Kończymy tę historię. Niebawem wstawiam tu świeżutki oneshocik reituki.
Potem weny brak. Na razie. Mam nadzieję, że jakiś pomysł zrodzi się w mej głowie ._.
A teraz... miłego czytania~
_____________________________________________________________
Gdy Uru obudził się pierwszy, cmoknął w lekko rozchylone usteczka Rukiego, na co ten się oblizał. Zupełnie jak kociak.
-Dzień dooobryyy - szepnął Kouyou z uśmiechem na ustach.
-Witaj skarbie - uśmiechnął się wokalista i przytulił się mocno do Uru.
-Wstaniemy? Mam plany na dzisiaj - rzekł Shima, na co młodszy zmarkotniał.
-A jaaa?
-Są związane z tobą. Patrz, jaka piękna pogoda - gitarzysta wskazał palcem na okno, za którym świeciło słońce.
-Ze mną? Więc ci wybaczam. A jakie to plany?
-Zobaczysz. Spakuj się, tylko nie bierz zbyt wiele ubrań. Musimy też przygotować sporo jedzenia. Po drodze zajedziemy też na chwilę do mnie i do sklepu.
-Wycieczka krajoznawcza? - zaśmiał się młodszy.
-Niekoniecznie. Sam zobaczysz - Uru pocałował partnera raz jeszcze i podniósł się z łóżka. Ubrał się, Ruki także. Kolejno zrobił lekkie śniadanie, tradycyjnie zaparzył kawę i po skonsumowaniu obaj wyszli z domu.
-Co ty tam wziąłeś do tego plecaka? Strasznie ciężki...
-Wszystko się może przydać! - krzyknął z radością Ruki. Uruha rozpiął plecak.
-Na co ci te wszystkie ciuchy? Mówiłem, żebyś ich tyle nie brał...
-No dobra... To, to... to i jeszcze to... to też mogę zostawić. - westchnął młodszy. Uru pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem. Chwilę później wokalista wrócił.
-Możemy jechać! Tak bardzo jestem ciekawy, gdzie pojedziemy... - rozmarzył się młodszy. Pogoda zapowiadała się piękna, a obaj nie chcieli, by dzień poszedł na marne. W dodatku doszli do wniosku, że lider przewidział przebieg zdarzeń i specjalnie odwołał dodatkowo dzisiejszą próbę.
Jednak nie przejmując się niczym, zapakowali rzeczy do bagażnika, wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę.
Na chwilę zahaczyli o sklep, by zakupić jakieś słodycze i dobre wino. Mniejszy zdziwił się, bo nie wiedział, jak wrócą potem do domu, skoro zamierzają pić.
Potem pojechali do Uru, który ze swojego mieszkania zabrał kilka potrzebnych rzeczy i przebrał się w świeże ubrania.
Wreszcie wybrali się w podróż. Uruha na każdym czerwonym świetle wgapiał się w pognieciony świstek papieru. Zaciekawiony szatynek próbował dojrzeć, co starszy ma tam napisane, ale ten skutecznie zasłaniał karteczkę. Oburzony wokalista splótł ręce na piersi i jechał dalszą drogę bez słowa, patrząc przez okno.
-Długo jeszcze...? - Ru zaczął się niecierpliwić. Jak na niego i tak był dość cierpliwy... A przynajmniej wystarczająco, by nie zadawał jednego pytania w kółko przez kilka godzin.
-Nie, za kilka minut będziemy.
-W końcu... Tyłek mnie boli...
Nagle Uruha skręcił w brzozowy lasek.
-Znam to miejsce... - odezwał się po chwili młodszy.
-Wiem, że je znasz. Pięknie tu, no nie?
-Taaak... - zachwycił się Ruki, siedząc z nosem przytkniętym do samochodowej szyby. Kouyou zatrzymał samochód i zgasił silnik.
-No, wyskakuj - uśmiechnął się.
-Kurczę, byłem tu!
-Byłeś, w dodatku nie sam.
-Wszyscy byliśmy! I Rei i Kai. I Aoś też był! - klasnął w ręce Ruki.
-Spostrzegawcza bestyjka z ciebie - zaśmiał się Shima.
-A jak!
-No dobra, pomóż mi zabrać niektóre rzeczy - westchnął Kouyou i otworzył bagażnik auta. - To jest lekkie... to też... No i reszta dla mnie - odparł, wręczając szatynowi plecak i reklamówkę. Sam dźwignął dwie duże torby, koc i prowiant.
-Może jednak coś jeszcze wezmę? Daj mi koc.
-Nie, dam radę...
Czekało ich 10 minut marszu. Ru napawał się rześkim powietrzem i cudownym widokiem, zupełnie jak z bajki... A Uruha kombinował, w jaki sposób nieść to wszystko, by było mu wygodnie.
