- Uruha? Uruha! Gdzie żeś się... - nie dokończyłem. Stanąłem jak wryty na widok łkającego... Przepraszam, rzewnie płaczącego rudzielca. Twarz miał schowaną w ramionach, które opierał na kuchennym pulpicie.
- Uru? Co się stało...? - ten na chwilę podniósł głowę. Miał czerwone, spuchnięte i zapłakane oczy.
- Bo ja... Wszedłem i... i... Yuu, Yuuki zdechła! - znów zaczął płakać.
- Och, Uru... - podszedłem do niego i objąłem ukochanego, na co ten mocno się we mnie wtulił. Zacząłem głaskać go uspokajająco po czuprynie.
- Będzie mi jej brakowało... - szepnął, ocierając dłonią mokre policzki.
- Gdzie ona teraz jest?
- Nie ma...
- Jak to?
- Zadzwoniłem po specjalną firmę i zabrali Yuuki...
- Nie chciałeś się z nią pożegnać jakoś... inaczej...? - tak, Uruha zawsze wybierał opcję 'szybko i bezboleśnie'.
- Nie, nie wytrzymałbym tego...
- Shima... Kupimy nowego kota, co?
- Nie chcę drugiego. Nie chcę stracić kolejnego... Zresztą... Yuuki była jedyna... - nie przepadałem za tym rudym kocurem. Obdrapał nam sofę i komodę w salonie. Jednak Kouyou za bardzo kochał tego sierściucha, bym kazał mu go wyrzucić. Zresztą, sam źle bym się z tym czuł. Nie mam w zwyczaju wywalania zwierząt z domu... Miłość wymaga poświęceń.
- Rozumiem cię, kochanie... No już, głowa do góry - ująłem go za podbródek i złożyłem motyli pocałunek na jego miękkich ustach. - Zresztą... Zdaje mi się, że dziś nie powinieneś być smutny, hm?
- J-jak to... - popatrzył na mnie zdziwiony. Nie wiedział? Albo to ja pomyliłem daty... Ukradkiem zerknąłem na kalendarz. Czerwiec. Dziewiątego. Sobota. Idealnie. Czyżby zapomniał o swoich urodzinach? To nawet lepiej. Zrobię mu tym większą niespodziankę.
- A nie, nic. Pomyliłem się, przepraszam... - potrzymam go trochę w tej słodkiej niewiedzy. Na moje słowa rudowłosy popatrzył na mnie z ukosa.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale pójdę się położyć. Głowa mnie boli...
- Idź, skarbie. Sen jest ci potrzebny. Za dużo wrażeń.
A będzie jeszcze więcej... - dopowiedziałem w myślach.
W chwili, gdy Uruha opuścił kuchnię, następnie salon, aż w końcu zniknął za drzwiami sypialni, poczekałem jeszcze chwilę, aż młodszy zaśnie. Wtedy wymknąłem się cicho z domu i skierowałem się do pobliskiej kwiaciarni, gdzie kupiłem bukiet, składający się z trzydziestu jeden szkarłatnych róż.
Wróciłem szybko do domu. Sen Uruhy w dzień nie jest głęboki. Zazwyczaj budzi się po jakichś dwudziestu minutach...
Wślizgnąłem się na palcach do mieszkania, zdjąłem buty, układając je równo. Jeden przy drugim. Wszedłem do sypialni, uchylając lekko jasnobrązowe, drewniane drzwi. Kouyou kręcił się niespokojnie, a po chwili otworzył oczy. W trzybie natychmiastowym schowałem ogromną wiązankę za plecy, z czym miałem niemały problem, ze względu na jej wielkość.
- Zły sen? - zapytałem troskliwie. Młodszy uniósł się do półsiadu, opierając się na łokciach.
- Co tam masz? - zmienił temat, wskazując palcem - pewnie na bukiet. Odwróciłem głowę do tyłu, udając, że nic nie wiem.
