środa, 13 czerwca 2012

UruhaxRuki, cz.2: ,,Wiesz, jak się wystraszyłem...?''

Witam~
Nie lubię zwlekać, szczególnie, kiedy mam gotowe kolejne części ^^

Dziś tak trochę dłużej... Przewiduję jeszcze 2-3 party. Zobaczymy, jak wyjdzie.
Obecnie miłego czytania życzę i przepraszam za wszelakie błędy~
Komentujcie!:3

~Z kursywą jest, jak było. 


__________________________________________________________






      Po pół godzinie drogi, skręcił w wąską uliczkę na obrzeżach miasta. Obeszło się bez korków. W przeciwieństwie do chłopaków - Uruha mieszkał w cichej, spokojnej, trochę uboższej części miasta, na co reszta bardzo się dziwiła. I zawsze powtarzali, że skoro Uru jest gwiazdą, powinien pływać w luksusach, a nie cisnąć się w maleńkiej chatynce z dwoma pokojami na krzyż.
Fakt, może i był sławny, ale czy bycie gwiazdą wiąże się z brakiem spokoju i chwili wytchnienia? 
Po części tak... Ciągłe próby, spotkania, wywiady... Czasem miał tego dość. Zero życia prywatnego. Nawet świętować w spokoju nie można. Wszędzie paparazzi. Dlatego wybrał tą cichszą część Tokio. I nie żałował wyboru. A wręcz przeciwnie.
      Zaparkował przed domem. Wysiadł z auta, zamknął je i otworzył drzwi mieszkania, po czym wszedł do środka. Zdjął buty, marynarkę i rzucił spontaniczne 'tadaima'*, co zostało mu z dzieciństwa. Zawsze tak mówił, odkąd zamieszkał sam. To w pewnym sensie wypełniało tę głupią pustkę w domu.
Poszedł do salonu, który w stosunku do salonu Rukiego był maleńki, ale za to przytulny, choć w mieszkaniu Uruhy dominowały ciemne kolory, jak brąz, czerń, szarość. Gdzieniegdzie przełamywał te kolory bielą, wanilią, czy fuksją.
Udał się do kuchni, by zrobić sobie herbatę.
      Po dłuższej chwili wrócił do salonu, odstawiając kubek z napojem na szklany stolik. Poszedł po koc i rzucił się na wielki, skórzany fotel w czarnym kolorze. Kiedyś kupił go na wyprzedaży wraz z identyczną sofą. Ruki go wypatrzył i to właśnie on towarzyszył mu przy kupnie mebli. Lubił ten wypoczynek po części ze względu na Rukiego, któremu mebel bardzo wpadł w oko i uznał, że będzie pasował idealnie do mieszkania gitarzysty. Był troszkę twardy. Mimo tego - bardzo wygodny.
Jasnowłosy zatopił się w zimnym obiciu mebla i przykrył miękkim, puchatym kocem. Włączył telewizję, przełączając kanały. Na żadnym nie leciało nic ciekawego, więc wybrał losową liczbę i wrzucił na dany program. Leciała jakaś komedia. Założył nogi na fotel. O tej godzinie innych filmów spodziewać się raczej nie można...
To nic, obejrzę sobie... - pomyślał.
Małymi łyczkami popijał gorący napój, rozkoszując się ciszą i spokojem. Nie to, co w centrum. Tam zawsze jest głośno i brzydko. Ze swojego okna miał chociaż widok na las. I zamiast huku, jaki wydają samochody - miał ćwierkanie ptaków. Czy to nie przyjemniejsze?
Uru przeczuwał, że czeka go długi, samotny wieczór.
Zaprosiłby kogoś, jak robił zazwyczaj, kiedy nie chciał być sam. Ale dzisiaj wyjątkowo miał ochotę na tą przytłaczającą chwilę samotności. Zresztą... Kai chory. Aoi z Reitą... Faktycznie są jakby bardziej szczęśliwi. Zawsze się kłócili. Nie było dnia, który odbyłby się bez sprzeczki, czy kłótni, co odbywało się najczęściej na probach. A teraz? Praktycznie każdą chwilę spędzają razem. Przez chwilę nawet myślał, że między nimi... może coś... być?
Ale nie...
Reita?
Z Aoim?!
Rei w mniemaniu Uruhy zawsze był zimnym facetem, takim bez uczuć. Zawsze jako pierwszy rozpoczynał bójki. Nawet w szkole. Mimo tego to naprawdę dobry kumpel.
Aoi? Spokojny, cichy. Zazwyczaj mówi prosto w twarz, rzadko zdarza mu się stchórzyć. Ale bez żadnych wątpliwości mógł stwierdzić, że Aoi jest jego najlepszym przyjacielem. Zawsze mógł na niego liczyć, wygadać się... Może jedynie nie mógł powiedzieć mu o jego tajemnicy...
Yuu kocha tylko muzykę. To prawie niemożliwe, by znalazł w swoim życiu miejsce i czas dla czegoś, a raczej kogoś oprócz muzyki. Chyba, że i jeden i drugi zmienili się nawzajem pod swoim wpływem... Miłość potrafi uderzyć do głowy jak woda sodowa. I przychodzi z nikąd. Plus zaakceptować fakt, że cuda zdarzają się nawet częściej niż myślimy.
Ruki... Pewnie nadal śpi. Nieźle chłopak zabalował. Gitarzystę cały czas nurtowało kilka pytań... Skąd te zdjęcia? Dlaczego akurat jego? Co chciał mu powiedzieć wtedy w barze? Postanowił, że zapyta go o to jutro. Jeśli zdobędzie się na odwagę... A jeśli nie, to coś wymyśli. Byleby nie zwięźle i nie od razu. Przy okazji zobaczy, jak się czuje.
      Nagle zrobiło się ciemno. Niebo zaszło ciemnymi chmurami i zaczął padać ulewny deszcz. Uruhę zmożył sen. Odstawił pusty kubek z powrotem na stolik i wyłączył telewizor, gdzie na obecnym programie w przerwie w trakcie filmu leciały głośne, kolorowe reklamy. Chwycił poduszkę leżącą na sofie, podłożył ją sobie pod głowę i zasnął tak - otulony kocem, opierając się głową o oparcie wielkiego fotela. Wsłuchiwał się z uwagą w kołysankę – tak, kołysankę – jaką tworzył deszcz, uderzający o wielkie okno, a właściwie ,,oszkloną ścianę''. Zawsze marzył, by mieć taki element w swoim domu. Szybę na całą ścianę, przez którą mógłby oglądać zachody słońca. Specjalnie postawił ją po zachodniej stronie.
      Nagle coś rozwiało wszystkie jego myśli. Nadszedł sen i gitarzysta najzwyczajniej w świecie zasnął.

