piątek, 22 czerwca 2012

ReitaxRuki (oneshot): ,,Nowe życie''

        Jest jeszcze wcześnie. Spojrzałem na budzik. Czwarta rano, dopiero zaczyna świtać. Ostatnio mam problemy ze spaniem. Odgarnąłem kołdrę i podniosłem się z łóżka. Idąc po miękkim, beżowym dywanie, stanąłem przed jasną, drewnianą, dość dużą szafą, przeglądając jej zawartość. Wybrałem przydługą, czarną koszulkę z kolorowym nadrukiem, do tego jasnoniebieskie, niezbyt obcisłe spodnie. Z szuflady niżej wyjąłem świeżą bieliznę. Otworzyłem cicho drzwi, kierując się do toalety. Nagle usłyszałem ciche brzdąkanie na gitarze. Dochodziło z pokoju wokalisty. Zatrzymałem się przed zamkniętymi drzwiami jego pokoju, wsłuchując się w kojącą melodię, jaką wydawała gitara.
        Wszyscy mieszkamy razem. Tak bardziej się opłaca. Niższy czynsz, mniej idzie na żywność, każdy ma siebie na oku. Tak chyba jest dobrze. A raczej byłoby dobrze, gdyby nie wokalista, w którym zabujałem się już... jakieś 3 lata temu. Wiem, że jest biseksualny. Jednak boję się. Głupi ja sam nie wiem, czego tak naprawdę się boję. Odrzucenia? Tak, chyba tak to się nazywa. Jednak staram się nie okazywać mu większej uwagi. Niespecjalnie daję mu do zrozumienia, że mi się podoba... albo raczej imponuje. To słowo jest odpowiedniejsze... Nie robię tak, jak starszy gitarzysta, który na oku miał Kouyou też od paru ładnych lat. Wciąż się na niego gapił, zaczepiał go, przez co często mylił chwyty, podczas grania piosenek na próbie. Kai dostawał białej gorączki przez jego zachowanie. Dlatego też kazał gitarzystom wszystko sobie wyjaśnić i od kolejnej próby zachowywać się, jak na ludzi przystało. Już następnego dnia gołąbeczki nie odstępowały siebie na krok, a Shiroyama nie mylił chwytów. Proste? Banalne w swej postaci. Cóż, też mógłbym przyjąć identyczną taktykę, a Tanabe wziąć na swatkę, ale po co? Taka to nie Kouyou, pewnie nie odwzajemnia moich uczuć tak, jak było w przypadku młodszego gitarzysty. Matsumoto jest w ogóle innym typem człowieka. Rozsądny, opanowany. Szaleje tylko wtedy, kiedy wie, że może. Albo po zbyt dużej ilości spożytego alkoholu. W sumie odpowiadało mi to, w jakiej sytuacji się znajduję. Taka platoniczna miłość... Jestem blisko, ale nie za blisko. A to, że cierpię... poradzę sobie. Przecież na wokaliście świat się nie kończy, prawda...?
Pytanie numer dwa: jak bardzo się mylę...?

        Stojąc dalej, wsłuchując się w inną już melodię, rozpoznałem w niej coś bardzo znajomego. Do dźwięku gitary dołączył cichy wokal Takanoriego...
- Reila, Reila... - usłyszałem. Pamiętam, jak cierpiał po stracie tej delikatnej istoty. Wtedy uznał, że nie chce mieć innych dziewczyn. Bo ta była jedyną... Nie chciałem komplikować jego zasad moralnych, mówiąc, że jest w błędzie. Że mimo jej śmierci powinien nadal iść naprzód, nie oglądając się za siebie, w przeszłość. Nie chciałem tego niszczyć, bo wiem, ile ta dziewczyna dla niego znaczyła. Była całym jego światem, natchnieniem, muzą... Gdybym dawał mu takie bezsensowne rady, jak każdy inny, nie uważałby mnie za przyjaciela. Ot, wujek dobra rada od siedmiu zakichanych boleści. Nie doradzałem mu, bo wiem, jak się czuł... czuje.
Jak to jest? Chcieć, ale nie móc tego mieć? No jak? Nie wiesz? A ja wiem, bo jestem w podobnej, lecz tak różnej niż on sytuacji. Reila odeszła i nie wróci, Takanori jest. Tu. Nadal. Siedzi właśnie za tymi drzwiami, obok których stoję i nasłuchuję, jak śpiewa. Cicho, by nie obudzić pozostałych.
Dźwięk urywanego wokalu po słowach 'aishiteru' oraz przerwanego szarpania za struny instrumentu ściągnęły mnie na ziemię. Usłyszałem, jak młodszy odkłada gitarę i kieruje się w stronę drzwi, by wyjść z pokoju. Szybko czmychnąłem do łazienki, zamykając ją za sobą. Oparłem się dłońmi o umywalkę, patrząc w lustro. Nie wyglądałem najlepiej, zauważyłem sińce pod oczami, nie spowodowane przez niedomycie wczorajszego makijażu, lecz przez niesypianie. Naprawdę, nie wiem co mi jest. Śpię średnio godzinę, do dwóch dziennie, a potem chodzę przybity... Do tego nieświeże włosy, które powinienem umyć. Zdjąłem z siebie swój obecny strój i wszedłem pod prysznic. Kiedy oblałem się gorącym strumieniem wody, poczułem, jak zmęczenie natychmiast odchodzi. Odświeżyłem się, przetarłem włosy ręcznikiem, nie susząc ich. Takie 'gorące zabiegi' tylko niszczą strukturę włosów. Potem przebrałem się w ubrania, które wcześniej wybrałem. Usłyszałem nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Tak?
- Um... Kiedy wyjdziesz? - był to nie kto inny, jak nasz wokalista.
- Za chwilkę, tylko trochę sprzątnę...
- Dobrze, poczekam.
W ekspresowym tempie ogarnąłem z grubsza pomieszczenie i przekręciłem zamek w drzwiach łazienki. Wyszedłem. Młodszy również nie wyglądał najlepiej. Miał podpuchnięte, lekko czerwone oczy. Do tego policzki trochę mu ,,świeciły''. Płakał...? Obdarzyłem go lekkim, ciepłym uśmiechem. Ten blado mi odwzajemnił.
- Taka... Coś się stało...?
- Nie, nie, wszystko jest w porządku... - spróbował się uśmiechnąć, lecz wyszedł z tego lekki grymas. Z jego oczu popłynęły łzy, a on sam ukrył twarz w dłoniach i wparował szybko do łazienki, zamykając się w niej.
- Takanori... Proszę, nie rób nic głupiego, cokolwiek się stało... - na odpowiedź nie czekałem i takowej nie otrzymałem. Wiedząc, ile czasu szatyn spędza w łazience, postanowiłem pójść do jego pokoju. Nie powinienem, ale ciekawość wzięła nade mną górę.
       Uchyliłem drzwi i wślizgnąłem się do środka. Zlustrowałem pokój. Na łóżku zasłanym czekoladowym kocem, leżało mnóstwo chusteczek. Teraz byłem pewny, że płakał. Tylko dlaczego...?
Gitara była na swoim miejscu, jakim był plastikowy, czarny stojak. Podszedłem na palcach do biurka, znajdującego się pod sporym oknem. Leżało na nim wiele zdjęć, przedstawiających szatyna i Reilę.
Więc to ona jest powodem jego łez?
Wredna istoto, pozwól mu się od siebie uwolnić. Nie widzisz, że on chce być szczęśliwy? Ty mu na to nie pozwalasz. Nie pozwalasz mu kochać. Nie pozwalasz mu zauważyć, że ktoś go kocha... Puść go, daj mu żyć... On cierpi. I to właśnie przez ciebie...