- Ja tam nic nie widzę. Nie wiem, o czym mówisz... - uśmiechnąłem się, zbliżając się tym samym do rudowłosego.
- Aoi, no! - usiadł i splótł ręce na piersi, robiąc obrażoną minę.
-Jaki ty niecierpliwy... Wiesz, że o czymś zapomniałeś? - zapytałem i zbliżyłem się do niego tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów.
- O czym niby...? - prychnął.
- Wszystkiego najlepszego, kocie - szepnąłem mu na ucho, wręczając ogromny bukiet jego ulubionych kwiatów. Przez chwilę siedział zdezorientowany, szukając odpowiedzi w moich oczach.
- Dziękuję... Kompletnie zapomniałem... Dziękuję, Yuu! Kocha... - uciszyłem rudzielca pocałunkiem. Namiętnym, lecz wyrażającym całą gamę uczuć. Młodszemu chyba się to spodobało, bo odłożył bukiet na bok i pociągnął mnie tak, że prawie na nim leżałem. Podwinął mój t-shirt, wodząc leniwie rękoma po brzuchu. Musiałem jednak przestać. Miałem trochę inne plany na dziś.
Mimowolnie oderwałem się od jego ust, na co ten mlasnął z niezadowoleniem. Jego oczy były lekko zamglone. Widok tak bezbronnego gitarzysty rozczulał mnie do granic możliwości. Nigdy nie potrafiłem mu odmówić, ale teraz...
- Jeszcze... - oblizał się.
- Kou-chan... To akurat zostawimy na wieczór. Raczej na noc - ostatnie zdanie wypowiedziałem mu do ucha niskim tonem. - A teraz idź się przebierz. Zaraz wychodzimy - młodszy uśmiechnął się promiennie i lekko przygryzł wargę.
- Dobrze, Yuu. Zaraz będę gotowy - wstał i pobiegł do łazienki, znikając za progiem.
- Jak ja cię kocham... - szepnąłem do siebie i sam postanowiłem przebrać się w coś odpowiedniejszego. Mój ubiór wyjściowy wyglądał tak: czarna, obcisła bokserka, czarne rurki oraz granatowy płaszcz, narzucony na wierzch. Ten czerwiec był deszczowy i pochmurny, mimo, że za oknem było około 20 stopni celsjusza. Jak tak można w urodziny mojego skarba?!
Przeczesałem dłonią włosy, lekko je roztrzepując. Nie chciałem wyglądać lepiej, niż Uru. To on musi czuć się dziś wyjątkowo. To jego dzień. Nie mój.
Zresztą... Czy ja kiedykolwiek wyglądałem lepiej niż ten kochany skurczybyk?
Korzystając z okazji, kiedy rudowłosy siedział w toalecie, przygotowując się, ja zadzwoniłem do Rukiego, u którego byli już pewnie Kai i Reita.
- Halo?
- Cześć, Ruki. Daj tam na głośnik.
- No, co jest? Już możemy?
- Nie, wychodzimy za jakieś piętnaście minut... Przygotujcie wszystko, okej? Tylko błagam, nie zawiedźcie...
- Daj spokój, Yuu, damy radę - uspokoił Kai. - Przygotowałem coś specjalnego. Uruha będzie zachwycony, zobaczysz - dodał.
- Naprawdę, nie wiem jak się wam odwdzięczę.
- Spokojnie, o to się nie martw - odparł Ruki.
- Najwyżej wynagrodzisz w procentach - wtrącił Reita. - Ała! No za co?!
- Zachowuj się, idioto... - w myślach już widziałem besztającego wzrokiem Akirę, Takanoriego..
Miłość tragiczna... - pomyślałem, śmiejąc się w duchu.
Nagle usłyszałem chrobotanie łazienkowego zamka.
- Chłopaki, muszę kończyć. Nie żałujcie czerwieni.
- Ta jest! - zameldował Ruki.
- Pa!
- Paa! - odparli chórkiem.