***
      
      Rano, kilkanaście kilometrów dalej, w eleganckim apartamentowcu spała drobna postać. Promienie słońca przebijały się uparcie przez półprzezroczyste rolety. Raziły szatyna w oczy, przez co ten się obudził. Do tego ten potworny ból głowy... Zbił chłopaka z tropu. Nie wiedział, czemu i jak znalazł się w swoim domu i zaczął lustrować pomieszczenie, w którym się znajdował. Zatrzymał swój wzrok na małej nocnej szafeczce.
-Nie wiem kto i dlaczego, ale dziękuję...! - krzyknął, po czym łapczywie popił wodą dwie przeciwbólowe tabletki, które leżały obok lampki. Właśnie, kto mu je zostawił? Ruki kompletnie nie kojarzył, by przygotowywał sobie leki zanim się położył…
Po chwili zaczął sobie przypominać niektóre fragmenty dnia wczorajszego. Był w barze z Uruhą. Tak. Jedno piwo, drugie, trzecie.. Ach, i wszystko jasne.
-Cholera, a miałem tyle nie pić… - warknął zły, po czym wstał ostrożnie z łóżka i chwiejnym krokiem, trzymając się za głowę, wybrał z szafy dużą koszulkę. Zdjął nieświeżą i założył nową. W domu było ciepło, po drugie był sam, więc po co miał się trudzić ze schylaniem i nakładaniem spodni. Zbędny problem...
Skierował się w stronę kuchni, przedtem przekraczając salon. Zauważył, że w przedpokoju jest brudno. Postanowił posprzątać, bo kontrastujący piasek bardzo wokalistę rozpraszał. Jednak trochę później, narazie mu się nie chciało.
      Nastawił wodę na kawę i nasypał do kubka dwie i pół łyżeczki zbawiennego, czarnego proszku.
Kiedy czajnik odezwał się z przeszywającym wskroś mózg piskiem, szatyn zalał wrzątkiem sypką zawartość kubka. Przez chwilę stał, rozkoszując się intensywnym aromatem, rozchodzącym się po całym pomieszczeniu. Upił łyk gorącej cieczy i natychmiast ożył. Życiodajny płyn przywrócił mu energię.
Nadal zastanawiał się tylko... jak znalazł się w swoim domu, kolejno: sypialni, łóżku, w dodatku rozebrany i grzecznie nakryty kołdrą?
Przeszła mu przez głowę myśl, że mógł to być Uruha, ale... On taki nie jest. Zazwyczaj zmywa się wcześniej z knajpy pod byle pretekstem... A to, że musi odebrać coś z poczty, że nie zamknął okien, a dziś zapowiadali na deszcz... To z pewnością nie mógł być on. On nie troszczy się o innych. Zresztą nie bardzo kojarzył fakty dnia wczorajszego, więc nie miał pojęcia, czy Uru wyszedł wcześniej i czy go dopilnował…
Z letargu wyrwało go delikatne pukanie do drzwi. Na szczęście gość nie użył dzwonka. Tabletki zaczynały działać, kawa też w sumie trochę pomogła, ale Ruki nie uzyskał jeszcze stanu pełnej trzeźwości. Ruszył do drzwi, spojrzał przez judasza.
Uruha?...
Otworzył drzwi po kolejnej serii - tym razem głośniejszego - uderzania knykciami o drewnianą powierzchnię drzwi.
-Cześć - rzucił Kouyou, uśmiechając się ciepło. Mina Rukiego i nieudaczne próby rozciągnięcia bluzki ku dołowi wyglądały przekomicznie. Dodając fakt, że wokalista stał w samej koszulce i bokserkach. Widok nieogarniętego szatyna wzbudził w gitarzyście troskę i chęć zaopiekowania się młodszym.
-No, ten... Hej - odparł po dłuższej chwili Ru, drapiąc się w tył głowy. - Wejdź, proszę - zaprosił Shimę gestem ręki.