       Stałem tak jakiś czas, pochylony nad masą fotografii. Nawet nie usłyszałem, kiedy wokalista wtargnął do pokoju.
- Co ty tu robisz...? - kiedy usłyszałem ten lekko zachrypnięty głos, odwróciłem się szybko.
- Taka! Przestraszyłeś mnie...
- Co ty tu robisz...? - stał z wzrokiem wbitym w ziemię. Włosy zasłaniały mu twarz. Wyglądał strasznie...
- Bo j-ja... Ty... płakałeś... Takanori, co się...
- Gówno cię to obchodzi! Wynoś się stąd! Rozumiesz?! Wynoś się! - histeryzował. Podszedł do mnie i zaczął mnie popychać ku wyjściu. Przytrzymałem mu ręce, na co ten szarpał się, próbując się wyrwać z mojego stalowego uścisku.
- Takanori, uspokój się!
- Zostaw mnie, proszę... zostaw... - przestał się szamotać i rozpłakał się. Puściłem jego nadgarstki i przytuliłem go, chowając szatyna w swoich ramionach. Oparłem policzek o jego potargane włosy. Już po chwili poczułem, jak ramiona młodszego oplatają mnie w pasie. To było takie... przyjemne...
Głaskałem go po głowie, a ten wypłakiwał mi się w koszulkę.
- Płacz, Taka, płacz... Będzie ci lżej... - po tych słowach wplotłem usta we włosy niższego, całując go lekko w czubek głowy. Zacząłem się lekko kiwać, kołysząc wokalistę. Już po chwili słyszałem tylko zanoszenie się od płaczu i miarowe pociąganie nosem. Sięgnąłem po chustkę i delikatnie otarłem mu nią oczy.
- Takanori... - odezwałem się po chwili ciszy. - Przepraszam, nie powinienem był wchodzić tu bez pytania. Chciałem ci tylko pomóc...
- Nie pomożesz mi... - odezwał się, mocno zachrypniętym głosem.
- Niby czemu?
- Nie wskrzesisz... - zrobił pauzę. - Jej – wskazał na zdjęcia, leżące na biurku i oparł się czołem o moją klatkę piersiową.
- Słyszałem, jak rano grałeś... Tak myślałem, że to o nią chodzi.
- Bo dziś jest jej piąta rocznica śmierci... Pojechałbyś ze mną na cmentarz...?
- Oczywiście... - pomimo tego, że była to prośba dotycząca pojechania w takie, a nie inne miejsce, w duchu cieszyłem się jak dziecko, że to właśnie mnie o to poprosił.
- Dzięki... - pociągnął nosem, oderwał się ode mnie i uśmiechnął się. Teraz tak szczerze. Nieśmiało, ale szczerze... Odwzajemniłem uśmiech.
- Daj spokój, przecież wiesz, że możesz na mnie liczyć. Zawsze.
- Um... Wybacz, że tak na ciebie naskoczyłem. Trochę się zdenerwowałem, kiedy zobaczyłem, że tu jesteś... Nie lubię, kiedy ktoś narusza moją prywatność, szczególnie, kiedy pokój jest w takim stanie... Jednak w sumie dobrze, że byłeś to akurat ty, a nie ktoś inny... - albo uważał mnie za głąba, który nikomu nie wypaplałby, że szatyn tęskni za Reilą, bo nie będę tego rozumiał, albo po prostu mi ufał... Zdecydowanie wolałem tę drugą wersję.
- Tak w rekompensacie... Jeśli chcesz, to wpadaj do mnie, kiedy tylko masz na to ochotę. Wiem, że często siedzisz sam. Samotność wyraźnie ci nie sprzyja, wiesz?
- T-tak, masz rację... Dobrze, będę przychodził – speszył się. Chyba nie spodziewał się takiej propozycji z mojej strony. Cóż, mi jest bardzo na rękę.
- Jak będziesz chciał już jechać, to daj mi znać. Ja lecę do siebie. Tylko nie płacz już, dobrze...?
- Dobrze, dobrze... Dziękuję ci... - podszedł do mnie i stając na palcach, musnął mój policzek swoimi różowymi ustami.
- Ja... Ten... Iść miałem... Khm, będę u siebie – odchrząknąłem.
- Idź, idź... - zaśmiał się. Że też musiałem się jąkać! Co on sobie pomyśli?! Głupi, głupi ja!
 