W progu sypialni stanął Uruha. Szczęka opadła mi do ziemi. Wgapiałem się bezczelnie w jego ubiór, a szczególnie w obcisłe, połyskujące legginsy, które ładnie układały się tu i tam...
- Wyglądasz... - zacząłem szukać w głowie odpowiedniego słowa.
- Hm? - Kouyou spojrzał na siebie, szukając niedoskonałości.
- ...nieziemsko... - dokończyłem, na co rudowłosy uśmiechnął się.
Idealnie ułożone włosy, dopasowane ciuchy, dobrana biżuteria i lekki makijaż, uwydatniający w nim to, co najpiękniejsze. Szczególnie czekoladowe tęczówki. Gdyby ująć jego osobę w dwóch słowach... Ociekał seksem. Podszedł do mnie, uwieszając się na szyi.
- Ty też wyglądasz... nieziemsko - wyszeptał mi do ucha, całując w policzek. - A dokąd pójdziemy?
- Zobaczysz - uśmiechnąłem się. - Możemy wychodzić?
- Moment, tylko wstawię róże do wody. Swoją drogą... Są cudowne, kochanie - uśmiechnął się zalotnie, kierując się po wazon do kuchni. Po chwili wrócił z wypełnionym do połowy wodą szklanym naczyniem. Postawił je na sypialnianej komodzie, a ja włożyłem do niego kwiaty.
- Chodźmy już, mój sklerotyku - zaśmialiśmy się, po czym się ubraliśmy, wzięliśmy jeden duży parasol i wyszliśmy z mieszkania.
- Ale gdzie pojedziemy? - zapytał, kiedy byliśmy w samochodzie. Ruszyłem, kierując się w urokliwe miejsce.
- Gdzieś, gdzie powinno ci się podobać. Strasznie jesteś niecierpliwy... - westchnąłem. Zaczęło padać.
- No, nieczęsto zdarza się zapomnieć o swoich urodzinach. Kurczę, patrz jak leje!
- Mamy parasol. Zresztą... pewnie przelotnie. Zaraz powinno przestać.
- Oby.
Po dłuższej chwili dojechaliśmy na miejsce. Niestety, do celu musieliśmy dojść pieszo, bo najbliższy parking znajdował się jakieś 300 metrów od miejsca, do którego zmierzamy. Wysiedliśmy z auta, biorąc parasol.
- No, ożywimy troszkę dzisiejszy ponury dzień - rozłożyłem czarną płachtę nad sobą i ukochanym. Ten wziął mnie pod rękę.
- Baka...
- Co?
- Jaki ponury? Co ty gadasz... - popatrzył na mnie z wyrzutami, a ja nie miałem zielonego pojęcia, o co chodzi rudowłosemu. Szliśmy powoli przez park.
- No, ponury, popatrz na niebo - wskazałem palcem na ciemne chmury, błądzące po niebie. Gdzieś dalej zaczęło się przejaśniać.
- Kiedy jesteś ze mną, każdy dzień jest cudowny, a nie ponury... Jesteś moim słonkiem, wiesz? - po chwili złapał mnie za rękę, splatając nasze palce. Uśmiechnąłem się na jego słowa.
Lubiłem iść z nim za rękę. Ten gest był taki... kochany. Szczególnie, kiedy wiedziałem, że Kouyou uwielbia tak chodzić. Jak sam powiedział: ,,wtedy czuję, że też mnie kochasz. Bo gdybyś bał się opinii innych, w życiu nie odważyłbyś się na taki gest. A tak wiem, że się mnie nie wstydzisz... i tego, jaki jesteś''. Albo 'podchody'. Te dopiero były urocze. ,,Yuu, ulica. Złap mnie za rękę''. ,,Yuu, zobacz, jakie ładne buty!'' - łapał mnie za dłoń, ciągnąc w stronę sklepowej witryny i... już nie puszczał.
Powoli zbliżaliśmy się do celu. Różany zapach było czuć wszędzie.