-Dzięki. - wszedł, zdjął buty i rozejrzał się, siadając na sofę. - Jak się czujesz? Boli Cię głowa? - zapytał.
-Tak... Jeszcze troszkę. Ale jest lepiej, dzięki, że pytasz.
-Cieszę się. Wczoraj gadałeś trzy po trzy i zasnąłeś, kiedy odwoziłem cię do domu. Musiałem cię nieść aż do sypialni. Masz szczęście, że nie ważysz dużo - zaśmiał się.
-Więc to ty mnie odwiozłeś...? - młodszy lekko się zmieszał, przygryzając wargę. - Dzięki...
-Już nie dziękuj... Nie ma sprawy - uśmiechnął się gitarzysta. - Wziąłeś te tabletki, które Ci wczoraj zostawiłem?
-Ach, tak. Wziąłem. - już chciał mu podziękować po raz kolejny, ale ugryzł się w język. Uznał, że byłoby to co najmniej dziwne. - Wiesz... - Takanori przerwał niezręczną ciszę. – Zdaję sobie sprawę z tego, że nasze relacje się ostatnio popsuły... Chciałbym to jakoś naprawić.
-Ja też… - starszy zmarkotniał. On również wiedział, że nie wychodziło im to na dobre, a wręcz przeciwnie. Obaj oddalali się od swojej miłości, która wzajemnie nie była niczemu świadoma.
-Um... Rozgość się, a ja się ubiorę - Ru spłonął rumieńcem, uciekając do sypialni. Po chwili wyszedł, mając na sobie czarne bawełniane legginsy. Pasowały idealnie do dużego białego t-shirtu.
Uruha bacznie przyglądał się swojemu obiektowi westchnień. W jego spaczonej głowie wiły się tysiące niezbyt grzecznych myśli. Od razu skarcił się w duchu. Przecież nie mógł pokazać, jak działa na niego mniejszy. To byłoby nie na miejscu…
-Jadłeś śniadanie? - zapytał wokalista.
-Um… Właściwie to nie. Od razu po tym, jak się obudziłem ubrałem się i postanowiłem zobaczyć jak się czujesz, określając zarazem skalę twojego kaca. Ale widzę, że masz się nieźle - zaśmiał się.
-Hm, tak... To może coś zjesz?
-No… Dobra, niech ci będzie. – odparł niechętnie, stwarzając pozory, lecz tak naprawdę Uru nie jadł nic od wczoraj. Zwyczajnie nie miał na to czasu. Próba, potem bar, odholowanie Rukiego, a w domu był zbyt zmęczony. Rano też spieszył się do mniejszego w celu złożenia mu niezapowiedzianej, lecz wcześniej zaplanowanej wizyty.
-To może najpierw zrobię ci coś do picia, a ja w tym czasie upichcę coś… mam nadzieję, że smacznego do jedzenia. Nie jestem Kaiem, a co za tym idzie – mistrzem kuchni i tostów francuskich też nie… - szatyn speszył się.
-Poproszę herbaty. A z gotowaniem na pewno radzisz sobie lepiej niż ja. Zresztą… Przekonamy się o tym niedługo – gitarzysta posłał Rukiemu ciepły uśmiech. Młodszy rzadko widział, jak Uruha się uśmiecha. A dziś zrobił to po raz któryś z rzędu. Dziwne. Bardzo dziwne...
Młodszy wstawił wodę i zasypał brązowy kubek ciemnymi liśćmi herbaty. Potem wyjął patelnię, miskę i wszystkie potrzebne rzeczy z lodówki. Najpierw wbił jajka, następnie dodał mleko, a potem resztę niezbędnych składników. Wymieszał wszystko i wylewał porcje na rozgrzaną patelnię.
Gitarzysta znów przyglądał się Rukiemu. Zapisywał w głowie każdy ruch młodszego, każde schylenie się i każde zerknięcie wokalisty na niego.