       Uciekłem do siebie. Matko, czemu on to zrobił no?! Ale nie powiem... To było nawet... miłe. Bardzo miłe.
       Postanowiłem zasłać swoje łóżko i trochę uprzątnąć pokój. Kiedy skończyłem, z powrotem usiadłem na zasłane już łóżko i wyjąłem spod niego laptopa. Zacząłem surfować po internecie. Zupełnie bez celu. Czasem lubiłem sobie posiedzieć ot tak, dla zabicia czasu. Założyłem słuchawki na uszy, by posłuchać muzyki i jednocześnie nikomu nie przeszkadzać. Lider oraz gitarzyści jeszcze spali.


       Nagle ujrzałem szatyna, zaglądającego do mojego pokoju. Zdjąłem słuchawki i spojrzałem na komputerowy zegarek w prawym dolnym rogu ekranu. Już po 8? Jak ten czas leci... Przed chwilą była piąta...
-Zrobiłem śniadanie, jesteś głodny? - zapytał, uśmiechając się. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, głośno zaburczało mi w brzuchu.
- Etto...
- No teraz mi nie zaprzeczysz! Chodź – zaśmiał się, opuszczając pomieszczenie. Wyłączyłem laptopa i schowałem go z powrotem pod łóżko. Wiem, genialne miejsce, jak na trzymanie elektroniki...
Podniosłem się z wielkiego, dwuosobowego łoża. Do dziś nie mam pojęcia po co było mi takie wielkie... Skierowałem się do kuchni, gdzie czekał Takanori.
- No, siadaj, bo wystygnie.
- Dzięki! Właśnie na to miałem ochotę... Czytasz mi w myślach.
- Smacznego, chuściasty – uśmiechnąłem się do młodszego na to określenie. W tym samym momencie zorientowałem się, że nie założyłem swojej opaski. Zakryłem dłonią pół twarzy.
- Zaraz wrócę... - wymamrotałem spod ręki.
- Akira! Zostań. Przecież nie jesteśmy na scenie...
- Wiem, ale... ale się z nią zżyłem!
- Czasem mam ochotę porządnie sobie przywalić, że uznałem tą szmatkę za dobry znak rozpoznawczy dla ciebie...
- To nie szmatka! ON nazywa się Reita-san*! - popatrzyłem gniewnie na wokal, na co ten wywrócił oczami. Coś ze mną nie tak?!
- Dobrze, dobrze... - zaśmiał się. - Więc Reita-san podczas urlopu będzie pod moją opieką, okej?
- Ale...
- Zaraz mi ją... go oddasz.
- Wredota.
- Jedz, bo zimne będzie!
- No już, już... - usiadłem do stołu, wpychając pałeczkami do ust porcję ryżu z warzywami i sosem, na który przepis znał tylko Takanori. Nawet dla Tanabe go nie zdradził! Mówiłem, że wredota...
- Ty nie jesz? - zorientowałem się, że szatyn od jakiegoś czasu patrzy się na mnie, pijąc jedynie herbatę. Pewnie znów nieposłodzoną. Jak zwykle...
- Jakoś nie mam apetytu...
- Chyba humoru... - parsknąłem, odsuwając talerz trochę dalej i przysunąłem do siebie kubek z letnią herbatą. Wypiłem ją na jednym wdechu. Wokalista spojrzał w okno, stukając pierścionkami o ścianki czarnego kubka. - Dalej o niej myślisz...? - westchnąłem, odstawiając talerz i kubek do zmywarki. Ten kiwnął twierdząco głową. Oczy mu się zeszkliły.
- Ciężko mi zapomnieć... A chciałbym, naprawdę. Chcę zacząć nowe życie i nie myśleć o przeszłości...
- Wiem, Taka. Myślę, że... A.. albo nie...
- Proszę, powiedz...
- Tylko mnie za to nie skarć. Uważam, że powinieneś z nią porozmawiać – spojrzał na mnie jak na idiotę. - Nie patrz tak na mnie. Porozmawiaj z nią. Dziś na cmentarzu. Pożegnaj się. Powiedz jej, że nie chcesz być od niej zależny... - popatrzyłem na niższego. Trawił moje słowa, bijąc się z myślami.
- Akira...?
- Tak?
- Jedźmy...
Odstawił pusty kubek na blat. Wyszedł z kuchni i zaczął nakładać płaszcz, buty i szal na szyję. Ja skierowałem się do siebie po nieodłączny element mego wizerunku.
       Wróciłem do Takanoriego i też zacząłem się ubierać. Kiedy schyliłem się, by zawiązać buty, poczułem, jak opaska uwalnia mój nos. Podniosłem zdziwiony wzrok na wokalistę, który chował kawałek materiału do kieszeni swojego płaszcza.
- Nie będzie ci potrzebna... - uśmiechnąłem się lekko. Zgarnąłem z korytarzowej szafki klucze od samochodu, dokumenty i wyszliśmy z mieszkania.