Wreszcie dotarli.
-To tutaj - uśmiechnął się Uru, pokazując na duże, przejrzyste jezioro.
-Jak pięknie...
-Poprosiłem Kaia, zeby wytłumaczył mi, jak tu trafić. Już kilka dni temu chciałem cię tu zabrać i...
-I?
-No i wyznać ci... to wszystko... Tyle, że coś poszło nie tak...
-To moja wina. Wybacz, że popsułem ci takie plany...
-Daj spokój. Wszystko poszło tak, jak chciałem. Tyle, że nie tu, gdzie trzeba - uśmiechnął się Kouyou do Rukiego i położył ciężkie torby na soczystą, zieloną trawę. Ru zrobił to samo ze swoim bagażem, po czym wtulił się w Shimę.
-Dziękuję...
-Huh?
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś - wokalista stanął na palcach i sięgnął ust Uru swoimi.
-Hm, może się rozpakujemy?
-Dobry pomysł - odparł szatyn i złapał za koc w czerwono-białą kratkę. Typowo piknikowy, duży koc. Shima postanowił uporać się z namiotem. Ru nieco się zdziwił. Nie widział, żeby jego ukochany pakował wczesniej jakiś namiot.
-To my tu zostajemy?
-No... Przynajmniej miałem takie plany. Nie masz nic przeciwko?
-Skądże znowu, będzie miło - uśmiechnął się i przeniósł ciężki koszyk i torbę na posłanie.
Gdy Shima rozbił namiot, usiadł obok swojego skarba na kocu i przytulił go do siebie.
-Wiesz... Tak sobie myślę... Od jak dawna się nawzajem przed sobą kryliśmy? -zapytał młodszy.
-Tak szczerze... ja już jakoś ponad rok...
-Naprawdę? Ja tak samo...
-Patrz ile czasu się męczyliśmy - zaśmiał się gitarzysta.
-Faktycznie, głupio wyszło...
-Ale za to teraz jesteśmy szczęśliwi
-Niech tak zostanie... - Ruki wtulił się w starszego bardziej, a ten głaskał go po włosach.
Siedzieliby tak całą noc, a już zaczynało się ściemniać. Przez ten czas zdążyli pochłonąć większość słodyczy, kanapki i inne smakołyki, które ze sobą zabrali.
-Może pójdziesz się położyć? Wyglądasz na zmęczonego... - zaproponował Kouyou.
-To przez świeże powietrze. Dawno tak długo na nim nie przebywałem.
-Rozumiem, ale... Może jednak już chodźmy? Robi się ciemno.
-Masz rację, chodźmy.
Złożyli ekwipunek, wzięli śpiwory i rozłożyli je w namiocie. Kiedy Ruki wpakował się już do namiotu, Uruha sięgnął po butelkę wina i plastikowe kubeczki - jak przystało na uroki biwakowania. Kieliszki to zbędny problem. Jeszcze by się potłukły.
Chwilę później do namiotu wszedł Kouyou. Postawił wino i kubeczki oraz wygodnie usiadł. Odkorkował butelkę i zaczął nalewać bordową substancję do plastikowych naczynek. Ru patrzył na niego zdziwiony.
-A więc to po to kupileś wino!
-O, wspaniałomyślny Takanori! - zaśmiał się Uru. - A co? Myślałeś, że do czego służy wino?
-Do uzupełnienia twojego barku chociażby? -zironizował Ruki.
-I nie podzielić się z tobą? Pff... - prychnął Shima. Ru usiadł po turecku, oparł łokcie o kolana i podparł twarz dłońmi. Wpatrywał się w partnera z promiennym uśmiechem.
-Nie wierzę...
-W co?
-Że marzenia mogą się spełniać tak szybko i łatwo...
-Wiesz... z tym 'szybko' bym podyskutował... - Uru odstawił na bok kubeczki, usiadł obok szatyna i mocno go przytulił.
Po jakimś czasie oderwał się od wokalisty i podał mu jeden kubek.
-No to... zdrowie! - krzyknął entuzjastycznie Uruha, wznosząc kubeczek w górę.
-Nasze zdrowie - podkreślił mniejszy.
-Nasze... - upili po łyku, po czym odległość między ich twarzami znacznie się zmniejszyła. Pocałowali się czule. Taniec ich języków wyrażał całą gamę uczuć towarzyszącą w tej chwili obojgu.
-Uru? - przerwał mniejszy.
-Tak, kocie?
-Bo... - zaczął. - Chciałbym to... teraz... - jego twarz pokrył uroczy szkarłat. - z Tobą, no...
-Rozumiem... Na pewno...?
