- Nigdy więcej tego nie rób... A żyletki konfiskuję. Martwię się
o ciebie, idioto... - przytulił mnie. Ciepło bijące od Yuu
momentalnie mną zawładnęło. Wtuliłem się w niego jak małe
dziecko. Było mi tak dobrze... Jednak nie mogłem zbyt długo
cieszyć się tym gestem. Aoi odsunął mnie od siebie i czekał na
moją reakcję.
- Nie
zrobię. Obiecuję...
- A
teraz zapomnijmy o wszystkim. Po prostu dobrze się bawmy.
- Ale
Aoi...
- Stwarzaj
chociaż pozory, bo ci żyć nie dadzą – wywrócił oczami.
- No...
Dobra...
- Idź
się trochę ogarnij.
- Zaraz
wrócę – odparłem, kiedy dotarła do mnie wiadomość, jak ja
muszę teraz wyglądać. Uciekłem do łazienki, gdzie
przeanalizowałem w głowie całe to zajście. Spojrzałem na swoje
pocięte nadgarstki.
Gdyby
mnie zapytano, dlaczego to robiłem, chyba nie umiałbym odpowiedzieć
na to pytanie... Było mi lżej? Rozładowywałem emocje? Może po
prostu bezsilność...?
Może...
Przeczesałem
trochę włosy, przemyłem twarz zimną wodą, wykonałem leciutki
makijaż i wyszedłem do chłopaków. Kiedy wtargnąłem do salonu,
na stole stały chyba wszystkie możliwe rodzaje trunków świata. Na
kolanach Aoiego leżała Star.
- W
końcu jesteś... - westchnął Yuu. - Jak go nazwałeś? - wskazał
na kota.
- To
dziewczynka – zaśmiałem się. - Wabi się Starru
– wypowiedziałem imię zwierzaka swoją kiepską angielszczyzną.
- Jest
urocza... - podrapał kota po brzuszku, na co ten zaczął mruczeć z
aprobatą.
- Dobra,
długo jeszcze będziecie się rozczulać nad sierściuchem? -
warknął Reita. Ten to zawsze zły, dopóki nie pójdzie pierwsza
flaszka... - Pijemy!
- Pijemy!
- zawtórował Ruki. Aoi postawił kota na ziemi, a ten poszedł do
mojej sypialni.
Reita
wręczył mi piwo, które piłem powoli, małymi łyczkami. Naprawdę
nie miałem ochoty na imprezowanie...
Kilka
trunków później Ruki wpadł na ,,wspaniały'' pomysł. Mianowicie
butelka... Nie chciałem w to grać. Nienawidziłem tej gry już za
czasów liceum, kiedy to musiałem pocałować się z jakąś
dziewczyną. To niełatwe zadanie, jak dla geja... Ale mnie w to
wciągnięto. Siłą! I nie mogłem się wycofać...
Wzdrygnąłem
się na te głupie wspomnienia.
- Ja
dziękuję. Popatrzę - mruknąłem, dopijając złocisty płyn
prosto z butelki.
- Gramy
wszyscy. Bez wyjątku! - krzyknął nieco wstawiony basista. Cała
czwórka kazała mi grać w to cholerstwo, więc niechętnie, ale się
zgodziłem.
- Kto
zaczyna? - zapytał Kai.
- Ruki.
On wpadł na ten pomysł... - odparł Aoi. - Ale gramy na całowanie?
- No
tak! - zapewnił Reita.
- To
kręcę... - oznajmił wokalista. Butelka wirowała, aż w końcu
padło na Reitę. Ruki oblizał się, podszedł do basisty i wpił
się w jego usta. Ten od razu zaczął oddawać pieszczotę.
Patrzyłem
na ich pocałunek. Wyobraziłem sobie Aoiego i siebie w takiej
sytuacji. Moje ciało przeszły miłe dreszcze. Z hipnozy wyrwał mnie głos lidera.
- Dobra,
wystarczy zakochańce! - zaśmiał się Kai.
- Zakochańce?
- zapytałem z niezrozumieniem.
- No
- wyszczerzył się wokalista. - Od miesiąca - A ja jak zwykle
ostatni...
- Etto...
Nieważne. Reita, kręć - ponagliłem kumpla. Oby nie wypadło na
Aoiego. Ani na mnie... Matko, co za głupia gra! W dodatku
ustaliliśmy, że gramy na to przeklęte całowanie. Jakby nie można
było na ,,prawdę,
czy wyzwanie''...
- Wiecie,
nie chcę grać... - oznajmiłem, kiedy butelka zatrzymała się na
Aoim. Wstałem i po prostu wyszedłem do sypialni.
Usiadłem
na łóżku, gdzie wylegiwał się czarny kot. Westchnąłem ciężko.