       Będąc w drodze, Taka wypatrywał czegoś uważnie.
- Aki, zajedźmy do tej kwiaciarni, dobrze?
- Okej...
- Poczekaj w samochodzie, zaraz wrócę – wokalista trzasnął samochodowymi drzwiami i udał się do kwiaciarni. Pięć minut później wyszedł z niej, trzymając długą, ciętą czerwoną różę.
- Już możemy... - nic nie mówiąc, ruszyłem w dalszą drogę.
        Po jakimś czasie dojechaliśmy na cmentarz. Nie wiedziałem, co zamierza szatyn. Jak przyjął moją uwagę? Nie mam pojęcia... Mam jednak nadzieję, że postąpi rozsądnie...
        Przeszliśmy przez skrzypiącą furtkę wejściową i szliśmy zawiłymi dróżkami, wprost do miejsca, gdzie pochowano dziewczynę. Po kilku minutach drogi odnaleźliśmy jej pomnik.
- Witaj, ukochana... - zaczął Takanori, kładąc na marmurowej płycie czerwony kwiat. Chciałem odejść, by mógł załatwić wszystko sam, bez krępacji. Jednak gdy zacząłem się powoli cofać, wokalista złapał mnie za rękaw. Kiedy na mnie spojrzał, wzrokiem prosił mnie, bym przy nim został. Kiwnąłem głową, dając mu tym do zrozumienia, że zostanę. Z powrotem zwrócił swój wzrok na nagrobek. - Wiesz, jest mi ciężko po tym, jak odeszłaś... Dobrze wiesz, że byłaś moją największą miłością. Jednak czuję, że nadeszła pora, bym zaczął żyć normalnie... Nie zwalam winy na ciebie, najdroższa... Chcę jednak, byś wiedziała, że postanowiłem zacząć od nowa... - po jego policzkach spływały słone łzy. Było mu ciężko... - Nie zapomnę o tobie, będę cię wspominał, ale chcę się pożegnać... Zamierzam odwiedzać cię dwa razy w roku. W rocznicę twojej śmierci i w urodziny. Nie miej mi tego za złe... Jeśli mnie kochasz, zrozum i wybacz mi... - w tej samej chwili błękitne niebo spowiły ciemne, burzowe chmury. A przecież nie zanosiło się na deszcz... Zaczęło padać. - Nie płacz, kochana... Nigdy cię nie zapomnę... - dodał szatyn, płacząc rzewniej. Przytulił się do mnie.
- Byłeś bardzo dzielny... Jestem z ciebie dumny – szepnąłem mu na ucho i pogłaskałem go po plecach.
Deszcz wciąż przybierał na sile. Zmoczył nasze włosy i okrycie wierzchnie.
- Dziękuję, że ze mną przyjechałeś... To wiele dla mnie znaczy... - spojrzał mi w oczy. Deszcz mieszał się z jego łzami, rozmazując delikatny makijaż.
- Chodźmy już. Przeziębisz się...
- Żegnaj, Reila... - powiedział półszeptem. Schowałem ręce w kieszenie swojego płaszcza,a młodszy przylgnął do mojego ramienia. Szybkim krokiem opuściliśmy cmentarz, wsiadając do mojego auta. Deszcz stukał w szyby, zakłócając ciszę, jaka nastała między mną, a Matsumoto.
- Wszystko w porządku? - zapytałem, widząc nieobecny wzrok szatyna, wbity w zaokienną przestrzeń.
- Teraz już tak... Cieszę się, że w końcu to zrobiłem. Dodałeś mi odwagi i pewności siebie – uśmiechnąłem się, widząc w oczach Taki maleńkie iskierki – znak, że teraz wszystko będzie tak, jak być powinno.