-Mhm... - zakrył piąstkami twarz.
-Na pewno, na pewno...? - drążył starszy, po czym niepewnie wsunął ręce pod koszulkę młodszego. W końcu był to pierwszy raz ze strony ich obu.
-T-tak... Ach! - westchnął, gdy poczuł sprawne palce partnera, zaciskające się na swoich sutkach. Męskość Rukiego zaczęła twardnieć pod wpływem przyjemności, jaką oferował mu Kouyou.
Uru pozbył mniejszego koszulki i zaczął go całować. Obcałowywał każdy skraweczek ciała kochanka. Od szyi schodził coraz niżej, zdobiąc po drodze drobne ciałko czerwonymi punkcikami. Kiedy dotarł do pępka, zatoczył wokół niego kółeczko językiem. Ciało Ru ozdobiła gęsia skórka.
Gdy był znacznie niżej, Shima rozpiął młodszemu pasek od spodni wraz z rozporkiem. Ruki natychmiast złapał rękoma za zsuwającą się powoli z bioder dolną część garderoby.
-N-nie! To jednak nie jest dobry pomysł...!
-Ćśś... Ru-chan, zaufaj mi... - pomimo braku doświadczenia, Uru doskonale wiedział jak ma to wszystko wyglądać. A mniejszy nie miał wyboru. Klamka zapadła, lecz czuł się bezpieczny. Ufał Shimie bezgranicznie. Wiedział, że nic mu sie przy nim nie stanie.
-A-ale...! - nie dokończył, bo Uru zatkał jego usta swoim językiem. Chwilę później oderwał się od niego, by zdjąć z siebie koszulkę i spodnie. Czuł, że ma coraz mniej miejsca, więc postanowił się nie męczyć.
Kontynuując, Uruha wrócił do poprzednich czynności i zdjął spodnie z mniejszego, odrzucając je gdzieś na bok. Po chwili zrobił to samo z bokserkami. Tym razem odbyło się bez stawiania oporu. Młodszy całkowicie oddał się rozkoszy.
Następnie Kouyou polizał naprężoną męskość Rukiego, za co w nagrodę usłyszał cichy jęk za strony szatynka. O to mu własnie chodziło. Po kilku ,,gierkach'' polegających wyłącznie na lizaniu i przygryzaniu, Uru wziął całą męskość Ru w usta i zaczął poruszać rytmicznie głową, tym samym doprowadzając mniejszego do obłędu.
Starszego satysfakcjonowało wicie się kochanka pod nim oraz dźwięki, jakie wydawał.
-Uru!... A-ach! Ja zaraz... - na te słowa Uruha przyspieszył ruchy głową, a po chwili jego usta wypełniła ciepła ciecz. Ru doszedł, wykrzykując imię ukochanego. Starszy przełknął to, co miał w ustach, po czym postanowił przejść do konkretów. Też miał swoje limity. Zamoczył trzy palce w resztkach wina w kubku, a następnie zbliżył je do ust Rukiego. Mniejszy naślinił je dokładnie.
-Chyba będzie odrobinę nieprzyjemnie... - szepnął Uru, liżąc Rukiego po narządzie słuchu. Szatyn pokiwał nerwowo głową, zacisnął wargi w wąską kreskę i zamknął oczy.
-Ej, kochanie... Rozluźnij się trochę... - powiedział Shima, lekko masując penisa mniejszego. Ruki posłuchał partnera i znacznie się uspokoił.
Starszy zanurzył pierwszego palca we wnętrzu wokalisty. Chwilę potem dołączył drugiego i zaczął go delikatnie rozciągać.
-T-to boli... - syknął Ru i kurczowo objął Kouyou za szyję.
-Będę delikatny, obiecuję... - po chwili wokalista poczuł trzeciego palca w sobie i czuł, że zaraz nie wytrzyma.
-A-ach, Uru! Pieprz mnie, j-już...! Proooszę...! - całe opanowanie i delikatność Kouyou poszła w chuj. Wszedł z impetem w kochanka, na co ten odpłacił mu się donośnym krzykiem. Po jego policzkach popłynęły łzy, które Uruha zaraz scałował. Ruki oplótł gitarzystę nogami, by pchnięcia były głębsze.
Po oswojeniu Rukiego ze swoją obecnością, starszy zaczął się w nim delikatnie poruszać, co również skutkowało pojękiwaniami Ru. Czuł on nieopisaną przyjemność.
Mniejszy zakrył usta dłonią, by stłumić odgłosy, które stawały się z minuty na minutę coraz głośniejsze.
-Nie... - przerwał Uru. - Chcę cię słyszeć... Krzycz dla mnie. - powiedział, dysząc, po czym przytrzymał ręce mniejszego nad jego głową. Ruki uśmiechnął się i specjalnie krzyknął jeszcze głośniej, na co obaj zachichotali.