- Yuu? Czuję róże...
- Dobrze czujesz - zaśmiałem się, składając parasol. Akurat przestało padać.
- Rany, zawsze chciałem tu z tobą przyjść! - ucieszył się, gdy ujrzał setki tysięcy odmian róż, tworzących ogromny, bajeczny ogród. - Tylko jakoś... nie było okazji.
-Wiedziałem. Więc dobrze, że cię tu zabrałem - na szczęście nie było wiele ludzi. Toteż będziemy mogli rozkoszować się spokojem, ciszą, brakiem napastujących nas fanek i... sobą.
- Jakie piękne... - Kouyou nie mógł się nadziwić widokiem tylu róż naraz. Mimo, że wcześniej był tu może dwa razy, to za każdym razem opowiadał mi, jak jest tam cudownie. Dopiero teraz dowiedziałem się, czym się tak zachwycał. Nigdy nie myślałem, że te niepozorne, często ,,przereklamowane'' kwiaty mogą być takie ładne. Rudowłosy ciągnął mnie do każdego nowego gatunku, którego nie widział wcześniej. Jednak uparcie zostawał przy swoich ulubionych - tych, o szkarłatnym kolorze.
- Kojarzą mi się z tobą... - wskazał na kwiaty i oparł głowę na moim ramieniu. Nieopodal zauważyłem ławkę.
-Kou, usiądźmy tam.
- Dobrze, chodźmy - rudowłosy usiadł na ławce, rozglądając się dookoła.
- Poczekasz na mnie? Za chwilkę wrócę - uśmiechnąłem się.
-Jasne - odparł. Ucałowałem młodszego w czubek głowy i odszedłem nieco, w stronę jednego ze stoisk. Wykonałem telefon do Rukiego. Chciałem się dowiedzieć, jak sobie radzą.
- Cześć Yuu. Ała, Akira! Weź postaw to tam, bo się rozbije!
- Etto... Jak wam idzie?
- Całkiem dobrze... Kai, nie wywal tego!
- Właśnie słyszę. Nie zdemolujcie nam chaty!
- Aoi, wrzuć na luz. Zaufaj nam. Akira, nie!!! - wrzasnął mi w słuchawkę, a ja usłyszałem huk, jaki wydawało tłuczone szkło.
- Ruki! Cholera jasna, co tam się dzieje?!
- Reita pobił wazon. Trudno, odkupimy. Myślę, że się bez niego obejdziecie...
- Ten fioletowy?
- No...
- Od dawna chcieliśmy się go pozbyć. To prezent od matki Uruhy. Nie pasował nam do wystroju, więc... dzięki. Przynajmniej mamy pretekst, dlaczego nie stoi w jadalni - zaśmiałem się.
- Nie ma sprawy, Akira, mistrz tłuczenia wazonów, poleca się na przyszłość. A co do reszty... prawie skończyliśmy. Możesz być spokojny, niedługo się zmywamy.
- Dzięki, to narazie - rozłączyłem się. Aby nie wyglądać podejrzanie, zakupiłem dwie gorące czekolady, które sprzedawali na stoisku, obok którego stałem. Wróciłem do Uruhy, bawiącego się telefonem.
- O, jesteś - uśmiechnął się.
- Trzymaj - wręczyłem mu jeden z kubeczków.
- Czekolada! Dzięki! - upił łyk gęstego, mlecznego napoju. - Pyszna... Dawno piłem taką smaczną.
- Kouyou, ja... - podrapałem się w tył głowy. - Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
- Hm? - uniósł brew. Nie rozjaśniłem mu sytuacji.
- Wracajmy, kochanie.
- A przyjedziemy tu kiedyś jeszcze?
- Obiecuję - podałem mu dłoń. Shima wstał i skierowaliśmy się do samochodu. Strasznie martwiłem się o tą kolację. Oby chłopaki się nie zgrywali... Zamyśliłem się.
- Yuu-chan. Yuu! - poczułem szarpanie za rękaw płaszcza.