-Cały czas się na mnie gapisz. Coś nie tak? – zapytał młodszy, patrząc po sobie, czy aby na pewno nie chodzi o jego ciuchy. Gdy zorientował się, że z jego 'imidżem' wszystko gra, pomijając włosy w nieładzie, splótł ręce na piersi i popatrzył na starszego z dziwnym uśmieszkiem.
-Yyy… Nie, wszystko w porządku. Po prostu… Przyglądam się, jak robisz… to…
-Omlety. TO są omlety.
-Tak… Właśnie… Omlety... jak robisz… - jąkał się jasnowłosy. Ruki wybuchł głośnym śmiechem. – N-no co?! – oburzył się Shima.
-Nie umiesz kłamać – młodszy pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem, po czym odwrócił się by zalać herbatę, a następnie zdjąć danie z patelni i nalać na nią kolejną porcję gęstego ciasta.
-Ale ja nie kłamię!
-Kity wciskaj innym – znów się zaśmiał. Uru speszył się, założył ramiona na oparcie sofy i schował w nich twarz. Teraz to Ruki uważnie się mu przyjrzał. Gitarzysta zachowywał się w jego obecności jakoś… inaczej? Był bardziej opiekuńczy, delikatniejszy… Wcześniej tak się o niego nie troszczył. O niego? On o nikogo się tak nie troszczył!
Może… A może on też czuje coś takiego jak Ru do Uruhy?... Ale nie, to wykluczone! Gdzieżby Uru interesował się facetami… W dodatku nim? Rukim? Na pewno nie.
Głupek, głupek! Ruki, jesteś skończonym idiotą…
Wtem Uru podniósł głowę, pociągnął kilka razy nosem.
-Ruki, chyba omlety Ci się palą...
-C-co? Kurwa! – przeklął i złapał za rozgrzaną rączkę patelni w celu zdjęcia jej z kuchenki.  – Ała! Cholera jasna! – rzucił patelnię do zlewu, który znajdował się tuż obok kuchenki i złapał się za poparzoną dłoń. Uruha zerwał się z miejsca i podbiegł do Takanoriego.
-Boże, Ruki! Gdzie apteczka?!
-Ał… w łazience.. W szafce pod zlewem… Ała… - syczał z bólu.
-Chodź, niezdaro… - Uru pomógł mu wstać z podłogi i pociągnął go za sobą do łazienki.
-Zaraz ci dam... niezdaro! – że też ten mały człowiek ma tyle werwy nawet, kiedy coś go boli...
Gdy byli w łazience, Shima odkręcił zimną wodę i wsadził zgrabną rączkę młodszego pod strumień lodowatej cieczy. Ten syknął z niezadowolenia. Woda była stanowczo za zimna jak dla jego delikatnej skóry.
W tym czasie Uruha wygrzebał spośród różnych środków czystości z szafki apteczkę. Zakręcił wodę, delikatnie osuszył dłoń Rukiego miękkim ręcznikiem i uważnie przyglądał się jego kończynie. Na środku dłoni powstała wielka, czerwona plama.
-Bardzo boli?
-Uhm… - jęknął cicho młodszy.
-Zaraz Ci to opatrzę. Siadaj. – gitarzysta popchnął lekko Rukiego, by usiadł na brzeg wanny. Wyjął z apteczki maść na oparzenia, gazę i bandaż. Posmarował wewnętrzną stronę dłoni niewielką ilością białej substancji, przykrył to miejsce gazą i zabandażował delikatnie.
Ruki nie wierzył. To był pierwszy raz, kiedy Uruha tak na coś zareagował w jego intencji. Teraz był pewien, że Shima nie jest oschły i zimny... Też ma uczucia. Szkoda tylko, że nie są skierowane do Rukiego...
Wokalista był pewien jak nigdy w życiu. Kochał Kouyou. Kochał go całym sercem. Ale... Nigdy nie bedzie mógł mu tego wyznać. Stawianie wszystkiego na jedną kartę było ogromnym ryzykiem. Nie chciał tracić tego, co ma. Wystarczyła mu przyjaźń, którą postanowili odbudować. Teraz będzie dobrze...