Z chwili na chwilę ruchy stawały się coraz bardziej chaotyczne. Uru trafił w prostatę Rukiego. Kilka pchnięć później Ru wygiął się w łuk. Obaj doszli w tym samym czasie z donośnym krzykiem. Uru wylał się obficie we wnętrzu kochanka, a ten pobrudził brzuch swój i gitarzysty.
Zmęczeni padli obok siebie w objęciach.
-To było cudowne... Ty byłeś cudowny... - szepnął kojąco Uru, całując Rukiego w spocone czoło. Ich nierówne oddechy zakłócały głuchą ciszę.
-Tak... Dziękuję... Kocham cię, wiesz...?
-Wiem, kocie, wiem... Ja ciebie też. Bardzo... - gdy zmęczeni odpoczęli, Ru wpadł na pomysł.
-Może skoczymy do tego jeziorka?
-Ledwo żyjesz, dasz radę? - starszy nie miał pojęcia skąd w szatynku tyle energii.
-Tak, dam... Ał! - krzyknął mniejszy, łapiąc się za obolały tyłek.
-Przepraszam... Mówiłem, że to trochę nieprzyjemne...
-Daj spokój, to idziemy?
-Ale woda jest zimna...
-Jednak wypadałoby się umyć, co?
Wspólna kąpiel w jeziorze w świetle księżyca okazała się bardzo dobrym pomysłem. Mimo niskiej temperatury wody, Uru i Taka nie odczuwali zimna. Ich ciała były rozgrzane. Czuli żar, tą chęć bycia. Bycia razem. Już na zawsze. Przynajmniej w najbliższej przyszłości. A potem czas pokaże...
Kiedy obaj się umyli, ubrali się i wzięli z namiotu koc, wino i nowe kubeczki. Z tamtych zawartość - nie wnikajmy jak - wylała się. Uru narzucił na ramiona Rukiego koc. Stali tak teraz w objęciach, patrząc w srebrzysty rogalik na ciemnogranatowym niebie. Widok był cudowny, magiczny... Magii tamtego miejsca nie dało się opisać. Brakowało tu tylko wróżek i elfów. Ewentualnie bardziej przyziemnych świetlików.
-Wrócimy tu kiedyś, skarbie? - zapytał Ru, spoglądając w oczy Uru. - To miejsce jest niesamowite...
-Na pewno tu wrócimy...
-A to... to dzisiaj... To było wspaniałe, wiesz? - szatynek do prawie kazdego zdania dodawał pytanie. Kouyou uznawał to za bardzo urocze.
-Wiem, kocie - pocałował go w rozczorchraną czuprynę.
-A powtórzymy to... kiedyś? - zapytał z błyskiem w oczach.
-I to nie raz, gwarantuję...
愛子~
________________________________________________________________
Takie jakieś... lipne to. Ale kolejne (nieudane) yaoi~
To już drugie. Brawo mej odwadze. Chyba wynajmę kogoś do TYCH scen XD
Dobra, komentujcie i piszcie, czy może być @@
Co Ty gadasz, to było boskie ! <3
OdpowiedzUsuńMam mega banana na twarzy przez Ciebie XD
Lol~
Zdałam sobie sprawę, że śledzę twojego bloga i jestem na bieżąco ze wszystkim XD
P.S.
Hyhyhyhy, też chcę kogoś wynająć do TYCH scen XD
Ulga @@'
OdpowiedzUsuńHaha, to chyba dobrze XD
Nu, fajnie c: Gdybym ja była na bieżąco ze wszystkimi innymi, yh.
To jest bardziej niż konieczne.
Dziwnie mi się to czytało. 0-0 No ale Uruki, to wyjaśnia dlaczego.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko podobało mi się. *-* I uśmiechałam się do monitora jak jakiś debil. xD
To było takie kawaii. >3<
oj... puchate... PUCHATE!! *zaciesz*
OdpowiedzUsuńmam tyle teraz na glowie a tutaj takie cuudo... niemoglam przegapic...
a co do scenki... moze ekspertem nie jestem, ale taka szybka mi sie wydaje... ale pierwsze koty za ploty! ;D
zobczysz bedzie lepiej, nikt od razu przecierz niepisze TYCH scen idealnie...
mi tez sie dziwnie czytalo... Uruki, Uru seme... no tak inaczej, no...
p.s. chcialo mi sie spac, a teraz juz niechece... dzieki ;*
Wiem, dlatego wolę pisać shouneny @@
UsuńUru seme... Czytałam uruki, gdzie to Ru był seme, to wtedy było dziwne @@
Hehe, proszę <3