- Wybacz, zamyśliłem się.
- Właśnie widzę. Strasznie spięty jesteś.
- Trochę się denerwuję...
- Czym niby?
- Chciałem, by ten dzień był dla ciebie wyjątkowy i...
- Jest.
- Naprawdę? - Uru stanął. Złapał mnie za obie dłonie, stając prodem do mnie. Spojrzał mi w oczy, unosząc kąciki ust lekko w górę.
- Jak mam ci to udowodnić, głuptasie?
- Etto... - na szczęście rudowłosy przerwał tę niezręczną chwilę leniwym, czułym pocałunkiem. Nasze języki powoli splatały się ze sobą, badając się nawzajem. Jako, że staliśmy na środku chodnika, kilka osób biło brawo, kilka nas zwyzywało... Że też ta hołota musiała się zejść w takim momencie! Kiedy się od siebie oderwaliśmy, tuż przed swoimi oczami miałem rozpromienioną twarz mojego skarba.
- Dziękuję Kou-chan... - przytuliłem go mocno, po czym kontynuowaliśmy dalszą drogę przez park do samochodu. Zaczynało się ściemniać...
Byliśmy już w budynku. Wsiedliśmy do windy i skierowaliśmy się na ostatnie piętro wieżowca. Podczas, gdy szukałem kluczy do mieszkania, Uru przytulał się do mnie, nieco uniemożliwiając mi wykonywanie obecnej czynności.
Kiedy otworzyłem drzwi, zamknąłem oczy w obawie, że chłopaki wykręcili jakiś numer... Denerwowałem się. Nie powinienem był zlecać im przygotowania kolacji. Sam mogłem to zrobić... Jednak wtedy nie byłaby to niespodzianka... Cholera.
Wpuściłem rudowłosego pierwszego. Za nim wszedłem ja.
- Yuu... To jest... - wszedł w głąb mieszkania, a ja zauważyłem mnóstwo zapalonych świeczek w kolorze czerwonym, prowadzących do jadalni. Było ich mnóstwo... Za dużo by liczyć. Pachniało... różami. W całym domu.
Dziękuję, chłopaki... - powiedziałem w myślach. Kouyou rozglądał się to w jedną, to w drugą stronę, jakby nie poznawał swojego mieszkania. Fakt, wyglądało... inaczej.
- Więc... to jest ta niespodzianka...
- Jak tu pięknie! Pachnie jak w tamtym ogrodzie... Yuu, to najpiękniejsze urodziny, jakie miałem! - rzucił mi się na szyję.
- Przesadzasz... Ale cieszę się, że ci się podoba. To wiele dla mnie znaczy. Zdejmij kurtkę - zaproponowałem, po czym wziąłem ją od Kouyou i powiesiłem na wieszak. To samo zrobiłem ze swoim płaszczem. - A teraz chodź - wziąłem go za rękę, prowadząc do jadalni. Ecru obrus, na to ciemnoczerwony bieżnik. Wszystko pięknie nakryte. Stół posypany oczywiście... płatkami róż. No, no Ruki odwalił kawał dobrej roboty. Mojemu skarbowi aż oczka się świeciły.
Prócz idealnego wystroju, na stole znajdowały się różne przystawki, jakieś dania, które przygotował Kai i schłodzony szampan. Rei ma nosa do alkoholu.
- Nie mogę się napatrzeć. Tak tu pięknie... I te róże... - wzdychał, podczas gdy ja włączyłem nastrojową muzykę.
- Jesteś cichą, schludną, niewinną różą bez skazy - zacytowałem wers jednej z naszych piosenek, obejmując gitarzystę w pasie.
- Miejmy nadzieję, że nie staniesz się moją dwunastą ofiarą... - dodał, spoglądając na mnie z dziwnym uśmieszkiem.
- Huh? - wzdrygnąłem się.