-Dziękuję... - szepnął Ru, przyglądając się owiniętej dłoni.
-Nie ma sprawy. Wiesz jak się wystraszyłem?
-Uhm... Z omletów chyba nici...
-Nie martw się omletami. Wiem, że jestem kaleką i nie potrafię operować podstawowym sprzętem kuchennym, ale spróbuję usmażyć to, co zacząłeś. A potem zobaczymy.
-Dobrze...
-A ręka  powinna się szybko się zagoić. Zobaczysz. Kwestia tkwi w codziennym smarowaniu maścią.
-Mhm, będę pamiętał.
-No ja myślę - zaśmiał się gitarzysta.
Cholera, Kouyou, przestań się tak ślicznie uśmiechać! Bo zaraz zrobię coś, czego nie powinienem...
Ruki usiadł na kanapie w salonie i oglądał jakieś kreskówki, a Uruha poszedł do kuchni, by skończyć przygotowywać nieszczęsne śniadanie. Chwilę potem, gdy uporał się z ważnym zadaniem, krzątał się jeszcze, nosząc pojedyncze dodatki do jadalni.
-Gotowe! Chodź, już skończyłem. - Oznajmił z dumą Shima. Ru poszedł do jadalni. Na stole, na wielkim talerzu parowały gorące omlety, a oprócz nich stała masa dodatków.
-No, no. Brawo! - zaśmiał się wokalista.
-No, siadaj, bo wystygnie.
-Dzięki - młodszy posłał Shimie promienny uśmiech, po czym usiadł na krzesło i nałożył porcję na talerz. Po przeciwnej stronie czteroosobowego, kwadratowego stołu usiadł Uru.
-Itadakimasu.**
-Itadakimasu.
Zjedli w ciszy. Uruha w końcu się najadł, a Ruki był dumny z kuchennych poczynań przyjaciela.
-To ja posprzątam - oznajmił starszy, kiedy obaj skończyli jeść.
-Nie trudź się. Jesteś moim gościem, a wyszło na to, że to Ty zrobiłeś wszystko za mnie. I jeszcze sprzątać chcesz... Nie ma mowy.
-Ruki, ale twoja ręka...
-Sam mówiłeś, że się zagoi. Dam radę.
-Ale nie zagoi się od razu! Ja to posprzątam. I nie ma żadnego ale!
-Wolę się z tobą nie kłócić...
-I bardzo dobrze, tak trzymaj - zaśmiali się obaj. Uruha pozanosił wszystko do kuchni, zmył talerze i usiadł na sofie w salonie, gdzie siedział też Ruki.
Chciał go zapytać... Bardzo chciał zapytać młodszego o te zdjęcia. Wstydził się. Jednak...
-Ruki?
-Tak?
-Bo... Albo nie, to głupie, przepraszam.
-Skończ jak już zacząłeś - uśmiechnął się młodszy.
-Bo wczoraj... Jak byłem w twojej sypialni... Zwróciłem uwagę na ramki. Wiesz, te cyfrowe.
-No?
-Dlaczego na jednej ramce są moje zdjęcia? - wydusił starszy na jednym tchu. Rukiemu odebrało mowę i klął w myślach, że na śmierć zapomniał o tej ramce.
Głupek, głupek, głupek!...
-Um... No bo wiesz... Jesteś moim przyjacielem... i tego, no... Pomyślałem, że... N-nie ważne. To tak... tak po prostu... - jąkał się młodszy, co gitarzysta uznał za bardzo urocze.
-Okej, nie będę wnikał - uśmiechnął się starszy - Wiesz, chyba będę leciał.
-Nie zostaniesz jeszcze trochę?
-A co mielibyśmy robić?
-Mam słodycze, procenty, dobre filmy...
-Więc zostaję! - zaśmiali się. W kwestii procentów i słodyczy Uru nie dyskutował. Uwielbiał i jedno i drugie. Byleby nie przesadzić z tym pierwszym. Jednakże owy 'melanż' odbył się bardzo kulturalnie. Obaj nie przesadzali z alkoholem. Był to zwykły, męski wieczór, opierający się na pogaduchach.