- Po
co mi to było...? - schowałem twarz w dłoniach, nie mogąc pojąć,
czemu zakochałem się akurat w Aoim...
Nawet
nie usłyszałem, kiedy ktoś wszedł do mojego pokoju.
- Uruha...
Coś się stało? - tak, świetnie. Tylko tego tu brakowało.
- Nie
lubię grać w to... coś.
- Daj
spokój...
- Co
tam masz? - zapytałem z ciekawością, próbując wypatrzeć, co
czarnowłosy ukrył za swoimi plecami.
- Usiądź
tu, na ziemi.
- Ale
po co?
- No
usiądź. Zobaczysz - zsunąłem się z łóżka, po czym usiadłem
po turecku naprzeciwko gitarzysty. Aoi wyjął zza pleców pustą,
szklaną butelkę po piwie, kładąc ją między nas.
- Aoi... - jęknąłem. Butelka była ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę.
- Reita
mnie nie pocałował. Ja też nie chciałem. A przecież wypadło na
mnie, więc... teraz moja kolej - zakręcił szklanym naczyniem.
Nie
do końca wiedziałem, co Yuu ma na myśli... Gra we dwóch?
Butelka
kręciła się, kręciła i nie wydawało się, by szybko przestała.
Aoi, lekko zdenerwowany, w końcu sam zatrzymał naczynie ręką tak,
że szyjką wskazywało mnie.
- Ups...
- uśmiechnął się znacząco i zbliżył się do mnie. Serce
zaczęło mi łomotać, a mnie sparaliżowało. Jeśli mnie pocałuje
i to tylko w ramach tej pojebanej gry, to chyba coś sobie zrobię...
A przynajmniej nie przestanę o nim myśleć tak na poważnie... Albo zacznę, tylko intensywniej...
Yuu
podszedł do mnie na czworaka. Ja przez szok nie drgnąłem nawet o
milimetr. Siedziałem jak wcześniej – po turecku, patrząc na
poczynania czarnowłosego.
Kiedy
nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, Aoi uważnie
przyjrzał się moim ustom, potem spojrzał w oczy, znów na usta i
przymykając powieki zbliżył się bardziej. Kiedy musnął lekko
moje wargi, zacząłem drżeć. Ze strachu. Bałem się...
- Kou...?
- chłopak jak oparzony oderwał się ode mnie. Troszkę się
wystraszył, kiedy dodatkowo ujrzał moje mimowolnie lecące z oczu
łzy. - Czy zrobiłem coś nie tak...? Proszę, powiedz mi...
- Nie...
To nic takiego...
- Kou-chan...
Od dłuższego czasu czekałem, kiedy będziemy mogli pogadać na
osobności. Ta impreza była jedyną opcją, bo tylko tak mogliśmy
się zobaczyć. Kiedy do ciebie dzwoniłem, to albo nie odbierałeś,
albo nie miałeś dla mnie czasu... Teraz mam okazję. Chcę ci
coś... powiedzieć... - speszył się.
- Jak
to...? - otarłem łzy.
- Nie
wiem, czy to dobry pomysł. Nie chcę cię stracić jako
przyjaciela...
- Niby
dlaczego miałbyś mnie stracić?
Przecież możesz zyskać... - dopowiedziałem sobie w głowie.
Przecież możesz zyskać... - dopowiedziałem sobie w głowie.
- Bo...
Ja... Kocham cię, Kouyou... - opuścił głowę, zasłaniając twarz
czarnymi, półdługimi włosami.
- Aoi...
- przyłożyłem dłoń do jego policzka, potem przesunąłem ją na
podbródek chłopaka, aby unieść lekko jego twarz. - Tyle czasu
próbowałem ci to powiedzieć, ale...
- Ćśś...
- przyłożył swój palec do moich ust. - W takim razie teraz twoja kolej -
uśmiechnął się ciepło, wskazując na szklaną butelkę. Chcąc
zaoszczędzić trochę czasu, po prostu przesunąłem butelkę tak,
by wskazywała gitarzystę. Inaczej kręciłaby się do skutku...
Serce
znów mi przyspieszyło. Aoi ponownie zbliżył się do mnie, lecz
tym razem brutalnie wpił się w moje usta, od razu przejeżdżając
po nich językiem, co zmusiło mnie do rozchylenia warg. Wjechał
językiem do środka, zawzięcie penetrując wnętrze mojej jamy
ustnej. Nieporadnie i szybko oddawałem pocałunki. Yuu narzucił...
dość szybkie tempo.
Po
chwili jednak zauważył, że sobie nie radzę. Cóż... Tak się
składało, że nigdy nie miałem chłopaka. O dziewczynie nigdy nie
myślałem. Zwyczajnie się brzydziłem, więc co za tym idzie... Nie
potrafiłem całować.