- Żartowałem! Przecież to końcówka Zetsu! - zaśmiał się, składając pocałunek na moim policzku. Dopiero po chwili to do mnie dotarło. - Ale miałeś minę...
- Siadaj już, skarbie - odsunąłem mu krzesło, ozdobione ciemnoczerwonym woalem. Sam też usiadłem po drugiej stronie stołu. Naprzeciwko Uru.
- Smacznego.
- Wzajemnie - uśmiechnął się. Zjedliśmy w ciszy, przerwanej spokojną muzyką.
Kiedy skończyliśmy, wznieśliśmy toast chłodnym, musującym szampanem. Po tym Uru podszedł do mnie i usiadł okrakiem na moich kolanach.
- Dziękuję... - wyszeptał mi na ucho, lekko gładząc po włosach. Kilka słonych kropli spłynęło mu po policzkach.
- Kou? Czemu płaczesz...?
- Wzruszyłem się... Naprawdę nie wiedziałem, że będzie nam tak dobrze... - wtulił się we mnie. Ja też bym się tego nigdy nie spodziewał. Tworzymy związek wręcz idealny. Rozumiemy się bez słów, pomagamy sobie, wspieramy się. Tak, jak kochający się ludzie. To naprawdę cudowne uczucie.
- Wiem, Kouyou, wiem... Ja też myślałem, że będzie inaczej.
- Ale tak jest dobrze, prawda?
- Jest lepiej, niż dobrze, moja kochana kaczuszko... - Uruha zaśmiał się na te słowa, po czym wpił się w moje usta z zachłannością.
- Obiecałeś mi coś, pamiętasz...? - uśmiechnął się, przykładając palec do ust.
- Nie bardzo... Może mi przypomnisz? - uśmiechnąłem się perwersyjnie.
- Może... - wstał i złapał mnie za dłoń. Szedłem za nim do sypialni. Znów świece. Tworzyły one niesamowity nastrój. Kouyou pchnął mnie na łóżko.
- Wiesz, chyba sobie przypomniałem... - pociągnąłem młodszego do siebie i zaczęliśmy się całować, badając wnętrze swoich policzków. Młodszy sięgnął mojego paska, powoli go rozpinając. Ja w tym czasie zdjąłem z niego koszulkę i legginsy. Wsunąłem mu rękę pod gumkę bokserek i zacząłem sunąć delikatnie palcami po jego członku. Wydał z siebie cichy pomruk, będący oznaką przyjemności. Chwilę później zacząłem stymulować jego męskość, co wiązało się z salwą kolejnych jęków i pomruków.
Po chwili jego nasienie wylało mi się na rękę. Dokładnie ją wylizałem. Uru pomógł mi w tym.
- Słodki jesteś... - powiedziałem. Kouyou uśmiechnął się i sprawnym ruchem zdjął ze mnie spodnie i koszulkę. Sam odrzucił gdzieś swoje bokserki i to samo zrobił z moimi.
- Aoi... n-nie mogę... - poczułem na swoim podbrzuszu, jak znów zaczął się podniecać. Nabił się na mnie z impetem, zaczynając szybko poruszać się to w górę, to w dół. Byłem w szoku. Przecież nie zdążyłem go przygotować...
- Spokojnie, masochisto... - złapałem go za biodra, przytrzymując lekko.
- Pu-uść... Proszę... - łza spłynęła mu po policzku. Otarłem ją dłonią.
- Cśś... - zmieniłem pozycję tak, że to teraz Uruha leżał pode mną. Zacząłem się delikatnie poruszać.
- Mh... Aoi, tak... - szeptał, co bardziej mnie nakręcało. Z czasem moje ruchy przybrały na sile. Próbowałem znaleźć jego czuły punkt.
- Aoi...! - krzyknął rudowłosy, kiedy udało mi się trafić w jego prostatę.
Raz, drugi, trzeci.
- N-nie wytrzymam... - jęknął, po czym doszedł prosto na mój brzuch. Jeszcze kilka pchnięć i rozlałem się w jego wnętrzu.