      Atmosfera była wspaniała. Mimo tak wielu miesięcy, które przeleciały obu mężczyznom przez palce bez głębszej wymiany zdań - czuli się, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi, między nimi nie było żadnej 'przerwy', a czas spędzali wspólnie i codziennie. Jednak obecnie, ten mijał nieubłaganie.
-Wiesz, chyba już muszę iść - westchnął Uruha.
-Co ty, o tej godzinie?
-No... Jakby nie patrzeć jutro rano mamy próbę, a nie chciałbym się spóźnić.
-Uru? Przecież jutro mamy wooolneee... - młodszy pomachał mu ręką przed twarzą, na co gitarzysta pacnął się otwartą dłonią w czoło.
-Idiota ze mnie, kompletnie zapomniałem...
-Oj przestań. Może zostaniesz na noc? Już po północy. Po kolejne piłeś, więc samochodu chyba nie poprowadzisz.
-Nie chcę ci się narzucać...
-Jeśli o to chodzi, to ja mogę spać na kanapie, mi to nie przeszkadza. Jesteś moim gościem i to ty zajmujesz sypialnię.
-No co ty, Ruki! Chyba na głowę upadłeś... Osobą zajmująca kanapę mogę być tylko ja. Zresztą, ja chyba naprawdę pójdę. Złapię jakąś taksówkę, czy coś...
-Postój jest ładny kilometr stąd. Chce ci się tam iść? Tak, to głupie, szczególnie, że mieszkam w centrum miasta, a postoje powinny być dosłownie wszędzie.
-Nooo... - zamyślił się starszy. Uruha dobrze wiedział, że najchętniej nie opuszczałby mieszkania wokalisty. W dodatku wcale nie uśmiechało mu się spanie na kanapie. Nie mogliby tak razem...? W jednym łóżku...? Po co marnować dwa. -W sumie to nie, nie chce mi się tam iść.
-Więc sprawa wyjaśniona, zostajesz. Jutro pojedziesz do domu.
-Mhm.
-Zaraz dam ci jakąś koszulkę. Spokojnie, bedzie na ciebie dobra, olbrzymie - Ruki zaśmiał się i skierował się do sypialni po ciuchy dla Kouyou. Ten zaś dokończył wino ze swojego kieliszka i sięgnął po ostatnią żelkę z kolorowego opakowania.
Swoją drogą czuł, że musi zapytać go o to, co Ruki chciał mu powiedzieć wczoraj w barze. Niestety, wewnętrzny hamulec skutecznie temu zapobiegł. Wolał nadal żyć w tej błogiej nieświadomości, zanim wypaplałby wszystko pod wpływem emocji.
-Ru, co tak długo?
-Już idę, idę! - odkrzyknął wokalista i wrócił do salonu, podając ubrania Shimie.
-Dzięki - uśmiechnął się gitarzysta, co młodszy odwzajemnił tym samym gestem.
-Może idź się umyć pierwszy, ja pójdę po tobie. Przez ten czas troszkę ogarnę salon.
-Może ci pomogę?
-Nie, dam radę. Idź już. Łazienkę masz na piętrze. Pierwsze drzwi na prawo.
-Okej - odparł Uru i poszedł. Wziął szybki prysznic. Ubrany zszedł z powrotem na dół. Ruki słysząc kroki odwrócił się i spojrzał na Shimę.
Ma genialne uda... Jeju, dlaczego on wygląda tak seksownie nawet w zwykłej, za dużej koszulce...?
-To... teraz pójdę ja.
-Dobrze. Uważaj na rękę.
-Mhm.
            Po jakichś dwudziestu minutach Ruki wyszedł z łazienki. Kiedy zszedł na dół zobaczył, że Uruha już śpi. Nie chciał go budzić, więc wyjął z szafy gruby koc i nakrył nim gitarzystę.
Jest taki słodki, gdy śpi...
Następnie udał się do swojej sypialni, by zanurzyć twarz w miękkich poduszkach i zasnąć z pewnością, że Uru jest razem z nim.