       Weszliśmy do mieszkania. Gitarzyści byli już na nogach. Tylko Kai smacznie spał. Wczoraj nieźle się namęczył. Późno wrócił, bo musiał pozamykać wszystkie sprawy, dotyczące przedwczorajszego koncertu.
- O, cześć – przywitał nas uśmiechnięty Kouyou. - Gdzie byliście?
- Na cmentarzu – odparł Takanori. Zdjęliśmy mokre płaszcze.
- No tak... dziś rocznica Reili...
- Ale teraz będzie wszystko okej. Nie, Taka? - ten tylko się uśmiechnął i wieszając płaszcz, poszedł do siebie.
- A temu co? Dziwny jakiś... Szczęśliwy? - palnął z niezrozumieniem Kou.
- Oficjalnie rozpoczął nowe życie – uśmiechnąłem się, szperając w kieszeni płaszcza wokalisty. Wyjąłem stamtąd swoją opaskę. Wcisnąłem ją do kieszeni swoich spodni. Postanowiłem, że potem odłożę ją do mojego pokoju.
- Bez Reili? W końcu... Myślałem, że sobie chłopak nigdy nie odpuści...
- Najwidoczniej odpuścił. I ma się całkiem dobrze. Zresztą sam widziałeś.
- No... To w sumie dobrze.
- Kou, śniadanie! - usłyszałem krzyk Yuu z kuchni.
- Wzywają mnie... - zaśmiał się, wywracając oczami i poszedł do kuchni. Udałem się za nim.
- O, cześć, Akira – przywitał mnie Shiroyama, całując młodszego gitarzystę w policzek.
- Cześć... Co tam przygotowałeś?
- Omlety.
- Mógłbym wziąć porcję? Taka nic nie jadł...
- No jasne. Tylko ma zniknąć. Powiedz, że jeśli nie zje, to go uduszę. Osobiście – uśmiechnął się znacząco, grożąc drewnianą łopatką, którą przewracał ciasto na patelni.
- Przekażę – nałożyłem spory kawałek placka na talerz, wziąłem jakieś dodatki, nalałem do szklanki soku i stawiając wszystko na tacy udałem się w stronę jego pokoju. Zapukałem trzy razy.
- Kto to? - usłyszałem stłumiony głos zza drzwi.
- Akira. Mogę?
- A tak, wejdź – nacisnąłem na klamkę, wchodząc do pomieszczenia. Z łóżka zniknęły chusteczki, a z biurka zdjęcia.
- Przyniosłem ci śniadanie. Yuu zrobił omlety.
- Nie jestem...
- Powiedział, że cię udusi, jeśli nie zjesz – wygiąłem usta w perfidnym uśmiechu. - A ja mu pomogę – dodałem.
- No wiesz...? - splótł ręce na piersi, robiąc naburmuszoną minę. Mała diva.
- Wiem tylko, że jeśli nie zjesz, to będziesz miał niemało kłopotów. Angażując w to jeszcze Kou... i Yutakę, oczywiście... - zacząłem wymieniać, robiąc minę myśliciela.
- Już dosyć! Zjem to... - postawiłem tacę na łóżku. Takanori usiadł po turecku i zaczął pałaszować. - Nawet smaczne...
- Poczekam tu, byś nie wywalił wszystkiego przez okno, czy gdzie tam...
- Niby czemu miałbym to zrobić?
- Ostatnio w ogóle nie jesz. Myślisz, że jestem taki ślepy i tego nie zauważyłem? - Taka westchnął ciężko, dojadając swoje śniadanie. Następnie wypił sok.
- Matko, tak wielkiego śniadania nie jadłem chyba nigdy... - złapał się za brzuch, odstawił tacę na ziemię i opadł na poduszki.
- Przesadzasz... Już ja się za ciebie wezmę. Takie śniadania będą dla ciebie pierwszym, co ujrzysz zaraz po przebudzeniu się.
- Akiiii... Ja nie chcę... - jęknął, odwracając się twarzą do ściany, tym samym tyłem do mnie. Siedziałem na ziemi jeszcze chwilę, dopóki nie zorientowałem się, że szatyn w ogóle się nie odzywa. Zajrzałem do młodszego. Spał! Tak szybko zasnął? W sumie mu się nie dziwię. Tyle wrażeń, do tego wstał chyba wcześniej niż ja. Chwyciłem z jego szafy koc w kolorze wanilii i nakryłem nim wokalistę do pasa. Podniosłem tacę z podłogi. Na moje nieszczęście szklanka na niej przewróciła się, przez co narobiła niemało hałasu. Młodszy od razu zerwał się ze snu.
- Matko, wystraszyłeś mnie!
- Przepraszam. Śpij, zmęczony jesteś...
- Aki...
- Hm? - kierowałem się powoli ku wyjściu z pokoju.
- Zostań tu... - mruknął, przecierając oczy. Tak słodko wyglądał...
- Um, to ja tylko odniosę tackę i zaraz wrócę.
- Nie, zostań...
- No... Dobra... - odstawiłem tacę z powrotem i usiadłem na łóżku. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy. Poprawka: długą chwilę w bardzo niezręcznej ciszy.
- Myślisz, że teraz będzie wszystko w porządku? - zapytał.
- Myślę, że teraz będzie o wiele lepiej, niż tylko w porządku.
- Akira, chodź tu – wskazał na miejsce obok siebie.
- Ja...?
- Nie, nie ty. Ten obok – zaśmiał się. No tak, głupie pytanie, inteligentniejsza odpowiedź. - No chodź tu...! - niepewnie zbliżyłem się do szatyna, usadawiając się obok. Oparłem się plecami o ścianę, a Takanori położył głowę na mojej klatce piersiowej.
- Coś się stało...? - zapytałem, głaszcząc go po plecach.
- Po prostu nie chcę być sam... - podzielił się puchatym kocem i przymknął oczy. Już po chwili smacznie spał. Cisza zaczęła nużyć także mnie. Było mi cholernie dobrze. Trzymałem właśnie w ramionach faceta, którego kocham najmocniej na świecie! 
Po dłuższej chwili zasnąłem.