Opadłem obok ukochanego, ciężko oddychając. Uruha też regulował swój oddech. Napawaliśmy się ciszą i swoim zapachem.
- To było... coś - szepnął młodszy, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej.
- Z tobą zawsze jest coś - zaśmialiśmy się. Patrzyłem na jego uroczą buzię, oświetlaną jedynie dogasającymi płomykami świec. Przykryłem nas satynową kołdrą. Gładziłem gitarzystę po włosach.
- Wiesz, teraz bez obaw mogę powiedzieć, że dostałem najcudowniejszy prezent na świecie.
- Jaki?
- Ciebie...
proszę chwileczkę poczekać...
OdpowiedzUsuń.
.
.
Dobra, jestem już w stanie coś napisać :P
1. Spróbuj tylko zaprzestać pisać a obiecuje, że nie napisze kolejnej części *zły śmiech* albo cię znajdę i zmuszę :P
2. tak się zaczytałam, że przypaliłam tosty ;/ albo raczej spaliłam...
3. Pamiętasz co ci kiedyś pisałam? COFAM WSZYSTKO!!! To było zawaliste, cudne i piękne i i i i... ogólnie: ładnie napisane, tak wyraźnie i czytelnie...
4.Ah, i ten pomysł Aoisia <3 ii ogród różany <3 <3
OGÓLNIE BYŁO CUDNIE I PIĘKNIE I W OGÓLE... WZRUSZYŁAM SIĘ T3T
MASZ PISAĆ!!!
P.S. jak zwykle o czymś zapomniałam ;/
o przypomniałam sobie:
Usuńjako osoba, która już jakieś yaoi napisała (oj tam że są beznadziejne) polecam:
- czytanie ich,
- "dokształcanie się"
Ja np. czytałam ostatnio o... (nie czytać)seksie analnym i oralnym(już można)...i powiem szczerze że to pomaga i sprawia, że pisze się bardziej realnie...
czytałam również homopedie o.O tak, takie coś istnieje! i to trochę też pomaga
(wiem już po co gejom prezerwatywy =.=)
CZEKAM NA WIĘCEJ YAOI W TWOIM WYKONANIU!!
Uhu, dostosuję się XD
UsuńWiesz, i tak mam już zrytą banię, więc poczytanie czegoś takiego chyba mi nie zaszkodzi ^^;
A co do czytania... Czytam yaoi, ale jakoś nie miałam odwagi napisać XD
To szantaaaaaaż~ ;-; Masz dodać kolejną część! Bo Cię zjem XD
Usuń1. Ja nawet nie myślałam o zaprzestaniu, kobieto! XD Po prostu dodaję opki 'w swoim tempie'.
2. Wybacz mi te spalone tosty~ ;-;
3. Matko, cieszę się, że to się komuś podoba <3 I w ogóle takie komplementy to ja proszę bardzo ^^
Staram się pisać jakoś przejrzyście... Ale błędy jakieś na pewno są. Tego nie da się uniknąć.
4. Ano... myślałam długo nad tym pomysłem... Fabuła niespecjalnie mi wyszła, ale skoro się podoba, to chyba mogę być z siebie zadowolona.
Pierwsze opublikowane yaoi? Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. : 3
OdpowiedzUsuńPODOBAŁO MI SIĘ. *__* Czekam na więcej takich shotów. x3
Ojej, dziękuję <3
UsuńBędzie, mam nadzieję:D
To było przesłodkie! Mrrr <33
OdpowiedzUsuń'róże, róże, róże..' cały czas to nucę!
hahaha, Akira mistrz tłuczenia wazonów XD Prędzej powiedziałabym, że Takanori coś zbije ><
Zakończenie bardzo mi się podobało ^^'' Takie.. mrrr <3
Więcej takich shotów! :D
Taka był tu dizajnerem! @@
UsuńEhe, okej <3
Jejku.... jakie to słodkie ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej
Weny ^*^