Yuu
oderwał się ode mnie, ścierając kciukiem stróżkę naszej
zmieszanej śliny z mojej brody.
- Zrób
tak... - uchylił lekko usta, robiąc coś na wzór ,,dzióbka''.
Chociaż... to nie było do końca to. Sam nie wiem jak określić
minę, którą zrobił Aoi. Była trochę śmieszna.
Złożyłem
usta tak, jak pokazał mi czarnowłosy.
- Teraz
patrz... - znów się do mnie zbliżył, tym samym znów się
całowaliśmy. Teraz już załapałem technikę starszego i oddawałem
pocałunki z pasją.
Wreszcie
mogłem poczuć smak tych pełnych, miękkich warg. Złapałem
chłopaka zębami za kolczyk, na co ten zachichotał.
Kiedyś
musiało zabraknąć nam powietrza. I gdybyśmy się od siebie nie
oderwali, chyba udusilibyśmy się. Ja mogłem ryzykować.
Przynajmniej umarłbym szczęśliwy...
Nasze
usta rozdzieliły się, a Yuu oparł swoje czoło o moje, wyrównując
oddech. Dyszeliśmy ciężko, płytko czerpiąc powietrze. Przez to
wszystko dostałem czkawki.
- Aoi...
Czy...
- Uruha,
pozwól... - zaśmiał się, słysząc, jak męczę się z
powiedzeniem czegokolwiek, przez tą cholerną czkawkę! Wciąż
rozbawiony próbował sklecić jakieś zdanie, lecz nie mógł
przestać się śmiać. Dopiero kiedy walnąłem go w bok, przestał,
ocierając łzę z oka, spowodowaną śmiechem.
- Już?
- zapytałem. Czkawka nadal nie dawała mi spokoju, więc mówiłem,
lub odpowiadałem jednosylabowcami.
- Więc
do rzeczy... Powiedziałeś, że mnie kochasz...?
- Tak...
- znów czknąłem, po czym zasłoniłem sobie buzię ręką. Głupio
się czułem, mówiąc wprost, co czuję, mając czkawkę. Szczególnie do faceta, za
którego dałbym się pokroić. Dodając, że ,,nasza sprawa'' nie
jest do końca wyjaśniona... Nie tak to sobie wyobrażałem.
- Zaraz
przyniosę ci wody. Tylko najpierw cię o coś zapytam... - kiwnąłem
głową, nie chcąc się znów upokorzyć. - Kouyou, czy...
zostaniesz moim chłopakiem...? - nie wierzyłem. Po prostu nie
wierzyłem...
- Ja...
Yuu! Oczywiście, że tak! - rzuciłem się mu na szyję, przewalając
go na plecy. Ucałowałem go delikatnie w kącik ust. Patrzyliśmy
sobie w oczy, obdarzając się leniwie drobnymi pocałunkami, tuląc
się do siebie.
- Widzę,
że czkawka minęła - uśmiechnął się, odgarniając moje włosy
za ucho.
- Jesteś idealnym lekiem - zaśmiałem się. - Wiesz, cieszę się. Cieszę się, bo w końcu
cię mam... Kocham cię Yuu...
- Ja
ciebie też, skarbie... Ale wiesz...
- Tak?
- Ta
twoja podłoga jest strasznie twarda. I niewygodna. Będziemy musieli
zainwestować w puchate dywany.
- Więc
zamieszkasz u mnie? - ucieszyłem się.
- Chyba,
że nie chcesz. Ale wiesz, ja baaardzo lubię się wpraszać...
- A
ja nie mam nic przeciwko, jeżeli wprosisz się do mnie na zawsze.
- Noo...
Będziemy musieli wypróbować te dywany.
- Jak
to?
- Czy
są wystarczająco miękkie - uśmiechnął się podstępnie. W głowie już miałem wizję nas –
kochających się w puchu ogromnych dywanów. W oczach starszego
ujrzałem zadziorne iskierki.
- Też
tak sądzę. Będziemy musieli. Stanowczo – zaśmiałem się i
zszedłem z chłopaka, przenosząc się na łóżko.
- Yuu...
Pocałuj mnie...
- Cały
czas się całujemy... - uśmiechnął się, jeżdżąc opuszkami
palców po moim udzie. Przyjemnie łaskotało.
- Ale
tak... No wiesz... - zrobiłem ten prowizoryczny ,,dzióbek'', jaki
mi wcześniej pokazywał. Od razu załapał o co mi chodzi.
Czarnowłosy pogładził mój policzek, po czym nasze języki splotły
się w bardzo czułym tańcu.
Cóż.
W końcu... trening czyni mistrza.