       Gdy się obudziłem, deszcz stukał głośno o szyby. Było już ciemno. Spojrzałem na jaskrawy wyświetlacz elektronicznego zegarka, który aktualnie wyświetlał dwudziestą pierwszą czterdzieści dwa. Rozejrzałem się po pokoju. W progu stał... Tanabe.
- No, no, no... - zacmokał. - Jak tam, gołąbeczki?
- Spadaj! Taka poprosił mnie, bym z nim został, bo nie chciał być sam.
- Uroczo wyglądacie – pokazał dołeczki.
- Yutaka, my nie jesteśmy razem...
- Może i nie, ale powinniście – ostrożnie wygramoliłem się spod koca, układając Takanoriego na poduszkach. Wypchnąłem lidera z pokoju i wyszedłem razem z nim. Odszedłem trochę od drzwi, by rozmową nie obudzić młodszego.
- Daruj sobie te swoje komentarze, okej? - zacząłem, marszcząc brwi. Nie, żebym miał coś przeciwko związkowi z Matsumoto...
- Akira, kogo ty oszukujesz? Siebie? Wszystkich tych, którzy widzą, że ci na nim zależy?
- Co?! Yutaka, przestań...
- Nie. Takanori cię kocha, wiesz, ślepoto?
- Takanori?! - wytrzeszczyłem oczy. Fakt, spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, niż z pozostałymi członkami zespołu, ale w życiu nie podejrzewałbym, że... mężczyzna, którego kocham, odwzajemnia moje uczucia! Czułem, jak serce podchodzi mi do gardła, nogi się uginają, a w brzuchu, jak pojebane, lata stado motyli-taranów, na czym cierpią moje wszystkie wnętrzności.
- Nie drzyj się tak! Sam kazałeś mi być cicho... I, tak, Takanori. Zwierzał mi się...
- O matko...
- No nie mów, że cię zaskoczyłem.
- No... Trochę...
- Ty też go kochasz. Prawda?
- Ja... Ee... - podrapałem się po głowie.
- Nasz wiecznie odważny Akiś nagle wymięka. No chyba śnię! Przecież to wszystko widać, stary... - perkusista poklepał mnie po ramieniu. - Idź do siebie, przemyśl wszystko. Wiem, że już późno ale jak chcesz, to w kuchni jest obiad. Wystarczy odgrzać, a wiem, że nie jadłeś...
- Dzięki, nie jestem głodny...
- Okej, więc ja idę się położyć. Późno już. Dobranoc.
- Tak... Dobranoc... - nadal w szoku poszedłem do siebie. Ze spodni wyjąłem chustkę, kładąc ją na szafce nocnej. Chwyciłem z komody odpowiednik mojej piżamy i skierowałem się do łazienki. Wziąłem długą, pachnącą, relaksacyjną kąpiel. Jak dobrze, że uparłem się na kupno tej wanny...
       Kiedy wyszedłem z łazienki, zajrzałem do pokoju Taki. Nadal spał. Wszedłem, by szczelniej okryć go kocem, który za wiele ciepła nie dawał. Nachyliłem się lekko i odgarnąłem niesforne kosmyki włosów, opadające szatynowi na twarz.
Jest piękny...
A ja jestem głupi. I ślepy. I głupi. I jeszcze raz ślepy. I wszystko naraz! 
Spojrzałem na wokalistę raz jeszcze i poszedłem do siebie. Od razu wgramoliłem się pod kołdrę i zamknąłem oczy. Nie byłem senny, ale... i tak nie dałbym rady normalnie funkcjonować. Nic lepszego niż sen do głowy mi nie przychodziło. Zasnąłem po raz drugi.


- Aki... Akira... - poczułem szturchanie. Wybudziłem się. Obok mojego łóżka stał Takanori! Podniosłem się do siadu.
- Co się stało...? - zapytałem zaspany.
- Reila... Ona tu była! I powiedziała mi, że mi wybacza... I w ogóle... że na pewno jest ktoś, kto zdążył mnie pokochać... Ona... Ona tu była, rozumiesz? - opowiedział na jednym tchu. - Ja... Jestem szczęśliwy...
- To świetnie - uśmiechnąłem się, czego ten pewnie nie zauważył, bo było ciemno. - Chodź tu... - odgarnąłem kołdrę z miejsca obok. Szatyn położył się.
- Dzięki... Nie chciałem być sam...
- Wiem, wiem. Nie ma sprawy... - tandetna wymówka, mój drogi...
- Um, mogę...? - wskazał na moją klatkę piersiową.
-Jasne, kładź się... - westchnąłem. Tak nie śpią przyjaciele... - Dobranoc... - młodszy wtulił się we mnie, a ja objąłem go jedną ręką. Chwilę jeszcze rozkminiałem sens jego wypowiedzi. ,,Na pewno jest ktoś, kto zdążył mnie pokochać''... Och, Reilo, czyżbyś mnie wysłuchała?
Tym razem również zasnąłem. Coś czułem, że odeśpię cały tydzień...