愛子~

*tadaima - (z jap.) jestem w domu
**itadakimasu - (z jap.) smacznego
________________________________________________________

I jak?~
Może byyyć? @@'



10 komentarzy:

  1. Wiesz czuje niedostatek jak po dzisiejszych słodyczach...
    Boskie, jak zwykle...
    Ale teraz widzę, że nie tylko Uru jest ślepy, ale Ruki też...
    OGARNIJCIE SIĘ!! *krzyczy na postacie z opowiadania*

    WIĘCEJ, WIĘCEJ, WIĘCEJ!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też rozmawiam z postaciami z ficków! XDD

      Wiem, wiem, to tak specjalnie. Ten niedosyt. Hłe hłe c: ♥

      Usuń
  2. DAJ MI WIĘCEJ, TO JEST JAK NARKOTYK ! @.@

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa Mortie, cieszę mordkę na Twoje słowa.
      Dam więcej! Obiecuję ^^

      Usuń
  3. Uhh.. kocham to opowiadanie ♥ Naprawdę. No i pairing trafiony ;> oni stanowczo do siebie pasują.
    Podobają mi się opisy przez Ciebie tworzone. Nie nudzą się.
    Jednym 'błędem' jaki wyłapałam był fragment "wypił tabletki". Da się je wypić? Hmm.. lub to ja nie znam nowych metod ^^"
    Też czuję niedostatek ;< uhh.. chcemy więcej!
    Weny życzę ♥

    I dziękuję za Twoje słowa na temat moich prac. Z resztą odpisałam tam u mnie ^^" Szczerzyłam się do tego komentarza xD"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię! ♥
      Nie wiem, czy da się wypić tabletki XDD Faktycznie, błąd, taki wstyd @@' Poprawię!

      Ach, cieszę się ^^

      Usuń
  4. *^*

    Jeeeeeeeeej~!
    Ja normalnie CHCĘ WIĘCEJ!!!!! *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Woo, opowiadanie świetne *wwww* Uwielbiam twój styl pisania. Fabuła niesamowicie wciąga. : D Nie przejmuj się narracją, trzecioosobowa bardzo dobrze ci idzie :3 I mój ulubiony pairing <3 Z wielką niecierpliwością czekam na więcej i więcej.. <3 Pozdrawiam~ ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza osoba, której ulubionym pairingiem jest uruki~ Sukces! XD
      Cieszę się, że narracja nie rzuca się tak w oczy. Już myślałam, że będzie źle...
      Jej, dziękuję za opinię <3

      Usuń