       Obudziło mnie poranne światło. No tak, nie zasłoniłem rolet... Kiedy chciałem się podnieść, uświadomiłem sobie, że moje ciało skrępowane jest przez dość ciasny uścisk. Popatrzyłem na słodko śpiącego szatyna. Zacząłem głaskać go lekko po głowie. Po chwili otworzył oczy i spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem na twarzy. Poczułem lekkie ukłucie w brzuchu.
- Jak się spało? - zapytałem.
- Tak dobrze, jak nigdy – zaśmiał się, głaszcząc mnie lekko po torsie. - Akira...? Co tu robi ta opaska? - wskazał na szafeczkę obok łóżka.
- Aaa... nic...!
- Miała być u mnie! Zabrałeś mi ją!
- No nie gniewaj się już... Masz – oddałem Takanoriemu szmatkę.
- A teraz... mam coś dla ciebie... - uśmiechnął się szeroko.
- Dla mnie?
- Ale nie możesz patrzeć... - zawiązał mi opaskę na oczach.
- Taka...? - poczułem się niepewnie, nic nie widząc.
- Obiecaj mi coś.
- Co takiego...?
- Że mimo wszystko nie uciekniesz stąd i mnie wysłuchasz. Cokolwiek się stanie.
- O-obiecuję...
Zamarłem. Akcja mojego serca została wstrzymana. Poczułem JEGO usta na SWOICH. To jakiś żart?! Rozwiązałem sobie opaskę i głaszcząc młodszego po policzku, zachłannie oddawałem pieszczotę. Chyba oszaleję! Właśnie spełnia się moje marzenie...!
Przejechałem językiem po dolnej wardze szatyna. Dostawałem szału, czując te miękkie usteczka na swoich. Wokalista rozchylił lekko wargi, z czego skorzystałem, wpychając mu swój język do środka. Lekko badaliśmy swoje podniebienia i wnętrze policzków. Młodszy pchnął mnie na łóżko, siadając mi okrakiem na biodrach. Tym samym oderwaliśmy się od siebie.
-Tyle na ciebie czekałem... - szepnąłem, kiedy ten wtulił się we mnie.
-Kocham cię, Aki...
-Ja ciebie też, Taka, ja ciebie też... - znów sięgnąłem jego ust i zacząłem masować jego męskość przez materiał bokserek. Spomiędzy warg szatyna wydobył się cichy jęk. Po chwili pozbyłem się jego bokserek i przewracając go na plecy, zacząłem stymulować jego twardniejącą męskość. Salwa westchnień i cudownych pojękiwań wypełniła całe pomieszczenie. Byłem cholernie nakręcony. Miałem ciarki na całym ciele, a krew we mnie buzowała. Nie dawała spokoju mojej dolnej części ciała. Myślałem, że dojdę od samego patrzenia na wijącego się pode mną Takanoriego!
- Aki! Ach, A-Aki... T-tak! - już po chwili ciepła ciecz zalała moją dłoń. Taka przyłożył ją sobie do ust i dokładnie wylizał. Potem nachylił się nad moim uchem.
- Kotku... – szepnął uwodzicielsko, po czym z powrotem opadł na łóżko, kusząco rozchylając nogi. Pozbyłem się swojej bielizny.
- Taka... Nie mam nic do...
- To nic.
- Ale będzie bolało...
- Aki, kurwa, tyle na to czekałem, a ty tylko problemów szukasz... Chcę cię poczuć, więc proszę, rżnij mnie już – oblizał się. Diabeł.
Uniosłem jego biodra i naparłem na jego wejście. Wchodząc w niego coraz głębiej, jego paznokcie wbijały mi się w plecy.
- Ah...! Boli... - syknął.
- Mówiłem... Ale zaraz przestanie, zobaczysz - starałem się zadawać mu jak najmniej bólu. Zająłem mu usta językiem, by chwilowo odwrócić jego uwagę od tego, co dzieje się niżej. Młodszy oddawał pieszczotę szybko, brutalnie i łapczywie. Głaskałem go po zewnętrznej części ud. Kiedy wszedłem w niego do końca, nie poruszałem się, by szatyn się przyzwyczaił do mojej obecności.
Po jakimś czasie Takanori zakręcił biodrami, co było dla mnie pozwoleniem do dalszych poczynań. Zacząłem się w nim poruszać. Coraz głośniejsze jęki nakręcały mnie bardziej. Taka z każdym kolejnym pchnięciem wił się już nie z bólu, lecz z czystej rozkoszy. Wręcz błagał o więcej... Byłem wniebowzięty.
- Mocniej, Aki! Ach, tak...! Wła...śnie t-tam! - sięgnąłem jego prostaty raz, drugi i kolejny, a ten wygiął się w łuk.
- Taka... Ja już... Nie mogę... - po jeszcze kilku pchnięciach wylałem się we wnętrzu wokalisty. Dosłownie moment po tym doszedł szatyn, oznajmiając to głośnym, przeciągłym jękiem. Zmęczeni, ciężko oddychając opadliśmy na łóżko, przytulając się do siebie. Młodszy schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Dziękuję Akira... Kocham cię – wymamrotał, regulując oddech.
- Ja też cię kocham... - przygarnąłem wokalistę bardziej do siebie, całując go w ramię. - Jestem chyba najszczęśliwszym facetem pod słońcem...
- Jesteśmy, kochanie, jesteśmy...
- Wiesz, strasznie fajnie jęczysz – na moje szczere do bólu słowa twarz Matsumoto oblał rumieniec. Matko, jakie to urocze...
- Akira! - oderwał się ode mnie i spojrzał gniewnie, dysząc.
- No, prawdę mówię! Dla mnie możesz tak co noc... I co dzień... - rozmarzyłem się.
- Nie dość, że zboczony, to jeszcze fetyszysta! - warknął, siadając. Szybko zmienił pozycję na leżącą, klnąc pod nosem.
- A już tam fetyszysta! - zaśmiałem się, widząc nieporadność mniejszego. - Boli?
- Troszeczkę... - speszył się. - Ale... głośno? - zaśmiałem się ponownie. Młodszy znów przylgnął do mojego torsu.
- Noo... Chłopaki na pewno słyszeli.
- Kurwa...
- Spokojnie, zauważyli, że się w sobie kochaliśmy... Yutaka nawet chciał nas swatać.
- Nie gadaj...
- No, serio.
- Dobrze, że przejąłem inicjatywę.
- Bardzo, bardzo dobrze, skarbie... - złączyliśmy usta w czułym pocałunku już któryś raz z kolei. - A teraz wypadałoby się trochę ogarnąć...
- A powtórzymy to wieczorem...? - młodszy spojrzał na mnie nieśmiało, gniotąc w ręku krawędź kołdry.
- Jeśli tylko chcesz, mój perwersie.
- A mógłbym...
- Przenieść się? Nawet zaraz – uśmiechnąłem się.
- Mówiłem, że cię kocham? - Takanori rzucił się na mnie, całując namiętnie.
I właśnie teraz, w tej chwili poznałem plusy posiadania tak wielkiego łóżka. Cel na najbliższą przyszłość: żyć dalej z tym kochanym szatynem u boku.

10 komentarzy:

  1. Cholera jasna, uwielbiam tego shota, kocham. x3
    W końcu się go doczekałam. Był taki fajny, a ta Reila jeszcze wzbogaciła całą akcję.
    BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO. ~
    Czekam na więcej Twoich ficków i weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak bardzo poprawiasz mi humor tym komentarzem <33
      Myślałam, że Reila wszystko zepsuje, a tu proszę :3
      Dziękuję! <333

      Usuń
  2. Nie gadaj bzdur, to jest piękneeeee <3333333333
    Oh mai, Reila...płaczę zawsze jak słucham tej piosenki ;-;
    I zastanawiam się, czy Ruki naprawdę kiedyś miał miłość o tym imieniu...

    Sceny są cudne, mrrrrrrr <3 ;3

    OMG, REITA-SAN XDDDD

    P.S.
    AOIHAAAA !! <3



    Kocham tą opaskę teraz XDDD
    Lecę na nią bardziej niż na samego Reia XDD

    Dużo weny, Skarbie ;*

    P.S.2
    Przez tą dużą ilość odstępów, wygląda to, jakby ten komentarz był długi, lecz naprawdę jest w cukrzycę krótki XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przy niej ryczę ;-;
      Chyba miał... Raczej to nie fejk, bo chodzą i takie plotki D: Sama nie wiem. Zawsze znajdą się mądrzy i mądrzejsi w tej sprawie. RUKI JEST ODPOWIEDZIĄ NA WSZYSTKIE PYTANIA XD

      Tak, Aoiha <3

      Ja też kocham tę opaskę, jest taka... mrr XDD

      Dziękuję, kotek <3

      Usuń
    2. Ugh... ; - ;
      Jeśli miał, to mu współczuję...wiem, jak to jest stracić kogoś bardzo bliskiego...
      RUKI WIE WSZYSTKO. Trzeba go kiedyś porwać i wypytać o to, skąd bierze takie zarąbiste okulary...=w=

      Mrrr <3

      "Walić Reia, my chcemy opaskę" ? XD

      ;*

      Usuń
    3. też wiem, niestety...
      TAK. I O JEGO STOSUNKI Z REIEM XD Może wtedy wychodziłyby mi lepsze yaoi? XD

      E... Ja wciąż wolę Reitę XD Kolejna osoba do hugania, yay~ XD Opaska swoją drogą XD

      Usuń
  3. Ech...przyznam, ze zaskoczylas mnie z ta opaska xd. Poza tym sopdobal mi sie tekst z motylami ^×^ . Wgl caly shot bardzo mi sie spodobal, szczerze myslalam, iz bedzie to jedenz kolejnych tak czesto spotykanychn partingow - a tu zaskoczenie juz chwile nie czytalo mi sie tak przyjemnie o tej parze,szczerze =*
    Dziekuje za ta odmiane, juz myslalam, ze zaczne powoli ich eetto...'unikac'
    Pozdrawiam i czekam na dalsze opki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, miło mi, że się podobało i dziękuję Ci bardzo za opinię c:

      Usuń
  4. Awwww ;; Siedzę sobie i myślę nad sensem życia, co jest idealnym pretekstem do czytania reituki ;;
    wiesz, że się rozpłakałam? Wzruszyłam? Jakkolwiek by to nazwać, miałam łzy w oczach przez to na cmentarzu. Dzielny Taka-chan ;; A Akiś bardzo dobrze na niego działał. Motywował go, pocieszał... Słodkie po prostu ;;
    I SEKSY OMFG JAK JA KOCHAM SEKSY U WSZYSTKICH INNYCH TYLKO NIE U SIEBIE HAHAHHA

    Ok, koniec wywodu ;; Piękne </3

    Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  5. O Boże, o Boże, o Boże (wdech,wydech,wdech,wydech,wdech,wydech). *.* TO BYŁO GENIALNE! Super to napisałaś. Mój ulubiony fragment: ,,po tych słowach wplotłem usta we włosy niższego, całując go lekko w czubek głowy.'' Piękny moment na cmentarzu.

    OdpowiedzUsuń